Marina i Siergiej Diaczenko

Dolina Sumienia (Dolina sowiesti) Przelozyl Aleksander Pedzinski

CZESC PIERWSZA

Jestem potworem.

Na pozor w niczym nie roznie sie od innych ludzi. Mam pelna twarz, czarne oczy, ciemne wlosy, waskie usta i male, delikatne uszy. W kwietniu na policzkach wysypuja mi sie piegi. Wcale nie wygladam groznie. Czesto wzbudzam sympatie.

Posluchaj! Tak bardzo jest mi potrzebny ktos, kto pozna cala prawde o mnie... Pozwol mi, bede do ciebie pisal, dobrze? Tylko pisal. Jezeli nie chcesz, nie odpowiadaj...

A przeciez nie zawsze taki bylem.

To sie zaczelo, kiedy mialem dwanascie albo trzynascie lat.

Potem jakos... poczekaj, opowiem ci...

1. Chlopaki

Wlad nie zamierzal klocic sie z Kukulka.

Przyjaznic sie z nim rowniez nie zamierzal. Jego idealem bylo nie miec nic wspolnego z Kukulka, ale ideal ten byl na razie nieosiagalny. Wspolna byla przestrzen, nauczyciele i przerwy – zwlaszcza przerwy, z jednej strony potrzebne i pozadane, ale z drugiej, zatrute obecnoscia Kukulki. Kiedys, dawno temu, chyba w drugiej klasie, pobili sie. To byla calkiem dziecinna bojka, ze lzami, zasmarkanymi nosami, kuksancami i podstawianiem sobie nog. Teraz Wladowi wydawalo sie to smieszne, ta pamietna bojka. Ale wlasnie po niej, Kukulka przestal mowic do Wlada tym slowem, ktore tak zatrulo mu pierwszy rok w szkole. Mowiac po ludzku, bylo to krotkie, przykre slowo, ktore oznaczalo: ”niepotrzebny syn wystajacej pod latarniami kobiety, podrzucony pod obce drzwi”.

I jeszcze jedno, po tej bojce, Wlad wyzbyl sie nienawisci do Kukulki i nie zamierzal sie z nim przyjaznic. Cenil swoja niezaleznosc i nie mial zamiaru ryzykowac jej utraty, doskonale wiedzac, ze teraz przyjdzie mu walczyc zupelnie z kim innym. A tak naprawde, to zadnej bojki pewnie w ogole juz nie bedzie, ale bedzie za to zycie, zycie, jako codzienne pieklo, tak jak u Zdana...

A wlasciwie, to z powodu Zdana wszystko sie wydarzylo. Z powodu jego urodzin.

Zastraszeni i lekcewazeni tez miewaja urodziny. I najbardziej naiwni z nich, maja niekiedy nadzieje, ze nagle odmieni sie ich zycie, wlasnie tego dnia. Zdan pojawil sie w szkole w bialej i czystej, dziwna sprawa, koszuli i w nienowym, ale zupelnie przyzwoitym ubraniu. Przyniosl torebke z czekoladowymi cukierkami i gitare; zarowno jedno, jak i drugie, z jakas uroczysta tajemniczoscia schowal za wieszakiem. Kukulka obserwowal to z usmiechem na twarzy. Dzien zaczal sie jak zwykle – Gasnacy Gleb, przysiadlszy sie do Zdana z wlasnej woli, zaraz na poczatku lekcji podniosl reke:

– Chcialbym sie przesiasc, mozna?

Kukulka przygladal sie ironicznie. Dziewczyny chichotaly. Gleb wymamrotal przepraszajacym tonem:

– Nie moge juz, naprawde, od tego chlopaka znowu tak nie przyjemnie pachnie..

– Wiecznie to samo – w gniewie rzucil matematyk. Gleb jednak przesiadl sie – siedzial teraz razem z Wladem. Zdan jakos to wytrzymal. Przeciez nie takie rzeczy w zyciu znosil; mozliwe, ze cieszyl sie wtedy mysla, ze bylo to po raz ostatni. Wcale nie byl slabeuszem, a juz na pewno nie byl durniem. Jezeli byl temu winien, to tylko troche. Po prostu nie zdazyl zaprzyjaznic sie na czas z Kukulka i zaplacil za to cene najwyzsza z mozliwych – mial jedna nieszczesna przypadlosc: nieprzyjemnie pachnial. Jego pot mial chyba jakis specyficzny sklad. Pewnie musial sie tez czesciej myc. Im byl starszy, tym bardziej wyczuwalny stawal sie zapach, ktory roztaczal wokol siebie i tym bardziej zartowali i smiali sie z niego przyjaciele Kukulki, tym bardziej demonstracyjnie krzywily sie dziewczyny.

Ale dzisiaj Zdan mial urodziny i mozliwe, ze dzien wczesniej, cale dwie godziny przesiedzial w stygnacej stawnicy z rozmiekczonym mydlem w rekach (Wlad wiedzial, ze w dzielnicy, gdzie mieszkala rodzina Zdana, goraca woda bywa tylko w stawnicach i tylko wtedy, gdy ja przedtem zagrzejesz w kotle, a wegla w tych domach strzega jak oka w glowie). Tak czy owak, Zdan dzisiaj prawie nie wydzielal nieprzyjemnego zapachu i wystapienie Gleba na pierwszej lekcji bylo w sumie tylko popisem dla przypodobania sie Kukulce, jak zawsze zreszta...

Na duzej przerwie Zdan chodzil po klasie i rozdawal cukierki. Wszyscy dostali po dwa, tylko Kukulce, o dziwo, polozyl cztery. Potem, uderzajac w struny nienaturalnie wykrzywiona reka, zaczal cos spiewac – szlo mu nawet niezle. Kukulka sluchal, zujac. Patrzac na niego, nie mozna bylo nic wyczytac z jego oczu – dziwna obojetnosc malowala sie na twarzy dwunastoletniego chlopca...

Zreszta, swoja droga, Kukulka mial wtedy ukonczone juz prawie trzynascie lat.

Reszta klasy takze zula i sluchala, starannie napedzajac sobie przy tym na twarz wyraz ogolnego znudzenia. Nie przychodzilo im to latwo, z powodu wymuszanej obojetnosci, pojawial sie na ich twarzy takze nawykowy usmieszek. Lenka Rybolow, najblizsza przyjaciolka Kukulki, cos szeptala mu z tylu na ucho. Kukulka kiwal sie na krzesle. Kiedy Zdan skonczyl spiewac, Kukulka wyciagnal z ust biala, przezuta kulke, ale palnal nia nie w Zdana, jak wiekszosc oczekiwala, a w tablice na scianie.

Do przylepionej kulki od razu dolaczylo jeszcze z piec czy szesc innych – tablica zaczela przypominac gwiazdziste niebo, a Zdan od razu rozpromienil sie, gest Kukulki oznaczal dla niego amnestie...

W kazdym razie, tak mu sie zdawalo.

Przed samym dzwonkiem dyzurni szybko wytarli tablice i pozbierali walajace sie w przejsciu smieci. Pozostale trzy lekcje uplynely juz bez zadnego echa, moze nie liczac tego, ze Zdan zablysnal na geografii, dostajac piatke. Po lekcjach Gasnacy Gleb podszedl do Zdana jakby nigdy nic, zeby sie z nim pozegnac. I zegnal sie dlugo i gorliwie, tak, ze solenizant w koncu zmieszal sie. Kiedy Gleb juz odchodzil, ostatni raz poklepawszy jeszcze Zdana po ramieniu, na plecach tegoz pojawila sie przyklejona tasma kartka papieru.

Lenka Rybolow schowala sie za szafe, zakryla usta rekami i zaniosla sie stlumionym, spazmatycznym smiechem. Pozostali odwracali wzrok. Ktos zachichotal i od razu zmieszal sie pod spojrzeniem Kukulki. Zdan nie czul sie najlepiej, ale od razu zrozumial, co sie swieci. Urodzinowy nastroj jeszcze nie prysl, jeszcze wierzyl, glupi, ze uda mu sie przekupic Kukulke czterema czekoladowymi cukierkami...

Ci, ktorzy nie chcieli brac udzialu w zabawie, z reguly byly to dziewczyny, szybko ulotnili sie. Pozostali grzebali w torbach, czekajac, az wyjdzie Zdan, zeby pojsc jego sladem.

Wlad zauwazyl kartke na plecach Zdana, kiedy ten byl juz w drzwiach. Krotkie, brzydkie slowo, oznaczajace kogos, kto pozera piskleta, zilustrowane bylo drobnym atramentowym rysunkiem.

Ktory to juz rok Wlad chodzil z Kukulka do jednej klasy. Potrafil przez to mowic nie tylko zwyczajnie, po ludzku, ale dobrze radzil sobie takze w zjadliwym jezyku Kukulki. Jednak teraz prawie zwymiotowal. Poznal kreske Lenki Rybolow – ta nieraz otrzymywala juz nagrody na roznych konkursach mlodych artystow...

Zdan wlokl sie przez dlugi szkolny korytarz. Wlad nagle strasznie zapragnal, zeby Zdan na swojej drodze spotkal ktoregos z nauczycieli, aby ten zauwazyl biala kartke na czarnej, szkolnej kurtce Zdana i zerwal ja z przygarbionych plecow solenizanta.

A potem bedzie nudna godzina wychowawcza, nagany i wyjasnienia, i Zdan, jak zwykle, znowu bedzie w centrum ogolnego, drwiacego zainteresowania, bedzie siedzial schowawszy glowe w ramionach (stara sie przeciez nie plakac przy ludziach!) A Gasnacy Gleb znow bedzie sie musial tlumaczyc, ze od tego chlopaka tak nieprzyjemnie pachnie, a Lenka Rybolow, piekna przeciez dziewczyna z prawie juz uksztaltowana figura, bedzie przepraszajaco mrugac dlugimi rzesami, tlumaczac sie i usprawiedliwiajac, a reszta klasy bedzie kladla sie pod lawkami ze smiechu.

Nie, w zyciu. Niech lepiej Zdan wroci do domu (idac przez trzy dlugie ulice) i kiedy bedzie zdejmowal kurtke w przedpokoju, sam zauwazy na swoich plecach artystyczna robote. Nikt wtedy nie zobaczy jego twarzy, jezeli oczywiscie w poblizu nie bedzie matki czy siostr. Potem zejda sie goscie – znajomi rodzicow Zdana, jak zwykle beda glosno wznosic toasty za jego zdrowie, a Zdan znowu zamknie sie w swoim pokoju...

Wlad teraz dobrze zrozumial, ze na miejscu Zdana, w takiej sytuacji, dawno juz padlby i umarl. Zdechlby ze wstydu i ponizenia – przy odglosie toastow pijanych gosci, dochodzacym zza cienkiej sciany...

Szkolny korytarz byl pusty. Mlodsi uczniowie dawno juz poszli do domow, starsi mieli teraz siodma lekcje. W odleglosci okolo dwudziestu krokow od Zdana, za nim, kroczyla banda Kukulki, co chwile wybuchajac gromkim smiechem. Zdan pchnal drzwi wejsciowe.

Wlad nie zamierzal klocic sie z Kukulka. Moze, gdyby przyszedl dzisiaj do szkoly Dymek Szydlo – oboje by cos wymyslili... Ale niestety, Dymka zabrali dzisiaj do lekarza i mialo go nie byc. Wlad nie chcial sie sam w nic glupiego mieszac...

Dlugie sznurowadla Zdana walaly sie po ziemi. Wladowi nic nie stalo na przeszkodzie nadepnac na jedno z nich tak, by przy nastepnym kroku Zdana, z niedokladnie zawiazanej kokardy, zrobily sie dwa, luzem puszczone sznurki.

– But ci sie rozwiazal – rzucil Wlad obojetnie.

I kiedy Zdan pochylil sie, zeby poprawic sobie sznurowadlo, Wlad wyciagnal reke i odlepil kartke z jego plecow. Zgniotl szybko i schowal do kieszeni.

– A ty co? – zlakl sie Zdan, zlapawszy cos katem oka.

– Nic – odparl Wlad.

Zdan zmierzyl go podejrzliwie, a potem zrobil cos, czego nie robil nigdy w zyciu – podszedl do potrojnego lustra, ktore znajdowalo sie przy wejsciu i obejrzal w nim dokladnie swoje plecy...

Nic jednak nie znalazl. Wzruszyl wiec tylko ramionami i poszedl do domu. Swietowac swoje urodziny.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×