ringu i poza nim, ale do tej pory nigdy nikogo nie zabil. Spojrzal na cialo i wiedzial, ze nie ma sie czym chwalic. Czul jedynie wdziecznosc, ze to nie on tam lezy.

Nagle zrobilo mu sie niedobrze i poczul z pelna wyrazistoscia bol zranionego ramienia. Spojrzal na schody wiodace do domow. Zostaly mu tylko dwa potwory do pokonania, potem bedzie mogl odpoczac. Bylo oczywiste, ze to nie sa Federalni. Agenci FBI nie staraja sie zabijac ludzi zmyslnymi nozami i kopnieciami karate. Agenci FBI wyjmuja blachy i bron, po czym wolaja, zeby natychmiast sie zatrzymac. Rozsadny czlowiek robi tak, jak kaza.

Nie, to byli inni faceci. Robokilerzy z CIA. Pobiegl po schodach, znalazl pistolet i popedzil jak strzala w kierunku domu, majac nadzieje, ze nie jest za pozno.

ROZDZIAL 52

Faith przebrala sie w dzinsy i bluze od dresu i siedziala na lozku, gapiac sie na swoje bose stopy. Dzwiek motocykla ¦ jakby rozplynal sie w olbrzymiej pustce. Kiedy rozgladala sie po pokoju, miala wrazenie, jakby nigdy nie bylo tu zadnego Lee Adamsa, jakby to wszystko bylo nieprawdziwe. Poswiecila tak wiele czasu i energii, by zgubic tego mezczyzne, a teraz, kiedy go nie bylo, wydawalo jej sie, jakby wszelkie jej uczucia zniknely w pustce, ktora po nim pozostala.

Pomyslala najpierw, ze zaklocajace cisze domu dzwieki pochodza z sypialni Buchanana. Potem pomyslala, ze moze to Lee wrocil, bo zdawalo jej sie, ze to odglos tylnych drzwi. Wstala z lozka, ale nagle przyszlo jej do glowy, ze nie moze to byc Lee, bo nie slyszala motocykla. Kiedy zdala sobie z tego sprawe, serce zaczelo jej lomotac.

Zamknela drzwi? Nie pamietala, ale przypomniala sobie, ze nie wlaczyla alarmu. Moze to Danny? Wiedziala, ze to nie on.

Zblizyla sie do korytarza i wyjrzala, nasluchujac. Wiedziala, ze nie wymyslila sobie tego dzwieku. Ktos byl w tej chwili w domu. Spojrzala na korytarz. W sypialni Lee jest jeszcze jeden panel kontrolny alarmu. Czy uda jej sie tam dostac, wlaczyc system i wykrywacz ruchu? Padla na kolana i skradala sie przez korytarz.

Connie i Reynolds weszli bocznymi drzwiami i szli korytarzem parteru. Connie celowal przed siebie pistoletem, Reynolds szla za nim. Bez pistoletu czula sie naga i nieprzydatna. Otwierali kazde drzwi na parterze. Wszedzie bylo pusto.

– Musza byc na gorze – wyszeptala Brooke w ucho Conniego.

– Mam nadzieje, ze ktos tam jest – szepnal ze zlowroga nuta w glosie.

Oboje zamarli, gdy uslyszeli wewnatrz domu jakis dzwiek. Connie wskazal palcem na gore, Reynolds kiwnela glowa. Podeszli do schodow; dywan zagluszal odglosy ich krokow. Doszli na polpietro i zatrzymali sie, uwaznie nasluchujac. Cisza. Znow ruszyli.

Wszedzie bylo pusto. Poruszali sie wzdluz sciany, a ich glowy kolysaly sie, jakby byly zsynchronizowane.

Bezposrednio nad nimi, na podescie schodow, lezala Faith. Wyjrzala ponad krawedzia i nieco odetchnela, kiedy spostrzegla, ze to agent Reynolds, ale kiedy zobaczyla, ze po schodach skrada sie dwoch innych mezczyzn, natychmiast wrocil strach.

– Uwaga! – krzyknela.

Connie i Reynolds odwrocili sie, by na nia spojrzec, i zobaczyli to, co pokazywala. Connie skierowal bron w kierunku mezczyzn, ktorzy takze mieli w rekach bron bezposrednio wycelowana w dwoje agentow.

– FBI – warknela Reynolds do mezczyzn w czerni. – Rzuccie bron. – Zazwyczaj, kiedy to mowila, byla w miare pewna reakcji. Tym razem, dwa pistolety na jeden, nie byla przekonana.

Mezczyzni nie rzucili broni. Zblizali sie do nich, a Connie celowal raz w jednego, raz w drugiego. Jeden z intruzow spojrzal na Faith.

– Prosze zejsc, pani Lockhart.

– Zostan tam, Faith! – zawolala Reynolds, spotkala wzrok Faith i patrzyla na nia. – Idz do pokoju i zablokuj drzwi.

– Faith? – Na korytarzu pojawil sie Buchanan. Biale wlosy mial w nieladzie i nieporadnie mrugal.

– Ty tez, Buchanan. Juz! – rozkazal ten sam mezczyzna. – Na dol.

– Nie! – zaprotestowala Reynolds, wysuwajac sie o krok do przodu. – Posluchajcie, jednostka specjalna jest juz w drodze, powinni byc tutaj za jakies dwie minuty. Jesli nie rzucicie broni, to radze wam uciekac w diably, jesli nie chcecie spotkac sie z nimi oko w oko.

– Agent Reynolds – mezczyzna spojrzal na nia i usmiechnal sie – nikt nie jest w drodze.

Brooke nie potrafila ukryc zaskoczenia. Uczucie to nieskonczenie sie spotegowalo po nastepnych slowach mezczyzny:

– Agencie Constantinople, moze pan odejsc. Wszystko kontrolujemy, jestesmy wdzieczni za pomoc.

Brooke odwrocila sie powoli, spojrzala na partnera i otwarla usta, calkowicie zszokowana. Connie patrzyl na nia z wyrazem rezygnacji na twarzy.

– Connie? – odetchnela szybko. – To nieprawda, Connie. Connie powiesil pistolet na palcu i wzruszyl ramionami.

Jego wyprostowana sylwetka stopniowo zwiotczala.

– Chcialem wyciagnac cie z tego zywa i spowodowac, by cofnieto ci zawieszenie.

Spojrzal na mezczyzn, jeden z nich przeczaco potrzasnal glowa.

– To ty jestes wtyczka? – zapytala Reynolds. – Nie Ken?

– Ken nie byl wtyczka – odparl Connie.

– A pieniadze w sejfie?

– Pochodzily z handlu monetami i kartami. Wszystko w gotowce, mowiac szczerze, pare razy bylem z nim na aukcjach. Wiedzialem. Oszukiwal urzad podatkowy, kogo wiec to obchodzilo? Wieksza korzysc dla niego. Tak czy owak, wiekszosc z tego szlo na fundusz szkolny jego dzieci.

– Ale przekonales mnie, ze to on byl wtyczka.

– No tak, nie chcialem, zebys pomyslala, ze to ja. To na pewno nie byloby dla mnie dobre.

Jeden z mezczyzn wbiegl na gore i zniknal w sypialni. Po chwili pojawil sie z aktowka Buchanana. Odprowadzil Faith i Buchanana w dol po schodach. Otwarl aktowke i wyjal kasete. Odtworzyl kawalek, aby sie upewnic, ze to jest to, czego szukal. Nastepnie rozerwal kasete i wrzucal pasma tasmy do gazowego kominka, po czym wlaczyl go za pomoca pilota. Wszyscy w ciszy przygladali sie, jak tasma szybko zamienia sie w bezksztaltna mase.

Brooke, widzac, co sie dzieje z tasma, nie mogla powstrzymac mysli, ze widzi tam nastepne kilka minut swego zycia. Ostatnie kilka minut zycia. Spojrzala na mezczyzn, nastepnie na Conniego.

– Czyli po prostu sledzili nas cala droge? Nikogo nie widzialam – powiedziala gorzko.

– W moim samochodzie byl nadajnik. – Connie potrzasnal glowa. – Sluchali, poczekali, az znajdziemy wlasciwy dom, po czym ruszyli za nami.

– Dlaczego, Connie? Dlaczego zostales zdrajca?

– Dwadziescia piec lat zycia zostawilem w Biurze. – Ton Conniego byl refleksyjny. – Dwadziescia piec cholernie dobrych lat, a wciaz jestem na starcie, jestem agentem w terenie. Pracuje ponad dziesiec lat dluzej od ciebie, a ty jestes moim szefem. Bo nie chcialem grac w polityczne gry wtedy, na poludniowej granicy. Bo nie chcialem klamac i przejsc nad tym do porzadku. Dlatego zniszczyli mi kariere. – Pokiwal glowa i patrzyl w podloge. Kiedy znow na nia spojrzal, jego wzrok wyrazal przeprosiny. – Zrozum, Brooke, nie mam nic przeciw tobie. Nic. Jestes cholernie dobrym agentem. Nie chcialem, zeby to sie w ten sposob skonczylo. Mielismy zostac na zewnatrz i pozwolic, aby ci goscie zrobili swoje. Kiedy dostalbym sygnal, weszlibysmy i znalezli ciala. Twoje nazwisko zostaloby oczyszczone i wszystko skonczyloby sie dobrze. Wyjazd Adamsa pokrzyzowal moje plany. – Connie nieprzyjaznie spojrzal na mezczyzne w czerni, ktory odezwal sie do niego po nazwisku. – Ale gdyby ten facet sie nie odezwal, to moze udaloby mi sie wymyslic, jak cie z tego wyciagnac.

– Przepraszam. – Mezczyzna wzruszyl ramionami. – Nie wiedzialem, ze to dla ciebie wazne. Ale lepiej juz sobie idz. Zaczyna sie rozjasniac. Daj nam pol godziny, potem mozesz wezwac gliny. Wymysl sobie historyjke, jaka chcesz.

Reynolds nie spuszczala wzroku z Conniego.

Вы читаете Na ratunek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×