pomyslala.
– Czy masz jakies nazwisko, krolowo nocy?
– Emelina. Emelina Stratton – odrzekla pochmurnie, maskujac strach.
– Emelina. Podoba mi sie to imie. Bede cie nazywal Emmy. Nie musisz sie mnie bac, Emmy – dodal niespodziewanie.
– Nie boje sie pana. W kazdym razie nie bardziej niz kazdego innego mezczyzny, ktory by mnie zaczepil na plazy o polnocy! – wybuchnela.
Skinal glowa ze zrozumieniem i poprowadzil ja sciezka wspinajaca sie na urwisko nad plaza.
– Chcialbym tylko uslyszec kilka wyjasnien, Emmy. -Dlaczego? Co pana obchodzi, co robie o polnocy?
– Mowilem ci juz, ze mnie zainteresowalas. Przyjechalas tydzien temu, zupelnie sama, i wynajelas dom o jedna przecznice od mojego. Jest srodek zimy. W tej czesci kraju nie jest to raczej sezon turystyczny. Przez cale dnie obserwujesz ten pusty dom na plazy, a potem pewnej nocy widze, ze schodzisz ulica w strone sciezki i zastaje cie przy tym domu w chwili, gdy masz sie zamiar do niego wlamac. Pytam sam siebie, co mozna ukrasc z takiej ruiny i dlaczego kobieta taka jak ty mialaby tu przyjezdzac w srodku zimy i dokonywac takich wyczynow, i nie potrafie wymyslic zadnej odpowiedzi. Dlatego obydwaj z Kserksesem postanowilismy pojsc dzisiaj za toba i zapytac. Proste, prawda?
– Za proste. Panie Colter, zapewniam pana, ze to nie panska sprawa. To nie ma z panem absolutnie nic wspolnego. – Emelina przypomniala sobie rzeczy, jakie slyszala o tym czlowieku, i wzdrygnela sie.
– Mafia – oswiadczyla tego ranka kelnerka w kawiarni, gdzie Emelina pila poranna kawe, klientowi siedzacemu przy sasiednim stoliku. -Prawdopodobnie na wschodzie zrobilo sie za goraco i ukrywa sie tutaj, az bedzie mogl bezpiecznie wrocic.
Emelina wiedziala, ze kelnerka nie byla odosobniona w swoich wnioskach.
– Czlowiek syndykatu – oznajmil sprzedawca w sklepie spozywczym, gdy osoba stojaca w kolejce przed Emelina wymienila nazwisko Coltera.
Julian Colter stanowil przedmiot wielu dociekan wsrod mieszkancow wioski. Nie szukal towarzystwa, w rozmowach z urzednikiem czy sprzedawca zachowywal dystans i wszedzie chodzil ze swoim psem. Wszyscy wiedzieli, ze dobermany to okrutne bestie, tresowane do ataku. W oczach mieszkancow wioski pies tej rasy byl odpowiednim towarzyszem dla takiego czlowieka.
Emelina zaryzykowala ukradkowe spojrzenie na mezczyzne, ktory szedl obok niej. To byla prawda. Istnialy pewne podobienstwa miedzy psem a jego panem. Tego wieczoru po raz pierwszy zobaczyla Juliana Coltera z bliska i teraz juz rozumiala, skad sie wzielo wrazenie mieszkancow wioski.
Z orlego nosa i agresywnej szczeki emanowala sila. W wilgotnym powietrzu kruczoczarne wlosy wygladaly na jeszcze ciemniejsze. Skronie mial posrebrzone i widac bylo, ze gdy przekroczy czterdziestke, ta siwizna zacznie sie szybko rozszerzac.
Emelina pomyslala bezlitosnie, ze nie zostalo mujuz duzo czasu do tej chwili. Gdyby miala okreslic jego wiek, powiedzialaby, ze moze miec trzydziesci osiem lub trzydziesci dziewiec lat, ale jesli chodzi o doswiadczenie zyciowe, Julian Colter prawdopodobnie jest o wiele starszy. Ponuro wyrzezbione linie w kacikach ust i odlegly, cyniczny wyraz ciemnych oczu swiadczyly o tym, ze Colter zaplacil wysoka cene za swe doswiadczenie.
Cialo mial smukle i silne. Ciezka skorzana kurtka nie wplywala na lekkosc jego ruchow, przywodzacych na mysl naturalny wdziek ruchow psa. Emelina nerwowo przygryzla dolna warge. Czy pod skorzana kurtka mial bron? Co powinna teraz zrobic? Musi go jakos przekonac, ze nie stanowi dla niego zadnego zagrozenia, sadzila bowiem, ze prawdopodobnie wlasnie dlatego sledzil ja dzisiejszego wieczoru. To naturalne, ze ukrywajacy sie pod przybranym nazwiskiem szef mafii jest podejrzliwy wobec innej obcej osoby w wiosce.
Kserkses wbiegl na urwisko i czekal na nich. Gdy sie z nim zrownali, odwrocil sie i pobiegl do najblizszego domu. Julian w milczeniu wyjal klucz i wlozyl go w zamek.
– Prawdopodobnie nie ma potrzeby zamykac drzwi w tej okolicy, ale niektore nawyki trudno jest przelamac, prawda? – zapytal przeciagle, otwierajac drzwi przed swym niechetnym gosciem. – Tym bardziej ze jakies obce osoby kreca sie tu po nocy…
Kserkses delikatnie dotknal nosem dloni Emeliny, jakby zapraszajac ja do srodka. Wzdrygnela sie nerwowo.
– Wszystko w porzadku. Wydaje mi sie, ze Kserkses cie lubi – powiedzial Julian, przeprowadzajac ja przez prog.
– Skad wiesz? – zapytala niechetnie.
– Bo jeszcze nie skoczyl ci do gardla, prawda? – Julian zapalil swiatlo. Na jego twarzy pojawil sie przelotny usmiech.
– Twoje poczucie humoru pozostawia nieco do zyczenia – powiedziala Emelina i odruchowo skierowala sie w strone kominka, na ktorym jeszcze zarzyly sie pozostalosci ognia. Dom byl typowy dla tej okolicy, wygladal tak samo jak inne zniszczone wiatrem i deszczem budynki rozrzucone po wzgorzach. Na podlodze lezaly przetarte dywaniki, meble byly stare i odrapane, ale mimo to bylo tu zaskakujaco przyjemnie.
– Naleje ci brandy. Jest bardzo zimno na dworze, a ty masz na sobie tylko ten cienki sweter.
Emelina nie odpowiedziala. Nie miala zamiaru wyjasniac, ze chodzilo jej o swobode ruchow na wypadek, gdyby trzeba bylo uciekac lub sie schowac. Julian nalewal brandy w malej kuchni. Emelina czula na sobie jego taksujace spojrzenie i wiedziala, co on widzi.
Dlugi kasztanowy warkocz spadal jej na plecy. Sciagniete z czola geste wlosy odkrywaly przecietne rysy twarzy. W kazdym razie Emelina zawsze uwazala je za przecietne. W jej twarzy dominowaly duze, lekko skosne oczy, ktore nie byly ani niebieskie, ani zielone. Pod nimi znajdowal sie prosty nos i miekko zarysowane usta. Miala trzydziesci jeden lat.
Zaden z rysow jej twarzy, potraktowany osobno, nie mial w sobie niczego szczegolnego, ale razem tworzyly wyrazista, bardzo indywidualna calosc, ktora odzwierciedlala jej osobowosc. Patrzac na Emeline, nie mozna bylo watpic, ze pod ta twarza kryje sie inteligencja, wyobraznia, ciekawosc swiata i spostrzegawczosc. Byla to twarz, na ktorej latwo odbijaly sie smiech, zdumienie i wszelkie inne uczucia. Ci, ktorzy znali ja dobrze, byli przekonani, ze w chwilach duzego napiecia emocjonalnego jej oczy zmieniaja kolor.
Patrzac w lustro Emelina widziala, ze wyglada zdrowo. Ten zdrowy wyglad podkreslaly jeszcze wydatne zaokraglenia jej kobiecej sylwetki. Emelina czesto dochodzila do wniosku, ze wolalaby, by tych zaokraglen bylo nieco mniej. Czarne dzinsy scisle przylegaly do okraglych bioder, a obcisly sweter podkreslal pelne piersi. Przez chwile pozalowala, ze nie nalozyla biostonosza, ale wychodzac z domu, nie spodziewala sie, ze kogos spotka.
– Lepiej sie czujesz? – zapytal Julian uprzejmie, podajac jej szklanke. Kserkses rozciagnal sie wygodnie na dywaniku przed kominkiem.
– Tak, dziekuje. – Emelina niechetnie upila lyk brandy zastanawiajac sie, jak sie prowadzi towarzyska konwersacje z szefem mafii.
– Usiadz, Emmy – powiedzial takim tonem, jakby chcial wyprobowac brzmienie jej imienia, i wskazal wygodne, wyscielane krzeslo stojace za jej plecami. Usiadl naprzeciwko i oparl nogi na pufie.
– A teraz powiedz mi spokojnie, dlaczego tak cie interesuje ten stary dom.
– To nie ma nic wspolnego z panem – zapewnila gorliwie i pomyslala z ulga, ze w kazdym razie nie zauwazyla zadnej broni, gdy zdjal kurtke. – Nie moglam zasnac i po prostu postanowilam sie przejsc.
– O polnocy? – zapytal z lagodnym sceptycyzmem.
– Lubie spacerowac po plazy o polnocy!
– Tylko w cienkim swetrze i dzinsach?
– Panie Colter, nie rozumiem, diaczego tak pana interesuja moje nocne zwyczaje – odparla z rozpacza.
– Daje panu slowo, ze nie maja absolutnie nic wspolnego z panem!
– Moze moglibysmy to zmienic – podsunal swobodnie.
– Przepraszam, co takiego? – Emelina spojrzala na niego ze zdumieniem.
– To byla subtelna proba uwodzenia, Emmy -wyjasnil krotko ze smiechem. -Moze nawet zbyt subtelna, bo zdaje sie, ze zupelnie do ciebie nie dotarla. Dziwi mnie to niezmiernie. Wygladasz na dosyc inteligentna kobiete i z pewnoscia nie jestes az tak mloda, by nie pojac aluzji, mniej czy bardziej subtelnej.
Emelina uswiadomila sobie wreszcie znaczenie jego slow i z rozpacza poczula, ze sie rumieni.
– Moze mi pan wierzyc, panie Colter, nie mam najmniejszego zamiaru laczyc swoich nocnych zwyczajow z panskimi! Sadzilam, ze rozmawiamy o czyms o wiele powazniejszym niz… niz to, co pan sugeruje.
– Wstala nie zwracajac uwagi na Kserksesa, ktory podniosl glowe i patrzyl na nia czujnie. – Jesli zadal pan