27.
Dokladnie o godzinie osmej Johna Vogla wprowadzono do gabinetu Sandeckera na ostatniej kondygnacji dziesieciopietrowego, pokrytego szklem przeciwslonecznym budynku NUMA, gdzie miescila sie centrala agencji. Vogel mial zaczerwienione oczy i nawet nie probowal ukryc ziewniecia.
Sandecker wyszedl zza biurka i uscisnal gosciowi reke. Niski, przysadzisty admiral musial odchylic glowe do tylu i podniesc wzrok, by spojrzec mu w oczy. Vogel byl mezczyzna slusznego wzrostu, o dobrodusznej twarzy i lysinie okolonej puszkiem potarganych siwych wlosow. Patrzyl brazowymi oczami niczym swiety Mikolaj i usmiechal sie cieplo. Mial na sobie starannie wyprasowana marynarke, lecz spodnie byly wygniecione i ponizej kolan pokryte tysiacami drobnych plamek. Usmiechnal sie jak pijaczyna.
– Milo mi pana poznac – przywital go Sandecker.
– Cala przyjemnosc po mojej stronie, panie admirale – odparl Vogel, stawiajac na dywanie czarny futeral. – Przepraszam za moj niechlujny wyglad.
– Wlasnie chcialem powiedziec, ze wyglada pan, jakby mial za soba ciezka noc.
– Skoro sie lubi swoja prace, to czas i niewygody sie nie licza.
– Istotnie – rzekl Sandecker, odwrocil sie i ruchem glowy wskazal niskiego jak karzel mezczyzne, ktory stal w kacie gabinetu. – Czy moge, panie Vogel, przedstawic panu komandora Rudiego Gunna?
– Naturalnie, bardzo mi milo – powiedzial Vogel z usmiechem. – Bylem jednym z wielu milionow tych, ktorzy codziennie sledzili w gazetach panska wyprawe z pradem Lorelei. Naleza sie panu gratulacje, komandorze. To wspanialy wyczyn.
– Dziekuje – odparl Gunn.
Sandecker wskazal drugiego mezczyzne, ktory siedzial na kanapie.
– A to moj dyrektor do zadan specjalnych, pan Dirk Pitt. Vogel sklonil sie usmiechnietemu Pittowi.
– Milo mi, panie Pitt. Pitt wstal i sie odklonil.
– Mnie rowniez, panie Vogel.
Vogel usiadl i wyciagnal stara, obtluczona fajke.
– Nie maja panowie nic przeciwko temu, ze sobie zapale?
– Alez skadze – powiedzial Sandecker i wyjal churchillowskie cygaro ze specjalnej szkatulki, utrzymujacej odpowiednia wilgotnosc. – Ja zrobie to samo.
Vogel zapalil fajke, wyprostowal sie i rzekl:
– Prosze mi powiedziec, panie admirale, czy ten kornet zostal znaleziony na dnie polnocnego Atlantyku?
– Tak, na poludnie od Wielkich Lawic przy Nowej Fundlandii – odparl Sandecker i ze zdziwieniem spojrzal na Vogla. – Jak pan to odgadl?
– Prosta dedukcja.
– Co pan moze nam o nim powiedziec?
– Wlasciwie sporo. Zaczne od tego, ze jest to wysokiej klasy instrument, wykonany dla zawodowego muzyka.
– A zatem to malo prawdopodobne, zeby nalezal do amatora? – spytal Gunn, pamietajac slowa Giordina wypowiedziane na pokladzie „Safony I'.
– Tak – zdecydowanie odparl Vogel. – Malo prawdopodobne.
– Czy moglby pan okreslic czas i miejsce produkcji? – zapytal Pitt.
– Tysiac dziewiecset jedenasty rok, przypuszczalnie pazdziernik lub listopad. Wykonala go bardzo znana i swietna firma angielska Boosey Hawkes.
Sandecker spojrzal na niego z szacunkiem.
– Wspaniale sie pan spisal, panie Vogel. Szczerze mowiac, mielismy watpliwosci, czy kiedykolwiek sie dowiemy, w jakim kraju go wykonano, a tym bardziej kto byl producentem.
– Zapewniam, ze nie ma w tym zadnej mojej zaslugi – rzekl Vogel. – Widzicie, panowie, ten kornet byl prezentem.
– Prezentem?
– Tak. Kazdy metalowy przedmiot, wykonany ze szczegolnym mistrzostwem i przez to bardzo poszukiwany, czesto zaopatruje sie w grawerowany napis, upamietniajacy jakies niezwykle wydarzenie lub wybitne zaslugi.
– Powszechnie praktykuja to producenci broni – skomentowal Pitt.
– A takze tworcy znakomitych instrumentow muzycznych. W tym wypadku byl to prezent dla pracownika w uznaniu jego zaslug. Data wreczenia, wytworca, ofiarodawca i obdarowany… wszystko to zostalo przepieknie wygrawerowane na czarze glosowej kornetu.
– Wiec moglby nam pan powiedziec, do kogo nalezal? – spytal Gunn. – Czy napis jest czytelny?
– Alez oczywiscie – odparl Vogel, pochylil sie i otworzyl futeral. – Prosze, moga panowie przeczytac sami.
Polozyl kornet na biurku Sandeckera. Przez dluzsza chwile trzej mezczyzni w milczeniu wpatrywali sie w instrument – jego blyszczaca zlocista powierzchnia odbijala promienie sloneczne wpadajace przez okno. Kornet wygladal jak nowy. Kazdy centymetr jego powierzchni dokladnie wypolerowano, a bogaty ornament przedstawiajacy fale morskie, wygrawerowany na rurze i czarze glosowej, byl tak wyrazny jak w dniu, kiedy go wyryto. Sandecker spojrzal nad kornetem na Vogla, z powatpiewaniem unoszac brwi.
– Panie Vogel, chyba nie dostrzega pan powagi sytuacji. Nie mam ochoty na kawaly.
– Przyznaje, ze nie dostrzegam powagi sytuacji – oschlym tonem rzekl Vogel. – Dostrzegam natomiast mnostwo zbednych emocji. Prosze mi wierzyc, admirale, to zaden kawal. Ostatnie dwadziescia cztery godziny poswiecilem prawie wylacznie odnawianiu panskiego znaleziska. – Rzucil na biurko pekaty skoroszyt. – Oto moja pelna dokumentacja ze zdjeciami i szczegolowym opisem wszystkich czynnosci. Sa tam rowniez koperty zawierajace probki usunietych przeze mnie rozmaitych osadow i blota, a takze czesci, ktore musialem wymienic. Niczego nie przeoczylem.
– Bardzo pana przepraszam – powiedzial Sandecker. – Wydaje sie jednak niepojete, ze to ten sam instrument, ktory panu wczoraj przekazalismy. – Sandecker przerwal i wymienil spojrzenia z Pittem. – Widzi pan, myslelismy…
– …ze kornet zbyt dlugo lezal na dnie morza – dokonczyl za niego Vogel. – Doskonale zdaje sobie sprawe, do czego pan zmierza, admirale. Przyznam, ze mnie rowniez zadziwia nadzwyczajny stan tego instrumentu. Pracowalem juz nad wieloma instrumentami muzycznymi, ktore przelezaly w slonej wodzie zaledwie trzy do pieciu lat, a prezentowaly sie znacznie gorzej niz ten. Nie jestem oceanografem, trudno mi wiec rozwiazac te zagadke. Jednakze moge panu powiedziec z dokladnoscia co do jednego dnia, jak dlugo ten kornet lezal w morzu i jak doszlo do tego, ze sie tam znalazl.
Wyciagnal reke i podniosl instrument. Potem wlozyl na nos okulary bez oprawy i zaczal glosno czytac.
– „Grahamowi Farleyowi wraz ze szczerymi wyrazami uznania dla jego wspanialej gry, sluzacej rozrywce naszych pasazerow – wdzieczny zarzad
Zdjal okulary i usmiechnal sie do Sandeckera.
– Kiedy odslonilem slowa „White Star Line', to dzis wczesnym rankiem wyciagnalem z lozka jednego z moich znajomych, by rozejrzal sie po archiwach morskich. Zadzwonil ledwie pol godziny przed moim wyjsciem do panskiego biura. – Vogel przerwal, wyjal chusteczke i wytarl sobie nos. – Wyglada na to, ze Graham Farley cieszyl sie duza popularnoscia na liniach „White Star'. Przez trzy lata gral na kornecie jako solista na jednym z ich statkow… chyba na „Oceanicu'. Kiedy nowy luksusowy liniowiec „White Star' mial wyruszyc w dziewiczy rejs, wowczas zarzad
Kazdy zareagowal inaczej na nieoczekiwana relacje Vogla: Sandecker zrobil mine na poly zamyslona, na poly ponura, Gunn patrzyl twardym wzrokiem, a wyraz twarzy Pitta zdradzal jedynie zdawkowe zainteresowanie.
– „Titanic' – powtorzyl Sandecker, jakby napawal sie brzmieniem imienia pieknej kobiety. Rzucil Voglowi