nie pamietam juz jej nazwy. Czyzby to ona wlasnie stanowila ogon smoka? Czym zatem beda skrzydla? Moze jakimis gorami? To rowniez musicie sprawdzic^
Mialem ochote ukleknac przed starym profesorem i calowac go po nogach.
«Dlaczego nie chce pan z nami jechac?» – spytalem.
«Pojechalbym, nawet gdyby sprzeciwiala sie temu moja siostrzenica. – Przeslal Irinie serdeczny usmiech. – Ale to wzmogloby tylko podejrzenia. Gdyby wasz przewodnik zorientowal sie, ze wciaz interesuje sie panstwa badaniami, stalby sie podwojnie czujny. Po powrocie do Sofii koniecznie do mnie wpadnijcie. Bede caly czas towarzyszyc wam myslami. Zycze dobrej podrozy i zebyscie znalezli to, czego szukacie. A to musi pani wziac».
Wsunal cos w dlon Helen, ale ona zbyt szybko zamknela dlon, bym zobaczyl, co to jest.
«Cos dlugo nie ma Ranowa, a to u niego niezwyczajne» – zauwazyla rozsadnie.
Obrzucilem ja szybkim spojrzeniem.
«Pojde zobaczyc, co porabia».
Nauczylem sie juz wierzyc w instynkt Helen. Nie czekajac na jej odpowiedz, ruszylem w strone bramy.
Tuz za murem monasteru ujrzalem Ranowa. Stal obok dlugiego, niebieskiego samochodu i rozmawial z jakims mezczyzna. Nieznajomy byl wysoki i doskonale prezentowal sie w letnim garniturze i kapeluszu. Instynkt kazal mi natychmiast skryc sie za skrzydlem bramy. Obaj mezczyzni prowadzili ozywiona rozmowe, ktora jednak szybko przerwali. Przystojny mezczyzna klepnal energicznie Ranowa w ramie i wsiadl do auta. Natychmiast przypomnialem sobie tamto bezceremonialne uderzenie w plecy. Tak, choc wydawac sie moglo to niewiarygodne, wyjezdzajacym powoli z pokrytego kurzem parkingu mezczyzna byl Jozsef Geza. Cofnalem sie na dziedziniec i najszybciej, jak moglem, wrocilem do Helen i Stoiczewa. Helen obrzucila mnie przenikliwym spojrzeniem; najwyrazniej ona tez ufala swoim przeczuciom. Odciagnalem ja na bok. Stoiczew spogladal za nami ze zdziwieniem, ale nie zadawal zadnych pytan.
«Pojawil sie tu chyba Geza – wyjasnilem szybko. – Nie widzialem dokladnie jego twarzy, ale ktos niebywale do niego podobny rozmawial wlasnie z Ranowem».
«Cholera jasna!» – zaklela Helen. Nigdy dotad nie slyszalem jeszcze, by przeklinala.
W chwile pozniej pojawil sie Ranow i szybko do nas podszedl.
«Czas na kolacje – oswiadczyl beznamietnie. Zastanawialem sie, czy zaluje, ze na tak dlugo zostawil nas sam na sam ze Stoiczewem. Ale bylem pewien, ze podczas rozmowy z Geza nie zauwazyl mojej obecnosci. – Chodzcie za mna».
Klasztorna kolacja, ktora uplynela w ciszy, byla przepyszna. Potrawy domowej roboty serwowalo dwoch mnichow. Towarzyszyla nam garstka turystow, ktorzy najwyrazniej zatrzymali sie w hotelu. Zauwazylem, ze nie rozmawiaja po bulgarsku. Pomyslalem, iz mowiacy po niemiecku pochodza zapewne ze wschodnich Niemiec. Inni byli chyba Czechami. Jedlismy z wielkim apetytem. Kolacje podano na dlugim, drewnianym stole. Mnisi zajmowali sasiedni. Z przyjemnoscia myslalem juz o czekajacym mnie waskim, ale wygodnym lozku. Nie mielismy z Helen ani chwili dla siebie, ale wiedzialem, ze nieustannie dreczy ja mysl o obecnosci Gezy. Czego chcial od Ranowa? A generalnie, czego chcial od nas? Pamietalem ostrzezenie Helen, ze jestesmy nieustannie sledzeni. I kto mu doniosl, gdzie jestesmy?
Mielismy za soba wyczerpujacy dzien. Bylem tak ciekaw Baczkowa, ze gdyby mialo to przyspieszyc sprawe, wyruszylbym tam na piechote. Ale teraz spalem, przygotowujac sie do calodniowej podrozy. Posrod pochrapywan mieszkancow Berlina Wschodniego i Pragi slyszalem glos Rossiego, ktory rozwazal pewne kontrowersyjne aspekty naszej pracy oraz slowa, zdziwionej nieco brakiem mej spostrzegawczosci, Helen: «Alez oczywiscie, wyjde za ciebie»'.
65
66
«Obudzilem sie wczesnie na lozku w meskiej sypialni Monasteru Rilskiego. Przez male okna wychodzace na klasztorny dziedziniec wpadaly pierwsze promienie porannego slonca. Pozostali turysci pograzeni jeszcze byli w glebokim snie. Na zewnatrz zaczal bic klasztorny dzwon. Pierwsza moja mysla po przebudzeniu bylo to, ze Helen zgodzila sie zostac moja zona. Z calego serca pragnalem ja znow jak najszybciej zobaczyc i zapytac, czy poprzedni dzien nie byl tylko snem. Blask slonca, ozlacajacego dziedziniec monasteru, odbijal przepelniajace me serce szczescie, poranne powietrze bylo niewiarygodnie swieze.
Ale Helen nie pojawila sie na sniadaniu. Byl natomiast Ranow, jak zwykle ponury. Palil papierosa, az w koncu jeden z mnichow poprosil go grzecznie, by wyszedl na galerie. Po sniadaniu udalem sie do czesci wydzielonej dla niewiast, gdzie rozstalem sie z Helen poprzedniego wieczoru. Drzwi do jej sali staly otworem. Niemki i Czeszki dawno juz opuscily sypialnie, zostawiajac po sobie starannie poslane lozka. Helen wciaz pograzona byla w glebokim snie. Lezala na lozku ustawionym najblizej okna. Odwrocila sie twarza do sciany, ale ja uwazalem, ze mam wszelkie prawo podejsc do niej, jak do narzeczonej po slowie, i mimo iz znajdowalem sie w klasztorze, pocalowac ja na dzien dobry. Zamknalem za soba drzwi w nadziei, ze nie sledza mnie oczy zadnego z mnichow.