— Jade dzis do miasta. Moze moglbys to zalatwic, kiedy mnie nie bedzie?

— Pewnie — odparl Joe. — Tepienie szkodnikow w obecnych czasach to szybka robota. Bede kolo dziesiatej.

— Zostawie otwarte drzwi frontowe — dodal Vickers.

Odlozyl sluchawke i zabral gazete z werandy. Polozyl ja na stole i siegnal po maszynopis. Przez chwile sprawdzal jego grubosc i wage, tak jakby w ten sposob chcial upewnic sie, ze trzymane w reku dzielo jest dobre, ze nie zmarnowal cennego czasu. Mial nadzieje, ze opowiada o wszystkim, co chcial opowiedziec w taki sposob, ze inni ludzie czytajac slowa zrozumieja mysl, ktora kryje sie pod czarnym drukiem.

Naprawde nie mial ani chwili do stracenia. Powinien zostac w domu i popracowac. Nie wolno mu wloczyc sie nie wiadomo gdzie i spotykac sie z czlowiekiem zachwalanym przez jego agentke. Ale Ann nalegala i twierdzila, ze sprawa jest wazna. Nawet kiedy powiedzial, ze jego samochod znajduje sie w warsztacie i czeka na naprawe, nadal sie upierala. Oczywiscie historia z samochodem byla zmyslona, bo dobrze wiedzial, ze Eb na czas przygotowalby go do podrozy.

Spojrzal na zegarek i stwierdzil, ze ma tylko pol godziny do otwarcia warsztatu Eba i nie warto juz brac sie za pisanie.

Wzial gazete i wyszedl na podworko, zeby przeczytac wiadomosci.

Myslal o malej Jane, o tym, jakim jest milym dzieckiem i jak jej smakowalo jedzenie, ktore dla niej przygotowal oraz jak im sie razem milo gawedzilo.

Jane spytala, dlaczego nie jest zonaty.

A on odpowiedzial: „Byla kiedys pewna dziewczyna. Dawno temu.”

Nazywala sie Kathleen Preston i mieszkala w duzym, ceglanym domu na wzgorzu, podpartym kolumnami, z szeroka weranda i polkolistymi swietlikami nad drzwiami. Dom byl stary i zostal zbudowany przez pierwsza fale optymistycznych pionierow, kiedy kraj byl jeszcze bardzo mlody. Tkwil niczym bastion, a tymczasem ziemia poddala sie i odpadala calymi kawalami, wyzlobienia zas odslonily zolta gline na stokach.

Jay byl wtedy mlody, tak mlody, ze gdy teraz sie nad tym zastanawial, czul bol serca. Jego mlody umysl nie mogl pojac, ze dziewczyna, ktora mieszka w starym, odziedziczonym po przodkach domu z polkolistymi swietlikami nad drzwiami i podtrzymywanym filarami portykiem nie chce brac powaznie chlopca, ktorego ojciec mial stara farme, gdzie kukurydza rosla z przymusu i na dodatek w niewielkich ilosciach. A moze to jej rodzina nie chciala go brac powaznie, bo dziewczyna rowniez byla zbyt mloda i niedoswiadczona. Byc moze klocila sie ze swoimi rodzicami, byc moze padaly gorzkie slowa i laly sie lzy. Tego nie mogl wiedziec. W kazdym razie natychmiast po spacerze w dolinie dziewczyna zostala wyekspediowana do jakiejs szkoly z internatem na wschodzie Stanow i juz nigdy jej nie zobaczyl.

Poszedl raz jeszcze do bajkowej doliny starajac sie odnalezc to cos, co przywrociloby zauroczenie, jakiego doswiadczyl owego dnia, kiedy byla przy nim. Ale z dzikich jabloni spadly juz liscie, a skowronek nie spiewal juz tak pieknie. Dawne zauroczenie nigdy nie powrocilo. Cala magia odeszla razem z dziewczyna.

Gazeta wypadla mu z reki i schylil sie, zeby ja podniesc. Rozkladajac ja zauwazyl, ze wiadomosci byly takie jak co dzien.

Zimna wojna trwala od dawna i wszystko wskazywalo, ze potrwa jeszcze co najmniej tyle samo. W ciagu ostatnich czterdziestu lat pojawial sie kryzys za kryzysem, slyszalo sie ciagle plotki, ludziom wmawiano, ze sa juz o krok od otwartego konfliktu zbrojnego, ktory nigdy nie wybuchl, az w koncu wszyscy przyzwyczaili sie do codziennego zagrozenia i przestali sie nim przejmowac.

Ktos gdzies na jakims zapadlym uniwersytecie w stanie Georgia ustanowil nowy rekord w wypijaniu surowych jaj, wielka gwiazda kina zmieniala mezow jak rekawiczki, a robotnicy grozili strajkiem.

W gazecie znajdowal sie rowniez dosc dlugi artykul na temat osob zaginionych. Przeczytal go do polowy. Wygladalo na to, ze znika coraz wieksza ilosc osob, przy czym najbardziej tajemnicze bylo to, ze przewaznie wchodzily w gre cale rodziny. Policja w calym kraju goraczkowo probowala dzialac. Zawsze oczywiscie byli jacys ludzie, ktorzy znikali, twierdzil artykul, ale z reguly rzecz dotyczyla pojedynczych osob. Teraz z jednego miasteczka znikaly dwie lub trzy rodziny i nie pozostawialy po sobie zadnego sladu. Zazwyczaj byli to ludzie z nizszych klas spolecznych. W przeszlosci, kiedy ktos zaginal, natychmiast znajdowano jakis powod, ale w przypadku tych grupowych znikniec nie odnaleziono zadnych wspolnych elementow oprocz tego, ze rodziny byly biedne. Dlaczego jednak bieda mialaby spowodowac czyjes znikniecie, tego autor artykulu ani osoby przez niego pytane nie potrafili powiedziec.

Kolejny naglowek brzmial: UCZONY TWIERDZI, ZE ISTNIEJE WIECEJ WSZECHSWIATOW NIZ JEDEN.

Przeczytal urywek:

BOSTON, STAN MASSACHUSETTS. (AP) Jest prawdopodobne, ze przesunieta o jedna sekunde w czasie przed nami, istnieje blizniacza Ziemia, a inny swiat sekunde za nia, sekunde dalej nastepny i nastepny.

Jest to rodzaj nieskonczonego lancucha swiatow, ktore, rozciagniete w czasie, znajduja sie jeden „przy” drugim.

Taka teorie wysunal dr Vincent Aldridge…

Vickers pozwolil gazecie zsunac sie na schody werandy i siedzial rozgladajac sie po ogrodzie pelnym kwiatow i przygrzewajacego slonca. W okolicy panowala cisza, tak jakby ogrod byl na koncu swiata i nie istnialo nic poza nim. Cisza skladala sie z wielu elementow, zlotych promieni slonecznych, szelestu letnich lisci unoszonych wiatrem, ptakow, kwiatow, zegara slonecznego, drewnianego plotu ze sztachetami, ktory wymagal odnowienia oraz starej sosny, umierajacej cicho i spokojnie, bez pospiechu, bedacej za pan brat z trawa, kwiatami i innymi drzewami.

Tutaj nie bylo plotek ani zagrozen. Tutaj w sposob naturalny, oczywisty, akceptowalo sie fakt, ze czas ucieka, ze po lecie nadchodzi zima, ze po nocy nastaje dzien, a zycie, ktorym kazdy z nas dysponuje, jest raczej bezcennym darem niz prawem, o ktore czlowiek musi walczyc z innymi zyjacymi istotami.

Vickers spojrzal na zegarek i stwierdzil, ze juz czas ruszac w droge.

3

Eb, mechanik samochodowy, podciagnal swoje umazane smarem spodnie i wpatrywal sie w niego przez chmure dymu z papierosa, ktory tkwil w kaciku usmolonych ust.

— Wiesz, jak to jest, Jay — tlumaczyl sie. — Nie naprawilem twojego samochodu.

— Mialem jechac do miasta — powiedzial Vickers — ale jesli moj samochod nie jest naprawiony…

— Nie bedziesz juz potrzebowac tego samochodu. Wlasciwie chyba wlasnie dlatego go nie naprawilem. Powiedzialem sobie, ze to czysta strata pieniedzy.

— Nie jest z nim tak zle — zaprotestowal Vickers. — Moze wyglada na zdezelowany, ale przejedzie jeszcze wiele setek kilometrow.

— On juz ma na liczniku setki kilometrow. Ale na pewno i tak kupisz ten nowy samochod Forever.

— Forever? Wieczny? — powtorzyl Vickers. — Co za dziwna nazwa dla samochodu.

— Nie, wcale nie jest dziwna — uparl sie Eb. — Ten samochod naprawde jest wieczny. Dlatego wlasnie nazwali go Forever, bo bedzie jezdzil przez wiecznosc. Wczoraj byl tu moj kumpel, opowiedzial mi o nim i spytal, czy nie wzialbym jednego, a ja powiedzialem mu, ze pewnie, a ten kumpel odpowiedzial, ze dobrze robie, bo juz wkrotce nie beda sprzedawac zadnych innych marek, tylko te.

— Zaraz, zaraz — powstrzymal go Vickers. — Moze i nazywa sie Forever, ale na pewno nie bedzie jezdzil przez wiecznosc. Nie istnieja niezniszczalne samochody. Moze pojezdzi dwadziescia lat, moze nawet tak dlugo, jak bedzie zyc jego wlasciciel, ale na pewno nie wiecznie.

— Jay — tlumaczyl mu Eb — posluchaj tylko, co ten facet mi powiedzial. „Niech pan kupi jeden”, mowil, „i korzysta z niego cale swoje zycie. Jak pan bedzie umieral, niech go pan przekaze synowi. Jak on bedzie umieral,

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×