pozostali kawalerami. Westchnal, zrezygnowany. Nie ma rady, trzeba dac im w koncu dobry przyklad, pomyslal.

Skonczywszy posilek, zauwazyl zaniepokojony, ze kucharka szybko przyzwyczaila sie gotowac dla jednej osoby. Napelnilo to jego serce smutkiem. Wstal od stolu i ogarnal spojrzeniem wielka sale. Na starych debowych meblach widac bylo warstewke kurzu. Zamek zdecydowanie potrzebowal kobiecej reki. Bez ciaglego nadzoru ze strony zarzadcy matki, Adalego, sluzacy szybko sie rozleniwili. Potrzebowal zony, tylko gdzie, u licha, ja znalezc?

Glenkirk polozone bylo gleboko posrod wschodniego pasma wzgorz szkockiego pogorza. Nalezace do majatku wlosci rozciagaly sie na mile w kazdym kierunku, co bylo dobre, oznaczalo tez jednak, ze nie mieli bliskich sasiadow. Prawde mowiac, najblizej bylo stad do Lesliech z Sithean albo Gordonow z BrocCairn. Pozostawal w dobrych stosunkach z oboma rodzinami, co zapewnialo wszystkim wieksze bezpieczenstwo. Rodzina babki ze strony ojca sprzedala wlosci w Greyhaven panom z Glenkirk i wyjechala do Anglii z krolem Jakubem, by szukac tam szczescia i majatku. Ich stary dwor, nienadajacy sie juz do remontu, zostal zburzony.

Od pewnego czasu rzadko widywal kuzynow i nie potrafil przypomniec sobie, czy sa pomiedzy nimi dziewczeta w odpowiednim wieku. Jak znajdowano dzis zony? Moze powinien latem udac sie na zabawe i wybrac sobie jakas slicznotke. Musialby tylko sprawdzic, czy potrafi prowadzic dom. Prawie kazda dziewczyne da sie przyuczyc, by byla dobra w lozku, lecz jesli nie potrafi zarzadzac sluzba, albo przynajmniej wymusic na niej posluchu, nie na wiele mu sie przyda.

Choc izolacja byla w tych trudnych czasach zaleta, miala tez niekorzystne strony. Znowu sprobowal przypomniec sobie, czy w Sithean albo BrocCairn mieszkaja niezamezne kuzynki. Wsrod jego rowiesnikow byli wylacznie mezczyzni, do tego wszyscy, o ile sobie przypominal, zonaci. Jak, do diaska, udalo im sie znalezc odpowiednie kandydatki? Moze powinien poprosic ktoregos, by udal sie wraz z nim na zabawe i doradzil w tej delikatnej sprawie. Podejrzewal, ze kuzyni uznaja jego prosbe za wielce zabawna, nic jednak nie mogl na to poradzic. Potrzebowal pomocy. Znuzony, potrzasnal glowa i ciasniej otulil sie peleryna.

Na dziedzincu czekal juz ogier. Olbrzymi siwek uderzal niespokojnie kopytami o bruk, niecierpliwiac sie, by wreszcie pobiec. Kilku mezczyzn z klanu takze czekalo w gotowosci. Ksiaze wskoczyl na siodlo i naciagnal skorzane rekawice. Peleryna rozpostarla sie szeroko, zakrywajac konski zad. Ze stukotem kopyt przejechali zwodzony most i skierowali sie ku lasowi. Psy poszczekiwaly, podniecone. Poniewaz nie bylo wiatru, wsrod drzew nadal unosila sie mgla.

Tu i owdzie posrod ciemnej zieleni jodel widac bylo jeszcze przeblysk koloru. Po kilku godzinach udalo im sie wyploszyc z zagajnika wielkiego jelenia. Obdarzone imponujacym porozem zwierze pomknelo wsrod drzew, uskakujac i zmieniajac kierunek z wprawa, wynikla z wieloletniego doswiadczenia. Ujadajace psy pognaly za zdobycza. Tymczasem jelen, przeprowadziwszy pogon przez las, dotarl do niewielkiego jeziorka, po czym wszedl do wody i poplynal, znikajac we mgle i szczesliwie uchodzac przesladowcom. Szczekanie psow, doskonale slyszalne mimo mgly, przeszlo w pelne zawodu skomlenie.

Mysliwi dotarli nad jeziorko i zatrzymali sie. Konie tanczyly niespokojnie, omijajac krecace sie pod nogami psy. Slad na wodzie, powstaly w miejscu, gdzie przeplynal jelen, byl jeszcze widoczny, choc samo zwierze zniknelo juz we mgle.

– Do licha! – zaklal ksiaze. – Stracilismy polowe ranka, by znalezc zwierzyne, druga, by ja dogonic, a teraz i tak sie nam wymknela. – Zsiadl z konia. – Rownie dobrze mozemy zatrzymac sie tu na popas. Umieram z glodu, a mamy tylko placki owsiane i ser.

– Upolowalismy po drodze kilka krolikow, milordzie – powiedzial glowny lowczy, Colin More – - Leslie, brat Donala. – Oskorujemy je i ugotujemy.

Gdy zjedli tresciwy posilek, ksiaze rozejrzal sie dookola.

– Gdzie jestesmy? – zapytal, nie kierujac pytania do nikogo w szczegolnosci.

– To Loch Brae, jezioro Brae, milordzie – odparl Colin. – Spojrz tam, panie. Widac wyspe, a na niej stary zamek. Jest opuszczony. Ostatnia dziedziczka Gordonow z Brae poslubila przed wielu laty Brodiego i pojechala za mezem do Killiecairn.

– Te ziemie granicza z wlosciami Glenkirk – zauwazyl z namyslem Patrick. – Jesli nikt juz tu nie mieszka, a zamek jest zniszczony, moze powinienem odkupic go od Brodiech. Nie podoba mi sie, ze tuz obok Glenkirk znajduja sie niezagospodarowane wlosci.

– Nie poznales dotad Brodiego z Killiecairn, milordzie? – zapytal Colin. – To paskudny staruch, do tego bardzo chytry. Ma jednak szesciu synow i nie pogardzi groszem, tak mi przynajmniej mowiono.

– Dlaczego nie oddal Brae ktoremus z nich? – zapytal ksiaze, zaciekawiony.

– To nie ich matka byla dziedziczka Gordonow, milordzie, lecz druga zona Brodiego, o wiele od niego mlodsza. Zmarla mniej wiecej dziesiec lat temu. Stary musi byc dobrze po osiemdziesiatce. Jego synowie sa starsi od ciebie, panie, lecz druga zona dala mu corke. Brae stanowi zapewne jej posag.

– Dziewczynie bardziej przyda sie sakiewka pelna zlota niz bezuzyteczna ruina i otaczajace ja grunty – zauwazyl ksiaze. – Chodzcie, rzucimy sobie okiem na stary zamek Brae.

Pojechali wzdluz jeziora do miejsca, gdzie przegnily drewniany most laczyl brzeg z niewielka wyspa. Zostawiwszy konie, gdyz belki mostu moglyby nie wytrzymac ich ciezaru, przeszli ostroznie na skalista, porosnieta z rzadka drzewami wysepke. Mgla w koncu sie uniosla i wkrotce zwial ja lekki wiatr. Zza olowianych jesiennych chmur wyjrzalo blade slonce.

Wyspa nie wygladala zbyt zachecajaco. Nie bylo tu piaszczystej plazy, jedynie skalisty brzeg. Obszar pomiedzy mostem a zamkiem byl kiedys otwartym polem, co mialo sluzyc obronie. Teraz porastaly go drzewa. Sam zamek, zbudowany z ciemnoszarego piaskowca, posiadal kilka wiez, zarowno kwadratowych, jak okraglych. Stromy dach nad czescia mieszkalna kryty byl lupkowa dachowka. Powyzej wznosilo sie kilka kominow. Z bliska zamek nie wydawal sie na tyle zrujnowany, by nie dalo sie go wyremontowac. Jednak to przynalezna don ziemia czyni Brae interesujacym, nie ten zameczek, pomyslal Patrick.

– Co, u licha! – wykrzyknal, odskakujac, gdy tuz przed jego stopami wbila sie w ziemie strzala.

– Wszedles na cudza ziemie, panie – dobieglo go od strony zamku. Z otwartych drzwi wylonila sie mloda kobieta, dzierzaca luk z nalozona na cieciwe strzala.

– Podejrzewam, ze nie tylko ja – odparowal zimno ksiaze, ani troche nie przestraszony, obejmujac dziewczyne spojrzeniem zielonozlotych oczu. Byla najwyzsza niewiasta, jaka widzial, niestosownie odziana w wysokie buty oraz bryczesy. Poza tym miala na sobie jedynie biala koszule, skorzany kaftan, czerwono – czarno – zolty pled, przerzucony niedbale przez ramie i mala czapeczke z niebieskiego aksamitu, ozdobiona sterczacym dziarsko orlim piorem. Jednak to wlosy sprawialy, ze ksiaze i jego ludzie nie mogli oderwac od dziewczyny wzroku. Byly rude. Tak rude, ze podobne zdarzylo sie Patrickowi widziec tylko raz w zyciu. Czerwonozlote pukle opadaly zmierzwiona masa na ramiona i plecy nieznajomej niczym jaskrawa peleryna.

– Kim jestes? – spytal po chwili Patrick.

– Ty pierwszy, panie – oparla smialo.

– Patrick Leslie, ksiaze Glenkirk – odparl, klaniajac sie lekko. Ciekawe, czy te niewiarygodne wlosy sa tak miekkie, jak na to wygladaja, pomyslal.

– Flanna Brodie, dziedziczka Brae – odparla. Nie dygnela, lecz wpatrywala sie smialo w ksiecia.

– Co robisz na mojej ziemi, milordzie? Nie masz prawa tu przebywac.

– A ty masz?

Co za impertynencka dziewucha, pomyslal.

– To moje wlosci, milordzie. Przeciez ci powiedzialam – odparla Flanna Brodie nieprzejednanie.

– Chce je kupic – powiedzial.

– Nie sa na sprzedaz – odparla spokojnie.

– Twoje wlosci granicza z moimi, pani. Stanowia, o ile sie nie myle, twoj posag. O ile nie poslubisz mezczyzny, ktory nie bedzie posiadal ziemi, na co z pewnoscia twoj ojciec i bracia nie pozwola, Brae bedzie dla niego rownie bezuzyteczne, jak jest teraz dla twego ojca. Zloto uczyni jednak z ciebie bardziej pozadana kandydatke na zone. Wyznacz cene, a nie bede zbytnio sie targowal – stwierdzil Patrick wyniosle.

– Juz ci mowilam, panie: Brae nie jest na sprzedaz – odparla Flanna Brodie, stojac na szeroko rozstawionych nogach i wpatrujac sie w niego gniewnie. – Nie zamierzam w ogole wychodzic za maz. Chce tu zamieszkac. A skoro tak, zabieraj swoich ludzi i odjezdzajcie. Nie jestescie tu mile widziani! Patrick postapil krok w kierunku dziewczyny, ta jednak cofnela sie i wypuscila kolejna strzale, ktora wbila sie w ziemie u stop ksiecia. Natychmiast siegnela po nastepna, lecz zanim zdazyla to zrobic, skoczyl do przodu, wyrwal jej luk i odrzucil na bok. Potem,

Вы читаете Nazajutrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×