Poprowadzil Jupitera korytarzem i zamknal za nim drzwi pokoju. Jupe zmruzyl oczy. Pokoj byl jasny i sloneczny. Po ciemnosciach korytarza musial chwile oswajac sie ze swiatlem, zanim dostrzegl starsza kobiete siedzaca na duzym fotelu na biegunach. Dziergala na drutach jakas robotke, przygladajac sie Jupiterowi badawczo przez staromodne okulary.
Ubrana byla w jaskrawa, czerwono-zolta suknie, a w uszach miala wielkie, zlote kola. Nagle Jupiter zorientowal sie, ze obserwujaca go kobieta jest Cyganka. Jej pierwsze slowa utwierdzily go w tym.
– Jestem Zelda, Cyganka – odezwala sie cichym, ochryplym glosem. – Czego sobie zyczy mlody czlowiek? Powrozenia?
– Nie, prosze pani – odparl grzecznie Jupiter. – Pan Sokrates kazal mi tu przyjsc.
– Ach, tak, pan Sokrates – powiedziala stara kobieta. – Ale pan Sokrates nie zyje.
Jupiter przypomnial sobie czaszke i musial przyznac, ze pan Sokrates faktycznie rozstal sie z tym swiatem.
– A mimo to rozmawial z toba – wyszeptala Zelda. – Dziwne, bardzo dziwne.- Usiadz, mlody czlowieku. Tu, przy tym stole. A ja spojrze w krysztalowa kule.
Jupiter usiadl przy malym stoliku, zrobionym z jakiegos szlachetnego drewna i kosci sloniowej ulozonej w dziwne wzory. Zelda wstala i siadla naprzeciwko. Spod stolika wyjela male pudelko, a z niego krysztalowa kule. Polozyla ja na srodku stolika.
– Cisza! – syknela. – Nic nie mow. Nie przeszkadzaj kuli.
Jupiter skinal glowa. Stara Cyganka oparla rece o stol i lekko pochylona zaczela wpatrywac sie w blyszczaca krysztalowa kule. Zastygla w tej pozycji i zdawalo sie, ze nawet przestala oddychac. Trwalo to dosc dlugo. W koncu przemowila.
– Widze kufer – zamruczala. – Widze ludzi… wielu ludzi, ktorzy chca zdobyc ten kufer. Widze mezczyzne. Przestraszonego mezczyzne. Jego nazwisko zaczyna sie. na “B”… nie, na “G”. Boi sie i potrzebuje pomocy. Prosi ciebie o pomoc. Kula sie rozjasnia! Widze pieniadze… duzo pieniedzy. Wielu ludzi chce je zdobyc. Ale one sa ukryte. Zakrywa je jakas chmura, znikaja. Nikt nie wie, gdzie. Kula metnieje. Czlowiek na “G” znika. Znika ze swiata ludzi. Umiera, ale zyje. Juz nic wiecej nie widze.
Stara Cyganka oderwala wzrok od kuli i wyprostowala sie z westchnieniem.
– Czytanie z krysztalowej kuli jest bardzo meczace – powiedziala. – Na dzis juz wystarczy. Czy to, co widzialam, mialo dla ciebie jakis sens, mlody czlowieku?
Jupiter zmarszczyl czolo w zadumie.
– Czesc miala – odparl. – To o kufrze. Mam taki kufer, na ktorym wielu osobom zdaje sie zalezec. A “G” moze oznaczac Guliwer, to znaczy Guliwer Wielki, magik.
– Guliwer Wielki – zamruczala Cyganka. – Calkiem mozliwe. Byl przyjacielem Cyganow. Tylko ze on zniknal.
– Powiedziala pani, ze zniknal ze swiata zywych – przypomnial Jupiter – ze umarl, ale zyje. Tego juz calkiem nie pojmuje. Co to mialo oznaczac?
– Nie umiem tego wyjasnic – Cyganka potrzasnela glowa. – Ale krysztalowa kula nie klamie. My, Cyganie, chcielibysmy odnalezc Guliwera i sprowadzic go z powrotem, poniewaz byl naszym przyjacielem. Moze bedziesz mogl nam pomoc. Jestes bystry i jak na swoj wiek oko masz przenikliwe. Widzisz czasem rzeczy, ktorych inni ludzie nie widza.
– Nie wiem, jak moglbym pomoc – odrzekl Jupiter. – Nic nie wiem o Guliwerze, a o pieniadzach nawet nie slyszalem. Kupilem jedynie na aukcji kufer nalezacy kiedys do Guliwera. W srodku byla gadajaca czaszka, Sokrates. Sokrates kazal mi tu przyjsc. I to wszystko.
– Kazda podroz zaczyna sie od tego pierwszego kroku – powiedziala Cyganka. – Teraz idz juz i czekaj. Moze dowiesz sie czegos wiecej. I dobrze pilnuj kufra. Jesli Sokrates przemowi, sluchaj go uwaznie. Do widzenia!
Jupiter wstal z krzesla. Opuszczal pokoj, zaintrygowany bardziej niz kiedykolwiek. Lonzo, Cygan z wasami, odprowadzil go do wyjscia.
Pete i Hans czekali w samochodzie. Pete spogladal na zegarek.
– O rany, Jupe, mielismy juz tam wchodzic – zawolal, kiedy Jupiter wsiadl do kabiny. – Dobrze cie widziec calym i zdrowym. Co sie stalo?
– Nie jestem pewien – odparl Jupiter, a Hans wlaczyl motor i odjechali. – To znaczy, wiem, co sie stalo, ale nie wiem, jak to rozumiec.
I opowiedzial Pete'owi przebieg ostatnich kilkunastu minut. Po uslyszeniu tej historii, Pete zagwizdal.
– To rzeczywiscie dziwne – zgodzil sie. – Guliwer i ukryte pieniadze. Guliwer umarl, ale zyje. Nic z tego nie rozumiem.
– Ja tez nie – stwierdzil Jupiter. – Bardzo to zagmatwane.
– Sluchajcie! – wykrzyknal Pete. – A moze w kufrze Guliwera schowane sa pieniadze? Nie przeszukalismy go do konca po znalezieniu Sokratesa. Gdyby tam byly, to by wyjasnialo, czemu tyle osob probuje zdobyc kufer.
– Tez mi to przyszlo do glowy – przyznal Jupiter. – Moze ci ludzie wcale nie szukaja Sokratesa. Po powrocie przetrzasniemy kufer jeszcze raz… Co sie stalo, Hans? Dlaczego tak przyspieszasz?
– Ktos nas sledzi – mruknal Hans, jeszcze bardziej zwiekszajac predkosc, tak ze az zaczeli sie o siebie obijac i podskakiwac. – Czarny samochod z dwoma mezczyznami jedzie za nami juz od jakiegos czasu.
Pete i Jupiter wyjrzeli przez tylna szybe. Rzeczywiscie zobaczyli czarny samochod, ktory wlasnie probowal ich wyprzedzic. Droga byla pusta i Hans zjechal na srodek, by uniemozliwic mu ten manewr.
Scigali sie tak jakies pol mili, az dojrzeli przed soba autostrade. W Los Angeles jest wiele autostrad, ktore rozladowuja natezony ruch samochodowy. Niektore z nich przeprowadzono nad zwyklymi ulicami, teraz trafili na taka wlasnie autostrade.
– Wjade tutaj! – mruknal Hans. – Tu nie beda probowali nas zatrzymac. Za duzy ruch.
I zwalniajac tylko odrobine, skrecil na droge wjazdowa na autostrade. Samochod przechylil sie na ostrym zakrecie i po chwili znalazl sie na szerokiej wielopasmowce, po ktorej w obu kierunkach pedzily sznury samochodow.
Czarny samochod zrezygnowal z poscigu. Kierowca pewnie zdal sobie sprawe, ze nie moglby ich zatrzymac – o ile taki mial plan – na ruchliwej drodze, gdzie stawanie bylo zabronione. Czarny woz przejechal pod autostrada i zniknal im z oczu.
– Zgubilismy ich – powiedzial Hans. – Chcialbym ich dostac w swoje rece i potrzasnac za fraki. – Dokad teraz, Jupe?
– Do domu, Hans – odparl Jupiter. – Co znowu, Pete? Co ci sie znow nie podoba?
– To wszystko mi sie nie podoba. Czaszka, ktora gada z toba po nocach. Ludzie, ktorzy probuja ukrasc kufer, a potem sledza nas samochodem. Denerwuje mnie to. Uwazam, ze nalezy zapomniec o calej tej sprawie,
– A ja mysle, ze nie zapomnimy o niej – powiedzial Jupiter zamyslony. – Wyglada na to, ze trafilismy na tajemnice i zajmiemy sie nia, czy chcemy tego, czy nie.
Rozdzial 7. Rozstanie z Sokratesem
Kiedy wrocili do skladu, Jupiter musial wykonac kilka zlecen ciotki Matyldy. Pete wlaczyl sie do pomocy i pracowali az do obiadu. Wtedy tez przyjechal Bob, ktory skonczyl swoj poranny dyzur w miejscowej bibliotece. Wszyscy trzej poszli na zaplecze, gdzie pod stara, plocienna plachta stal ich kufer.
Jupiter opowiedzial Bobowi o porannych wydarzeniach i dodal:
– Pewna Cyganka, Zelda, twierdzi, ze zniknely duze pieniadze i ze ich znikniecie wiaze sie w jakis sposob ze zniknieciem Guliwera Wielkiego.
– Moze, na przyklad, zabral forse i ulotnil sie do Europy – zasugerowal Bob.
– Nie – Jupiter potrzasnal glowa. – Zelda powiedziala, ze on potrzebuje pomocy i ze nie ma go juz w swiecie zywych. Podobno umarl, ale zyje, a ona razem z innymi Cyganami bedzie probowala mu pomoc wrocic do nas. Brzmi to wszystko bardzo tajemniczo, ale ja sadze, iz Guliwer nie zniknal z pieniedzmi, lecz z powodu pieniedzy.
– Moze schowal pieniadze w kufrze – rzucil Pete – zeby nie wpadly w niepowolane rece? Pamietacie, co mowil Fred Brown? Tuz przed zniknieciem Guliwera rozpytywaly o niego jakies ciemne typy. Moze to przed nimi sie