– Potrzebuje twojej pomocy.
Zszedl do wody ostroznie, jakby oczekiwal, ze utrzyma jego ciezar. Mial na sobie elegancka koszule z kolnierzykiem na guziczki oraz szorty od Lilly Pulitzer tak jaskrawe, ze sploszylby rekiny. Jachtowy japiszon. Byl drobnej budowy, lecz na jego przedramionach graly miesnie niczym stalowe weze. Kiedy do nich podszedl, Terese wstala. Win podziwial jej urode, przygladajac sie, lecz nie gapiac. Niewielu mezczyzn tak potrafi. Ot, dobre wychowanie. Ujal dlon Terese i usmiechnal sie. Wymienili uprzejmosci, a po nich sztuczne usmiechy i zbyteczne uwagi. Oslupialy Myron tego nie sluchal. Terese przeprosila ich i wrocila do domu.
– Prima sempiterna – pochwalil Win, bacznie jej sie przygladajac.
– Do mnie pijesz? – spytal Myron.
– W telewizji zawsze siedzi za pulpitem – odparl Win, w najlepsze sledzac sokolim wzrokiem… cel.
– W zyciu bym sie nie domyslil, ze sempiterne ma pierwsza klasa. – Pokrecil glowa. – Wielka szkoda.
– Pewnie. Moze podczas kazdego wejscia na antene powinna kilka razy wstac, pare razy sie odwrocic, sklonic et cetera.
– Swieta slowa! – Win zerknal na Myrona. – Pstryknales jej serie fotek, nagrales na wideo?
– Nie, tak bys zrobil ty albo gwiazda rocka kawal zboka.
– Szkoda.
– Dobrze, dobrze, zrozumialem. – Prima sempiterna? – No wiec, co sie dzieje z Esperanza? Terese zniknela w drzwiach wejsciowych. Win westchnal cicho i obrocil sie do Myrona.
– Zatankowanie paliwa zajmie pol godziny. Potem odplyniemy. Pozwolisz, ze spoczne?
– Co sie stalo, Win?
Win bez slowa usiadl na lezaku, ulozyl sie wygodnie, podlozyl rece pod glowe i skrzyzowal nogi.
– Musze przyznac, ze jak ci odbija, to z klasa – powiedzial.
– Wcale mi nie odbilo. Potrzebowalem odpoczac.
– Uhm.
Win odwrocil wzrok i do Myrona raptem dotarlo, ze zranil jego uczucia. Dziwne, ale chyba prawdziwe. Ten blekitnokrwisty, arystokratyczny socjopata nie zatracil mimo wszystko ludzkich uczuc. Chociaz od czasu studiow byli nierozlaczni, to uciekajac z Nowego Jorku, Myron nawet do niego nie zadzwonil. A przeciez Win nie mial procz niego nikogo bliskiego.
– Chcialem do ciebie zadzwonic – zaczal niepewnie Myron. Win nie zareagowal.
– Wiedzialem jednak, ze w razie klopotow mnie znajdziesz. To prawda. Win odnalazlby igle w stogu siana.
– Niewazne.
– Wiec co sie dzieje z Esperanza?
– Chodzi o Clu Haida.
Haid byl pierwszym klientem Myrona, baseballista u schylku kariery.
– A co z nim?
– Nie zyje.
Pod Myronem ugiely sie nogi. Opadl na lezak.
– Zabity trzema strzalami we wlasnym mieszkaniu. Myron opuscil glowe.
– Myslalem, ze powrocil na wlasciwa droge. Win nie odpowiedzial.
– A co ma do tego Esperanza?
– W tej chwili – Win spojrzal na zegarek – wedle wszelkiego prawdopodobienstwa aresztuja ja za zamordowanie Haida.
– Co takiego?!
Win znow nie odpowiedzial. Nie cierpial sie powtarzac.
– Mysla, ze go zabila?
– Jak dobrze, ze wakacje nie stepily twoich zdolnosci do dedukcji. Win wystawil twarz w strone slonca.
– Jakie maja dowody?
– Na przyklad narzedzie zbrodni. Slady krwi. Wlokna. Masz jakis olejek ochronny?
– Ale jak…? – Myron utkwil wzrok w nieprzenikniona jak zwykle twarz przyjaciela. – Zrobila to?
– Nie mam pojecia.
– Nie spytales?
– Nie chciala ze mna rozmawiac.
– Slucham?
– Z toba rowniez.
– Nie rozumiem – rzekl Myron. – Esperanza nikogo by nie zabila.
– Jestes tego pewien?
Myron przelknal sline. Przyszlo mu na mysl, ze swieze przezycia pomoga mu lepiej zrozumiec przyjaciela. Win rowniez zabijal. I to czesto. A poniewaz on sam tez niedawno zabil, uznal, ze polaczy ich dodatkowa wiez. Ale nie polaczyla. Przeciwnie. Wspolne doswiadczenie odsunelo ich od siebie. Win ponownie sprawdzil godzine.
– Moze sie spakujesz? – zagadnal.
– Nie musze nic brac.
Win wskazal reka dom. Stojaca w otwartych drzwiach Terese patrzyla na nich w milczeniu.
– W takim razie pozegnaj sie z Madame Sempiterna i ruszajmy w droge – powiedzial.
2
Ubrana w szlafrok, Terese czekala oparta o framuge drzwi. Nie bardzo wiedzac, co powiedziec, Myron poprzestal na „dziekuje”. Skinela glowa.
– Pojedziesz ze mna? – spytal.
– Nie.
– Nie zostaniesz tu na zawsze.
– Dlaczego?
– Nie masz pojecia o boksie – rzekl po chwili.
– Wyraznie czuje – powachala powietrze – ze zanosi sie na metafore sportowa.
– Niestety.
– Fe! Trudno.
– Miedzy nami toczy sie swoisty pojedynek – zaczal Myron. – Uskakujemy, robimy zwody, nurkujemy, unikamy zwarcia. Ale nie mozemy tego robic w nieskonczonosc. W koncu trzeba bedzie zadac cios.
Skrzywila sie.
– Kiepskie skojarzenie.
– Pod wplywem impulsu.
– I niescisle – dodala. – A co powiesz na to? Poznalismy sile przeciwnika. Powalil nas na mate. Jakos zdolalismy wstac, lecz nogi wciaz mamy jak z waty, a przed oczami mgle. Jeszcze jeden cios i bedzie po walce. Najlepiej potanczyc, nie dac sie trafic i utrzymac dystans.
Trudno zaprzeczyc. Zamilkli.
– Jesli wpadniesz do Nowego Jorku, zadzwon, to…
– Dobrze. Znow zamilkli.
– Wiemy, co sie stanie – powiedziala Terese. – Spotkamy sie na kilka drinkow, zapewne wskoczymy do wyrka, ale nie bedzie tak samo. Bedziemy skrepowani. Bedziemy udawac, ze sie zeszlismy, lecz na swieta nie wyslemy sobie kartek. Nie jestesmy kochankami, Myron. Nie jestesmy nawet przyjaciolmi. Nie wiem, kim wlasciwie dla siebie jestesmy, niemniej jestem ci wdzieczna. Zakrakal ptak. Nucily cicho male fale. Przy brzegu, w zatrwazajaco cierpliwej pozie, stal z zalozonymi rekami Win.
– Powodzenia, Myron.
– Nawzajem.
Na jacht doplyneli dingi. Myron chwycil reke, ktora podal mu zalogant, wsiadl, ruszyli. Stal na pokladzie wsparty o barierke z drewna tekowego – tekowego! – i patrzyl na oddalajacy sie brzeg. Wszystko tutaj bylo