Zatrzymali sie przed niskim tarasem, na ktory wybiegla kobieta w bialej sukni, a za nia wysoki jasnowlosy mezczyzna w bialym kitlu. Joe poznal w nim Iana Drummonda. Bez slowa Sara otworzyla drzwiczki, wbiegla na taras i zawisla na szyi swego meza.

IV. Joe Alex odkrywa morderce

Pierwsza mysla Alexa, kiedy wyszedl z wozu i zaczal po szerokich stopniach wstepowac na szeroki taras, bylo ostre, jasne wspomnienie dnia, kiedy z glowa w bandazach i reka na temblaku wysiadl z zielonego samochodu RAF-u i wraz z Drummondem i Parkerem stanal poznym wieczorem przed tym domem. Tylko po waziutenkich smugach swiatla wydostajacego sie przez szpary w gestych zaslonach mogli wtedy sprawdzic, ze dom jest nadal zamieszkany.

Bylo to pietnascie lat temu… dokladnie: szesnascie. Padal wtedy deszcz, ostry i skosny, gnany nadlatujacym znad morza wichrem. Nie tylko ten dom, ale cala Anglia pograzona byla wowczas w ciemnosci. Nad wyspa szalal blitz i co noc eskadry z czarnymi krzyzami ciagnely znad kontynentu, niosac nad Anglie swoj smiercionosny ladunek.

W tej chwili swiecilo slonce, a wojna byla tak odlegla, ze wydawala sie tylko wspomnieniem z dawno ogladanego filmu. Stala sie juz zupelnie nieprawdziwa, ona i jej umarli. Dom nie zmienil sie od owego dnia. Zmienil sie za to Ian Drummond. Przestal byc owym smuklym, mlodziutenkim oficerem, i stal sie cywilem w calym tego slowa znaczeniu: wysoki, rumiany, jasnowlosy i troche otyly, stal w swoim bialym kitlu i przyciskal do siebie smukla, ciemna dziewczyne, ktora opowiadala mu cos predko, nie zwracajac uwagi na obecnych. Dobroduszny, mily Anglik, tuz przed czterdziestka, zadowolony z zycia, pewny siebie, uczciwy, idacy bez wahan raz obrana w zyciu droga. Tylko bardzo wysokie czolo i troche roztargnione, spogladajace w dal madre oczy mogly potwierdzac przypuszczenie, ze jest to czlowiek w pewien sposob nieprzecietny.

Alex wszedl na najwyzszy stopien i zatrzymal sie przy stojacych. Drummond delikatnie wyswobodzil sie z objec Sary i wyciagnal ku niemu reke.

– Ty sie nie zmieniasz! – powiedzial. – Ja juz niedlugo bede tlustym, pomarszczonym starcem, ale ty, Joe, ciagle bedziesz wygladal jak podporucznik. Dobrze, ze juz jestes! – Rozejrzal sie. – Przepraszam, Lucy! – zawolal. – Poznajcie sie! To jest wlasnie Joe Alex, ktorym zanudzalem was, ile razy pozwoliliscie mi rozgadywac sie o wojnie! A to jest Lucy Sparrow, zona mojego przyjaciela i towarzysza pracy… no i, oczywiscie, znakomity lekarz. Na pewno Sara opowiedziala ci o niej w drodze.

– Oczywiscie! – powiedziala Sara. – Oplotkowalam was wszystkich, z toba wlacznie. Jestesmy przeciez dosyc ciekawa grupa. A moze to tylko nam sie tak wydaje?

Joe uscisnal opalona kobieca reke o dlugich, silnych palcach. Dopiero wtedy spojrzal w twarz Lucy.

Sara nie mylila sie. Zobaczyl przed soba wysoka, wyprostowana mloda kobiete o wlosach tak jasnych, ze wydawaly sie nieomal biale. Wielkie szare oczy, ktorymi spojrzala na Alexa, byly madre i spokojne, ale jednoczesnie nieustepliwe i pelne czegos, co gotow byl nazwac lagodna duma. Jak gdyby wiedzialy, ze Lucja Sparrow przez cale swoje zycie robi tylko to, co uznaje za godziwe i sluszne, i nie sadzily wobec tego, aby powinna byla je zakrywac powiekami albo odwracac. Owalna twarz o nieco wystajacych kosciach policzkowych byla urzekajaco piekna i przeswietlona wewnetrznym blaskiem, podobnym do tego, jaki znalezc mozna u owych zamyslonych kobiet Vermeera van Delft.

– Bardzo sie ciesze, ze pana poznalam – powiedziala dzwiecznym, melodyjnym glosem i usmiechnela sie. Alex zobaczyl przy tym dwa szeregi tak nieprawdopodobnie pieknych zebow, ze z trudem oderwal od nich spojrzenie, nie chcac przygladac sie zbyt natarczywie. – W opowiadaniach Iana awansowal pan na cos posredniego pomiedzy swietym Jerzym a Donkiszotem – naszego lotnictwa. – Oczy jej rozjasnil szary, wesoly plomyk. – Czy pan to potwierdza?

– Oczywiscie! – Alex pochylil glowe. – Im lepiej o nas mowia, tym lepiej. – Teraz dopiero mogl przelotnie obejrzec ja cala. Ubrana byla w prosta plocienna, biala, sukienke, a na smuklych golych nogach miala sandaly zapiete duza drewniana sprzaczka, pomalowana na niebiesko. Zadnego kwiatka, zadnej chusteczki, tylko maly rubinowy wisiorek na cienkim lancuszku, widoczny w wycieciu sukni lsniacy na jasno opalonej, gladkiej szyi. Kiedy poruszyla sie, rubin strzelil ciemnoczerwonym promieniem i przygasl.

– Czy nie mowilam?! – powiedziala Sara, ktora stala obok nich, ujawszy Drummonda pod ramie. – Ona jest zupelnie nieslychana!

– Saro, blagam cie… – Lekki rumieniec pojawil sie na twarzy Lucy Sparrow. – Blagam cie, kochanie…

– I pomyslec – rozesmial sie Ian – ze dorosli ludzie pozwalaja tej dziewczynce wycinac sobie kawalki jedynego instrumentu, jaki Bog im dal, zeby mogli rozmyslac o Nim. Chodzmy na gore. Pokaze ci twoj pokoj. Rzeczy zostaw w samochodzie. Zaraz je zabierze Kate. – Wskazal mloda, pyzata pokojowke, ubrana w czarna sukienke i bialy czepeczek, ktora ukazala sie w drzwiach i z radosnym usmiechem dygnela przed Sara.

– Dziekuje bardzo! – Alex zawrocil do wozu i wystawil na ziemie najpierw walizke Sary, a potem caly swoj dobytek. – Jezeli mozna prosic panne Kate, to moze wezmie tylko teczke i maszyne do pisania, a z walizkami sam sobie dam rade.

Ale Ian pochwycil juz wieksza walizke i uniosl teczke, wiec Joe wzial maszyne i druga walizke. Ruszyli po stopniach ku drzwiom wejsciowym. Zanim weszli do hallu, Alex odwrocil sie.

– Do kogo nalezy maszyna do pisania? – zapytala Lucy, ktora stala na tarasie i rozmawiala z Sara, trzymajac jedna noge na stopniu auta. – Do swietego Jerzego czy do Donkiszota?

– Do smoka i do Sancho Pansy.

Potrzasnela glowa.

– Prawdziwa dama nie rozumie maszyn i jest przekonana, ze wymyslili je mezczyzni, zeby miec dostateczna ilosc srubek do odkrecania i przykrecania w wolne niedzielne popoludnia. Nie rozumiem zadnych maszyn, nawet tych do pisania.

– O Boze – powiedziala Sara – wobec tego odprowadze moja maszyne do garazu i juz nie wspomne o niej.

Machnela im reka i zatrzasnela za soba drzwiczki. Lucja z wolna schodzila po stopniach, kierujac sie ku kamiennej balustradzie nad urwiskiem.

– Chodzmy – powiedzial Ian – jezeli, oczywiscie, mozesz oderwac oczy od tej mlodej damy.

– Moge. – Alex wszedl do sieni. Byla to ogromna jasna sien, pochodzaca prawdopodobnie z czasow, gdy Sunshine Manor byl na pol warowna posiadloscia i nie ulegl jeszcze tym wszystkim przebudowom, do jakich moda i zmieniajace sie warunki zycia zmuszaly kolejnych jego dziedzicow. Sien biegla na przestrzal, dzielac dom na dwie czesci, i konczyla sie wielkimi oszklonymi i okratowanymi misternie dwuskrzydlowymi drzwiami, przez ktore widac bylo drzewa glownej alei parku, wytyczonej na jej osi. Posrodku jednej ze scian otwieral sie ogromny kominek, obrzezony kamiennymi plytami i ozdobiony herbowa tarcza Drummondow. Obok niego prowadzily w prawo waskie schody na pietro. Idac za Ianem Alex usilowal sobie przypomniec, dokad te schody prowadza. Jak przez mgle pamietal ciemne rzezbione belki stropu korytarza i napis na jednej z nich: CZCIJ BOGA POD TYM DACHEM, A NIGDY NIE RUNIE CI NA GLOWE – ANNO 1689… Czy moze 1699? – Mineli zakret schodow. Spojrzal w gore.

– Osiemdziesiat dziewiec – powiedzial na glos. – Wiec nie zapomnialem!

Ian obejrzal sie.

– Dostaniesz ten sam pokoj, w ktorym mieszkales wtedy. Myslalem, ze bedzie ci przyjemnie, jezeli znowu do niego wrocisz.

– Ten na lewo?

– Tak.

Weszli na pietro i zatrzymali sie przed naroznymi drzwiami. Przez cala dlugosc domu biegl waski ciemny korytarz, oswietlony tylko dwoma niewielkimi oknami na obu krancach. Alex wciagnal mocniej powietrze. Ten dom mial swoj zapach. Won ta wrocila do niego razem z reszta wspomnien. Byl to zapach pasty do podlogi, starej zwietrzalej lawendy, suchego drzewa i jeszcze jakas nieuchwytna domieszka, ktora byl gotow nazwac wonia wiekow, czyms, co pozostaje po wielu pokoleniach ludzi mieszkajacych pod tym samym dachem, ich sprzetow, sukien, broni, dywanow i obrazow, kwiatow zwiedlych przed wiekami i lekarstw o nazwach nie znanych obecnej medycynie.

Ian otworzyl drzwi i przepuscil go przodem, potem wszedl za nim i postawil walizke.

– Nawet i zegar jest ten sam – powiedzial Alex. – I tak samo jak wtedy nie chodzi. Nakrecilem go, pamietasz,

Вы читаете Powiem wam, jak zginal
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×