Przeszli krotkim korytarzem do drzwi z tabliczka Glowny Inspektor, zapukali i weszli do srodka. Inspektor Reynolds siedzial za biurkiem i zamyslony palil cygaro. Wskazal na krzesla.
– Siadajcie, chlopcy – rzekl.
Usiedli i czekali z niecierpliwoscia na to, co ma im do powiedzenia. Inspektor najpierw wypuscil wielki klab dymu z cygara i dopiero wtedy odezwal sie.
– A wiec, chlopcy. Dowiedzialem sie kilku ciekawych rzeczy o owym Spike'u Neelym. Jak wiecie, przez jakis czas siedzial w celi razem z Guliwerem. Okazuje sie, ze Spike rabowal banki.
– Rabowal banki! – wykrzyknal Jupiter.
– No, wlasnie – skinal glowa inspektor. – Tak trafil do wiezienia, za napad na bank w San Francisco szesc lat temu. Udalo mu sie uciec z piecdziesiecioma tysiacami dolarow w banknotach o duzych nominalach. Jakis miesiac pozniej zostal zlapany w Chicago. Urzednik bankowy, od ktorego zazadal pieniedzy, zwrocil uwage na jego wade wymowy – jakal sie, wiekszosc wyrazow poprzedzajac dzwiekiem “p-p-p”. To go zdradzilo, kiedy byl przesluchiwany przez policjanta w Chicago.
Jednakze pieniadze nie zostaly nigdy odnalezione. Ukryl je, i to dobrze. Wlasciwie nikt nie zdolal go sklonic nawet do przyznania sie do popelnienia tej kradziezy. Niewatpliwie zamierzal odzyskac pieniadze po wyjsciu z wiezienia.
A teraz rozwazmy cala te sprawe punkt po punkcie. Przed szesciu laty Spike zostal zlapany w Chicago. Stalo sie to jakis miesiac po napadzie na bank. Prawdopodobnie ukryl pieniadze w Chicago. Lecz rownie dobrze mogl je ukryc tu, w okolicy Los Angeles.
Widzicie, policja odkryla, ze zanim pojechal do Chicago, ukrywal sie przez tydzien w domu swojej siostry w Los Angeles. Nazywa sie ona Miller, Mary Miller. Przesluchiwano ja w swoim czasie, lecz nie powiedziala niczego, co pomogloby w sledztwie. Jest bardzo szanowana kobieta. Przed pojawieniem sie policji nawet nie przypuszczala, ze jej braciszek napada na banki.
Sadzac, ze przed wyjazdem do Chicago Spike ukryl pieniadze u siostry, policja dokladnie przeszukala jej dom. Niczego nie znaleziono. Poniewaz pojechal do niej natychmiast po napadzie na bank w San Francisco, musial miec pieniadze przy sobie. Uznano wiec, ze powiozl je dalej i ukryl gdzies w Chicago.
– W liscie, ktory napisal do Guliwera rok temu, wspomina o kuzynie nazwiskiem Danny Street z Chicago – wtracil Jupiter. – Moze u niego zostawil pieniadze?
– Wladze wiezienne juz sie tym zajely, Jupiterze. Tak jak podejrzewales, list do Guliwera zostal uwaznie przejrzany, zanim go wyslano. A nawet zlecono policji w Chicago zajecie sie tym Dannym Streetem. Lecz nie znaleziono nikogo o nazwisku Street, kto mialby jakies powiazania ze Spike'em Neelym.
Ostatecznie zdecydowano, ze list nie zawiera niczego zlego i zostal nadany. Sprawdzono, oczywiscie, czy na papierze nie ma jakiejs ukrytej informacji, ale nie bylo.
– Ja tez niczego nie znalazlem – przyznal Jupiter, przygryzajac warge, by zmusic swoje szare komorki do efektywniejszej pracy. – Jednakze dedukuje, iz jacys bandyci dowiedzieli sie o liscie i sadzili, ze zawiera on wskazowki, gdzie ukryto pieniadze. Dlatego tez zaczeli sledzic Guliwera. Ten, przestraszony, postanowil sie ukryc.
– Lub zostal zabity – dodal ponuro inspektor Reynolds. – Dla mnie jest calkiem jasne, ze Guliwer nie znalazl tych pieniedzy. Ktos jednak mogl probowac zmusic go do wyjawienia, gdzie sa ukryte. Mogl sie zdenerwowac, ze Guliwer – ktory przeciez o niczym nie wiedzial – nie chce mowic… Z drugiej jednak strony, Guliwer byc moze zdazyl uciec, ale nie zabral ze soba kufra.
– Musial sie domyslic, ze Spike Neely probowal przekazac mu jakas wiadomosc – zastanawial sie na glos Jupiter. – Inaczej po co mialby chowac ten list? Zalozmy, ze Guliwer jednak ukryl sie. Jego przesladowcy przeczytali w gazecie, ze kupilem kuferek. Uwazali, ze znajda w nim jakas wskazowke o pieniadzach.
Tamtej nocy probowali go ukrasc, ale sie przeliczyli, poniewaz wuj Tytus zdazyl go schowac. Zaczeli wiec mnie sledzic. Obserwowali sklad zlomu i zobaczyli, jak sprzedajemy kufer Maksymilianowi Mistycznemu. Pojechali za nim, zepchneli samochod z drogi i ukradli kufer.
– Faktycznie, bardzo im musialo zalezec na tym kufrze! – wykrzyknal Pete. – Jak to dobrze, ze pozbylismy sie go w pore.
– Mysle, ze powinniscie byli przywiezc ten kufer do mnie – powiedzial inspektor.
– Wlasnie namawialismy do tego pana Maksymiliana – odparl Jupiter. – Ale nie chcial o tym slyszec. Zalezalo mu, zeby miec ten kufer tylko dla siebie. Nikt nie mogl przypuszczac, ze zlodzieje posuna sie az do spowodowania wypadku. A poza tym, nie znalezlismy w kufrze zadnych informacji o pieniadzach.
– No coz, co sie stalo, to sie nie odstanie – stwierdzil inspektor Reynolds. – Ale dzieki naszej rozmowie doszlismy do bardzo waznego wniosku. Chyba wszyscy sie zgadzamy, ze bandyci mysla, iz w kuferku znajda wskazowki, jak odszukac ukryte pieniadze?
Chlopcy skineli potakujaco glowami.
– Tak wiec – ciagnal inspektor – te typki maja teraz kufer. Przetrzasneli go juz pewnie dokladnie i nie znalezli niczego. I jak sadzicie, do jakich wnioskow doszli?
Jupiter domyslil sie pierwszy i glosno przelknal sline. Bob widzac, ze Pete nie chwyta, co inspektor chcial zasugerowac, krzyknal:
– Mysla, ze znalezlismy te wskazowki i zatrzymalismy je dla siebie, zanim sprzedalismy kufer panu Maksymilianowi! Mysla, ze my… ze nadal mamy wskazowki, jak odnalezc te pieniadze!
– No nie! – sprzeciwil sie Pete. – Ale to nieprawda! My o niczym nie mamy pojecia!
– Wiem o tym – powiedzial inspektor. – I wy wiecie. Lecz jesli ci faceci mysla, ze wskazowki sa w waszych rekach… no coz, moga sie znow pojawic, aby zmusic was do ich oddania.
Chlopcy tez o tym pomysleli. I nie byla to mila perspektywa.
– Czy to oznacza, inspektorze, ze grozi nam niebezpieczenstwo?
– Obawiam sie, ze tak – odrzekl inspektor z powaga. – Chcialbym, zebyscie byli czujni. Jesli zobaczycie jakas podejrzana osobe krecaca sie przy skladzie zlomu, dzwoncie do mnie natychmiast. I jesli skontaktuje sie z wami ktos w sprawie kufra, dajcie mi znac. Zrobicie to?
– Na pewno! – obiecal Bob.
– Jest maly problem – powiedzial Jupe, marszczac brwi. – Do skladu przychodzi wielu klientow. Trudno stwierdzic, czy ktorys z nich wyglada podejrzanie. Jesli jednak dostrzezemy taka osobe, natychmiast damy panu znac.
– Licze na to – powiedzial inspektor.
Trzej Detektywi, pograzeni w myslach, opuscili komende policji i pojechali rowerami do skladu zlomu.
Rozdzial 10. Jupe prowadzi sledztwo
– Coraz mniej mi sie to wszystko podoba! – wybuchnal Pete. – Nie chce, zeby jakies typy spod ciemnej gwiazdy podejrzewaly, ze mam cos, czego nie mam. Po takich mozna sie spodziewac najgorszego. Oni nie uznaja zadnych tlumaczen.
– I pomyslec, iz pozbywajac sie kufra, sadzilismy, ze wraz z nim znikna wszystkie nasze klopoty – dodal Bob. – Jupe, masz jakis plan?
Trzej Detektywi siedzieli w swoim warsztacie na zapleczu skladu zlomu. Miny mieli niewesole. Nawet okragla jak ksiezyc twarz Jupitera byla teraz zatroskana.
– Obawiam sie – powiedzial – ze ci ludzie, kimkolwiek sa, nie zaprzestana poszukiwan, az znajda pieniadze. Najlepiej bedzie, jesli my odnajdziemy je pierwsi, oddamy policji i zawiadomimy prase. Wtedy dadza za wygrana.
– Wspaniale! Fantastyczny pomysl! – stwierdzil Pete sarkastycznie. – Musimy tylko odnalezc ukryte lata temu pieniadze, ktorych jak dotad nie udalo sie znalezc ani policji, ani agentom Ministerstwa Skarbu. Po prostu drobiazg. Zrobmy to przed kolacja, zeby miec spokojny wieczor.
– Pete ma racje – powiedzial Bob. – Jaka mamy szanse odnalezienia tych pieniedzy, kiedy nie posiadamy najmniejszej nawet wskazowki?
– To na pewno nie bedzie proste – przyznal Jupiter. – Lecz mysle, ze powinnismy sprobowac. Inaczej nie bedziemy mogli spokojnie spac. Jestesmy przeciez detektywami. To byloby dla nas prawdziwe wyzwanie.