Wrocili razem do jej domu i teraz siedzieli w kuchni. Rozmawiali juz od ponad pol godziny.
– Dostala to pani dwa dni temu? – spytal Scott Duncan.
– Tak.
– A wtedy pani maz… to ten, prawda? – Wskazal Jacka na zdjeciu.
– Tak.
– Uciekl?
– Znikl – powiedziala. – On nie uciekl.
– Racja. Sadzi pani, ze zostal porwany?
– Nie wiem, co sie z nim stalo. Wiem tylko, ze ma klopoty. Scott Duncan nadal wpatrywal sie w fotografie.
– Poniewaz przekazal pani jakies ostrzezenie? Powiedzial, ze potrzebuje przestrzeni?
– Panie Duncan, chcialabym wiedziec, w jaki sposob zdobyl pan to zdjecie. I jak pan znalazl mnie, skoro o tym mowa.
– Rozeslala to pani jako spam. Ktos rozpoznal moja siostre i przeslal mi to zdjecie. Zidentyfikowalem nadawce i troche go przycisnalem.
– To dlatego nie dostalysmy zadnych odpowiedzi? Duncan skinal glowa.
– Najpierw chcialem z pania porozmawiac.
– Powiedzialam panu wszystko, co wiem. Zamierzalam porozmawiac sobie z facetem z Photomatu, kiedy sie pan pojawil.
– Przesluchamy go, nie ma obawy.
Nie mogl oderwac oczu od zdjecia. To ona mowila. On nic jej nie powiedzial poza tym, ze ta kobieta na zdjeciu to jego siostra. Grace wskazala na przekreslona twarz.
– Niech mi pan o niej opowie – zazadala.
– Miala na imie Geri. Czy to imie cos pani mowi?
– Przykro mi, ale nie.
– Maz pani nigdy go nie wymienial? Geri Duncan.
– Nie przypominam sobie. – I dodala: – Powiedzial pan „miala”.
– Co?
– Powiedzial pan „miala”. Miala na imie Geri. Scott Duncan skinal glowa.
– Zginela w pozarze, kiedy miala dwadziescia jeden lat. W akademiku. Grace zamarla.
– Chodzila do Tufts, prawda?
– Tak. Skad pani wie?
Teraz Grace zrozumiala, dlaczego twarz tej dziewczyny wydala jej sie znajoma. Nie znala jej, ale wtedy w gazetach zamieszczono jej zdjecia. Wracajac do zdrowia, Grace czytala sporo tygodnikow.
– Przypominam sobie, ze o tym czytalam. Czy to nie byl wypadek? Pozar instalacji elektrycznej czy cos takiego.
– Tak sadzilem jeszcze trzy miesiace temu.
– Co sie zmienilo?
– Prokuratura prowadzi sprawe niejakiego Monte Scanlona. To platny zabojca. Zaplacono mu, zeby upozorowal wypadek. Grace probowala to ogarnac.
– I dowiedzial sie pan o tym dopiero trzy miesiace temu?
– Tak.
– Sprawdzil pan to?
– Wciaz to badam, ale uplynelo wiele czasu. – Teraz mowil nieco lagodniej. – Po tylu latach niewiele zostalo sladow.
Grace odwrocila sie.
– Dowiedzialem sie, ze w tamtym czasie Geri chodzila z miejscowym chlopcem, niejakim Shane'em Alworthem. Czy to nazwisko cos pani mowi?
– Nie.
– Jest pani pewna?
– Tak, calkowicie.
– Shane Alworth byl notowany. Nic powaznego, ale sprawdzilem go.
– I co?
– Znikl.
– Znikl?
– Bez sladu. Nie znalazlem zadnych danych w Ministerstwie Pracy. Zaden Shane Alworth nie placi podatkow. Nie znalazlem tez jego numeru ubezpieczenia.
– Jak dawno?
– Jak dawno temu znikl?
– Tak.
– Sprawdzilem ostatnich dziesiec lat. Nic. – Duncan siegnal do kieszeni plaszcza i wyjal nastepne zdjecie. Podal je Grace. – Poznaje go pani?
Dlugo przygladala sie fotografii. Nie bylo zadnych watpliwosci. Drugi chlopak ze zdjecia. Pytajaco spojrzala na Duncana. Skinal glowa.
– Niesamowite, co?
– Skad je pan ma?
– Od matki Shane'a Alwortha. Ona twierdzi, ze jej syn mieszka w jakims miasteczku w Meksyku. Jest misjonarzem czy kims takim i dlatego jego nazwisko nie figuruje w spisach. Shane ma rowniez brata, ktory mieszka w St. Louis. Jest psychologiem. Potwierdza to, co powiedziala matka.
– Jednak pan w to nie wierzy.
– A pani?
Grace polozyla zagadkowe zdjecie na stole.
– Tak wiec wiemy juz cos o trzech osobach z tej fotografii – powiedziala bardziej do siebie niz do Duncana. – Mamy panska siostre, ktora zostala zamordowana. Mamy jej chlopca, Shane'a Alwortha, ktory zaginal. I mojego meza, ktory znikl wkrotce po tym, jak zobaczyl to zdjecie. Zgadza sie?
– Owszem.
– Co jeszcze powiedziala matka?
– Shane jest nieosiagalny. Jej zdaniem przebywa w amazonskiej dzungli.
– W amazonskiej dzungli? W Meksyku?
– Ona niezbyt dobrze zna sie na geografii. Grace pokrecila glowa i wskazala na zdjecie.
– Zatem zostaja nam te dwie kobiety. Domysla sie pan, kim one sa?
– Nie, jeszcze nie. Teraz jednak wiemy juz wiecej. O tej rudej powinnismy niebawem czegos sie dowiedziec. Te druga, stojaca tylem do obiektywu, nie wiem czy kiedykolwiek zidentyfikujemy.
– Dowiedzial sie pan czegos jeszcze?
– Wlasciwie nie. Kazalem ekshumowac cialo Geri. Zalatwienie tego zajelo mi troche czasu. Przeprowadzaja pelna autopsje, szukajac sladow uzycia przemocy, ale to trudna sprawa. To – podniosl zdjecie z Internatu – byl pierwszy slad, na jaki wpadlem. Nie spodobala jej sie nuta nadziei w jego glosie.
– Moze to zdjecie nie ma zadnego znaczenia…
– Sama pani w to nie wierzy. Grace polozyla rece na stole.
– Sadzi pan, ze moj maz mial cos wspolnego ze smiercia panskiej siostry?
Duncan potarl szczeke.
– Dobre pytanie – rzekl. Czekala.
– Zapewne mial z tym cos wspolnego. Jednak nie sadze, zeby to on ja zabil, jesli o to pani pyta. Dawno temu cos sie wydarzylo. Nie wiem co. Moja siostra zginela w pozarze. A pani maz uciekl za morze. Zdaje sie, ze do Francji, tak?
– Tak.
– Shane Alworth tez znikl. Chce powiedziec, ze to wszystko sie ze soba laczy. Musi sie jakos laczyc.
– Moja szwagierka cos wie. Scott Duncan kiwnal glowa.
– Mowila pani, ze to prawniczka?