– Czternasty wiek – mruknal z zaduma moj ojciec. – A moze trzynasty? Nie znam sie specjalnie na sredniowiecznych ruinach, nie potrafie dokladnie okreslac ich wieku. Ale zajrzymy do przewodnika.
– Czy mozemy sie tam wspiac i spenetrowac ruiny? – zapytalam.
– Pomyslimy o tym po moich jutrzejszych spotkaniach. Ale wieze sprawiaja wrazenie, jakby mogly sie zawalic nawet pod ciezarem ptaka.
Skierowal auto na parking w poblizu ratusza i z galanteria pomogl mi wysiasc z samochodu. Pod skorzana rekawiczka mial koscista dlon.
– Jeszcze za wczesnie, by meldowac sie w hotelu – oswiadczyl. Czy masz ochote na filizanke goracej herbaty? Mozemy tez cos przegryzc w
Natychmiast wyciagnelam peleryne, ktora mi rok wczesniej przywiozl z Londynu. Podroz z Wiednia zajela nam prawie caly dzien i mimo obfitego obiadu, jaki zjedlismy w wagonie restauracyjnym, bylam glodna jak wilk.
Ale nie trafilismy do jednej z
– Tutaj!
Ruszylam za nim biegiem, kaptur mej peleryny trzepotal, prawie mnie oslepiajac. Ojciec znalazl wejscie do herbaciarni w stylu
– Zdumiewajace, ze cos takiego przetrwalo tu przez ostatnie trzydziesci lat – powiedzial ojciec, zdejmujac z siebie angielski trencz. – Socjalizm rzadko kiedy obchodzi sie tak lagodnie ze swymi skarbami.
Zajelismy stolik w poblizu okna, pilismy z grubych filizanek goraca jak pieklo herbate z cytryna, zajadalismy sie bialym chlebem z maslem i sardynkami, a nawet zjedlismy kilka plasterkow
– Powinnismy juz przestac – odezwal sie w pewnej chwili ojciec.
Nie znosilam, kiedy dmuchal i dmuchal w filizanke, by nieco przestudzic herbate, drzalam na mysl o nieuchronnej chwili, kiedy powie, ze mamy juz konczyc posilek, konczyc wszystko, co sprawia nam przyjemnosc, zostawic miejsce na kolacje. Spogladajac na jego schludna, tweedowa marynarke i golf, pomyslalam, ze poza dyplomacja nie istnieja dla niego zadne inne przygody w zyciu, ze dyplomacja zzera go bez reszty.
Poskromilam jednak jezyk, wiedzac, jak bardzo nie lubi wszelkich slow krytyki z mojej strony, poza tym chcialam go o cos zapytac. Ale najpierw musialam pozwolic mu dopic herbate. Przechylilam sie zatem na krzesle do tylu na tyle tylko, by ojciec nie zwrocil mi uwagi, ze sie na nim rozwalam, i spojrzalam przez pocetkowane srebrzystymi kroplami okno na zmoczone deszczem miasto, zamglone wilgocia i nadchodzacym zmrokiem. Po ulicy przemykali w pospiechu ludzie w lejacych sie znow z nieba strumieniach wody. Herbaciarnia, ktora powinna byc wypelniona damami w dlugich powloczystych sukniach barwy kosci sloniowej oraz dzentelmenami o spiczastych brodkach i w sztruksowych surdutach, pozostawala pusta.
– Nawet nie zdawalem sobie sprawy z tego, jak wyczerpala mnie ta podroz samochodem. – Ojciec odstawil filizanke na spodeczek i wskazal zamek, ledwie majaczacy w strugach deszczu. – Stamtad przyjechalismy, z tamtej strony wzgorza. Z jego wierzcholka zobaczymy Karpaty.
Pamietalam widok bialych grzbietow gorskich, odnosilam wrazenie, iz czuje ich oddech owiewajacy to miasto. Teraz, z dala od nich, bylismy tacy samotni. Chwile jeszcze sie wahalam, po czym wzielam gleboki wdech.
– Czy mozesz mi cos opowiedziec? – zapytalam.
Opowiesci byly jedna z przyjemnosci, jakie zapewnial moj ojciec swojemu pozbawionemu matki dziecku. Jedne z nich mowily o jego szczesliwym dziecinstwie w Bostonie, inne o egzotycznych podrozach. Niektore wymyslal na poczekaniu. Ostatnio jednak coraz bardziej mnie nudzily. Okazywaly sie o wiele mniej zadziwiajace, niz kiedys sadzilam.
– Historie o Karpatach?
– Nie. – Ogarnela mnie niewytlumaczalna fala strachu. – Odkrylam cos, o co chce zapytac.
Popatrzyl na mnie lagodnie, unoszac siwiejace brwi.
– Stalo sie to w twojej bibliotece – wyjasnilam. – Przepraszam… ale pobuszowalam troche po polkach i natrafilam na pewne papiery oraz ksiazke. Nie zagladalam specjalnie w te papiery. Pomyslalam sobie…
– Ksiazke?
Wciaz zachowywal spokoj, zajrzal do filizanki, sprawdzajac, czy nie zostalo w niej jeszcze kilka kropel herbaty. Odnioslam wrazenie, ze wcale mnie nie slucha.
– Wygladaly… ksiazka byla bardzo stara, na srodku okladki widnial wizerunek smoka.
Gwaltownie wyprostowal sie na krzesle, wyraznie przeszyl go dreszcz. Jego reakcja sprawila, ze stalam sie nagle czujna. A jesli ta historia byla zupelnie inna niz te, ktore mi zawsze opowiadal? Popatrzyl na mnie spod zmarszczonych brwi. Zaskoczyl mnie widok jego wymizerowanej nagle twarzy. Malowal sie na niej wyraz bezgranicznego smutku.
– Jestes na mnie zly? – zapytalam cicho i tak samo jak on zajrzalam do filizanki.
– Nie jestem zly, kochanie.
Westchnal gleboko, jakby przejety straszliwa zaloscia. Drobna, jasnowlosa kelnerka ponownie nalala nam herbate i zostawila samych. Ojciec z najwyzszym trudem zaczal opowiesc.
2
– Jak wiesz – zaczal – zanim przyszlas na swiat, pracowalem na uniwersytecie amerykanskim. Jeszcze wczesniej studiowalem przez wiele lat i zostalem profesorem. Poczatkowo chcialem studiowac literature. Szybko jednak zrozumialem, ze bardziej niz fikcja interesuja mnie historie prawdziwe. Wszystkie literackie opowiesci doprowadzily mnie w koncu do pewnego rodzaju… eksploracji… historii. No i ostatecznie zdecydowalem sie na nia. Bardzo jestem rad, ze i ciebie tez interesuje historia.
Pewnej wiosennej nocy, kiedy bylem jeszcze magistrem, siedzialem w swym gabineciku w uniwersyteckiej bibliotece. Siedzialem do poznych godzin otoczony rzedami i rzedami ksiazek. Gdy w pewnej chwili przerwalem prace i unioslem glowe znad moich papierow, ujrzalem grzbiet ksiazki, ktorej nigdy nie bylo w moim ksiegozbiorze. Ktos ja wstawil na polke znajdujaca sie nad moim biurkiem. Na grzbiecie ksiazki, oprawionej w jasna skore, widnial maly, wdzieczny wizerunek smoka.
Nie pamietalem, bym kiedykolwiek w zyciu widzial te ksiazke, wiec zaintrygowany, calkiem bezmyslnie zdjalem ja z polki. Oprawiona byla w miekka, splowiala skore, a jej stronice nie zostawialy najmniejszych watpliwosci, ze wolumin jest bardzo stary. Otworzylem ksiege. Posrodku widnial drzeworyt przedstawiajacy smoka z rozpostartymi skrzydlami i dlugim, zwijajacym sie w petle ogonem. Bestia byla wyraznie rozwscieczona. W wyciagnietych szponach trzymala proporzec z wypisanym na nim gotyckimi literami slowem
Rozpoznalem slowo natychmiast. Pomyslalem o powiesci Brama Stokera i o wieczorach, ktore w dziecinstwie spedzalem w miejscowym kinie, gdzie Bela Lugosi unosil sie nad biala szyja jakiejs gwiazdeczki filmowej. Ale pisownia tego slowa byla dziwaczna, a ksiazka najwyrazniej bardzo stara. Ostatecznie jednak bylem naukowcem gleboko interesujacym sie historia Europy i szybko przypomnialem sobie pewna lekture, ktora kiedys przestudiowalem. Nazwa ta miala korzenie greckie oznaczajace «smoka' lub «diabla', i stanowila honorowy przydomek Vlada Tepesa-Palownika z Woloszczyzny, wladcy feudalnego w Karpatach, ktory dreczyl swych poddanych i jencow wojennych w nieprawdopodobny wprost sposob. Studiowalem wowczas literature dotyczaca siedemnastowiecznego handlu holenderskiego i nie widzialem powodow, by zaprzatac sobie umysl ta wlasnie ksiazka. Uznalem, ze ktos zostawil ja tam przez przypadek – ktos, kto zajmowal sie historia Europy Srodkowej i Wschodniej lub symbolika feudalna.
Przekartkowalem jednak caly wolumin… Rozumiesz, kiedy masz przez cale dnie do czynienia z ksiazkami,