– Ja? No, tak, oczywiscie. Bylem na przyjeciu u Lorda Majora. Przyjecie trwalo od piatej po poludniu i przeciagnelo sie az do jedenastej… Pozniej wrocilem do domu z dwoma przyjaciolmi… To bylo przyjecie dla dyrektorow teatrow… Kontakt rady miejskiej z ludzmi sztuki. Dyrektor Beetle Theatre i Teatru Burleski wypili jeszcze u mnie po szklaneczce, a potem odjechali na piec minut przedtem, nim zadzwonil stad do mnie panski podwladny. Na szczescie, bo nie powstrzymalbym sie chyba od powiedzenia im o tej nowinie i caly Londyn huczalby juz teraz, a reporterzy szturmowaliby do drzwi na dole. Z przerazeniem mysle o tym, na ile pytan bede musial odpowiedziec jutro…

– I ja! – westchnal Parker. – Ale ludzie chca czytac gazety, a gazety chca podawac ostatnie wiadomosci. Na to nie ma rady. Dziekuje panu jeszcze raz, panie dyrektorze. Wiec zostaje pan tutaj?

– Tak. Bede przez caly czas u siebie, zeby panom nie przeszkadzac. Ale nie wiem, czy zasne…

– W kazdym razie niech pan sprobuje – powiedzial inspektor Beniamin Parker i wycofal sie z pokoju, a Joe Alex za nim.

VI. Ta pani weszla pietnascie po dziesiatej…

Na schodach Parker zatrzymal sie chwile.

– Nic jeszcze nie mow, Joe. Ta sprawa moze okazac sie trudniejsza, niz myslalem. Nic jeszcze nie wiemy.

– Nie mialem zamiaru nic mowic… – mruknal Ale: Jestem po calym dniu spedzonym w samochodzie, w trze i w restauracji. Wstalem o siodmej rano. Teraz pierwsza. Czy sadzisz, ze w tych okolicznosciach mi koniecznie byc gadatliwy? Zreszta czy bylem kiedykolwiek gadatliwy?

Parker usmiechnal sie.

– Nie. Nigdy nie byles. To prawda. Chociaz trudno cie nazwac mrukiem. Ale czy naprawde chcesz teraz wracac do domu?

– Za nic w swiecie! Tego przeciez nie powiedzialem.

– Dobrze! – Ruszyli dalej w dol. Znali sie od w lat i razem przebyli wojne na pokladzie brytyjskiego bombowca. Byl kiedys czas, ze wydawali sie sobie blizsi niz bracia. Alex wiedzial, ze pomimo usmiechu inspektor jest strapiony.

– Teraz przesluchani tego dziennego portiera, a potem nastepnych, jezeli on nic nam nie wniesie. Ale mam wrazenie, ze powinien cos wniesc. Jezeli zabojca mogl dostac sie i wyjsc tylko obok jego okienka… Ale czekajmy…

Na glownym korytarzu za scena spotkali sierzanta Jonesa.

– Przywiezli juz tego portiera, szefie!

– Williama Gullinsa?

– Tak, szefie! Jest na portierce. Pilnuje go policjant. Trzesie sie caly, bo zona lezy w szpitalu. Urodzila wlasnie dziecko. On tam placze, szefie. Dlatego szedlem do pana, bo nie wiadomo, co z nim robic.

– Zaraz przestanie plakac – mruknal Parker i przyspieszyl kroku. Na ich widok policjant w portierce, ktory stal pochylony nad lkajacym rozpaczliwie czlowiekiem, wyprostowal sie sluzbiscie, ale rownoczesnie zrobil taka mine, jakby nie wiedzial, co poczac z tym zdumiewajacym stworzeniem, ktore siedzialo na krzeselku ukrywszy glowe w dloniach. Inspektor znowu dal znak policjantowi, kazac mu odejsc, a kiedy drzwi zamknely sie za nim, pochylil sie i powiedzial spokojnie:

– Gullins, zostaliscie wezwani tutaj, zeby mozna was bylo przesluchac w sprawie popelnionego morderstwa. Jezeli popelniliscie to morderstwo, macie zupelna slusznosc oplakujac swoj los. Jezeli natomiast nie popelniliscie go, marnujecie tylko nasz czas i swoj. Po przesluchaniu chce was odeslac samochodem do domu. Mezczyzna powinien byc w domu przy dzieciach, kiedy zona lezy w szpitalu. No, ale przede wszystkim badzcie mezczyzna!

Jak za zakleciem rozdzki czarodziejskiej czlowiek siedzacy na krzeselku uniosl glowe i opuscil rece. Twarz mial zalana lzami, ale nie malowala sie na niej rozpacz, tylko bezbrzezne zdumienie.

– Morderstwo?… – wyszeptal. – Jak to, o moj Boze?… Wiec nie okradli teatru? Wiec nie okradli?…

– Nie! – powiedzial Parker stanowczo i usiadl naprzeciw niego. – Nie okradli teatru, kiedy usneliscie na sluzbie. Kiedy przyjechala po was policja i nie chciala z wami o niczym rozmawiac, tylko kazala wam zabierac sie z nimi, byliscie przekonani, ze tak sie wlasnie stalo i ze pociagna was do odpowiedzialnosci za zaniedbanie obowiazkow albo beda podejrzewac o spolke ze zlodziejami. Nic z tego, Gullins! Miedzy godzina dziesiata a dziesiata trzydziesci zamordowany zostal w swojej garderobie aktor Stefan Vincy i chcemy uslyszec wasze jak najdokladniejsze zeznanie na temat tego, co robiliscie i co dostrzegliscie tego wieczoru.

– Pan Vincy zamordowany!… – powiedzial Gullins. – Pan Vincy! A ja bylem tutaj, za sciana… O Boze… Czy pan powiedzial: miedzy dziesiata a dziesiata trzydziesci?!

– Tak. Tak powiedzialem.

– Wiec to ona!

– Co za ona? – spytal szybko inspektor, pochyliwszy sie ku przodowi.

– Ta… ta pani, ktora przyszla kwadrans po dziesiatej i byla tam kilka minut, a potem wyszla.

– Wiec byla tu jakas pani o tej porze?

– Tak… Pan Vincy zapowiedzial, ze ona przyjdzie, wiec wpuscilem ja. To nie byla pierwsza, ktora tak wpuszczalem… Ale ta byla starsza niz inne… Niz tamte wszystkie…

– Ile mogla miec lat?

– Moze czterdziesci? A moze nawet wiecej? Ale z tymi zamoznymi paniami to nie wiadomo. Tak dobrze sa utrzymane, ze czasem wygladaja mlodziej…

– Bardzo slusznie. A jak byla ubrana?

– Miala na sobie czarny, cienki plaszcz i maly kapelusz, taki modny, polokragly, szary… I, zdaje sie, pantofle na bardzo wysokich obcasach… Ale ona sama nie byla wysoka…

– Poznalibyscie ja, gdybyscie ja zobaczyli?

– Chyba… chyba tak, prosze pana.

– Dobrze. A nie uderzylo was w niej nic? W jej stroju, moze w zachowaniu?

– Byla jakby troche speszona… Ale nie zwrocilem na nia uwagi, bo przeciez to nie byla osoba z teatru, a obcy ludzie czesto zachowuja sie niesmialo za kulisami, prosze pana.

– Tak. I nic wiecej nie mozecie o niej powiedziec?

– Chyba nic, prosze pana… Aha! Jedno moze, ale to pewnie nie ma znaczenia… Te panie to zawsze maja do wieczorowych strojow takie male piekne torebki albo z lamy zlotej, albo ze srebrnej nitki, albo inne, ale zawsze takie malenkie. Moja zona kiedys zwrocila mi na to uwage, kiedy tu siedziala u mnie, ze to musi byc piekne zycie nie nosic w torebce niczego, tylko puder, szminke i chusteczke…

– Dobrze. Wasza zona ma slusznosc, to musi byc o wiele wygodniejsze zycie. Ale co z ta pania?

– Wlasnie, prosze pana. Ta pani miala duza, pakowna torebke, zupelnie inna niz one wszystkie maja do wieczorowych sukien. Trzymala ja nisko i nie zauwazylem tego przy okienku. Ale wyjrzalem za nia, kiedy wchodzila po schodach, i wtedy ja zobaczylem. Nie pomyslalem sobie o tym nic wtedy. A ona pewnie miala w niej rewolwer.

Parker spojrzal przeciagle na Alexa, ktory przed chwila gwizdnal cicho przez zeby.

– Pan Vincy zamordowany zostal sztyletem… – mruknal inspektor.

– To pewnie miala tam ten sztylet, prosze pana. Ale czy ja moglem o tym pomyslec?

– Nie. Nie mogliscie. Co prawda, mogliscie potem obejsc teatr i wtedy nie plakalibyscie tu i nie mielibyscie wyrzutow sumienia. Czy jest tu ksiazka telefoniczna?

– Co? – powiedzial portier Gullins. – Tak, prosze pana! Jest, oczywiscie! – Zerwal sie i podal inspektorowi ksiazke. Parker podal ja Alexowi.

– Znajdz mi laskawie numer pana Charlesa Cresswel-la, dobrze, Joe?

Alex bez slowa kiwnal glowa i zaczai przewracac kartki.

– Teraz opowiedzcie mi predko, jak spedziliscie ten wieczor od poczatku przedstawienia az do chwili, kiedy obudzil was wasz kolega o godzinie za piec dwunasta.

– Tak jest! – Gullins usiadl i zastanowil sie. – Wiec kiedy zaczelo sie przedstawienie, wszystko bylo jak

Вы читаете Smierc mowi w moim imieniu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×