– Nie mam czasu, Mo. Moj tlusty kocur wlasnie parkuje na podjezdzie. Musze sie brac do roboty.

– Jason!

Odpowiedziala mu glucha cisza.

Brendan Patrick Pierre Prefontaine zszedl po metalowych schodkach samolotu na rozgrzana promieniami slonca nawierzchnie lotniska Blackburne na karaibskiej wyspie Montserrat. Bylo kilka minut po trzeciej po poludniu i gdyby nie kilkanascie tysiecy dolarow, ktore mial w kieszeniach, z pewnoscia czulby sie nieco zagubiony. Niewiarygodne, w jak wielkim stopniu kilkadziesiat studolarowych banknotow potrafi wzmoc poczucie bezpieczenstwa. Bez przerwy powtarzal sobie (by nie sprawic przez pomylke wrazenia szastajacego ostentacyjnie wielkimi sumami bogacza), ze drobne – piecdziesiatki, dwudziestki i dziesiatki – ma w prawej przedniej kieszeni spodni. Najistotniejsze bylo unikniecie jakiegokolwiek rozglosu i trzymanie sie w jak najglebszym cieniu. Musial tak dyskretnie, jak to tylko bylo mozliwe, wypytac pracownikow lotniska o kobiete z dwojgiem dzieci, ktora wczorajszego popoludnia przyleciala na wyspe niewielkim prywatnym samolotem.

Dlatego wlasnie zamarl z przerazenia, kiedy przesliczna czarnoskora urzedniczka odlozyla sluchawke telefonu i zwrocila sie do niego grzecznie:

– Czy bylby pan uprzejmy pojsc ze mna, sir?

Jej urocza, usmiechnieta twarz ani odrobine nie oslabila czujnosci bylego sedziego. Widzial juz zbyt wielu przestepcow wygladajacych jak niewinne aniolki.

– Czy cos nie tak z moim paszportem, mloda damo?

– W zadnym wypadku, prosze pana.

– Wiec po co to opoznienie? Dlaczego go pani po prostu nie podstempluje i nie pozwoli mi przejsc?

– Och, paszport jest juz podstemplowany, prosze pana, i moze pan przejsc w kazdej chwili.

– W takim razie, dlaczego…

– Prosze ze mna, sir.

Podeszli do przeszklonego szescianu, na ktorego szybie widnial sporzadzony ze zlotych liter napis, zdradzajacy funkcje osoby zajmujacej to pomieszczenie: WICEDYREKTOR URZEDU MIGRACYJNEGO. Atrakcyjna urzedniczka otworzyla drzwi i zachecila gestem starszego mezczyzne, zeby wszedl do srodka. Prefontaine uczynil to, spodziewajac sie najgorszego – rewizji, ujawnienia pieniedzy, powaznych zarzutow. Nie wiedzial, czy akurat przez te wyspy przebiega trasa przerzutu narkotykow, lecz gdyby tak bylo, tysiace dolarow znalezione w jego kieszeniach natychmiast uczynilyby go podejrzanym. Usilowal napredce przygotowac jakies wiarygodne wyjasnienie. Urzedniczka podala tymczasem jego paszport rowniez ciemnoskoremu, barczystemu, siedzacemu za biurkiem mezczyznie, a nastepnie odwrocila sie, obdarzyla Brendana jeszcze jednym olsniewajacym usmiechem i wyszla, zamykajac za soba drzwi.

– Pan Brendan Patrick Pierre Prefontaine… – mruknal z namyslem Murzyn, otworzywszy paszport.

– Co prawda nie jest to najistotniejsze – powiedzial uprzejmie, lecz z godnoscia Brendan – ale zwykle po slowie 'pan' slysze jeszcze slowo 'sedzia'. Rzecz jasna nie wiem, czy to ma w tej chwili jakies znaczenie, choc wydaje mi sie, ze powinno. Czyzby ktorys z moich pomocnikow popelnil jakas pomylke? Jesli tak, przysle ich tu wszystkich z przeprosinami.

– Alez, skadze znowu… panie sedzio – odparl z przesadnie brytyjskim akcentem urzednik, wstajac zza biurka i wyciagajac reke. – Nie jest wykluczone, ze to ja popelnilem blad.

– Wszystkim to sie zdarza od czasu do czasu, kapitanie – zauwazyl sentencjonalnie Brendan, sciskajac czarna dlon. – Jesli tak jest w istocie, to czy moglbym juz isc? Jestem z kims umowiony.

– On tez to powiedzial!

– Prosze? – zapytal ze zdziwieniem Prefontaine.

– Czy wolno mi moc prosic o panska… konfidencjonalnosc?

– O co? Nie rozumiem, do czego pan zmierza.

– Wiem doskonale, ze dyskrecja – wicedyrektor Urzedu Imigracyjnego Montserrat wymowil to slowo jako 'diskrecja' – jest sprawa najwyzszej wagi. Dano nam to calkowicie do zrozumienia, ale my staramy sie zawsze dostarczac wszelkiej pomocy i sluzyc ze wszystkich sil Koronie.

– Jest to ze wszech miar godne pochwaly, aleja nadal nic nie rozumiem, pulkowniku.

Urzednik znizyl glos.

– Czy wie pan o tym, ze dzis rano przybyl do nas nadzwyczaj wazny czlowiek?

– Jestem pewien, ze wielu waznych ludzi przybywa na wasza piekna wyspe. Mnie osobiscie bardzo ja polecano.

– Ach, rozumiem! Diskrecja…

– Tak, oczywiscie, diskrecja… – zgodzil sie byly sedzia, zastanawiajac sie calkiem powaznie, czy czarnemu oficjelowi nie brakuje przypadkiem ktorejs klepki. – Czy bylby pan laskaw wyrazac sie nieco jasniej?

– Otoz, on takze nam powiedzial, ze pragnie sie nadzwyczaj z kims spotkac, najzupelniej prywatnie i dyskretnie, bez dziennikarzy, ma sie oczywiscie rozumiec, ale potem wsiadl szybko do samolotu lecacego na jedna z naszych mniejszych wysp, wiec wyglada na to, ze jednak nie udalo mu sie spotkac z tym kims, z kim chcial sie bardzo pilnie widziec. Czy teraz juz wszystko jasne?

– Jak bostonski port w najwieksza mgle, generale.

– Rozumiem, diskrecja… W zwiazku z tym, o czym pana poinformowalem, caly nasz personel z najwieksza uwaga szuka przyjaciela, ktory byc moze szuka tu swego przyjaciela, z ktorym mial sie spotkac. Wszystko jak najbardziej konfidencjonalnie, ma sie rozumiec.

– Ma sie rozumiec – przytaknal mu Brendan. To kompletny wariat, pomyslal.

– Ja jednak blyskawicznie wzialem pod uwage inna mozliwosc – kontynuowal triumfalnym tonem Murzyn. – Przypuscmy, ze przyjaciel wybitnej osobistosci nie czekal na niego, ale mial tu przyleciec innym samolotem, zeby tutaj spotkac sie z nim?

– Genialne.

– I jakze wspaniale logiczne. Przejrzalem listy pasazerow wszystkich samolotow, ktore maja dzisiaj do nas przyleciec, koncentrujac sie pilnie na pierwszej klasie, ma sie rozumiec, bo jakaz inna moglby podrozowac osobisty przyjaciel tak wielkiej osobistosci?

– Jest pan prawdziwym jasnowidzem – mruknal byly sedzia. – I wybral pan wlasnie mnie?

– Nazwisko, szanowny panie! Pierre Prefontaine!

– Moja pobozna, niezyjaca matka bez watpienia obrazilaby sie na pana, gdyby uslyszala, ze opuscil pan Brendana i Patricka. Irlandczycy, tak samo jak Francuzi, sa bardzo drazliwi na tym punkcie.

– To rodzina! Natychmiast blyskawicznie to pojalem!

– Doprawdy?

– Pierre Prefontaine i Jean Pierre Fontaine! Jestem istotnym specjalista we wszelkich sprawach zwiazanych z imigracja, badajac scisle te zagadnienia w wielu krajach. Panskie nazwisko stanowi wysmienity przyklad, szanowny panie sedzio. Fala za fala fale emigrantow naplywaly do Stanow Zjednoczonych, tego wielkiego garnka topiacego w jedna mase rasy, jezyki i narody. W procesie tym wiele nazwisk przeinaczonych lub pomylonych przez przepracowanych, zagubionych urzednikow ulegalo zmianom. Ich rdzenie czestokroc jednak pozostawaly bez zmian, co sie stalo w panskim przypadku. Rodzina Fontaine przemienila sie w Stanach w Prefontaine, a rzekomy przyjaciel wybitnego czlowieka jest w gruncie rzeczy szacownym czlonkiem amerykanskiego odgalezienia rodziny!

– Doprawdy zdumiewajace – wymamrotal Brendan, zerkajac katem oka na drzwi w oczekiwaniu na to, ze lada chwila wpadna przez nie sanitariusze z kaftanem bezpieczenstwa. – Czy jednak nie wzial pan pod uwage mozliwosci, ze to moze byc jedynie przypadek? Fontaine jest dosc popularnym nazwiskiem w calej Francji, ale przynajmniej z tego, co wiem, nazwisko Prefontaine spotyka sie glownie w Alzacji i Lotaryngii.

– Tak, oczywiscie – odparl wicedyrektor Urzedu Imigracyjnego, ponownie znizajac glos i mrugajac porozumiewawczo. – Jednak zupelnie calkiem znienacka dzwoni Quai d'Orsay [2] z Paryza, a potem brytyjskie Foreign Office zawiadamia nas, ze spadnie z nieba wybitny czlowiek. Powitajcie go, ugosccie, zawiezcie do znakomitego, odosobnionego miejsca wypoczynku…

Wszystko, ma sie naturalnie rozumiec, z zachowaniem scislej dyskrecji. Ale wielki czlowiek jest zaniepokojony, bo mial sie tajemnie spotkac ze znajomym, ktorego nie spotyka. Byc moze ma jakies tajemnice, tak jak wszyscy wielcy ludzie.

Nagle Prefontaine poczul, ze wypychajace mu kieszenie banknoty nabieraja ciezaru olowiu. W Bostonie nadeslany z Waszyngtonu kod Cztery- – Zero, w Paryzu Quai d'Orsay, w Londynie Foreign Office, Randolph Gates

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату