A wiec Alisa jednak wstala i wlaczyla dzwiek.

— Natychmiast do lozka! — krzyknalem. — Przeziebisz sie!

— Kiedy ja jestem w lozku.

— Nie wolno klamac. Kto w takim razie wlaczyl dzwiek?

— Szusza.

Bardzo nie chce, zeby moja corka wyrosla na klamczuche. Zostawilem prace i poszedlem, zeby z nia powaznie porozmawiac.

Na scianie wisial ekran: nieszczesliwe zwierzeta tloczyly sie u drzwi dobrego doktora Ajboli, a szusza cos majstrowal przy mikroprojektorze.

— Jak ci sie udalo go tak wytresowac? — zapytalem szczerze zdziwiony.

— Wcale go nie tresowalam. On sam wszystko umie.

Zmieszany szusza przebieral przednimi lapami. Zapanowala niezreczna cisza.

— Ale jednak… — powiedzialem wreszcie.

— Przepraszam — rozlegl sie wysoki zachrypniety glos. To mowil szusza. — Ale ja sie naprawde sam nauczylem. To przeciez nietrudne.

— Przepraszam… — wykrztusilem.

— To nietrudne — powtorzyl szusza. — Przeciez pan sam pokazywal wczoraj Alisie bajke o krolu modliszek.

— Nie, juz nie o to mi chodzi. Kto cie nauczyl mowic?

— Ja go uczylam — powiedziala Alisa.

— Nic nie rozumiem. Dziesiatki biologow obserwuja szusze i nigdy zaden szusza nie odezwal sie slowem.

— A nasz szusza nawet czytac umie. Umiesz?

— On mi tyle ciekawych rzeczy opowiada…

Zyjemy z Alisa w wielkiej przyjazni.

A wiec dlaczego milczales tak dlugo?

Bo sie wstydzil — odpowiedziala za szusze Alisa.

Szusza spuscil oczy.

Przelozyla IRENA LEWANDOWSKA

O PEWNYM WIDMIE

Latem mieszkamy we Wnukowie. Jest to bardzo wygodne, poniewaz chodzi tam jednoszynowa kolejka, a od przystanku do naszego domku jest piec minut drogi. W lesie, po przeciwnej stronie szosy, rosna opienki i kozlaki, ale jest ich znacznie mniej niz zbieraczy grzybow.

Przyjechalem na letnisko prosto z zoo i zamiast, zeby wypoczac, wpadlem w kipiacy wir miejscowego zycia. Jego osrodkiem byl chlopczyk sasiadow, Kola, slynny na cale Wnukowo, poniewaz zabieral innym dzieciom zabawki. Przyjezdzal nawet do niego psycholog z Leningradu, ktory potem napisal prace naukowa o chlopczyku Koli. Psycholog studiowal Kole, a Kola jadl konfitury i marudzil przez dwadziescia cztery godziny na dobe. Przywiozlem mu z miasta trzykolowa rakiete fotonowa, zeby wreszcie przestal.

Oprocz tego przebywala tam babcia Koli, ktora lubila rozmawiac o genetyce i pisala powiesc o Mendlu, babcia Alisy, chlopczyk Jura, jego mama Karma, trojaczki z sasiedniej ulicy, ktore chorem spiewaly pod moimi oknami i wreszcie widmo.

Widmo mieszkalo gdzies pod jablonia i pojawilo sie stosunkowo niedawno. W widmo wierzyly Alisa i babcia Koli. I nikt wiecej.

Siedzielismy z Alisa na tarasie i czekalismy, az nowy robot produkcji szczelkowskiej fabryki ugotuje manna kasze. Robot juz dwa razy sie przepalil, wiec Alisa i ja wymyslalismy fabryce, ale nie chcialo nam sie brac do gotowania, a nasza babcia pojechala do teatru.

Alisa powiedziala:

— On dzis przyjdzie.

— Kto on?

— Moj widm.

— Widmo, ono — poprawilem ja automatycznie, nie spuszczajac oczu z robota.

— Dobrze — Alisa nie zamierzala dyskutowac. — Niech bedzie moj widmo. A Kola zabral trojaczkom orzechy. Czy to nie jest okropnie zdumiewajace?

— Okropnie. Wiec cos ty mowila o widmie?

— On jest dobry.

— Twoim zdaniem wszyscy sa dobrzy.

— Procz Koli.

— No powiedzmy oprocz Koli… Mysle, ze gdybym przywiozl smoka ziejacego ogniem, to tez bys sie z nim zaprzyjaznila.

— Na pewno. A czy on jest dobry?

— Nikt jeszcze nie zdolal porozmawiac z nim na ten temat. Smok zyje na Marsie i pluje kipiacym jadem.

— Na pewno ktos go skrzywdzil. Po co zabraliscie go z Marsa?

Na to pytanie nic nie moglem odpowiedziec. To byla swieta prawda. Nikt nie pytal smoka o zdanie, kiedy go wywozono z Marsa. A smok w czasie podrozy pozarl ulubionego psa zalogi statku 'Kaluga', czym zasluzyl sobie na nienawisc wszystkich kosmonautow.

— A wiec co z tym widmem? Do czego ono jest podobne?

— Ono chodzi tylko wtedy, kiedy jest ciemno.

— Rozumie sie. Tak jest od wiekow. Nasluchalas sie bajek babci tego Koli…

— Babcia Koli opowiada tylko o historii genetyki. Jak przesladowano Mendla.

— Ale, ale, jak reaguje twoje widmo na pianie koguta?

— Nijak. A dlaczego?

— Rozumiesz, przyzwoite widmo ma obowiazek znikac przy akompaniamencie straszliwych przeklenstw, kiedy kogut zapieje.

— Zapytam go dzisiaj o koguta.

— Dobrze.

— I dzisiaj pojde pozniej spac. Musze porozmawiac z widmem.

— Prosze bardzo. No dobrze, dosyc tych zartow. Robot juz na pewno cala kasze rozgotowal.

Alisa siadla do kaszy, a ja do Zeszytow Naukowych Gwianskiego Ogrodu Zoologicznego. Byl tu wyjatkowo interesujacy artykul o ukusamach. Przewrot w zoologii. Udalo im sie doprowadzic do rozmnazania ukusamow w niewoli. Male rodzily sie ciemnozielone, chociaz pancerze rodzicow byly niebieskie. Sciemnilo sie. Alisa powiedziala:

— No to ja ide.

— Dokad?

— Do widma. Przeciez obiecales.

— Myslalem, ze zartowalas. Ale jesli tak bardzo chcesz, to idz do ogrodu, tylko wloz sweterek, bo zrobilo sie chlodno. I nie idz za daleko. Najwyzej do jabloni.

— Po co mam isc dalej? On tam na mnie czeka.

Alisa wybiegla do ogrodu. Patrzylem za nia spod oka. Nie chcialem sie wdzierac w swiat jej fantazji. Niechze ja otaczaja widma, wrozki, odwazni rycerze, dobre wielkoludy z bajkowej blekitnej planety… Oczywiscie pod warunkiem, ze bedzie chodzila spac o wlasciwej porze i regularnie jadla.

Zgasilem swiatlo na werandzie, zeby lepiej obserwowac Alise. Podeszla do starej rozlozystej jabloni i stanela.

I wtedy… od pnia jabloni oddzielil sie blekitny cien i ruszyl na spotkanie Alisy. Cien jakby. plynal w powietrzu nie dotykajac trawy.

Schwyciwszy cos ciezkiego bieglem w dol po schodach, przeskakujac po trzy stopnie. To mi sie nie podobalo.

Вы читаете Ludzie jak ludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×