normy. Inne, bardziej szczegolowe oceny pojawia sie w ciagu dnia. Kameleon wkroczy do akcji.

Szesnascie minut potem to, co zamierzal zbadac, nie mialo juz znaczenia. Nagle wszystko uleglo zmianie. Korek na jezdni zagescil sie; pojawila sie nowa przeszkoda dla ruchu samochodow. Przed domem z brunatnego piaskowca zatrzymala sie ciezarowka firmy przewozowej. Obok niej stala grupka mezczyzn. Palili papierosy i pili kawe, starajac sie odwlec moment rozpoczecia pracy. Ciezkie czarne drzwi byly otwarte na osciez. W glebi domu dostrzegl mezczyzne w zielonej kurtce z emblematem firmy przewozowej ponad lewa kieszonka, ktory trzymal w reku tabliczke z zaciskiem na papiery. Ogolacaja Treadstone! Za kilka godzin zostanie tylko oprozniona, pusta skorupka! Trzeba ich powstrzymac!

Jason nachylil sie, trzymajac w dloni pieniadze. Bol glowy zniknal. Nadeszla chwila dzialania. Musi porozmawiac z Conklinem w Waszyngtonie. Natychmiast – nie czekajac, az wszystkie figury szachowe zostana ustawione! Cala jego strategia dzialania opierala sie na ciemnosciach… zawsze na ciemnosciach. Promien latarki przeskakuje z jednego zaulka w drugi, potem trafia na ciemne sciany i podnosi sie do poziomu ciemnych okien. Umiejetnie kierowany, szybko przeskakuje z miejsca na miejsce. Morderca zostanie zwabiony do budynku w nocy. W nocy. To sie stanie w nocy! Nie teraz!

– Hej, prosze pana! – wrzasnal przez otwarte okno samochodu taksowkarz.

Jason pochylil sie.

– O co chodzi?

– Chcialem tylko podziekowac! Dzieki…

Pac! Ponad barkiem! Zaraz potem odglos kaszlu, przechodzacego w krzyk. Bourne wpatrywal sie w taksowkarza, w strumien krwi, ktory wytrysnal sponad jego lewego ucha. Kierowca nie zyl, trafiony przez kule przeznaczona dla pasazera. Ktos strzelil z okna; gdzies na tej ulicy.

Jason rzucil sie na ziemie, a potem przeturlal w lewo do kraweznika. Dwa kolejne pacniecia nastapily szybko po sobie. Pierwszy pocisk trafil w taksowke, drugi zrobil wyrwe w asfalcie. To nie do wiary! Zostal wykryty, zanim jeszcze zaczelo sie polowanie! Carlos juz tu byl! Czekal na niego! We wlasciwym miejscu! On albo jeden z jego ludzi czatowal w ktoryms z gornych okien lub na dachu, skad mogl obserwowac cala ulice. Ryzykowanie przypadkowej smierci, spowodowanej przez zabojce na dachu lub w oknie, wydawalo sie szalenstwem: zjawilaby sie policja, ulica zostalaby zablokowana; pulapka nie udalaby sie! A Carlos nie byl szalencem! To nie mialo sensu. Bourne nie mogl tracic czasu na rozwazania; musial wydostac sie z pulapki… pulapki zastawionej na mysliwego… i dostac sie do telefonu! Carlos tu jest! U drzwi Treadstone! Sciagnal go tu z powrotem. Udalo mu sie go sciagnac! Mial swoj dowod!

Zerwal sie na nogi i zaczal biec, wtapiajac sie w grupki przechodniow. Dobiegl do rogu ulicy i skrecil w prawo. Szesc metrow przed soba zobaczyl budke, ale nie mogl z niej skorzystac. Stanowila doskonaly cel.

Po drugiej stronie dostrzegl delikatesy z malym prostokatnym napisem „Telefon” nad drzwiami. Zeskoczyl z kraweznika i znow zaczal biec, lawirujac miedzy kolyszacymi sie samochodami. Ktorys z nich mogl niechcacy wykonac robote, ktora zarezerwowal dla siebie Carlos. W tym tez byla jakas makabryczna ironia.

– Sir, Centralna Agencja Wywiadowcza jest instytucja zajmujaca sie glownie gromadzeniem danych – odpowiedzial protekcjonalnie mezczyzna w sluchawce. – Takim rodzajem dzialalnosci, o ktorej pan mowi, zajmujemy sie niezmiernie rzadko i szczerze mowiac, zostala ona rozdmuchana przez filmy oraz zle poinformowanych pisarzy.

– Do jasnej cholery, posluchaj mnie! – krzyknal Jason, oslaniajac dlonia mikrofon sluchawki; w zatloczonych delikatesach panowal gwar. – Powiedz mi tylko, gdzie jest Conklin. To sprawa zycia lub smierci!

– Otrzymal juz pan odpowiedz z jego biura, sir. Pan Conklin wyjechal wczoraj po poludniu i wroci prawdopodobnie pod koniec tygodnia. Skoro utrzymuje pan, ze zna pana Conklina, powinien pan wiedziec, ze w zwiazku z odniesiona podczas sluzby kontuzja czesto wyjezdza na zabiegi rehabilitacyjne…

– Przestaniesz wreszcie?! Dwa dni temu widzialem go w Paryzu, pod Paryzem. Przylecial tam z Waszyngtonu na spotkanie ze mna.

– Jezeli o to chodzi – przerwal mu rozmowca z Langley – to w czasie, kiedy laczono pana z tym wydzialem, juz to sprawdzilismy. Nie ma zadnych informacji o tym, ze pan Conklin w ciagu ostatniego roku wyjezdzal z kraju.

– W takim razie zostalo to usuniete z rejestru! Byl tam! Czekacie na jakies hasla – powiedzial zdesperowany Bourne. – Nie znam ich. Ale ktos, kto pracuje z Conklinem, rozpozna te slowa. Meduza, Delta, Kain… Treadstone! Ktos musi je znac!

– Nikt nie zna. Juz panu o tym powiedziano.

– Powiedzial ktos, kto nie zna. Ale sa tacy, co znaja. Uwierz mi!

– Bardzo mi przykro, ale naprawde…

– Nie odkladaj sluchawki! – Pozostawal jeszcze jeden sposob; sposob o watpliwej skutecznosci, ale nie bylo innego wyjscia. – Piec lub szesc minut temu wysiadlem z taksowki przy Siedemdziesiatej Pierwszej ulicy. Dostrzezono mnie i ktos chcial mnie sprzatnac.

– Sprzatnac?

– Tak. Taksowkarz powiedzial cos do mnie i nachylilem sie, zeby lepiej slyszec. Ten ruch ocalil mi zycie, ale kierowca nie zyje. Pocisk trafil go w glowe. Mowie prawde i wiem, ze macie sposoby, aby to sprawdzic. Jest tam juz pewnie z pol tuzina radiowozow policyjnych. Niech pan to sprawdzi. To najlepsza wskazowka, jakiej moge panu udzielic.

Rozmowca w Waszyngtonie na chwile zamilkl.

– Tylko dlatego, ze chcial pan rozmawiac z panem Conklinem – a przynajmniej wymienil pan jego nazwisko – sprawdze to. Jak moge sie z panem skontaktowac?

– Bede czekal przy telefonie. Ta rozmowa oplacana jest miedzynarodowa karta kredytowa. Wydano ja we Francji na nazwisko Chambord.

– Chambord? Powiedzial pan…

– Prosze.

– Zaraz wroce.

Oczekiwanie bylo nieznosne. A ciezkie spojrzenie Zyda z zaniedbana, zmierzwiona broda pelna okruchow, trzymajacego w jednej dloni bulke, a w drugiej obracajacego monety – czynilo je jeszcze gorszym. W minute pozniej mezczyzna w Langley wrocil do telefonu. W jego glosie ugodowy ton zastapil gniew.

– Sadze, ze na tym zakonczy sie nasza rozmowa, panie Bourne, Chambord lub jak tam jeszcze pan sie zwie. Nawiazalismy kontakt z nowojorska policja. Na Siedemdziesiatej Pierwszej ulicy nie bylo zadnego zajscia, o ktorym pan mowil, i nie mylil sie pan. Naprawde mamy sposoby, zeby to sprawdzic. Informuje pana, ze w kodeksie istnieja przepisy przewidujace kary za tego rodzaju telefony. Do widzenia panu.

Cos szczeknelo w sluchawce; polaczenie zostalo przerwane. Bourne z niedowierzaniem wpatrywal sie w tarcze aparatu. Ludzie z Waszyngtonu szukali go przez szesc miesiecy; chcieli go zabic za niezrozumiale dla nich milczenie. A teraz kiedy ujawnil sie – ujawnil z jedynym celem jego trzyletniego kontraktu – zostal odprawiony. Wciaz nie chca go wysluchac! Ale ten czlowiek wysluchal, wrocil do telefonu, by powiedziec, ze nie bylo zabojstwa, ktore mialo miejsce kilka minut temu. To nie moglo byc… to jakis obled. Przeciez widzial na wlasne oczy!

Jason odwiesil sluchawke, czujac, ze ogarnia go pokusa, by uciec z zatloczonego sklepu. Zamiast tego spokojnie ruszyl w strone drzwi, przeciskajac sie przez kolejke stojaca przy ladzie. Utkwil spojrzenie w witrynie, uwaznie lustrujac tlum na chodniku. Po wyjsciu na zewnatrz zdjal plaszcz, przewiesil go przez ramie i zastapil okulary przeciwsloneczne tymi w rogowych oprawkach. Byla to drobna zmiana, lecz pozostanie w nich tu, gdzie jest, zbyt dlugo mogloby sie okazac gruba pomylka. Pospiesznie przeszedl przez skrzyzowanie w strone Siedemdziesiatej Pierwszej.

Na przeciwleglym rogu wmieszal sie w grupe przechodniow oczekujacych na zmiane swiatel. Spojrzal w lewo, przyciskajac podbrodek do kolnierzyka. Na jezdni ruch byl taki jak przedtem, ale taksowka zniknela. Zostala usunieta ze sceny z precyzja, z jaka chirurg usuwa z organizmu chory, ohydny organ, nie zaklocajac przy tym zywotnych funkcji pozostalych. Widac w tym bylo precyzje mistrza, mordercy, ktory dokladnie wiedzial, gdzie szybko wbic noz.

Bourne pospiesznie odwrocil glowe i ruszyl w przeciwna strone, na poludnie. Musial znalezc sklep; musial zmienic skore. Kameleon nie mogl juz czekac.

Rozwscieczona Marie St. Jacques i general brygady Irwin Arthur Crawford stali po przeciwleglych stronach

Вы читаете Tozsamosc Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату