WATPLIWOSCI, OBAWY I SLOWNE UTARCZKI
Jeannie obawiala sie, ze wymienione w tytule „utarczki” odnosza sie do niej i miala racje.
Jean Fenami jest pelna determinacji mloda kobieta – zaczynal sie artykul. – Wbrew woli swoich kolegow z wydzialu i rektora Uniwersytetu Jonesa Fallsa w Baltimore, Maryland, zamierza w dalszym ciagu przegladac dane medyczne, poszukujac blizniakow.
,,Mam kontrakt – twierdzi. – Nie maja prawa mi rozkazywac”. Zadne watpliwosci etyczne nie sa w stanie zachwiac jej uporem.
Jeannie poczula, jak robi jej sie niedobrze.
– Moj Boze, to jest okropne – szepnela.
Artykul poruszal nastepnie inna kwestie, dotyczaca badan nad ludzkimi embrionami i Jeannie musiala zajrzec na strone dziewietnasta, aby znalezc kolejna wzmianke na swoj temat.
Nowych klopotow przysporzyla wladzom swojej uczelni doktor Jean Fenami z wydzialu psychologii Uniwersytetu Jonesa Fallsa. Chociaz rektor uczelni, doktor Maurice Obeli, oraz znany psycholog, profesor Berrington Jones, twierdza zgodnie, ze jej badania sa nieetyczne, doktor Fenami nie ma zamiaru ich przerwac – a oni nie sa w stanie temu przeciwdzialac.
Jeannie doczytala do konca, w calym artykule nie znalazla jednak ani slowa o tym, ze jej zdaniem badania nie naruszaja zadnych norm etycznych. Autorka zajmowala sie wylacznie jej buntownicza postawa.
Tego rodzaju atak byl bolesny i szokujacy. Czula sie jednoczesnie zraniona i oburzona, podobnie jak przed wielu laty, gdy w supermarkecie w Minneapolis jakis zlodziej przewrocil ja na ziemie i wyrwal z reki portfel. Wiedziala, ze dziennikarka potraktowala ja zlosliwie i bez skrupulow, lecz mimo to dreczyl ja wstyd, jakby rzeczywiscie zrobila cos zlego. Miala poczucie, ze ja obnazono, wystawiono na wzgarde calego kraju.
– Nie wiem, czy ktos pozwoli mi teraz skorzystac ze swojej bazy danych – stwierdzila przygnebiona. – Chcesz sie napic kawy? Potrzebuje kogos, kto by mnie pocieszyl. Niewiele dni zaczyna sie tak fatalnie.
– Przykro mi, Jeannie, ale ja tez mam klopoty przez to, ze wplatalam w to Biuro.
Jeannie wlaczyla ekspres i nagle uderzyla ja pewna mysl.
– Ten artykul jest niesprawiedliwy, ale jesli twoj szef rozmawial z toba w srodku nocy, nie mogl go jeszcze czytac.
– Moze wiedzial, ze ma sie ukazac.
– Zastanawiam sie, kto dal mu cynk.
– Nie powiedzial tego wyraznie, ale wspomnial, ze telefonowano do niego z Kapitelu.
Jeannie zmarszczyla brwi.
– Wyglada mi to na sprawe polityczna. Dlaczego, u diabla, jakis senator albo kongresman tak bardzo przejmuje sie tym, co robie, ze dzwoni do Biura, zeby przestalo ze mna wspolpracowac?
– Moze to bylo po prostu zyczliwe ostrzezenie od kogos, kto wiedzial o artykule.
Jeannie potrzasnela glowa.
– Nie ma tam ani slowa o FBI. Nikt nie wiedzial, ze mam zamiar przejrzec kartoteke Biura. Nie powiedzialam o tym nawet Berringtonowi.
– Sprobuje sie dowiedziec, kto dzwonil.
Jeannie zajrzala do zamrazalnika.
– Jadlas juz sniadanie? Mam bulki cynamonowe.
– Nie, dziekuje.
– Ja tez chyba nie jestem glodna. – Jeannie zamknela drzwi lodowki. Czula, ze ogarniaja rozpacz. Czy naprawde nie mozna bylo nic zrobic? – Podejrzewam, ze nie bedziesz mogla przejrzec kartoteki bez wiedzy swoich zwierzchnikow… – powiedziala.
Nie robila sobie zbyt duzych nadziei, ale odpowiedz Ghity kompletnie ja zaskoczyla.
– Nie dostalas wczoraj mojej wiadomosci?
– Wyszlam wczesniej z pracy. Co w niej bylo?
– Ze zrobie to tej nocy.
– I zrobilas?
– Tak. Dlatego wlasnie do ciebie przyjechalam. Zrobilam to wczoraj wieczorem, zanim jeszcze do mnie zadzwonili.
Jeannie odzyskala nagle cala nadzieje.
– To wspaniale! Rzucilas okiem na wyniki? Duzo bylo blizniakow?
– Calkiem duzo, dwadziescia albo trzydziesci par.
– To niesamowite! To znaczy, ze program jest skuteczny!
– Powiedzialam jednak szefowi, ze tego nie zrobilam. Wystraszylam sie i sklamalam.
Jeannie spowazniala.
– To niedobrze. Co bedzie, jesli odkryje, ze nie powiedzialas mu prawdy?
O to wlasnie chodzi. Musisz zniszczyc te liste, Jeannie.
– Co?
– Jesli ktos kiedys to odkryje, jestem skonczona.
– Ale ja nie moge jej zniszczyc! Ta lista jest dowodem, ze mam racje!
– Musisz to zrobic – odparla z zacieta mina Ghita.
– To okropne – jeknela Jeannie. – Jak moge zniszczyc cos, co moze mnie uratowac?
– Wplatalam sie w to, wyswiadczajac ci przysluge – stwierdzila Ghita, celujac w nia palcem. – Teraz musisz mnie z tego wyciagnac!
Jeannie nie uwazala, zeby to byla wylacznie jej wina.
– To nie ja kazalam ci oklamywac szefa – mruknela z przekasem.
To zdenerwowalo Ghite.
– Balam sie! – zawolala.
– Poczekaj chwile – powiedziala Jeannie. – Zalatwmy to spokojnie. – Nalala kawe i podala Ghicie kubek. – Przypuscmy, ze przyjdziesz dzis do biura i powiesz szefowi, ze zaszlo nieporozumienie. Dalas polecenie, zeby nie przeszukiwac kartoteki, ale pozniej odkrylas, ze juz to zrobiono i rezultaty przeslano poczta elektroniczna.
Ghita wziela kubek, ale nie wypila ani lyka. Wydawala sie bliska lez.
– Wyobrazasz sobie, jak wyglada praca w FBI? Mam przeciwko sobie bande najwiekszych macho w calej Ameryce. Szukaja tylko pretekstu, by powiedziec, ze kobiety nie daja sobie rady.
– Ale przeciez cie nie wyrzuca.
– Mam noz na gardle i to ty go trzymasz.
To byla prawda. Ghita nie mogla jej teraz do niczego zmusic.
– Nie stawiaj tego w ten sposob – poprosila Jeannie.
Ghita jednak nie dala sie ulagodzic.
– Tak wlasnie to stawiam. Prosze, zebys zniszczyla te liste.
– Nie moge.
– W takim razie nie mamy sobie nic wiecej do powiedzenia.
Ghita ruszyla do drzwi.
– Zaczekaj – zawolala za nia Jeannie. – Tak dlugo sie przyjaznilysmy.
Ghita wyszla.
– Niech to szlag – zaklela Jeannie. – Niech to szlag.
Trzasnely zamykane drzwi od ulicy.
Czy stracila wlasnie jedna z najlepszych przyjaciolek?
Ghita zawiodla ja. Jeannie rozumiala powody: mloda, robiaca kariere kobieta znajdowala sie pod duza presja. A przeciez to na Jeannie, a nie na niej, skoncentrowal sie atak. Przyjazn Ghity nie przetrwala trudnej proby.
Zastanawiala sie, czy w podobny sposob odsuna sie od niej inni.
Przygnebiona wziela szybki prysznic i wlozyla czarne dzinsy i czerwony T-shirt. A potem nagle zmienila zdanie.