W drodze do NUMA byla ozywiona i dziarsko przytupywala w takt muzyki plynacej z samochodowego radia.

– Jedna pigulka czy dwie? – od niechcenia spytala Marie.

– Mm…?

– Spytalam, czy wzielas jedna pigulke, czy dwie. Mozna sie bezpiecznie zalozyc, ze cos lyknelas, skoro w jednej chwili zmieniasz sie z wscieklicy w niewiniatko.

– To przez twoje kazanie.

– Dobra, ale uprzedzam, kolezanko, ze jezeli znajde cie ktoregos wieczoru na podlodze z powodu przedawkowania, to spokojnie zwine manatki i cichutko, ukradkiem sie oddale, bo nie znosze scen towarzyszacych naglemu zgonowi.

– Przesadzasz.

Marie spojrzala na Dane.

– Czyzby? Opychasz sie tym swinstwem jak hipochondryk witaminami.

– Czuje sie bardzo dobrze – przekornie powiedziala Dana.

– Cholernie dobrze. Jestes klasycznym przypadkiem sfrustrowanej baby w emocjonalnej depresji, a to najgorszy gatunek.

– Trzeba czasu, zeby rany sie zabliznily.

– Rany, do jasnej cholery! Ty masz poczucie winy.

– Nie bede sie oszukiwala twierdzac, ze zrobilam najlepsza rzecz, opuszczajac Gene'a, ale jestem przekonana, ze postapilam slusznie.

– Nie sadzisz, ze on cie potrzebuje?

– Mialam nadzieje, ze wyciagnie do mnie reke, lecz za kazdym razem, kiedy jestesmy sami, prychamy na siebie jak uliczne koty. On sie zamknal przede mna, Marie. To znow ta sama stara, meczaca historia. Kiedy mezczyzna taki jak Gene staje sie niewolnikiem swojej pracy, otacza sie murem nie do przebicia. A idiotycznym powodem, niewiarygodnie idiotycznym powodem jest to, ze wedlug niego podzielenie sie ze mna swoimi problemami automatycznie postawiloby rowniez mnie na linii ognia. Mezczyzna bierze na siebie niewdzieczny ciezar odpowiedzialnosci, a my, kobiety, nie. Traktujemy zycie doraznie. Nigdy nie planujemy naprzod jak mezczyzni. – Twarz Dany sciagnela sie i posmutniala. – Moge wiec teraz tylko czekac i wrocic do niego, kiedy padnie w tym swoim prywatnym boju. Wtedy i tylko wtedy, jestem tego pewna, moj powrot bedzie mile widziany.

– Ale wtedy moze juz byc za pozno – rzekla Marie. – Z tego, co mowisz, wynika, ze Gene jest idealnym kandydatem na pacjenta szpitala dla nerwowo chorych albo na zawalowca. Gdybys miala odrobine charakteru, to mimo wszystko zostalabys przy nim do konca.

Dana pokrecila glowa.

– Nie potrafie zniesc, ze on mnie odrzuca. Dopoki spokojnie sie nie zejdziemy, dopoty inaczej bede sobie ukladala zycie.

– Czy to wiaze sie z innym mezczyzna?

– Tylko platonicznie – odparla Dana z wymuszonym usmiechem. – Ani mysle odgrywac wyzwolona kobiete i wskakiwac na kazdego penisa, ktory mi sie napatoczy.

– Mozesz sobie wybrzydzac i opowiadac rozne rzeczy, kochanie, ale w praktyce rzecz ma sie zupelnie inaczej. Zapominasz, ze jestesmy w Waszyngtonie. Przypada nas tu osiem na jednego chlopa. Tylko wielkie szczesciary moga sobie pozwolic na przebieranie.

– Jesli cos sie trafi, to sie trafi. Nie mam zamiaru uganiac sie za chlopami. A poza tym wyszlam z wprawy. Juz zapomnialam, jak sie flirtuje.

– Z uwodzeniem mezczyzn jest jak z jazda na rowerze – odpowiedziala Marie ze smiechem. – Gdy raz sie nauczysz, to juz nigdy nie zapomnisz.

Ustawila samochod na wielkim otwartym parkingu NUMA. Po schodach weszly do hallu, gdzie wlaczyly sie w strumien pracownikow spieszacych korytarzami i windami do swoich pokojow.

– A moze zjemy razem lunch? – spytala Marie.

– Swietnie.

– Przyprowadze paru kolegow, zebys mogla sobie na nich potrenowac.

Nim Dana zdazyla zaprotestowac, Marie wtopila sie w tlum. W czasie jazdy winda Dana z wyrazna przyjemnoscia poczula, ze serce jej bije mocniej.

35.

Sandecker zatrzymal samochod na parkingu Akademii Oceanografii w Alexandrii, wygramolil sie zza kierownicy i podszedl do mezczyzny stojacego przy elektrycznym wozku golfowym.

– Pan admiral Sandecker?

– Tak.

– Doktor Murray Silverstein – przedstawil sie niski lysiejacy grubas, wyciagajac reke. – Ciesze sie, ze mogl pan przyjechac, panie admirale. Sadze, ze mamy cos, co moze sie przydac.

Sandecker wsiadl do wozka.

– Jestesmy wdzieczni za kazda przydatna informacje. Silverstein przesunal dzwignie i ruszyli asfaltowa alejka.

– Wczoraj wieczorem przeprowadzilismy serie szeroko zakrojonych prob. Nie moge obiecywac matematycznej dokladnosci, ale uzyskane wyniki sa co najmniej interesujace.

– Mieliscie jakies problemy?

– Troche. Glowna przeszkoda, ktora nie pozwolila nam otrzymac dokladnych wynikow, lecz tylko przyblizone, jest brak pewnych danych. Na przyklad, nigdy nie udalo sie ustalic, pod jakim katem „Titanic' wszedl dziobem pod wode, kiedy tonal. Tylko ten jeden nieznany czynnik zwieksza obszar poszukiwan o dziesiec kilometrow kwadratowych.

– Nie rozumiem. Czyzby stalowy czterdziestotysiecznik nie tonal pionowo?

– Niekoniecznie. Tonac „Titanic' wszedl pod wode pod ostrym katem okolo siedemdziesieciu osmiu stopni i wpadl w korkociag, a ciezar wody, ktora wypelnila jego komore dziobowa, nadal mu predkosc od czterech do pieciu wezlow. Trzeba tez uwzglednic sile bezwladnosci wynikajaca z ogromnej masy statku oraz fakt, ze musial pokonac glebokosc czterech kilometrow, zanim uderzyl w dno. Obawiam sie, ze wyladowal poziomo na dnie w sporej odleglosci od punktu wyjsciowego na powierzchni.

Sandecker wytrzeszczyl oczy na oceanografa.

– A skad tak dokladnie wiecie, pod jakim katem tonal „Titanic'? Na informacjach podawanych przez rozbitkow na ogol trudno polegac.

Silverstein wskazal reka wysoki betonowy budynek po prawej stronie.

– Tam pan znajdzie odpowiedz, admirale – rzekl zatrzymujac wozek przed frontowym wejsciem. – Chodzmy, zademonstruje panu, jak w praktyce wyglada to, o czym mowie.

Sandecker ruszyl za nim krotkim korytarzem do sali, ktora na jednej scianie miala duze okno z akrylu. Silverstein dal znak admiralowi, zeby sie zblizyl. Zza okna pomachal im nurek z aparatem do oddychania na plecach. Sandecker odpowiedzial mu tym samym.

– Ten basen ma srednice dziesieciu metrow, a jego stalowe sciany wznosza sie na wysokosc szescdziesieciu metrow – objasnial Silverstein rzeczowym tonem. – Wyposazony jest w komore cisnieniowa do wchodzenia i wychodzenia, ktora znajduje sie przy dnie, oraz piec sluz powietrznych usytuowanych na roznych poziomach, co umozliwia nam obserwowanie eksperymentow na rozmaitych glebokosciach.

– Rozumiem – powoli rzekl Sandecker. – Symulowaliscie opadanie „Titanica' na dno oceanu.

– Tak. Zaraz to panu pokazemy. – Silverstein podniosl sluchawke aparatu telefonicznego, ktory stal na polce pod oknem w scianie basenu. – Owen, zademonstruj nam opadanie w ciagu trzydziestu sekund.

– Macie specjalny model „Titanica'?

– Oczywiscie nie nadaje sie do wystawienia w muzeum morskim – odparl Silverstein – ale w zmniejszonej skali prawie idealnie odpowiada oryginalowi ksztaltem, waga i wypornoscia. Znakomita robota garncarza.

Вы читаете Podniesc Tytanica
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату