Pod spodem byl znow jedynie gips.
Z jadalni przeszli do pierwszej sypialni. I znow nic. Podobny rezultat w drugiej sypialni. W lazience i kuchni sciany byly malowane farba. Jupiter wspial sie po waskiej drabince na strych. Tu nie bylo tapety.
– No coz, pudlo za pierwszym razem – powiedzial pan Grant troche zdenerwowany i spocony. – Sprobujmy w nastepnym domu.
Wyszli na zewnatrz. Bylo juz calkiem ciemno. Jedynie latarnie na rogach ulicy wciaz sie palily. Wszystkie domy staly ciemne i troche jak nie z tego swiata. Pan Grant poprowadzil chlopcow do nastepnego bungalowu z brazowym dachem. Tym razem drzwi zastali otwarte.
Uklad pokoi byl taki, jak w poprzednim domu, ale tapeta wygladala na nowsza.
– Moze tym razem nam sie poszczesci – odezwal sie pan Grant z nadzieja w glosie. – Zrob naciecie, Jupiterze.
Jupiter przecial tapete, pan Grant ja odgial, ale pod spodem nie bylo niczego.
W coraz wiekszym napieciu przenosili sie z pomieszczenia do pomieszczenia, lecz i tym razem niczego nie znalezli.
– A wiec pozostaje nam juz tylko jeden dom – powiedzial pan Grant z lekka ochryplym glosem. – To musi byc ten wlasciwy!
Przeszli na druga strone ulicy do trzeciego bungalowu pasujacego do opisu pani Miller. Podczas gdy pan Grant przygotowywal sie do sforsowania zamknietych drzwi, Jupiter oswietlil latarka framuge. Metalowe cyferki przytwierdzone do bialej futryny odbily swiatlo.
– Nie rob tego! – skarcil go ostro pan Grant. – Musimy byc ostrozni i nie zwracac niczyjej uwagi.
– Wydaje mi sie tylko, ze cos zauwazylem. Mysle, ze to wlasnie byl dom pani Miller.
– Skad wiesz, Jupe? – wyszeptal Bob, Panujaca dookola pustka sklaniala do szeptu.
– No wlasnie, skad wiesz? – zapytal pan Grant.
– Ten dom ma numer 671. Kiedy go przeniesiono, numer zostal oczywiscie zmieniony. Wydaje mi sie, ze sa tu slady po starym numerze.
– Czyzby? Przyjrzyjmy sie im blizej. Tylko szybko.
Jupiter wcisnal guzik latarki. W waskiej smudze swiatla ukazaly sie cyfry. Tuz nad nowym numerem widac bylo slady po farbie, wyblakle, lecz jeszcze dosc wyrazne.
– Numer 532! – krzyknal Pete. – Znalezlismy go.
– Dobra robota, Jupiterze – pochwalil pan Grant. – Wejdzmy teraz do srodka i znajdzmy te pieniadze.
Drzwi odskoczyly z halasem i wszyscy czterej weszli pospiesznie do pokoju goscinnego. Bob az posapywal z emocji. Wreszcie trafili. Gdzies w tym domu, pod tapeta znajdowalo sie piecdziesiat tysiecy dolarow.
– Poswiec troche, Jupiterze – polecil pan Grant. Jupiter oswietlil po kolei wszystkie sciany. Pokrywala je tapeta o wypuklych wzorach.
– Bardzo mozliwe, ze to tutaj – odezwal sie Grant. – Pod taka gruba tapeta latwo cos ukryc. Bierzmy sie do roboty!
Jupiter szybko nacial papier, pan Grant go odgial i pod spodem ukazal sie goly tynk.
– Zaczniemy od rogu i bedziemy sie przesuwali dookola pokoju – komenderowal Grant. – Piecdziesiat kawalkow w duzych banknotach nie zajelo calej sciany. Pospieszmy sie.
Wlasnie doszli do konca pierwszej sciany, gdy rozlegl sie jakis halas. Wszyscy czterej zdretwieli.
– Co… – zaczal pan Grant, ale nie skonczyl zdania. Drzwi frontowe otworzyly sie z impetem i w srodku rozlegl sie tupot nog. Szeroka smuga swiatla zatrzymala sie na naszej grupce. Jednoczesnie nieprzyjemny glos rozkazal:
– OK, wy tam! Wszyscy raczki do gory!
Rozdzial 16. Gdzie sa pieniadze?
Odwrocili sie z podniesionymi rekami. Zmruzyli oczy, oslepieni silnym strumieniem swiatla, ktory uniemozliwial rozpoznanie przybyszow.
– Jesli jestescie z policji – zaczal pan Grant – to nazywam sie George Grant i jestem agentem do zadan specjalnych w…
Halasliwy rechot przerwal mu w pol zdania.
– George Grant! A to dobre. Tak sie przedstawiles dzieciakom?
Jupiter gwaltownie zamrugal oczami. Nagle uswiadomil sobie, co sie stalo.
– Czy to nie jest pan Grant ze Stowarzyszenia Ochrony Bankierow? – zapytal.
– On? – znow rozlegl sie obrzydliwy rechot. – To Smooth Simpson, jeden z najzdolniejszych kryminalistow, jakich znam.
– Ale przeciez ma sluzbowa legitymacje – zaprotestowal Pete.
– Pewnie, ze ma. Specjalnie dla niego drukowana. Ma ich miliony. To zadna ujma, ze daliscie sie oszukac. Cala policje wyprowadzil w pole juz wiele razy.
Myslales, ze sprzatniesz nam forse sprzed samego nosa, co Smooth? Kiedy ten grubasek wszedl na teren skladu, ale juz z niego nie wyszedl, nawet po zamknieciu, zrozumielismy, ze cos sie swieci. Wiedzielismy, ze dom musi stac gdzies w poblizu. Powiedzial nam o tym ciec z tego duzego bloku. Trafilismy do niego, sledzac grubasa. No i jestesmy. Zauwazylismy swiatlo waszej latarki, kiedy wchodziliscie do domu. A teraz przejmujemy dowodzenie.
– Jestes Munger Trzy Palce, prawda? – powiedzial pan Grant, a raczej Smooth Simpson. – Sluchaj, Trzy Palce, a moze polaczymy sily. Jeszcze nie znalezlismy tych pieniedzy. Mozemy wam pomoc…
– Zamknij sie! – wrzasnal czlowiek z latarka. – Pieniadze znajdziemy sami, a ciebie zostawimy glinom. To cie nauczy, zeby z nami nie zadzierac. A teraz odwrocic sie twarzami do sciany! Wszyscy! Rece na kark! Zadnych falszywych ruchow, bo pozalujecie! Leo i Slodka Buzia, dobrze ich zwiazcie.
Trzej Detektywi, zrezygnowani, wykonali poslusznie polecenie. Uswiadomili sobie, jak bezwzglednie zostali wykorzystani przez spryciarza o imieniu Smooth. Powolanie sie na inspektora Reynoldsa calkiem uspilo ich czujnosc. Smooth musial sie jakos dowiedziec, ze inspektor wyjechal z miasta, i sprytnie ich podszedl, zeby zdobyc potrzebne informacje. Nic dziwnego, ze jak mogl, unikal kontaktu z policja!
Jupiter kopnal sie w myslach za brak czujnosci. Ale wszystko brzmialo tak wiarygodnie! Smooth tak zrecznie to rozegral. Na pewno czytal artykul o kufrze. Skojarzyl go z historia o zniknieciu lupu po napadzie na bank i plotkami o liscie Spike'a Neely'ego, ktore juz krazyly w zlodziejskim swiatku. Zaczal obserwowac Jupitera i jego kolegow. Numer telefonu Jupitera mogl latwo zdobyc z ksiazki telefonicznej lub dzwoniac do informacji.
Trzy Palce i jego ludzie sledzili Trzech Detektywow, a Smooth Simpson sledzil ich wszystkich!
Na wyrzuty bylo za pozno. Juz jakies zreczne rece wiazaly z tylu nadgarstki chlopcow.
Chwile potem kazano im usiasc na podlodze i zwiazano im nogi w kostkach. Kiedy byli calkiem obezwladnieni, Munger Trzy Palce zachichotal.
– No, to mi dopiero widok! Nie zakneblujemy was, bo i tak nikt nie uslyszy waszego wolania. A gdybyscie probowali jakichs sztuczek, to zostaniecie ogluszeni. Nie bojcie sie. W poniedzialek rano, kiedy rusza prace, pewnie ktos was znajdzie. Oczywiscie, jesli przedtem buldozery nie zniszcza tego domku.
Znow zachichotal. Teraz Jupiter i jego kompani mogli sie przekonac, ze Munger Trzy Palce jest niezlym osilkiem. Dwaj pozostali byli znacznie mniejsi. Ich twarzy nie bylo widac.
– No to zobaczmy, na czym stoimy – powiedzial Trzy Palce. Poswiecil latarka na sciane, przy ktorej Jupiter i Smooth pracowali wczesniej. – Szukaliscie pieniedzy pod tapeta? Bardzo sprytna kryjowka. Nigdy bym na to nie wpadl. Dzieciak ci to podsunal, Smooth?
– Tak – przyznal Smooth. – Wskazowka byla w liscie, ktory Spike przeslal Guliwerowi. Caly czas znajdowal sie w kufrze.
– Tez na to wpadlem. Dlatego chcialem dostac ten kufer. Moi chlopcy zdobyli go od tego wysokiego, chudego, ale ktos ich napadl i odebral kufer, zanim zdazylismy go otworzyc. Czy to przypadkiem nie twoja sprawka, Smooth?
– Nie. Nic o tym nie wiem.
– Ciekawe – mruknal Trzy Palce. – Kto to mogl byc? Na pewno nie dzieciaki.