Jego samochod byl na calodobowym parkingu przy Siedemdziesiatej Ulicy. Brama byla zamknieta. Myron zadzwonil. Dozorca niechetnie nacisnal guzik, podnoszac krate.
Myron nie byl samochodowym entuzjasta i wciaz jezdzil fordem taurusem, ktorego nazywal Magnesem na Laski. Samochod sluzyl mu do przenoszenia sie z punktu A do punktu B. Kropka. Od liczby koni mechanicznych i zaworow w cylindrach wazniejsze bylo radio z klawiszami przy kierownicy, zeby mogl nieustannie zmieniac stacje.
Wybral numer telefonu komorkowego Aimee.
– Halo? – powiedziala cicho.
– Juz jade.
Aimee nie odpowiedziala.
– Moze zostaniesz na linii? – zaproponowal. – Zebym wiedzial, ze wszystko jest w porzadku.
– Mam prawie rozladowana baterie. Musze oszczedzac.
– Powinienem tam byc za dziesiec, gora pietnascie minut – rzekl Myron.
– Z Livingston?
– Nocowalem w miescie.
– Och, to dobrze. Na razie.
Rozlaczyla sie. Myron spojrzal na zegar na desce rozdzielczej. 2.30. Rodzice Aimee musza sie strasznie niepokoic. Mial nadzieje, ze zawiadomila Claire i Erika. Korcilo go, zeby do nich zadzwonic, ale wiedzial, ze nie powinien. Kiedy Aimee wsiadzie do samochodu, namowi ja, zeby zadzwonila.
Ze zdziwieniem uslyszal, ze Aimee znajduje sie w centrum Manhattanu. Powiedziala mu, ze bedzie czekala na rogu Piatej Alei i Piecdziesiatej Czwartej. Prawie przy Rockefeller Center. Dziwne, ze osiemnastoletnia dziewczyna imprezowala w tej czesci Wielkiego Jablka, gdzie teraz nie bylo zadnego nocnego zycia. W powszednie dni ta dzielnica tetnila zyciem. W weekendy roilo sie tu od turystow. Jednak w sobotni wieczor na ulicach bylo malo ludzi. Byc moze Nowy Jork jest miastem, ktore nigdy nie spi, lecz gdy Myron wjechal na Piata Aleje, od Piecdziesiatej Ulicy srodmiescie zdecydowanie drzemalo.
Zatrzymal sie na swiatlach na skrzyzowaniu Piatej Alei i Piecdziesiatej Drugiej Ulicy. Zgrzytnela klamka, Aimee otworzyla drzwi i wsiadla.
– Dziekuje – powiedziala.
– Nic ci nie jest?
– Nic – odparl cichy glos za jego plecami.
– Nie jestem szoferem, Aimee. Usiadz z przodu. Zawahala sie, ale zrobila to, o co prosil. Kiedy zamknela drzwiczki, Myron obrocil sie do niej. Aimee patrzyla przed siebie. Jak wiekszosc nastolatek, nalozyla zbyt gruba warstwe makijazu. Mlode dziewczyny nie potrzebuja go, szczegolnie w takich ilosciach. Jej oczy byly przekrwione i podkrazone jak slepia lemura. Miala na sobie cos obcislego i mlodziezowego, cienkiego i zwiewnego jak gaza – stroj z rodzaju tych, ktorych nie nosi sie po ukonczeniu dwudziestu trzech lat, nawet majac dobra figure.
Tak bardzo byla podobna do swojej matki, gdy ta byla w jej wieku.
– Mamy zielone swiatlo – powiedziala Aimee.
Ruszyl.
– Co sie stalo?
– Niektorzy za duzo wypili. Nie chcialam z nimi jechac.
– Gdzie?
– Co gdzie?
Myron wiedzial rowniez, ze srodmiescie nie jest ulubionym miejscem spotkan mlodziezy. Ta przewaznie przesiadywala w barach przy Upper East Side albo w dzielnicy artystow.
– Gdzie piliscie?
– Czy to wazne?
– Chcialbym wiedziec.
Aimee w koncu odwrocila sie do niego. Miala wilgotne oczy.
– Obiecales. Jechal dalej.
– Obiecales, ze nie bedziesz o nic pytal, pamietasz? – Chcialem sie tylko upewnic, ze nic ci nie jest.
– Nic mi nie jest.
Myron skrecil w prawo, wybierajac krotsza droge.
– Zatem odwioze cie do domu.
– Nie.
Czekal.
– Zatrzymalam sie u kolezanki.
– Gdzie?
– Mieszka w Ridgewood.
Zerknal na nia, a potem znow spojrzal przed siebie.
– W Bergen County?
– Tak.
– Wolalbym odwiezc cie do domu.
– Moi rodzice wiedza, ze jestem u Stacy.
– Moze powinnas do nich zadzwonic.
– I co powiedziec?
– Ze nic ci nie jest.
– Myronie, oni mysla, ze bawie sie z przyjaciolmi. Jesli zadzwonie, zaczna sie denerwowac.
Miala racje, ale Myronowi i tak sie to nie podobalo. Poza tym konczyla mu sie benzyna. Musial zatankowac. Przejechal West Side Highway i przez most Jerzego Waszyngtona. Zajechal na pierwsza napotkana stacje przy Route 4. New Jersey to jeden z dwoch stanow w calym USA, gdzie nie wolno samemu napelniac baku. Pracownik stacji, noszacy turban i calkowicie pochloniety lektura powiesci Nicolasa Sparksa, nie ucieszyl sie na ich widok.
– Za dziesiec dolarow – powiedzial mu Myron. Gdy tamten odszedl, Aimee zaczela pociagac nosem.
– Nie wygladasz na pijana – zaczal Myron.
– Wcale nie mowilam, ze jestem. Byl ten, kto mial prowadzic.
– Jednak wygladasz tak – ciagnal – jakbys plakala.
Odpowiedziala typowym gestem nastolatki przypominajacym wzruszenie ramion.
– A twoja kolezanka Stacy. Gdzie teraz jest?
– W domu.
– Nie pojechala z toba do centrum?
Aimee potrzasnela glowa i odwrocila sie.
– Aimee?
– Myslalam, ze moge ci ufac – powiedziala cicho.
– Mozesz.
Znow potrzasnela glowa. Potem wyciagnela reke i chwycila za klamke. Chciala wysiasc. Myron zlapal ja za przegub lewej reki, nieco mocniej, niz zamierzal.
– Ej – powiedziala.
– Aimee… Probowala sie wyrwac. Myron nie puszczal.
– Chcesz zadzwonic do moich rodzicow.
– Chce tylko sie upewnic, ze nic ci nie jest. Druga reka usilowala rozewrzec jego palce. Myron poczul jej paznokcie na swoich knykciach.
– Pusc mnie!
Zrobil to. Wyskoczyla z samochodu. Myron chcial ruszyc za nia, ale mial zapiety pas. Uprzaz odrzucila go z powrotem na fotel. Rozpial pas i wysiadl. Aimee, potykajac sie, szla po autostradzie, z rekami zalozonymi na piersi.
Potruchtal za nia.
– Prosze, wroc do samochodu.
– Nie.
– Odwioze cie, dobrze?