ciemne, kosztowne i z teku.
– Prosze – uslyszal glos Wina i odwrocil sie.
Win rzucil mu yoo – hoo – jego ulubiony drink, gazowany czekoladowy koktajl mleczny. Myron usmiechnal sie.
– Nie pilem go od trzech tygodni – powiedzial.
– Koniec cierpien. To z pewnoscia byla dla ciebie katorga.
– Zero telewizji i yoo – hoo. Cud, ze przezylem.
– Wlasnie, zyles tu prawie jak mnich. – Win obejrzal sie na wyspe. – To znaczy, jak mnich, ktory bzyka co niemiara.
Obaj zwlekali z przejsciem do rzeczy.
– Ile zajmie nam powrot? – spytal Myron.
– Osiem godzin jachtem – odparl Win. – W Saint Bart's czeka na nas odrzutowiec. Lot potrwa ze cztery godziny.
Myron skinal glowa. Potrzasnal puszka, otworzyl ja, pociagnal duzy lyk i obrocil sie w strone wody.
– Przepraszam – powiedzial.
Win puscil jego przeprosiny mimo uszu. A moze go zadowolily. Jacht przyspieszyl. Myron zamknal oczy, wystawiajac twarz na pieszczoty wodnego pylu. Pomyslal przelotnie o Clu Haidzie. Juz na pierwszym roku prawa na Harvardzie Clu, ktory nie ufal agentom sportowym, uwazajac ich za „gorszych od pedofili”, poprosil go o wynegocjowanie kontraktu. Myron spelnil prosbe kolegi. Spodobalo mu sie to i niebawem zalozyl agencje RepSport MB.
Clu byl uroczym nicponiem. Niepoprawnym wielbicielem wina, kobiet i spiewu, nie wspominajac o mocniejszych uzywkach, ktore wpadly mu w rece, nos czy zyly. Dla tego poteznie zbudowanego rudowlosego, chlopieco przystojnego, niebywale czarujacego, niemal staroswieckiego hulaj – duszy nie bylo nieudanych imprez. Wszyscy go kochali. Nawet Bonnie, jego anielsko cierpliwa zona. Ich pozycie przywodzilo na mysl rzuty bumerangiem. Bonnie wyrzucala Clu, on jakis czas wirowal w powietrzu, wracal, a ona go lapala.
Tylekroc wydobywany przez Myrona z klopotow – zawieszany za narkotyki, zatrzymywany za jazde w stanie nietrzezwym itp. – Clu w koncu zwolnil nieco obroty, nabral ciala i stracil na uroku. Sprowadzony w drodze wymiany do zespolu nowojorskich Yankees, trafil pod scisly nadzor, otrzymujac ostatnia szanse poprawy. Po raz pierwszy w zyciu pozostal na odwyku i uczeszczal na spotkania Anonimowych Alkoholikow. W latach dziewiecdziesiatych odzyskal szybkosc rzutu.
– Chcesz uslyszec, co sie stalo? – Win wyrwal Myrona z zamyslenia.
– Nie jestem pewien.
– Tak?
– Poprzednim razem nawalilem. Nie posluchalem twoich ostrzezen i zginelo przeze mnie wiele osob.
– Myron powstrzymal naplywajace lzy. – Pojecia nie masz, jak zle sie to skonczylo.
– Myron?
Myron obrocil sie w strone przyjaciela. Ich oczy sie spotkaly.
– Wez sie w garsc – rzekl Win.
– Nie znosze, kiedy mi poblazasz – odparl Myron, wydajac z siebie troj dzwiek zlozony ze szlochu i chichotow.
– Wolalbys porcje pustych frazesow? – Win zakrecil trunkiem w szklaneczce i skosztowal. – Wybierz ktorys z nich i lecmy dalej: zycie jest ciezkie; zycie jest okrutne; zyciem rzadzi przypadek; bywa, ze dobrzy ludzie sa zmuszeni do zlego; niewinni czasem gina; tak, Myronie, nawaliles, ale tym razem spiszesz sie lepiej; nie, Myronie, nie nawaliles, to nie byla twoja wina; kazdy kiedys sie przelamuje, kolej na ciebie… Mam przestac?
– Bardzo prosze.
– No, to zacznijmy od Clu Haida.
Myron skinal glowa, lyknal yoo – hoo i oproznil puszke.
– Naszemu kolezce ze studiow wszystko szlo jak po masle. Rzucal dobrze. W domu sielanka. Zaliczal testy antynarkotykowe. Z duzym zapasem przestrzegal „godziny policyjnej”. Lecz dwa tygodnie temu wszystko sie zmienilo: niespodziewana kontrola dala wynik pozytywny.
– Co wykryli?
– Heroine.
– Mediom Clu nic nie powiedzial, ale prywatnie stwierdzil, ze test sfalszowano. Uzyl bzdurnej wymowki w rodzaju: ktos dosypal narkotyku do jedzenia.
– Skad to wiesz?
– Od Esperanzy.
– Spotkal sie z Esperanza?
– Tak. Po wpadce z testem zwrocil sie oczywiscie o pomoc do swego agenta.
– Aha – rzekl po chwili Myron.
– Pomine milczeniem krach agencji Rep Sport MB. Powiem tylko, ze Esperanza i Wielka Cyndi zrobily co mogly. Ale to twoja firma. Klienci wynajeli ciebie. Wielu bardzo nie spodobalo sie twoje nagle znikniecie.
Myron wzruszyl ramionami. To zmartwienie odlozyl na pozniej.
– Clu wpadl na kontroli, i co? – spytal.
– I natychmiast go zawiesili. Media wziely go pod obcasy. Stracil wszystkie kontrakty reklamowe. Bonnie wyrzucila go z domu. Jankesi sie go wyrzekli. Poniewaz nie mial sie do kogo zwrocic, wciaz zachodzil do twojego biura. Od Esperanzy slyszal, ze jestes nieosiagalny. Jego zlosc z kazda wizyta rosla.
Myron zamknal oczy.
– Nie mam pojecia.
Myronowi stanela przed oczami latynoska pieknosc, ktora poznal w czasach, kiedy – wieki temu – jako Mala Pocahontas wystepowala na zapasniczym ringu. Pracowala dla RepSport MB od powstania agencji – najpierw jako sekretarka, a obecnie, po skonczeniu studiow prawniczych, jako pelnoprawna wspolniczka.
– Jestem jej najlepszym przyjacielem – rzekl.
– Dobrze wiem.
– Wiec jak mogla powiedziec cos takiego? Win uznal, ze pytanie nie wymaga odpowiedzi. Wyspa juz zniknela za horyzontem. Dookola rozciagal sie spieniony cieply blekit Atlantyku.
– Gdybym nie uciekl… – zaczal Myron.
– Myron?
– Slucham?
– Znowu jojczysz. Nie znosze tego.
Myron skinal glowa i oparl sie o barierke z teku.
– Masz jakis pomysl? – spytal Win.
– Ze mna na pewno porozmawia.
– Probowalem sie do niej dodzwonic.
– No i?
– Nie podniosla sluchawki.
– Probowales z Wielka Cyndi?
– Mieszka teraz z Esperanza. Zadna niespodzianka.
– Co dzis mamy? – spytal Myron.
– Wtorek.
– Wielka Cyndi nadal stoi na bramce w Skurze i Choci. Moze tam teraz byc.
– W dzien?
Myron wzruszyl ramionami.
– Dewiacje seksualne nie maja wolnego.
– Dzieki Bogu – rzekl Win.
Zamilkli, jacht lekko ich kolysal. Win zmruzyl oczy, patrzac pod slonce.
– Pieknie, co? Myron skinal glowa.
– Po tak dlugim czasie mozna miec tego po uszy.
– Owszem.
– Zejdzmy pod poklad. Mam tam cos milego.