nieokreslony sposob zapachem, nie potrafilem jednak jeszcze podazyc jego tropem.

Cos wilgotnego trzepnelo mnie w leb. Instynktownie sie skulilem. Na podlodze kolo mnie rozchlapal sie jakis plyn. Przycisnalem sie do sciany. Nie moglem sie cofnac, poniewaz zewszad otaczaly mnie gorujace nade mna jak pnie drzew nogi. Ciekawosc szybko przemogla ostroznosc przed mokrymi, lsniacymi plamami. Weszac, zaczalem posuwac sie do przodu. Zapach okazal sie mniej nieprzyjemny, niz sie z poczatku wydawalo. Powachalem jedna z kaluz i przesunalem sie ku kolejnej. Spiesznie wetknalem w nia pysk i wychleptalem plyn. Smak mial obrzydliwy, uswiadomilem sobie jednak, jak bardzo jestem spragniony. Blyskawicznie wylizalem pozostale plamy. Doszczetne ich osuszenie zabralo mi chyba nie wiecej niz trzy sekundy. Z wyczekiwaniem podnioslem leb ku mezczyznie, lecz ten ignorowal mnie, zgarbiony tak, ze jego glowa niknela mi z pola widzenia. Wsrod panujacego zgielku slyszalem wydawane przez niego znajome odglosy. Skulilem sie, gdy obca dlon pogladzila mnie po lbie. Zapach okazal sie przyjazny i dobry.

Pod nos podstawiono mi okragly, zoltobrazowy przedmiot. Won soli pobudzila moje kubki smakowe tak, ze slinianki zaczely wydzielac sline. Nie zastanawiajac sie dluzej, zlapalem oferowane mi jadlo i przezulem je na lepka papke. Bylo chrupkie, lecz ciagnace sie i pelne przemilych zapachow. Bylo cudowne. Przelknalem jedna po drugiej trzy sztuki i zakrecilem tylna polowa ciala, liczac na wiecej. Nie opuszczalem otwartego pyska, ale nie dostalem nic wiecej, a pochylajaca sie nade mna sylwetka wyprostowala sie, wydajac z gardla dziwne, gulgoczace odglosy. Rozczarowany, bacznie przyjrzalem sie posadzce w poszukiwaniu okruchow, ktore mogly mi wypasc przy zuciu. Wkrotce podloga dookola zrobila sie bardzo czysta. Szczeknalem cicho na mezczyzne nade mna, domagajac sie zwrocenia uwagi na mnie. Ten jednak ignorowal mnie dalej, co wywolalo moje rozdraznienie. Pociagnalem za miekka skore, ktora zwisala nad jego twarda stopa. (Niedlugo pozniej zorientowalem sie, ze te stworzenia nosza skory innych zwierzat i w rzeczywistosci moga je zrzucac, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota.)

Natychmiast pojawila sie twarz czlowieka. Zostalem podniesiony z podlogi. Okragla twarz – tak wielka jak moje cialo – patrzyla na mnie z przeciwnej strony polaci lsniacego drewna. Usta rozchylily sie szeroko, obnazajac zwarte zeby w roznych odcieniach zolci, zieleni i blekitu. Wydobywajace sie spomiedzy nich zapachy nakazywaly byc ostroznym, nie wzbudzaly jednak we mnie paniki. Istota wyciagnela do mnie wielka, tlusta reke, w ktorej miekkim ciele zatopilem zeby. Choc nie mialem jeszcze dosc sil, by komukolwiek wyrzadzic krzywde, dlon wyszarpnela sie z mojego pyska i zdzielila mnie po lbie. Zaczalem wrzeszczec na olbrzyma i sprobowalem jeszcze raz skubnac reke, ktora sprawila mi bol; ta zas zataczala kola, od czasu do czasu drazniaco klepiac mnie po nosie. Nos u psa to rzeczywiscie czule miejsce, wiec naprawde sie rozgniewalem. Krzyknalem znow na czlowieka, na co ten huknal na mnie zartobliwie i zwiekszyl sile stukniec w nos. Moj opiekun zdawal sie czerpac zadowolenie z widoku drazniacego sie ze mna obcego, poniewaz w ogole nie wyczuwalem u niego zdenerwowania. Bardzo predko caly moj swiat skurczyl sie do dloni zataczajacej przed moim nosem kregi. Liczac, ze uda mi sie ja ukasic, wyrzucilem naprzod glowe.

Tym razem spiczastym zabkom udalo sie wbic w skore. Zacisnalem szczeki ze wszystkich sil. Smak byl do niczego, ale przynajmniej mialem niezla satysfakcje. Olbrzym natychmiast wyszarpnal reke z mego pyska. Z zadowoleniem dostrzeglem na trzech palcach zgrabny rzad kropelek krwi. Krotki okrzyk bolu podniecil mnie jeszcze bardziej. Rozszczekalem sie wyzywajaco. Potrzasal reka w powietrzu, by zlagodzic bol. Gdy wykonal gest, jak gdyby chcial mi przylozyc, moj opiekun schwycil mnie na rece. Znow znalazlem sie na podlodze, bezradny wsrod otaczajacych mnie ze wszystkich stron gigantow. Co najciekawsze, ostre grzmienie, ktore dochodzilo z gory, zdawalo sie przyjazne w intencjach. Zaczalem odrozniac dzwiek smiechu od innych odglosow wydawanych przez wielkie zwierzeta.

Wciaz zdezorientowany wszystkim, co przydarzylo mi sie tego dnia, dygoczac z podniecenia, rozstawilem lapy i nasiusialem na posadzke. Kaluza sie rozlewala pode mna; musialem rozsunac lapy jeszcze szerzej, by ich nie zamoczyc. Nagle poczulem uderzenie w bok i gniewne burczenie, po czym powleczono mnie za kark po podlodze ku wyjsciu. Gdy promienie slonca trafily w me zrenice po wynurzeniu sie z polmroku, przycupnalem oslepiony. Olbrzym przykucnal kolo mnie, wydajac z siebie gniewne pomruki i wymachujac palcem przed moim nosem. Oczywiscie sprobowalem ugryzc go w palec, ale mocne lupniecie w krzyz ostrzeglo mnie, ze nie bylo to wlasciwe zachowanie. Poczulem sie niezmiernie zalosnie i podkulilem ogon pod siebie. Olbrzym widocznie wyczul moja rozpacz, poniewaz ton jego glosu zlagodnial. Znow znalazlem sie wysoko, przytulony do jego piersi.

Kiedy ruszyl z miejsca, dotarl do mych uszu nowy bodziec. Podnioslem z zaskoczeniem leb. Olbrzym zlozyl usta w dziwne kolko i wydmuchiwal przez nie powietrze, wydajac przywolujacy, wysoki odglos. Przyjrzalem mu sie przez chwile, po czym zawolalem do niego z zacheta. Olbrzym urwal natychmiast i spojrzal na mnie. Poczulem, ze jest zadowolony. Zaczal na nowo wydawac ten odglos. Gwizdanie podzialalo na mnie kojaco; wtulilem sie w zaglebienie jego ramienia, wsunawszy zad w zgiecie lokcia. Palce olbrzyma podtrzymywaly moj mostek, a glowe przytulilem do jego serca. Zaczynalem odczuwac sennosc.

Bardzo dobrze, ze czulem zmeczenie, poniewaz kolejny etap mojej traumatyzujacej podrozy przebiegl we wnetrzu jednego z tych mamucich czerwonych stworzen. Uswiadomilem sobie wtedy, ze nie sa one zywymi istotami jak olbrzym czy ja; byly jednak przez to jeszcze bardziej niepokojace. Sennosc przemogla moj lek. Przez wieksza czesc podrozy drzemalem na kolanach olbrzyma.

W moim kolejnym wspomnieniu znajduje sie dluga, ponura droga z rownie ponurymi domami po obydwu stronach. Naturalnie nie wiedzialem wtedy jeszcze, czym sa domy lub droga. Swiat byl dla mnie pelen dziwnych, nie powiazanych ze soba ksztaltow pozbawionych znaczenia. Poniewaz bylem wyjatkowym stworzeniem, szybko zaczalem sie uczyc. Wiekszosc zwierzat zadowala sie akceptacja rzeczywistosci, nie jej poznawaniem.

Olbrzym zatrzymal sie i pchnal fragment drewnianego ogrodzenia, siegajacego mu do pasa. Przeszedl tedy na twarda, plaska powierzchnie, otoczona z dwoch stron pieknym zielonym futrem. Natychmiast uswiadomilem sobie, ze olsniewajaca zielonosc o wielu odcieniach to zyjaca, oddychajaca istota. Olbrzym wsadzil reke w swoja skore i wyciagnal z niej cienki przedmiot. Wetknal go w otwor w drewnianej plycie, przed ktora sie zatrzymalismy, i przekrecil szybkim ruchem. Prostokatny, ostrokanciasty, wyzszy od nas obu, jaskrawobrunatny (nawet ciemny braz moze byc jaskrawy, jesli postrzega sie rzeczy tak jak ja) przedmiot rozwarl sie na osciez. Weszlismy do srodka pomieszczenia.

W moim psim zyciu byl to pierwszy prawdziwy moj dom.

Rozdzial trzeci

Nie zostalem w nim dlugo.

Pierwsze miesiace pobytu w nim stanowia dla mnie ciag zlewajacych sie ze soba zdarzen. Sadze, ze moj nowy mozg staral sie wowczas przystosowac do dziwacznego sposobu egzystencji. Pamietam, ze bylem wsadzany do koszyka, w ktorym nie chcialem siedziec, pamietam biale, szeleszczace plachty, ktore rozkladano wokol mnie na podlodze, pamietam ciemnosc nocy i samotnosc.

Pamietam, jak na mnie krzyczano, jak wtykano moj nos w ohydnie smierdzace kaluze i – jeszcze gorzej – w lepka, obrzydliwa maz, ktorej zapachu nie moglem sie pozniej pozbyc przez dlugie godziny. Pamietam, jak wymachiwano przed moim nosem poszarpanymi i porozrywanymi kawalkami materialu przy akompaniamencie histerycznego skrzeczenia towarzyszki mojego opiekuna. Pamietam rowniez podniecajaco pachnace miejsce, w ktorym mieszaly sie wonie wielu stworzen, dajac raj dla nozdrzy, ale gdzie jakies monstrum w luznej bialej skorze uklulo mnie w grzbiet dlugim cienkim przedmiotem. Pamietam, jak wiazano mi na szyi irytujacy kawalek wyschnietej skory, od czasu do czasu dolaczajac do niej jeszcze dluzszy kawalek, za pomoca ktorego moj opiekun przytrzymywal mnie lub ciagnal za soba, gdy wychodzilismy na spacer. Pamietam lek przed wielkimi stworzeniami, nie-zwierzetami, ktore nas scigaly. Rychlo jednak tracily zainteresowanie i przemykaly obok z rykiem, i nie mialy checi stratowac nas na smierc.

Jesli to wszystko zabrzmialo tak, jak gdyby moj zywot szczeniaka byl okropny, to widocznie nie wyrazilem sie wlasciwie. Zdarzaly sie przeciez takze cudowne chwile spokoju i radosci. Pamietam blogie popoludnia spedzane na kolanach mojego opiekuna siedzacego w fotelu przed kosmykowata goraca istota, ktora oparzyla mi nos, kiedy sprobowalem ja powachac. Pamietam, jak dlon olbrzyma gladzila mnie od nosa do koniuszka ogona. Pamietam, jak pierwszy raz wyprowadzono mnie na zielone, zywe i oddychajace futro, ktorego zapach byl tak wonny, tak pelen zycia. Biegalem, skakalem, tarzalem sie w tej miekkosci; wachalem, zulem, doslownie sycilem sie jej obfitoscia. Pamietam poscig za zabawna istota o spiczastych uszach, mieszkajaca ze stworzeniami po drugiej stronie muru. Futerko sterczalo jej ze skory jak tysiace igielek, ogon miala wyprezony jak drut i chlastala mnie nieustajacym

Вы читаете Fuks
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату