3
Win zabral na jacht kasety. Obejrzeli odcinki starego serialu z Batmanem (z Julie Newmar w roli Kocicy i Lesley Gore jako Rozowej Kici – podwojne miau!), Facetow do wziecia (z Oscarem i Feliksem w Hasle), Strefy Zmroku {Sluzyc czlowiekowi), a z nowszych Seinfelda (epizod, w ktorym Jerry i Elaine odwiedzaja jego rodzicow na Florydzie). Nie bylo duszonej wolowiny. Same weglowodany. Na wszelki wypadek zas, gdyby to nie wystarczylo, meksykanskie chrupki, chrupki z serem, yoo – hoo, a nawet odgrzewana pizza z pizzerii Calabria na Livingston Avenue. Win mogl sobie byc socjopata, ale coz to byl za gosc.
Na Myrona wszystko to podzialalo ze wszech miar leczniczo – czas spedzony na morzu i pozniej w powietrzu, w swoistej emocjonalnej komorze wysokocisnieniowej, pozwolil jego duszy przystosowac sie do powrotu do rzeczywistego swiata.
Dwaj przyjaciele niewiele sie odzywali, nie liczac westchnien na widok Julie Newmar w roli Kocicy (ilekroc pojawiala sie na ekranie w obcislym czarnym kocim kostiumie, Win powtarzal: „Ffffffantastyczna!”). Kiedy serial ten nadano po raz pierwszy, mieli piec czy szesc lat, ale w Kocicy Julie Newmar bylo cos, co rozbijalo w puch Freudowskie tezy o okresie dzieciecego utajenia seksualnego. Nie potrafili powiedziec co. Moze jej lotrostwo. A moze cos bardziej pierwotnego. Ciekawa opinie na ten temat mialaby na pewno Esperanza. Staral sie o niej nie myslec, bo i po co, skoro w niczym nie moglo to zmienic sytuacji, ale pamietal, ze poprzednio ich trojce zdarzylo sie ogladac razem stare seriale w Filadelfii. Brakowalo mu jej. Ogladanie kaset bez biezacych komentarzy Esperanzy nie bylo tym samym. Jacht przybil do nabrzeza i skierowali sie do prywatnego odrzutowca.
– Uratujemy ja – zapewnil Win. – Badz co badz sluzymy dobru.
– Rzecz do dyskusji.
– Uwierz w siebie, przyjacielu.
– Mam na mysli sluzenie dobru.
– No wiesz!
– Juz nic nie wiem.
Win wysunal szczeke z taka mina, jakby przyplynal do Ameryki na pokladzie Mayflower.
– Ach, ten twoj kryzys moralny. Fi donc! – powiedzial. W kabinie odrzutowca firmy Lock – Horne powitala ich blond seksbomba o matowym glosie, jakby zywcem wyjeta z burleski. Wsrod chichotow i krygow podala im drinki. Win usmiechnal sie do niej, a ona do niego.
– Ciekawe – rzekl Myron.
– Co?
– Zawsze wynajmujesz zmyslowa stewardese. Win zmarszczyl brwi.
– Na litosc boska – rzekl. – Ona woli byc nazywana asystentka pokladowa.
– Wybacz mi prostacki brak taktu.
– Wiecej poblazliwosci, Myron. Zgadnij, jak ma na imie.
– Tawny?
– Cieplo. Candi. Z „i” na koncu. W miejsce kropki rysuje serduszko. Win potrafil bardziej swintuszyc, ale Myron wolal o tym nie myslec.
Usiadl w fotelu. Przez glosnik powital ich imiennie pilot i wystartowali. Prywatny odrzutowiec. Jacht.
Czasem milo bylo miec bogatych przyjaciol.
Kiedy osiagneli wysokosc podrozna, Win z podobnej do pudelka cygar skrzynki wyjal telefon.
– Zadzwon do rodzicow – powiedzial.
Myron znieruchomial. Na krotko znow zalala go fala poczucia winy, rozowiac policzki. Skinal glowa, wzial telefon i, troche za mocno sciskajac sluchawke, wybral numer. Odebrala mama.
– Mama… – zaczal.
Podniosla raban. Krzyknela do taty na dole. Podniosl sluchawke.
– Tata…
Powstal raban stereo. Myron na chwile odsunal sluchawke od ucha.
Rodzice wybuchneli smiechem. Zaplakali. Myron spojrzal na siedzacego niewzruszenie Wina, przewrocil oczami, ale rowniez sie ucieszyl. Mozesz narzekac, czlowieku, ile wlezie, lecz pokaz mi takiego, kto nie chcialby byc kochany.
Rodzice wdali sie – celowo, jak przypuszczal – w bezsensowna paplanine. Nie ma co, potrafili zalezc za skore, ale posiedli tez cudowne wyczucie tego, kiedy nalezy ustapic pola. Zdolal wiec im wyjasnic, gdzie sie podziewal. Wysluchali go w milczeniu.
– Skad dzwonisz? – spytali.
– Z samolotu Wina.
Zareagowali stereofonicznymi westchnieniami.
– Co takiego?!
– Z prywatnego samolotu Wina. Powiedzialem przed chwilka, ze po mnie przyjechal…
– Dzwonisz z jego telefonu?
– Tak.
– Masz pojecie, ile to kosztuje?
– Mamo…
Bezsensowna paplanina raz – dwa dobiegla konca. Kilka chwil potem Myron odlozyl sluchawke i zaglebil sie w fotelu. Lodowato zimne poczucie winy powrocilo. Rodzice nie byli juz mlodzi. Nie pomyslal o tym przed ucieczka na Karaiby. Nie pomyslal o wielu rzeczach.
– Nie powinienem im tego robic – rzekl. – Ani tobie.
Win zdobyl sie na najwyzszy przejaw mowy ciala – poruszyl sie w fotelu. W zasiegu wzroku pojawila sie znow, kolyszac biodrami, Candi. Win opuscil ekran, nacisnal klawisz i rozpoczal sie film – Milosc i smierc Woody'ego Allena. Ambrozja dla ducha. Ogladali w milczeniu. Po projekcji Candi spytala Myrona, czy przed wyladowaniem wezmie prysznic.
– Prosze?
Zachichotala, nazwala go „wielkim gluptasem” i odeszla, cala rozhustana.
– Prysznic?
– Z tylu jest kabina – wyjasnil Win. – Pozwolilem tez sobie wziac dla ciebie ubranie na zmiane.
– Prawdziwy z ciebie przyjaciel.
– No pewnie, wielki gluptasie.
Myron wzial prysznic, ubral sie, a potem, przed podejsciem do ladowania, wszyscy zapieli pasy. Po bezzwlocznym opadnieciu w dol samolot wyladowal tak gladko, jakby choreografie lotu ulozyli mu chlopcy z Temptations. Na czarnej plycie lotniska czekala dlugasna limuzyna. Gdy wysiedli z odrzutowca, Myronowi powietrze wydalo sie dziwne i obce. Mial wrazenie, ze znalazl sie nie w innym kraju, ale na innej planecie. Poza tym lalo. Zbiegli po schodkach i wpadli w otwarte drzwi limuzyny. Otrzasneli sie z wody.
– Zakladam, ze zatrzymasz sie u mnie – powiedzial Win. Myron mieszkal z Jessica w lofcie przy Spring Street. Ale przedtem.
– Jesli mozna.
– Mozna.
– Moge wrocic do rodzicow…
– Powiedzialem: mozna.
– Znajde sobie mieszkanie.
– Nie ma pospiechu.
Limuzyna ruszyla. Win zlozyl dlonie koniuszkami palcow. Zawsze to robil. Pasowalo to do niego. Palcami wskazujacymi zabebnil w wargi.
– Nie za bardzo nadaje sie do komentowania takich spraw – zaczal – ale jezeli chcesz pomowic o Jessice, Brendzie czy…
Rozlaczyl dlonie, skinal prawa. Staral sie. Sprawy sercowe nie byly jego mocna strona. A jego poglady na kwestie mesko – damskich zwiazkow uczuciowych mozna bylo smialo nazwac „bulwersujacymi”.