prostu nie byla juz w stanie sie dziwic.
– Kto to? – zapytala Cora.
– Czlowiek, ktory zmienil moje zycie – odparla cicho Grace.
Otworzyla drzwi. W progu, ze spuszczona glowa, stal Jimmy X.
Wu mimo woli sie usmiechnal.
To ta kobieta. Gdy tylko zobaczyl radiowoz, wszystko zrozumial. Jej pomyslowosc byla niezwykla i godna podziwu.
Nie ma czasu na zachwyty.
Co robic?
Jack Lawson lezy zwiazany w bagazniku. Teraz Wu zrozumial, ze powinien byl odjechac, gdy tylko zobaczyl przewrocona skrytke na klucz. Kolejna pomylka. Na ile jeszcze moze sobie pozwolic?
Zminimalizowac straty. Oto kluczowe zadanie. W zaden sposob nie zdola wyjsc z tego bez szwanku. Popelnil blad. Bedzie musial za to zaplacic. Jego odciski palcow sa v- calym domu. Kobieta z sasiedztwa zapewne podala policji jego rysopis. Znajda Sykesa, zywego lub martwego. Nic nie moze na to poradzic.
Wniosek: jesli zostanie zlapany, pojdzie do wiezienia na bardzo, bardzo dlugo.
Radiowoz wjechal na podjazd.
Wu sprezyl sie i zaczal dzialac. Zbiegi na parter. Przez okno zobaczyl, jak radiowoz zatrzymal sie z lekkim poslizgiem. Na zewnatrz zapadl juz zmrok, lecz ulica byla dobrze oswietlona. Z wozu wysiadl wysoki czarnoskory mezczyzna w mundurze. Zalozyl czapke. Jego bron pozostala w kaburze.
Dobrze.
Czarnoskory policjant ledwie zdazyl zrobic dwa kroki, gdy Wu z szerokim usmiechem otworzyl frontowe drzwi.
– Co moge dla pana zrobic, oficerze?
Policjant nie siegnal po bron. Na to liczyl Wu. Znajdowali sie w okolicy zamieszkanej glownie przez mlode rodziny, na bezkresnym obszarze znanym jako amerykanskie przedmiescia. W ciagu swej wieloletniej pracy policjant z Ho-Ho-Kus zapewne przyjmuje kilkaset zawiadomien o wlamaniach. Wiekszosc, jesli nie wszystkie, to falszywe alarmy.
– Otrzymalismy zawiadomienie o wlamaniu – powiedzial policjant.
Wu zmarszczyl brwi, udajac zdziwienie. Zrobil krok naprzod, ale zachowal dystans. Jeszcze nie, pomyslal. Nie przestrasz go. Celowo wykonywal oszczedne, powolne ruchy.
– Chwileczke, juz wiem. Zapomnialem klucza. Pewnie ktos zauwazyl, jak wchodzilem tylnymi drzwiami.
– Pan tutaj mieszka, panie…
– Chang – powiedzial Wu. – Tak, mieszkam. Och, ale to nie moj dom, jesli o to pan pyta. Nalezy do mojego partnera, Fredericka Sykesa.
Teraz Wu zaryzykowal kolejny krok.
– Rozumiem – rzekl policjant. – A pan Sykes jest…
– Na gorze.
– Moge sie z nim zobaczyc?
– Pewnie, prosze wejsc. – Wu odwrocil sie plecami do policjanta i zawolal w kierunku schodow: – Freddy? Freddy, narzuc cos na siebie. Jest tu policja.
Wu nie musial sie odwracac. Wiedzial, ze ten wysoki czarnoskory mezczyzna idzie za nim. Teraz znajdowal sie zaledwie dwa metry od niego. Wu wszedl do domu. Przytrzymal otwarte drzwi. Poslal policjantowi usmiech, ktory mial byc afektowany.
Policjant, identyfikator glosil, ze nazywa sie Richardson, ruszyl do drzwi.
Kiedy byl zaledwie pol metra od niego, Wu uderzyl.
Funkcjonariusz Richardson zawahal sie, byc moze wyczuwajac niebezpieczenstwo, ale bylo za pozno. Wymierzony w splot sloneczny cios zostal zadany nasada dloni. Richardson zlozyl sie jak skladane krzeslo. Wu doskoczyl do niego.
Zamierzal go obezwladnic. Nie chcial zabic.
Organy scigania goraczkuja sie, kiedy ktos zrani policjanta.
Smierc policjanta dziesieciokrotnie bardziej podnosi temperature.
Gliniarz byl zgiety wpol. Wu kopnal go miedzy nogi. Richardson opadl na kolana. Wu zastosowal technike uciskania nerwow. Wbil knykcie wskazujacych palcow nieco ponizej uszu mezczyzny, omijajac tetnice, odnajdujac wrazliwe punkty.
Trzeba nacisnac pod odpowiednim katem. Gdyby zrobil to z calej sily, zabilby ofiare.
Ta technika wymaga precyzji.
Richardson postawil oczy w slup. Wu puscil go. Richardson runal na ziemie.
Wkrotce odzyska przytomnosc. Wu odpial mu od pasa kajdanki i przykul go do poreczy schodow. Zerwal przypieta do munduru krotkofalowke. Potem pomyslal o kobiecie z sasiedniego domu.
Na pewno patrzyla przez okno.
Z pewnoscia znowu zadzwoni na policje. Zastanowil sie, czy nie powinien temu zapobiec, ale nie mial czasu. Gdyby probowal ja zaatakowac, zauwazylaby go i zamknela drzwi. Wdzieranie sie do jej domu trwaloby za dlugo. Powinien wyniesc sie stad, poki czas. Pospieszyl do garazu i wsiadl do minibusa Jacka Lawsona. Sprawdzil ladunek z tylu.
Jack Lawson lezal zwiazany na podlodze.
Wu przesunal sie na siedzenie kierowcy. Mial juz plan.
Charlaine miala zle przeczucia juz wtedy, gdy zobaczyla, jak policjant wysiada z samochodu.
Przede wszystkim byl sam. Spodziewala sie, ze bedzie ich dwoch, jak w telewizyjnych serialach takich jak Starsky i Hutch, Adam czy Briscoe i Green. Teraz zrozumiala, ze popelnila blad. Dzwoniac na policje, byla zbyt spokojna. Powinna byla powiedziec, ze widziala cos wstrzasajacego, przerazajacego, zeby przyjechali czujni i przygotowani. Zamiast tego odegrala tylko wscibska sasiadke, czepialska babe, ktora nie ma nic lepszego do roboty, jak z byle powodu wzywac policje.
Ponadto zachowanie tego policjanta rowniez budzilo niepokoj. Maszerowal w kierunku drzwi jak na paradzie, niczym sie nie przejmujac. Z miejsca, w ktorym stala, Charlaine nie widziala frontowych drzwi, tylko podjazd. Kiedy funkcjonariusz zniknal jej z oczu, serce podeszlo Charlaine do gardla.
Chciala krzyknac ostrzegawczo. Uniemozliwialy jej to, choc moze to zabrzmi dziwnie, nowe okna, ktore zainstalowali w zeszlym roku. Byly otwierane pionowo, za pomoca recznej korbki. Zanim odsunelaby obie zasuwki i podciagnela okno do gory, policjant juz dawno zniknalby jej z oczu. A poza tym, co mialaby krzyknac? Jakie ostrzezenie? W koncu przeciez wlasciwie niczego nie wiedziala.
Postanowila czekac.
Mike byl w domu. Siedzial w pokoju na dole, ogladajac mecz Yankees nadawany przez YES. Zmieniali sie przed telewizorem. Juz nie ogladali razem telewizji. Sposob, w jaki raz po raz zmienial kanaly, doprowadzal ja do szalu. Mieli odmienne upodobania. Choc tak naprawde, to nie byl powod. Moglaby ogladac cokolwiek. Mimo to Mike siedzial w pokoju, a ona w sypialni. Oboje ogladali telewizje samotnie, w ciemnosci. Nie wiedziala, kiedy to sie zaczelo. Tego wieczoru dzieci nie bylo w domu – brat Mike'a zabral je do kina – ale nawet kiedy byly, tez siedzialy w swoich pokojach. Charlaine probowala ograniczac im czas surfowania po sieci, ale bylo to niemozliwe. W czasach jej mlodosci przyjaciolki godzinami rozmawialy przez telefon. Teraz przesylaly sobie krotkie wiadomosci przez Internet i Bog wie co jeszcze.
Oto, czym stala sie jej rodzina: czterema obcymi osobami siedzacymi w ciemnosciach i kontaktujacymi sie ze soba tylko z koniecznosci.
Zauwazyla, ze w garazu Sykesa zapalilo sie swiatlo. Przez okienko, to zasloniete firanka z imitacji koronki, Charlaine zobaczyla cien. Poruszal sie. W garazu. Dlaczego tam? Policjant nie mial powodu, zeby tam wchodzic. Chwycila telefon i wybrala dziewiec jeden jeden, idac jednoczesnie w kierunku schodow.
– Dzwonilam do was niedawno – powiedziala dyspozytorce.
– Tak?
– W zwiazku z wlamaniem do domu sasiada.
– Wyslalismy tam policjanta.
– Taak, wiem. Widzialam, jak przyjechal. Cisza. Czula sie jak idiotka.