wlasna glowa.

Oszolomiony tymi nadzwyczajnymi perspektywami, ktore tak nieoczekiwanie sie przed nim otwarly, Weingarten mial nieostroznosc pochwalic sie w domu, i to nie zwyczajnie w domu, ale w obecnosci tesciowej, zwanej w rodzinnym gronie kapitanem zeglugi wielkiej, poniewaz rzeczywiscie jest kapitanem w stanie spoczynku. I nad glowa Weingartena zawisly czarne chmury. („Chlopcy, od tego wieczoru moj dom przemienil sie w tartak. Pilowano mnie bez najmniejszej przerwy i zadano, zebym sie zgodzil niezwlocznie, i to na wszystko naraz…”).

A laboratorium tymczasem bez wzgledu na skandale pracowalo i wyniki byly coraz bardziej zdumiewajace. W tym momencie umiera ciotka, a wlasciwie nieopisanie odlegla krewniaczka ze strony ojca i zalatwiajac sprawy spadkowe Weingarten znajduje na strychu jej domu w Kawgolowie skrzynke pelna radzieckich monet wycofanych z obiegu w szescdziesiatym pierwszym roku. Trzeba znac Weingartena, zeby w to uwierzyc — kiedy tylko znalazl te skrzynke, przestala go interesowac cala reszta swiata z nadciagajaca Nagroda Nobla wlacznie. Zamknal sie w domu i przez cztery dni segregowal zawartosc skrzynki, gluchy na telefony z instytutu, na pilowanie kapitana. W tej skrzynce znalazl naprawde wspaniale egzemplarze. Unikatowe! Ale nie o to chodzi.

Kiedy skonczyl z monetami i wrocil do laboratorium, stalo sie dla niego jasne, ze odkrycie, mozna powiedziec, jest faktem. Oczywiscie pozostalo mnostwo niejasnosci, oczywiscie nalezalo jeszcze nadac materialom ostateczny ksztalt — tez, nawiasem mowiac, nie jest to robota na piec minut — ale nikt nie mogl miec watpliwosci: odkrycie bylo faktem. Weingarten zaczal biegac jak kot z pecherzem. Za jednym zamachem skonczyl ze skandalami w laboratorium („Chlopcy, wygonilem wszystkich na urlopy, gdzie pieprz rosnie”), w dwadziescia cztery godziny wywiozl kapitana zeglugi wielkiej wraz z wnuczkami na letnisko, odwolal wszelkie randki i spotkania i wlasnie zasiadl w domu w celu zadania ostatniego decydujacego ciosu, kiedy nadszedl dzien przedwczorajszy.

Przedwczoraj, zaledwie Weingarten przystapil do pracy, w mieszkaniu pojawil sie ten wlasnie rudzielec — malenki, miedzianoczerwony czlowieczek o nadzwyczaj bladej buzi, w przyciasnym, zapietym na wszystkie guziki czarnym staroswieckim garniturze. Wyszedl z dziecinnego pokoju i w czasie kiedy Walka bezdzwiecznie zamykal i otwieral usta, zwinnie usadowil sie na krawedzi biurka i zaczal mowic. Bez zadnych wstepow oznajmil, ze pewna pozaziemska cywilizacja od dawna juz uwaznie i z niepokojem sledzi dzialalnosc naukowa Walentina Weingartena. Ze ostatnia praca wymienionego Weingartena wywoluje u nich szczegolna trwoge. Ze on, rudzielec, jest upowazniony, aby zaproponowac Walentinowi Weingartenowi natychmiastowe zaprzestanie pracy i zniszczenie wszystkich zwiazanych z nia materialow.

Nie ma zadnej potrzeby, zeby pan rozumial, dlaczego zadamy tego od pana, oznajmil rudzielec. Tylko powinien pan wiedziec, ze probowalismy juz pewnych sposobow, aby wszystko przebieglo w sposob naturalny. Jest pan w bledzie, sadzac, ze propozycja awansowania pana na dyrektora, nowy interesujacy temat pracy naukowej, znalezienie skrzynki z monetami i nawet skandal w laboratorium byly dzielem przypadku. Probowalismy pana powstrzymac. Jednakze poniewaz udalo sie pana zaledwie przyhamowac, i to nie na dlugo, zostalismy zmuszeni do zastosowania srodka ostatecznego, jakim jest moja wizyta. Musi pan zreszta wiedziec, ze wszystkie dotychczasowe propozycje sa nadal aktualne, i jest wylacznie panska rzecza, ktora z nich zechce pan przyjac, jesli zgodzi sie pan spelnic nasze zadanie. Wiecej, w tym ostatnim wypadku zamierzamy pomoc panu rowniez w zaspokojeniu panskich w pelni zrozumialych pragnien, wynikajacych z ulomnosci wlasciwych ludzkiej naturze. W charakterze zaliczki zechce pan przyjac ten skromny upominek…

Z tymi slowy rudzielec wprost z powietrza wydobyl i rzucil na biurko przed Weingartenem gruba koperte wypchana, jak sie pozniej okazalo, niebywalymi znaczkami, ktorych lacznej wartosci czlowiek nie bedacy fachowcem filatelista nawet nie jest w stanie sobie wyobrazic.

Weingarten, kontynuowal rudzielec, w zadnym wypadku nie powinien przypuszczac, ze jest jedynym Ziemianinem, ktory znalazl sie w sferze zainteresowania supercywilizacji. Wsrod znajomych Weingartena jest jeszcze co najmniej trzech ludzi, ktorych dzialalnosc naukowa podlega w chwili obecnej likwidacji. On, rudzielec, moze wymienic nastepujace nazwiska: Dymitr Malanow, astronom, Zachar Gubar, inzynier, Arnold Sniegowej, fizykochemik. Weingartenowi daje sie do namyslu trzy doby liczac od chwili obecnej, po ktorych uplywie supercywilizacja bedzie sie uwazala za uprawniona do zastosowania niejakich zlowieszczych „metod trzeciego stopnia”.

— Poki on mi to wszystko referowal — mowil Weingarten przerazajaco wytrzeszczajac oczy i wysuwajac do przodu dolna szczeke — ja, chlopcy, myslalem tylko o jednym: w jaki sposob to scierwo wlazlo do mieszkania bez klucza. Tym bardziej ze drzwi byly zamkniete na zasuwke… Czyzby, mysle, zlodziej sie zakradl do chaty i znudzilo mu sie pod tapczanem? No, mysle, ja cie tu zaraz zlutuje… Ale kiedy sobie to wszystko planowalem, ten rudy bydlak zakonczyl swoje przemowienie i… — Weingarten zrobil efektowna pauze.

— Wyfrunal oknem… — powiedzial Malanow przez zeby.

— Takiego! — Weingarten nie krepujac sie obecnoscia dziecka wykonal nieprzystojny gest. — Nigdzie nie wyfrunal. Po prostu znikl!

— Walka… — powiedzial Malanow.

— Stary, przysiegam! Siedzial przede mna na biurku i wlasnie przymierzalem sie, zeby mu dac w morde, nie wstajac z krzesla… i nagle facet znika! Jak w kinie!

Weingarten porwal ostatni kawalek jesiotra i wepchnal go do paszczy.

— Moem? — powiedzial. — Moem muam?… — przelknal z wysilkiem i mrugajac zalzawionymi oczami mowil dalej: — To teraz, chlopcy, troche juz przyszedlem do siebie, ale wtedy… Siedze w fotelu, oczy zamknalem, przypominam sobie jego slowa, a sam trzese sie w srodku jak lisc osiki… Myslalem, ze zwyczajnie skonam na miejscu… Jeszcze nigdy nic takiego mi sie nie przydarzylo. Sam nie wiem, w jaki sposob dowloklem sie do pokoju tesciowej, golnalem sobie waleriany — nie pomaga. Patrze, stoi tam u niej brom. Lyknalem bromu…

12…sfalszowane — powiedzial wreszcie Malanow. Weingarten milczal pogardliwie. — No to w takim razie nowodruki…

— Jestes glupi — powiedzial krotko Weingarten i schowal katalog.

Malanow nie znalazl odpowiedzi. Nagle przyszlo mu do glowy: gdyby to wszystko bylo klamstwem albo nawet zwykla, a nie straszna prawda, Weingarten postapilby odwrotnie. Najpierw pokazalby znaczki, a dopiero potem opowiedzial o nich jakas niebywala historie.

— No wiec, co teraz robic? — zapytal, czujac, jak serce znowu zapada sie w przepasc.

Nikt mu nie odpowiedzial. Weingarten nalal sobie kieliszek, wypil w samotnosci i zakasil ostatnim rolmopsem. Gubar tepo patrzyl, jak jego dziwny syn, w skupieniu, z ogromna powaga na bladej twarzy, bawi sie kieliszkami. Potem Weingarten znowu zaczal opowiadac, juz bez wyglupow, jakby ze znuzeniem, ledwie poruszajac wargami. Jak natychmiast zadzwonil do Gubara, a Gubar nie odbieral telefonu; jak zadzwonil do Malanowa i dowiedzial sie, ze Sniegowej istnieje naprawde; jak sie przerazil, kiedy Malanow poszedl otworzyc Lidce i dlugo nie bral sluchawki; jak nie spal przez cala noc, chodzil po mieszkaniu i myslal, myslal, myslal, lykal brom i znowu myslal; jak dzis zadzwonil do Malanowa i zrozumial, ze do niego takze juz sie dobrali, a potem przyszedl Gubar ze swoimi klopotami…

ROZDZIAL 6

13…dowiedzial sie, ze Gubar od dziecinstwa byl straszliwym leniem i obibokiem i od tego czasu, jesli chodzi o sprawy seksualne, niezupelnie w normie. Dziesieciolatki nie ukonczyl, w dziewiatej klasie poszedl pracowac jako sanitariusz, potem byl kierowca wozu asenizacyjnego, potem laborantem w IZRAN-ie, gdzie zreszta poznal Weingartena, a teraz pracuje w instytucie naukowym nad jakims gigantycznym i niezmiernie waznym projektem zwiazanym z energetyka. Zadnego specjalistycznego wyksztalcenia Zachar nigdy nigdzie nie uzyskal, ale od dziecka byl namietnym radioamatorem, mial szosty zmysl do elektroniki i w swoim instytucie niezmiernie szybko poszedl w gore, chociaz brak dyplomu przeszkadzal mu ogromnie.

Opatentowal kilka wynalazkow, teraz pracuje nad dwoma albo i trzema i nie ma zielonego pojecia, ktory sciagnal na niego obecne przykrosci — przypuszcza, ze zeszloroczny: to bylo cos, co ma zwiazek z „uzytecznym wykorzystaniem feddingow”. Przypuszcza, ale pewnosci nie ma.

Zreszta, glowna sprawa jego zycia zawsze byly kobiety. Lgnely do niego jak muchy do miodu. A kiedy z niewiadomych przyczyn przestawaly, on zaczynal lgnac do nich. Byl juz nawet raz zonaty i z tego zwiazku zostaly mu wyjatkowo nieprzyjemne wspomnienia oraz wiele nauk na przyszlosc, wiec od tej pory kwestie malzenstwa

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату