przenikliwe spojrzenie, w ktorym zdziwienie wciaz mieszalo sie z powatpiewaniem. – Niewiarygodne.
– A jednak to fakt – obojetnie stwierdzil Vogel. – Komandorze Gunn, przypuszczam, ze kornet znalazla „Safona I'?
– Tak, pod koniec rejsu.
– Wyglada na to, ze wasza podwodna ekspedycja otrzymala premie. Szkoda, ze nie natkneliscie sie na sam statek.
– Szkoda – odparl Gunn, unikajac wzroku Vogla.
– Ciagle nie daje mi spokoju stan tego instrumentu – odezwal sie Sandecker. – Nigdy bym nie przypuszczal, ze cos moze przelezec w morzu siedemdziesiat piec lat i nie nosic prawie zadnych sladow zniszczenia.
– Brak korozji to rzeczywiscie intrygujaca sprawa – odparl Vogel. – Mosiadz jest odporny, ale dziwne, ze czesci zawierajace zelazo przetrwaly w zdumiewajaco dobrym stanie. Ustnik, jak panowie widza, jest prawie nietkniety.
Gunn patrzyl na kornet niczym na relikwie.
– Czy mozna na nim grac?
– Tak – odpowiedzial Vogel. – I chyba nawet bardzo pieknie.
– Probowal pan?
– Nie… nie probowalem – rzekl Vogel, z nabozenstwem przebierajac palcami po wentylach. – Dotychczas zawsze sprawdzalem kazdy instrument, odnawiany przeze mnie czy moich asystentow. Tym razem jednak nie moge.
– Nie rozumiem – powiedzial Sandecker.
– Ten instrument jest zwiazany z drobnym, lecz bohaterskim epizodem najwiekszej morskiej tragedii w historii ludzkosci – odparl Vogel. – Wystarczy nieco wyobrazni, by ujrzec Grahama Farleya i jego kolegow z orkiestry, jak muzyka uspokajaja przerazonych pasazerow, nie myslac o wlasnym bezpieczenstwie, kiedy statek pograza sie w lodowatym oceanie. Ostatnia melodie na tym kornecie gral bardzo odwazny czlowiek. Gdyby kiedykolwiek kto inny na nim zagral,
Sandecker uwaznie przyjrzal sie Voglowi, jakby widzial go po raz pierwszy w zyciu.
– „Jesien' – mruknal Vogel, jak gdyby mowil do siebie. – „Jesien', stary hymn. To byla ostatnia melodia, jaka gral Graham Farley na tym kornecie.
– A nie „Coraz blizej Ciebie, Panie'? – z wolna spytal Gunn.
– Nic podobnego – rzekl Pitt. – Wlasnie „Jesien' byla ostatnia melodia, grana przez orkiestre „Titanica' tuz przed zatonieciem.
– Chyba musial pan dokladnie przestudiowac historie „Titanica' – stwierdzil Vogel.
– Ten statek i jego tragiczny los jest jak choroba zakazna
– Sam statek raczej niezbyt mnie interesuje, ale legenda orkiestry „Titanica' zawsze dzialala na moja wyobraznie historyka zajmujacego sie muzykami i instrumentami – powiedzial Vogel. Wlozyl kornet do futeralu, zamknal go i podal przez biurko Sandeckerowi. – Jesli nie ma pan juz wiecej pytan, to chcialbym teraz zjesc przyzwoite sniadanie i polozyc sie do lozka. To byla ciezka noc.
Sandecker wstal.
– Jestesmy panskimi dluznikami, panie Vogel.
– W cichosci ducha mialem nadzieje, ze pan to powie. – W lagodnych oczach Vogla pojawily sie blyski przebieglosci. – Jest pewien sposob na splacenie tego dlugu.
– To znaczy?
– Przekazanie kornetu w darze Muzeum Waszyngtona. Bylby glownym eksponatem w dziale muzyki.
– Przekaze go panu, jak tylko specjalisci z naszego laboratorium zbadaja instrument i zapoznaja sie z panska opinia.
– Dziekuje w imieniu dyrekcji muzeum.
– Jednakze nie jako dar…
– Nie rozumiem.
– Nazwijmy to stalym depozytem – powiedzial Sandecker z usmiechem. – W ten sposob oszczedzimy sobie klopotow, gdybysmy kiedykolwiek potrzebowali go na jakis czas.
– Zgoda.
– I jeszcze jedno – rzekl Sandecker. – Nie zawiadamialismy prasy o tym znalezisku. Wolalbym, zeby na razie pan rowniez tego nie robil.
– Nie rozumiem, czym sie kierujecie, ale oczywiscie zastosuje sie do waszych zyczen.
Kustosz pozegnal sie i wyszedl.
– Cholera! – zaklal Gunn, gdy tylko drzwi sie zamknely. – Musielismy minac wrak „Titanica' o rzut kamieniem.
– Z pewnoscia niewiele brakowalo – zgodzil sie Pitt. – Sonar „Safony' ma zasieg dwustu metrow, a wiec „Titanic' musial znajdowac sie po prostu troche dalej.
– Gdybysmy tylko mieli wiecej czasu. Szkoda, cholera, ze nie wiedzielismy, czego szukamy.
– Nie zapominajcie – odezwal sie Sandecker – ze waszym glownym celem bylo przetestowanie „Safony I' i zbadanie pradu Lorelei, a przy tym wykonaliscie ogromna robote. Informacje, ktore zebraliscie o pradach glebokowodnych, dostarcza oceanografom zajecia na najblizsze dwa lata. Zaluje tylko, ze nie moglismy wam powiedziec, o co nam chodzilo, ale Gene Seagram i jego agenci bezpieczenstwa upieraja sie, zeby sprawa „Titanica' pozostawala scisle tajna, dopoki prace nad jego wydobyciem nie beda zaawansowane.
– Zbyt dlugo nie uda nam sie utrzymac tego w tajemnicy – rzekl Pitt. – Wkrotce wszystkie srodki masowego przekazu na swiecie zwesza te najwieksza sensacje od czasu otwarcia grobowca Tutenchamona.
Sandecker wyszedl zza biurka i stanal przy oknie. Kiedy sie odezwal, mowil tak cicho, jakby jego slowa niosl wiatr z duzej odleglosci.
– Kornet Grahama Farleya.
– Co takiego, panie admirale?
– Kornet Grahama Farleya – powtorzyl zamyslony Sandecker. – Jesli ta stara trabka jest jakas wskazowka, to „Titanic' moze tam lezec w takim samym stanie jak tej nocy, kiedy zatonal.
28.
Dla postronnego obserwatora, stojacego na brzegu, czy pasazerow statku wycieczkowego, ktory plynal w gore rzeki Rappahannock, trzej przygarbieni mezczyzni w starej, zniszczonej lodzi wioslowej wygladali jak zwykli niedzielni wedkarze. Ubrani byli w splowiale koszule i drelichowe spodnie, na glowach mieli sportowe kapelusze, obwieszone normalnymi w tej sytuacji girlandami roznych muszek i haczykow. Scena byla typowa az po siatke na ryby z szescioma piwami, kolyszacymi sie na wodzie przy burcie.
Najnizszy z calej trojki, rudowlosy mezczyzna o szczuplej twarzy, siedzial na rufie i wydawal sie drzemac, niedbale trzymajac wedke. Obok, niecaly metr od wodnicy lodzi, kiwal sie bialo-czerwony splawik. Drugi wedkarz po prostu czytal jakis magazyn, trzeci zas co jakis czas machinalnie rzucal srebrna blystke. Byl gruby i mial wydatny brzuch, ktory wystawal z rozpietej koszuli. Z jego jowialnej, okraglej twarzy leniwie patrzyly niebieskie oczy. Sprawial wrazenie dobrodusznego dziadka.
Admiral Joseph Kemper mogl sobie pozwolic na dobroduszny wyglad. Kiedy ktos dysponuje tak niewiarygodna wladza, nie musi rzucac hipnotycznych spojrzen ani ziac ogniem jak smok. Z usmiechem popatrzyl na drzemiacego rudzielca.
– Wiesz, Jim, uderza mnie w tobie brak zrozumienia dla ducha wedkarstwa.
– To chyba najbardziej bezcelowe zajecie, jakie czlowiek kiedykolwiek wymyslil – odparl Sandecker.
– A pan, panie Seagram? Prawie nie zamoczyl pan wedki od chwili, gdy rzucilismy kotwice.
Seagram spojrzal na Kempera znad magazynu.
– Jezeli w tej zanieczyszczonej wodzie przezyla jakas ryba, to musi wygladac jak mutant z taniego dreszczowca i jeszcze gorzej smakowac.