auto, co spowodowalo, ze trzeba bylo wyciagactrupa z samochodu. Kiedy skonczylam, Morelli siedzial bez slowa, z mina nieco oszolomiona.
– Wiesz, glina dowiaduje sie o najwazniejszej
Wzielam kawalek pizzy i pomyslalam, ze teraz nasza rozmowa prawdopodobnie potoczy sie w zlym kierunku.
– Chyba nie musze ci mowic, ze narobilas balaganu na miejscu zbrodni – powiedzial Morelli.
Tak. Mialam racje. Rozmowa toczyla sie w zlym kierunku.
– I nie musze wspominac o tym, ze ukrylas dowody w sledztwie w sprawie morderstwa. Pokiwalam glowa.
– Ludzie, trzymajcie mnie, o czym ty, u diabla, myslalas? – krzyknal.
Wszyscy odwrocili sie i popatrzyli na nas.
– Nie moglam jej powstrzymac – powiedzialam – wiec w tej sytuacji moglam jej tylko pomoc.
– Trzeba bylo wyjsc. Odejsc stamtad. Nie musialas jej pomagac! Myslalem, ze po prostu podnioslas go z podlogi. Nie wiedzialem, ze wytarmosilas go z auta, na milosc boska!
Ludzie znowu zaczeli sie gapic.
– Znajda twoje odciski palcow na calym samochodzie – dodal.
– Lula i ja mialysmy rekawiczki. Jestesmy bystre.
– Kiedys nie chcialem sie z toba ozenic, bo nie chcialem, zebys siedziala w domu i martwila sie o mnie. Teraz nie chce sie zenic, bo nie wiem, czy to ja poradze sobie ze stresem, do jakiego nieuchronnie prowadzi zostanie twoim mezem.
– To by sie nie wydarzylo, gdybyscie – ty albo Komandos – mi zaufali. Najpierw poproszono mnie o pomoc w sledztwie, a potem odsunieto. To wszystko twoja wina.
Morelli zmruzyl oczy.
– Dobra, moze nie do konca – ustapilam.
– Musze wracac do pracy – powiedzial i poprosil o rachunek. – Obiecaj mi, ze pojdziesz do domu i tam zostaniesz. Obiecaj, ze pojdziesz do domu, zanikniesz sie na klucz, i nie bedziesz stamtad wychodzic, dopoki wszystko sie nie wyjasni. Alexander ma bilet na jutrzejszy lot do Grecji. Zapewne oznacza to, ze Homer wyjezdza dzis w nocy, i chyba wiemy, jak ma zamiar to zrobic.
– Statkiem.
– Tak. Jest taki kontenerowiec, ktory wyplywa z Ne-wark do Grecji. Ale Homer jest slabym ogniwem. Jesli zdolamy oskarzyc go o morderstwo, istnieje szansa na to, ze przyzna sie do mniejszego wykroczenia i wyda nam Alexandra i Stolle'a.
– Cholera, nawet polubilam tego Alexandra. Teraz Morelli sie skrzywil.
– W porzadku – powiedzialam. – Pojde do domu i nie bede nigdzie wychodzic. Dobra.
I tak dzis po poludniu nie mialam nic do roboty. Poza tym jakos nie podniecala mnie perspektywa stworzenia Habibowi i Mitchellowi kolejnej okazji do porwania mnie i obciecia mi palcow u rak, jednego po drugim. Pomysl zaryglowania sie w mieszkaniu bardziej mnie pociagal. Moge posprzatac, obejrzec jakies glupoty w telewizji i zdrzemnac sie.
– Mam w domu twoja torebke – przypomnial Morelli. – Zapomnialem zabrac ja ze soba do pracy. Potrzebujesz klucza do mieszkania?
Kiwnelam glowa.
– Tak.
Odpial klucz od swojego breloczka i podal mi go.
Parking przed moim domem byl stosunkowo pusty. O tej porze seniorzy byli na zakupach albo starali sie wykorzystac gruntownie system opieki zdrowotnej, coakurat bardzo mi odpowiadalo, bo zajelam dobre miejsce parkingowe. Na parkingu nie zauwazylam zadnych obcych samochodow. Jak okiem siegnac, nikt nie czail sie w krzakach. Zaparkowalam tuz przy drzwiach wejsciowych i wyjelam z kieszeni glocka. Szybko weszlam do domu, a potem na gore po schodach. Na drugim pietrze bylo pusto i cicho. Drzwi do mojego mieszkania zamkniete. To juz dwa dobre znaki. Otworzylam drzwi, nadal trzymajac w dloni glocka, i weszlam do przedpokoju. Zamknelam drzwi, ale nie przesunelam zasuwy, na wszelki wypadek, gdybym musiala ratowac sie szybka ucieczka. Potem zaczelam sprawdzac pokoje, chcac sie upewnic, ze wszystko jest w porzadku.
Z pokoju goscinnego weszlam do lazienki. Kiedy tam bylam, z sypialni wynurzyl sie jakis mezczyzna i wycelowal do mnie z rewolweru. Sredniego wzrostu i budowy ciala, szczuplejszy i mlodszy niz Hannibal Ramos, ale rodzinne podobienstwo od razu rzucalo sie w oczy. Przystojny, choc zniszczony. Miesiac spedzony w klinice pieknosci wiele by mu nie pomogl.
– Homer Ramos?
– We wlasnej osobie.
Oboje trzymalismy bron w reku i stalismy w odleglosci trzech metrow od siebie.
– Rzuc bron – powiedzialam. Usmiechnal sie ponuro.
– Zmus mnie do tego. Wspaniale.
– Rzuc bron albo cie zastrzele.
– Dobra, zastrzel mnie. Dalej.
Popatrzylam na glocka. To byl polautomat, a ja zwykle nosilam rewolwer. Nie mialam zielonego pojecia, jak sie strzela z polautomatu. Wiedzialam tylko tyle, ze cos sie przesuwa do tylu. Nacisnelam przycisk i magazynek wypadl na dywan.
Homer Ramos wybuchnal smiechem.
Rzucilam w niego glockiem, uderzajac go w czolo, a on, zanim zdazylam uciec, strzelil do mnie. Kula drasnela mnie w ramie i utkwila w scianie za moimi plecami. Krzyknelam i cofnelam sie, trzymajac sie za zranione miejsce.
– To bylo ostrzezenie – powiedzial. – Jesli bedziesz uciekac, strzele ci w plecy.
– Po co tutaj przyszedles? Czego chcesz?
– To jasne. Chce pieniedzy.
– Nie mam tych pieniedzy.
– Nie, niemozliwe, slodziutka. Pieniadze byly w aucie, a stara poczciwa Cynthia, zanim umarla, powiedziala mi, ze zastala cie w domu Hannibala. Jestes jedyna kandydatka. Przeszukalem dom Cynthii. Torturowalem ja dopoty, dopoki nie bylem pewien, ze wyspiewala wszystko. Najpierw usilowala mi sprzedac zmyslona historyjke o wyrzuceniu torby, ale nawet Cynthia nie bylaby az tak glupia. Przeszukalem twoje mieszkanie i mieszkanie twojej tlustej przyjaciolki. I nie znalazlem zadnych pieniedzy.
Blysk w mozgu. To nie Habib i Mitchell przewrocili do gory nogami moje mieszkanie. Zrobil to Homer Ramos, ktory szukal swoich pieniedzy.
– A teraz powiesz mi, gdzie one sa – oznajmil. -Masz mi natychmiast powiedziec, gdzie schowalas moje pieniadze.
Ramie mnie palilo, a na rozerwanym rekawie kurtki powiekszala sie plama krwi. Przed oczami tanczyly mi czarne punkciki.
– Musze usiasc.
Popchnal mnie w kierunku kanapy.
– Tam.
Postrzal, bez wzgledu na wielkosc rany, nie sprzyja trzezwemu mysleniu. Gdzies tam, w gaszczu szarych komorek miedzy uszami, wiedzialam, ze musze wymyslic plan, ale niech mnie, jesli bylam w stanie to zrobic. Moje mysli gnaly w bezladnej ucieczce pustymi sciezkami. W oczach zbieraly mi sie lzy i pociagalam nosem.
– Gdzie sa moje pieniadze? – powtorzyl Ramos, kiedy usiadlam.- Dalam je Komandosowi. – Nawet ja bylam zaskoczona, kiedy uslyszalam taka odpowiedz. Oczywiscie zadne z nas w to nie uwierzylo.
– Klamiesz. Pytam jeszcze raz. Jesli uznani, ze znowu klamiesz, przestrzele ci kolano.
Stal tylem do malego przedpokoju, ktory prowadzil do drzwi wejsciowych. Spojrzalam ponad ramieniem Homera i zobaczylam Komandosa.
– Dobra, wygrales – powiedzialam glosniej, niz to bylo konieczne, z nuta histerii w glosie. – Bylo tak. Nie mialam pojecia, ze w aucie sa pieniadze. Widzialam tylko tego trupa. Nie wiem, moze zwariowalam, a moze