– To bylo czterech lub pieciu facetow z chustkami na twarzach – odezwal sie po. raz pierwszy jeden z ludzi Mungera. – Szybko i wprawnie nas zalatwili. Nawet nie zdazylismy sie zorientowac, jak nas napadli.
– Kto to mogl byc? – mruknal Trzy Palce. – Duzo jest chetnych na te pieniadze. Ale widac na niewiele im sie przydal ten kufer. Inaczej byliby tu przed nami. No, nie tracmy czasu na gadanie. Leo, Slodka Buzia, sprawdzcie, co jest pod reszta tapety.
Zwiazana czworka, lezac na podlodze, przygladala sie w milczeniu, jak dwoch opryszkow sprawnie cielo tapete na pozostalych scianach. Pomimo trudnej sytuacji, w jakiej sie znalezli, Jupiter nie przestawal zastanawiac sie, kto mogl odzyskac kufer Guliwera i przyslac go na jego adres. Zadne rozwiazanie nie przychodzilo mu jednak do glowy. Tymczasem pomocnicy Mungera przeszukali caly pokoj goscinny, niczego nie znajdujac.
– A wiec nie w tym pokoju – stwierdzil Trzy Palce. – Smooth, jesli wiesz, ktory to pokoj, to lepiej gadaj. Jak powiesz, to moze cie rozwiazemy, gdy skonczymy.
– Gdybym wiedzial, nie tracilbym czasu na szukanie tutaj. Ale jesli mnie rozwiazesz, to ci pomoge.
– Zapomnij o tym. Probowales sprzatnac nam te forse i teraz za to zaplacisz. Chodzcie, chlopaki, poszukamy w sypialniach.
Opryszki przeszly do pierwszej sypialni. Zwiazana czworka lezala na podlodze w zupelnych ciemnosciach. Trzej Detektywi slyszeli odglosy zdzierania tapety i przeklenstwa po doznanym zawodzie.
– Chlopcy, przykro mi za to, co sie stalo – odezwal sie Smooth Simpson sciszonym glosem. – Przyznaje, ze was oszukalem, ale nie planowalem zadnej przemocy. Uzywam do pracy mozgu, a nie miesni.
– To moja wina – przyznal Jupiter zalosnie. – Powinienem byc bardziej podejrzliwy.
– Nie przejmuj sie tym az tak bardzo. Swego czasu nawet najlepszych wyprowadzalem w pole.
Lezeli dalej w ciszy, ktora macily jedynie odglosy z zaplecza domu, gdzie pracowal Munger Trzy Palce i jego kolesie. Nagle wszyscy czterej zesztywnieli.
Drzwi frontowe lekko zaskrzypialy!
Sluchali w napieciu. Dostrzegli mala niewyrazna sylwetke wslizgujaca sie do srodka.
– Kto tam? – zapytal Smooth szeptem.
– Cicho! – odpowiedzial mu szept. – Przychodzimy pomoc. Uwazajcie, zeby sie tamci nie zorientowali.
Do srodka wszedl nastepny mezczyzna, a za nim jeszcze kilku. Poruszali sie sprawnie i bezszelestnie.
– Trzymajcie sie blisko scian i drzwi – powiedzial pierwszy z wchodzacych. – Kiedy wyjda, narzuccie im worki na glowy i zwiazcie ich. Zadnych nozy! Jak sie da, nie robcie im krzywdy.
Odpowiedzial mu cichy pomruk zgody.
Jupiter, Bob i Pete, oszolomieni, z rosnaca nadzieja czekali na rozwoj wydarzen. Kim byli przybysze? Nie byli z policji, bo wtedy wpadliby tu z reflektorami i bronia. Czy aby na pewno byli przyjaciolmi? A moze to inny gang szukajacy pieniedzy?
Z tylnych pokoi dobiegly gniewne glosy ludzi Mungera, ktorzy najwyrazniej znow niczego nie znalezli. Odglosy ich krokow stawaly sie coraz blizsze. Trzy Palce wszedl pierwszy, swiecac latarka po podlodze.
– No, dobra, grubasie! – warknal na Jupitera. – Koniec zabawy. Gadaj, gdzie jest forsa, albo…
Rozdzial 17. Walka w ciemnosciach
Nagle kilka ciemnych postaci rzucilo sie na Mungera. Inni chwycili jego pomocnika. Trzeci mezczyzna probowal uciekac, lecz rozlegl sie tupot nog, a po chwili gniewne okrzyki wskazujace, ze ucieczka sie nie powiodla.
Tymczasem w saloniku rozgorzala walka. Trzy Palce upuscil latarke, ktora co rusz przez kogos kopana, oswietlala sceny bijatyki.
Trzej Detektywi zauwazyli, ze Mungerowi nalozono na glowe worek. Wytezajac wszystkie sily, zdolal strzasnac z siebie kilku napastnikow, lecz zaraz rzucali sie na niego nastepni. Wreszcie runal z halasem na podloge, a jego kompan zwalil sie na niego. Rzucali sie i kopali na wszystkie strony.
– Szybko! Zwiazcie im rece i nogi. I zakneblujcie ich! – rozkazal glos.
Jeszcze przez chwile toczyla sie zazarta walka. W koncu Trzy Palce i reszta bandy zostali pokonani i zwiazani. Trzy Palce zaczal sie odgrazac, ale wsadzony w usta knebel uciszyl go. Wszyscy trzej lezeli na podlodze obezwladnieni. Slychac bylo jedynie ciezkie oddechy mezczyzn, ktorzy ich pokonali.
– Bardzo dobrze – rozlegl sie znajomy glos. – Poczekajcie na zewnatrz, a ja odwiaze chlopcow.
Mezczyzni wyszli bezszelestnie. W domu zostal tylko jeden. Wlaczyl latarke i na moment oswietlil chlopcow.
– Swietnie – usmiechnal sie. – Zaden nie upadl na was i nie zostaliscie zgnieceni. Zaraz was uwolnie.
Polozyl latarke na podlodze tak, by oswietlala chlopcow, ale zeby ich nie oslepiala. Podszedl do nich z dlugim nozem. Bob i Pete zobaczyli krepego mezczyzne z duzymi wasami, ktorego nigdy wczesniej nie spotkali. Ale Jupiter rozpoznal go od razu.
– Lonzo! – krzyknal. – Cygan z domu Zeldy!
Lonzo rozesmial sie i przecial sznurki, ktorymi zwiazano chlopcow.
– Zgadza sie. Znow sie spotykamy.
– Ale… ale skad sie tu wzieliscie? – spytal Jupiter oszolomiony, podnoszac sie z podlogi i masujac nadgarstki.
– Nie ma teraz czasu na rozmowy – powiedzial Cygan. – A gdzie jest ten czlowiek?
Oswietlil latarka miejsce, w ktorym lezal Smooth Simpson, ale Smootha nie bylo. Na podlodze zostaly tylko resztki sznurka.
– Uciekl! – krzyknal Bob. – Pewnie przez caly czas rozluznial sobie sznurki na rekach, a kiedy wybuchla bojka, wymknal sie ukradkiem!
– Jest juz daleko stad – skwitowal Lonzo. – To niewazne. Mamy trzech dla policji. A teraz wyjdzcie na zewnatrz. Zelda chce z wami mowic.
Zelda! Cyganska wrozka! Jupiter wyszedl na dwor. Bob i Pete deptali mu po pietach. Przy krawezniku parkowaly trzy stare samochody. Dwa tylne pelne byly pasazerow – Cyganow. W pierwszym siedziala tylko jedna kobieta, Zelda. Nie byla w cyganskim stroju. Pewnie nie chciala zwracac na siebie uwagi.
– Nic im sie nie stalo, Zeldo – zameldowal Lonzo. – W srodku mamy trzech zwiazanych. Czwarty uciekl.
– Niewazne – powiedziala Zelda cicho. – Wsiadajcie do wozu, chlopcy. Musimy porozmawiac.
Wszyscy trzej wcisneli sie na siedzenie obok Zeldy. Lonzo zostal na strazy.
– A wiec, Jupiterze, nasze drogi znow sie skrzyzowaly. Tak bylo zapisane w gwiazdach i w krysztalowej kuli. Ciesze sie, ze zdazylismy na czas.
– Czy nas sledziliscie? – zapytal Jupiter i powoli zaczelo mu sie przejasniac w glowie.
– Tak – przyznala Zelda. – Lonzo i kilku innych mieli was na oku od czasu twojej wizyty u mnie. Krysztalowa kula pokazala niebezpieczenstwo i chcielismy cie przed nim uchronic. Lonzo sledzil tych, ktorzy sledzili ciebie. I kiedy zjawili sie tu dzis wieczorem, sprowadzil naszych ludzi na pomoc. No, ale do rzeczy. Czy znalezliscie pieniadze?
– Nie – westchnal Jupiter. – Najwyrazniej nie ma ich tutaj. A bylem taki pewien, ze Spike ukryl je w domu swojej siostry. W liscie mowi o tym niemal wprost. To jedyne logiczne rozwiazanie, jakie mi przychodzi do glowy.
– Guliwer byl przekonany, ze list Spike'a zawiera wskazowke, jak odnalezc pieniadze, ale nie potrafil jej znalezc – powiedziala Zelda.
– Znala pani Guliwera? – zapytal Jupiter.
– Jestesmy spokrewnieni. W dosc niezwykly sposob. Zalezy mi na oczyszczeniu jego imienia i mialam nadzieje, ze dzieki swojej roztropnosci rozwiazesz te zagadke. Gdzie szukaliscie pieniedzy?
– Pod tapeta – Nikt przed nami na to nie wpadl. Niestety, nie bylo ich tam.
– A skad ci to w ogole przyszlo do glowy? – spytala Zelda.
– Spike wiedzial, ze nie moze zbyt wiele wyjawic w liscie – wyjasnil Jupiter. – Wiedzial, ze bedzie cenzurowany. Wpadl wiec na bardzo sprytny pomysl.
– Na jaki pomysl, chlopcze? – dopytywala sie Zelda niecierpliwie.
– No, opowiadaj.
Tym razem odpowiedzial jej Bob: