sie w malenkie obloczki pary, szybko znikajace w szarym swietle poranka.
Koplin badal kamienista ziemie. Skladem roznila sie od wilgotnej gleby wokol rozkopanego grobu. Wreszcie mineralog chwiejnie wstal. W reku trzymal kilka niewielkich grudek.
– Bizanium!
– Czy… czy ono tu jest? – polglosem spytal Donner. – Czy naprawde cale bizanium jest tutaj?
– Najwyzszej jakosci – oswiadczyl Koplin i usmiechnal sie szeroko. – Wiecej niz potrzeba do realizacji „Planu Sycylijskiego'.
– Dzieki Bogu! – wysapal Donner.
Niepewnym krokiem podszedl do najblizszej wystajacej z ziemi krypty i ciezko na niej usiadl, pomimo zgorszonych spojrzen wiesniakow.
Koplin odwrocil glowe i zajrzal do grobu.
– Szalenstwo rzeczywiscie jest miara geniuszu – mruknal. – Brewster wypelnil grob ruda bizanium. Kazdy, oprocz zawodowego mineraloga, moglby tu kopac i nie znalazlby nic poza koscmi w trumnie.
– Idealny sposob na ukrycie rudy – przyznal Donner. – Praktycznie pod golym niebem.
Sandecker podszedl do Pitta i uscisnal mu dlon.
– Dziekuje ci – rzekl po prostu.
Pitt w odpowiedzi jedynie skinal glowa. Byl zbyt zmeczony i odretwialy. Pragnal uciec od swiata i na jakis czas o nim zapomniec. Wolalby, zeby „Titanic' nigdy nie istnial, nigdy nie zjechal z pochylni w stoczni w Belfascie do spokojnego morza, bezlitosnego morza, ktore zmienilo ten piekny statek w brzydki, pokryty rdza stary wrak.
Sandecker zdawal sie czytac w oczach Pitta.
– Wygladasz, jakbys potrzebowal wypoczynku – rzekl. – Nie chce ogladac tej twojej wstretnej geby w biurze co najmniej przez dwa tygodnie.
– Mialem nadzieje, ze to powiesz – odparl Pitt z bladym usmiechem.
– Chyba nie masz nic przeciwko poinformowaniu mnie, gdzie zamierzasz sie ukryc? – chytrze spytal Sandecker. – Oczywiscie, tylko po to, gdybym w razie czego musial sie z toba skontaktowac, jesli w NUMA nagle cos wypadnie.
– Oczywiscie – oschlym tonem powtorzyl Pitt. Milczal przez chwile, a potem rzekl: – Jest pewna stewardesa, ktora mieszka ze swoim dziadkiem w Teignmouth. Tam mozesz mnie zlapac.
Sandecker skinal glowa na znak, ze przyjal to do wiadomosci.
Koplin podszedl do Pitta i chwycil go za ramiona.
– Mam nadzieje, ze kiedys znow sie spotkamy.
– Ja rowniez.
Donner spojrzal na Pitta wstajac.
– Nareszcie sie skonczylo – powiedzial glosem drzacym ze wzruszenia.
– Tak – odparl Pitt. – Wszystko sie skonczylo i kropka. Wszystko.
Nagle poczul chlod, bo slowa te zabrzmialy mu znajomo, jakby niosly sie natretnym echem z przeszlosci. Potem odwrocil sie i wyszedl z cmentarza w Southby.
Wszyscy patrzyli, jak jego sylwetka malala w oddali, poki nie skryla jej mgla.
– Wyszedl z mgly i zniknal we mgle – odezwal sie Koplin, wracajac myslami do swojego pierwszego spotkania z Pittem na stokach Biednej Gory.
Donner dziwnie na niego spojrzal.
– Cos powiedzial?
– Nic, tylko glosno myslalem – odparl Koplin, wzruszajac ramionami. – To wszystko.
Epilog
– Maszyny stop.
W odpowiedzi na komende kapitana zadzwonil telegraf i ustala wibracja dochodzaca z maszynowni angielskiego krazownika „Troy'. Piana wokol dziobu rozplynela sie w czerni morza i okret powoli tracil predkosc w ciszy, ktora zaklocal jedynie szum generatorow.
Noc byla ciepla jak na polnocny Atlantyk. Spokojne morze polyskiwalo pod zupelnie czystym, rozgwiezdzonym niebem. Bandera na flaglince zwisala bezwladnie, nie tknieta nawet slabym podmuchem wiatru.
Kiedy ponad dwustuosobowa zaloga zebrala sie na przednim pokladzie, wowczas wyniesiono martwe cialo, tradycyjnie zaszyte w stare plotno zaglowe i przykryte flaga narodowa, a nastepnie ulozono na desce przy trapie. Pozniej kapitan wyrecytowal formule marynarskiego pogrzebu glosem dzwiecznym i beznamietnym. Po ostatnich slowach skinal glowa. Uniesiono koniec deski i cialo zsunelo sie do bezkresnego morza. W cicha noc poplynely czyste dzwieki trabki, a potem zaloga rozeszla sie w milczeniu.
Kilka minut pozniej, gdy „Troy' ponownie byl w drodze, kapitan usiadl i dokonal nastepujacego wpisu do dziennika okretowego:
Kapitanowi drzala reka, kiedy sie podpisywal. Zamknal ostatni rozdzial tragedii, ktora wstrzasnela swiatem… tym dawnym swiatem, co nigdy juz nie powroci.
Prawie w tym samym czasie, po drugiej stronie globu, gdzies na rozleglych, odludnych przestrzeniach Oceanu Spokojnego, ogromne cygaro lodzi podwodnej przesuwalo sie gleboko pod leniwymi falami. Wystraszone ryby pierzchaly na widok tego potwora, w ktorego wnetrzu przygotowywano sie do wystrzelenia czterech pociskow balistycznych na rozne cele, polozone w odleglosci dziesieciu tysiecy kilometrow na wschod.
Dokladnie o godzinie 15.00 wlaczono silnik rakietowy pierwszego wielkiego pocisku, ktory wzdal zalana sloncem powierzchnie oceanu spieniona woda niczym wulkaniczna erupcja i pomknal w blekitne niebo nad Pacyfikiem. Po trzydziestu sekundach jego sladem ruszyl drugi pocisk, pozniej trzeci, a na koniec czwarty. Ciagnac za soba dlugie ogony pomaranczowych plomieni, niszczycielski kwartet wzbil sie lukiem w przestrzen i znikl.
Trzydziesci dwie minuty pozniej, podczas naprowadzania sie na cel w koncowym odcinku trajektorii, pociski kolejno nagle wybuchaly w gigantycznych kulach ognia, calkowicie sie rozpadajac w odleglosci okolo stu piecdziesieciu kilometrow od wyznaczonych celow. Po raz pierwszy w historii amerykanscy specjalisci, inzynierowie i wojskowi, kierujacy programami obrony narodowej, z taka radoscia powitali unicestwienie bezblednie wystrzelonych rakiet.
„Plan Sycylijski' juz podczas pierwszej proby okazal sie calkowitym sukcesem.
* Dawne kary za niesubordynacje na morzu (przyp. tlum.).