– W takim razie skomplikuje te sprawe jeszcze bardziej. Lockhart kupila dwa bilety do Norfolk, ale na lot do San Francisco tylko jeden, na swoje prawdziwe nazwisko.
– A na tasmach z lotniska mamy Adamsa, ktory biegnie za naszymi ludzmi.
– Myslisz, ze Lockhart probowala go zostawic?
– Kasjerka powiedziala, ze Adamsa nie bylo przy kasie az do chwili, gdy Lockhart kupila bilety. Z kolei na tasmie widac, jak Adams odprowadza ja od bramki lotu do San Francisco.
– Moze wiec to swego rodzaju niedobrowolny zwiazek – powiedziala Reynolds. Patrzac na Conniego, pomyslala: Byc moze podobny do naszego? – Wiesz, co chce zrobic? – Connie uniosl brwi. – Chcialabym oddac buty panu Adamsowi. Mamy jego adres?
– North Arlington. Najwyzej dwadziescia minut stad.
– Wiec chodzmy. – Reynolds wstala.
ROZDZIAL 24
Connie parkowal samochod przy krawezniku, a Reynolds patrzyla na stary budynek z piaskowca.
– Adamsowi musi sie niezle powodzic, to nie jest tania dzielnica.
– Moze powinienem sprzedac dom i kupic gdzies tutaj mieszkanie – orzekl Connie, obejrzawszy okolice. – Spacery po ulicy, laweczka w parku, radosc zycia.
– Pojawiaja sie mysli o emeryturze?
– Widok ciala Kena w worku nie nastraja mnie do robienia stale tego, co robie.
Podeszli do drzwi frontowych i oboje zauwazyli kamere wideo. Connie nacisnal dzwonek.
– Kto tam? – domagal sie odpowiedzi energiczny glos.
– FBI – wyjasnila Reynolds. – Agenci Reynolds i Constantinople.
Drzwi wciaz byly zamkniete.
– Pokazcie odznaki. – Glos nalezal do starszej kobiety. – Zblizcie je do kamery.
Agenci spojrzeli po sobie.
– Wiesz co, Connie, grajmy grzecznie i robmy, co nam kaze.
Reynolds usmiechnela sie. Oboje przystawili swoje dokumenty do kamery. Trzymali je w ten sam sposob: zlota odznaka przypieta do tylnej strony karty identyfikacyjnej, tak ze najpierw widac bylo tarcze, a dopiero potem karte ze zdjeciem. Mialo to wzbudzac szacunek, i tak tez bylo. Po minucie uslyszeli, jak staroswieckie podwojne drzwi otwieraja sie od srodka i przez szybe dostrzegli twarz kobiety.
– Pokazcie je jeszcze raz – poprosila. – Nie mam juz tak dobrych oczu jak kiedys.
– Psze pani – zaczal Connie, ale Reynolds szturchnela go lokciem.
Znowu podniesli karty. Kobieta obejrzala je uwaznie, po czym otwarla drzwi.
– Przepraszam – powiedziala – ale po tym wszystkim, co tu sie dzialo dzis rano, mam ochote sie spakowac i wyniesc stad. A to jest od dwudziestu lat moj dom.
– Co takiego sie tu dzialo? – ostro zapytala Reynolds.
– Kogo chcielibyscie odwiedzic?
– Lee Adamsa – odpowiedziala agentka.
– Tak tez myslalam. Nie ma go w domu.
– Czy wie pani, gdzie moze byc, pani…?
– Carter, Angie Carter. Nie, nie mam najmniejszego pojecia, gdzie moze byc. Wyszedl dzis rano i od tego czasu go nie widzialam.
– Coz wiec stalo sie dzis rano? – zapytal Connie. – To bylo dzis rano, prawda?
– Calkiem wczesnie – przytaknela Carter. – Wlasnie pilam kawe, kiedy zadzwonil Lee i powiedzial, zebym pilnowala Maksa, poniewaz on wyjezdza. – Agenci spojrzeli na nia z zaciekawieniem. – Maks to owczarek niemiecki Lee. – Usta jej zadrzaly. – Biedny zwierzak.
– Co sie stalo z psem? – spytala Reynolds.
– Uderzyli go. Wszystko bedzie w porzadku, ale go skrzywdzili.
– Kto go skrzywdzil? – Connie podszedl blizej starszej pani.
– Pani Carter, moze moglibysmy do pani wejsc i usiasc na chwile? – zaproponowala Reynolds.
Mieszkanie wypelnialy stare, wygodne meble, waskie polki zaslane byly starymi robotkami na drutach. W powietrzu czuc bylo zapach przypalonej kapusty i cebuli. Kiedy usiedli, odezwala sie Reynolds:
– Moze najlepiej bedzie, jesli zacznie pani od samego poczatku, a my bedziemy zadawac pytania.
Carter opowiedziala, jak zgodzila sie wziac psa.
– Czesto to robie, bo Lee czesto jest poza domem. Wiecie, to prywatny detektyw.
– Wiemy. Wiec nie mowil, dokad idzie? Zupelnie nic? – drazyl Connie.
– Nigdy nie mowi. Prywatny detektyw musi byc dyskretny, a Lee bardzo na to zwraca uwage.
– Czy ma gdzies poza domem biuro?
– Nie, uzywa drugiej sypialni jako biura. Poza tym opiekuje sie budynkiem. To on zalozyl te kamere na zewnatrz, porzadne zamki w oknach i tego rodzaju rzeczy. I nigdy nie wzial za to nawet grosza. Jesli ktokolwiek w domu ma jakis problem, a lokatorzy sa przewaznie starzy, jak ja, idzie do Lee i on sie tym zajmuje.
– To chyba mily facet. – Reynolds usmiechnela sie cieplo. – Niech pani opowiada dalej.
– No dobrze, wlasnie udalo mi sie uspokoic Maksa, kiedy przyszedl czlowiek z UPS, zobaczylam go przez okno. Wtedy Lee zadzwonil i powiedzial, zebym wypuscila Maksa.
– Dzwonil z tego budynku? – przerwala Reynolds.
– Nie wiem. Troche trzeszczalo w sluchawce, wiec moze dzwonil z tego komorkowego telefonu. Ale chodzi o to, ze nie widzialam, jak wychodzi z budynku. Chociaz moze wyszedl tylem i wyjsciem pozarowym?
– Jaki mial glos?
– Hm… wydaje mi sie… – pani Carter zlozyla rece, zastanawiajac sie – tak jakby byl nieco zaaferowany. Zdziwilo mnie, ze chce, zebym wypuscila Maksa. To znaczy, dopiero co go uspokoilam, jak mowilam. Lee powiedzial, ze musi dac psu zastrzyk czy cos takiego. Nie wydawalo mi sie to sensowne, ale zrobilam, co mi kazal, i zaraz rozpetalo sie pieklo.
– Ten czlowiek z UPS, widziala go pani?
– On nie byl z UPS – prychnela pani Carter. – To znaczy, mial ich stroj i wszystko, ale to nie byl ten czlowiek z UPS co zwykle.
– Moze zastepstwo?
– Nigdy wczesniej nie widzialam, zeby czlowiek z UPS mial pistolet, a wy?
– Czyli widziala pani pistolet?
– Mhm, kiedy wbiegal po schodach – przytaknela. – W jednej rece mial pistolet, a druga reka mu krwawila. Ale wyprzedzam opowiadanie. Wczesniej uslyszalam szczekanie Maksa. Nigdy wczesniej nie slyszalam, zeby tak szczekal. Potem wyraznie slyszalam jakas przepychanke: tupanie, krzyki, lapy Maksa na drewnianej podlodze. Pozniej uslyszalam uderzenie, a po nim skowyt biednego Maksa. Wtedy ktos zaczal walic w drzwi mieszkania Lee. Nastepna rzecz, jaka pamietam, to tupot wielu nog na schodach pozarowych. Wyjrzalam przez okno w kuchni i zobaczylam, jak wszyscy ci mezczyzni tam biegna. Zupelnie jakbym ogladala telewizje. Wrocilam do drzwi wejsciowych i spojrzalam przez wizjer. Wtedy zobaczylam, jak czlowiek z UPS wychodzi przez glowne drzwi, pewnie obszedl dom i dolaczyl do reszty, nie jestem pewna.
– Czy ci mezczyzni mieli jakies mundury? – Connie pochylil sie na krzesle.
– Jak to, przeciez to wy powinniscie o tym wiedziec. – Pani Carter spojrzala na niego ze zdziwieniem.
– O co pani chodzi? – Reynolds spojrzala na pania Carter z zaklopotaniem.
– Kiedy wywazyli tylne drzwi – pani Carter spieszyla sie, by opowiedziec cala historie – wlaczyl sie alarm. Zaraz przyjechala policja.
– I co sie wtedy stalo?
– Ci ludzie wciaz tam byli, przynajmniej czesc.
– Policja ich aresztowala?
– Oczywiscie, ze nie. Policja zabrala Maksa i pozwolila im przeszukac mieszkanie.
– Czy wie pani, dlaczego policja pozwolila im zostac?