— Dlugo to trwalo?

— Okolo trzydziestu godzin, wliczajac pierwsze cztery.

— Niezle — stwierdzil Kadagv bez przekonania.

Odprowadziwszy go do lazni, zeby sie umyl, Szevek puscil sie biegiem do latryny. Wymiotowal, pochylony nad umywalka. Torsje wstrzasaly nim przez kwadrans. Gdy ustapily, czul sie roztrzesiony i wyczerpany. Powlokl sie do swietlicy w noclegowni, poczytal troche fizyki, po czym wczesniej polozyl sie do lozka. Zaden z piatki chlopcow nie wczolgiwal sie juz nigdy do wiezienia pod osrodkiem ksztalceniowym. Zaden nie wspominal o tym epizodzie — z wyjatkiem Glbesza, ktory pochwalil sie nim raz przed grupka starszych chlopcow i dziewczat; nic nie zrozumieli, poniechal wiec tego tematu.

Ksiezyc stal wysoko nad Instytutem Okregowym Nauk Szlachetnych i Przyrodniczych w Polnoconizu. Czterech chlopcow, pietnaste — i szesnastolatkow, siedzialo na szczycie wzgorza wsrod kep karlowatego, ciernistego holum, spogladajac na Instytut Okregowy i na Ksiezyc.

— To dziwne — odezwal sie Tirin. — Nigdy dotad nie przyszlo mi do glowy…

Pozostala trojka wyrazila poglad, ze to sie samo przez sie rozumie.

— Nigdy dotad nie przyszlo mi do glowy — ciagnal nie speszony Tirin — ze tam, na Urras, siedza sobie na jakims wzgorzu ludzie, patrza na Anarres — na nas — i mowia: „Spojrzcie, oto Ksiezyc”.

Nasza ziemia jest ich ksiezycem; nasz ksiezyc ich ziemia.

— Wiec coz jest rzeczywiste? — zapytal z afektacja Bedap i ziewnal.

— Wzgorze, na ktorym przypadkiem siedzisz — odrzekl Tirin.

Wpatrywali sie w swietlisty, zamglony turkus o ksztalcie nieregularnej kuli, w dzien po pelni. Polnocna czapa lodowa lsnila oslepiajaco.

— Na polnocy jest pogodnie — zauwazyl Szevek. — Slonecznie.

Ta brazowawa wypuklosc to A-Io.

— Wyleguja sie tam nago na sloncu — powiedzial Kvetur — z klejnotami w pepkach, nieowlosieni.

Zapadla cisza.

Wdrapali sie na wzgorze, bo spragnieni byli meskiego towarzystwa. Obecnosc kobiet ich meczyla. W ostatnim czasie wydawalo im sie, ze swiat jest pelen dziewczat. Gdziekolwiek spojrzeli — na jawie to czy we snie — wszedzie widzieli dziewczeta. Kazdy z nich probowal juz z nimi kopulowac; niektorzy podejmowali nawet rozpaczliwe proby niekopulowania z dziewczetami. Bez roznicy.

Dziewczeta nie znikaly.

Przed trzema dniami na zajeciach z historii ruchu odonskiego ogladali lekcje wizualna i od tamtej pory przesladowal ich obraz opalizujacych klejnotow, wetknietych w gladkie zaglebienia blyszczacych od olejkow, brazowych brzuchow kobiet.

Ogladali tez zwloki dzieci (podobnie jak oni sami owlosionych) zwalone na plazy niczym zlom, sztywne i rdzawe; jacys mezczyzni oblewali je nafta i podpalali. „Glod w prowincji Bachifoil w panstwie Thu — oznajmil glos komentatora. — Ciala zmarlych z glodu i chorob dzieci sa palone na plazach. Siedemset kilometrow stamtad, w panstwie A-Io (tu wlasnie nastepowaly uklejnocone pepki), calymi dniami wyleguja sie na piasku na plazach Tius kobiety sluzace do zaspokajania seksualnych potrzeb meskich przedstawicieli klas posiadajacych (posluzono sie wyrazami jezyka ajonskiego, poniewaz zadne z tych slow nie mialo odpowiednika w jezyku prawickim), czekajac, az podadza im obiad czlonkowie klasy nieposiadajacej”. Najazd kamera, scenka obiadowa: miekkie, mlaszczace, usmiechniete usta; gladkie dlonie siegaja po przysmaki, zroszonymi woda stosami pietrzace sie na srebrnych polmiskach. Przebitka na nieruchoma, zakrzepla twarz niezywego dziecka — otwarte, puste, czarne, spieczone usta., Jedno obok drugiego” — podkreslil sciszony glos.

W umyslach chlopcow powstal obraz przypominajacy oleista, opalizujaca banke.

— De tez lat moga miec te filmy? — dociekal Tirin. — Czy pochodza sprzed Osiedlenia, czy sa wspolczesne? Nigdy nam tego nie mowia.

— A co to ma za znaczenie? — rzekl Kvetur. — Tak zylo sie na Urras przed rewolucja odonska. Wszyscy odonianie wyjechali stamtad i przeniesli sie na Anarres. Wiec pewnie nic sie tam nie zmienilo. — Wskazal na ogromny niebiesko-zielony ksiezyc. — Dalej sie w tym babrza.

— A skad o tym wiemy?

— Co chcesz przez to powiedziec, Tir? — zapytal Szevek.

— Jesli te filmy pochodza sprzed stu piecdziesieciu lat, na Urras mogly zajsc od tego czasu kolosalne zmiany. Nie twierdze, ze tak jest, ale jesli? — skad bysmy mieli sie o tym dowiedziec? Nie jezdzimy tam, nie rozmawiamy, nie kontaktujemy sie. W gruncie rzeczy nie mamy pojecia, jak wyglada obecnie zycie na Urras.

— Ci z KPR to wiedza. Rozmawiaja przeciez z zalogami urrasyjskich frachtowcow. Sa dobrze poinformowani. Musza byc, zebysmy mogli prowadzic z tamtymi handel i orientowac sie, jakie niebezpieczenstwo dla nas przedstawiaja — wyjasnil rozsadnie Bedap, na co Tirin mial jednak rezolutna odpowiedz:

— Moze ci z KPR sa poinformowani, ale my nie.

— Poinformowani! — parsknal Kvetur. — Nasluchalem sie o Urras juz w zlobku! Nie mam najmniejszej ochoty ogladac ponownie widoku plugawych urrasyjskich miast i natluszczonych urrasyjskich cielsk!

— Otoz wlasnie — oznajmil Tirin zadowolonym tonem kogos, kto trzyma sie logiki. — Caly dostepny uczniom material na temat Urras jest do siebie podobny. Odrazajacy, niemoralny, ekskrementalny. Ale przyjrzyjcie sie: jesli sprawy mialy sie az tak zle, kiedy osadnicy stamtad wyjezdzali, jakim cudem to funkcjonowalo przez te sto piecdziesiat lat? Jesli byli az tak zepsuci, dlaczego nie leza martwi? Czemu ich spoleczenstwa posiadaczy nie upadly?

Czego sie tak boimy?

— Zarazy — podpowiedzial mu Bedap.

— To jestesmy az tak wrazliwi, ze nie mozemy zniesc krotkotrwalego wystawienia na szkodliwe wplywy? Zreszta nie wszyscy musza byc chorzy. Chocby nie wiem jak zgnile bylo to ich spoleczenstwo, znalezliby sie w nim na pewno i ludzie przyzwoici. Ludzie tutaj sa rozni, prawda? Czysmy wszyscy doskonalymi odonianami? Wezcie tego zasranca Pesusa!

— Ale w chorym organizmie nawet zdrowa komorka jest skazana na zniszczenie — stwierdzil Bedap.

— Och, poslugujac sie analogia mozna udowodnic wszystko, doskonale o tym wiesz. A zreszta skad my mamy wiedziec, ze ich spoleczenstwo jest chore?

Bedap obgryzal paznokiec kciuka.

— Twierdzisz, ze KPR i syndykat materialow naukowych karmia nas klamstwami na temat Urras?

— Nie; stwierdzam jedynie, ze wiemy tylko tyle, ile nam sie mowi. A czy wiecie, co nam sie mowi? — Tirin zwrocil ku nim swoja ciemna twarz o zadartym nosie, oblana teraz niebieskawa poswiata ksiezyca. — Kvet to przed chwila sformulowal. Przyswoil sobie te lekcje. Slyszeliscie ja: brzydz sie Urras, nienawidz Urras, boj sie Urras.

— A czemuz by nie? — natarl nan pytaniem Kvetur. — Popatrz, jak potraktowali nas, odonian!

— Oddali nam swoj ksiezyc, malo?

— Owszem, zebysmy im nie zburzyli ich paskarskich panstw i nie zbudowali tam sprawiedliwego spoleczenstwa. Zaloze sie, ze skoro tylko sie nas pozbyli, wzieli sie do jeszcze gorliwszego niz przedtem budowania rzadow i armii, bo nie zostal tam juz nikt, kto by im w tym wadzil. Czy sadzisz, ze przybyliby tu jako przyjaciele i bracia, gdybysmy otworzyli przed nimi Port? Ich tysiac milionow, nas dwadziescia? Wytepiliby nas albo zrobiliby z nas wszystkich — jak to sie mowi? ucieklo mi to slowo — niewolnikow, zebysmy na nich pracowali w kopalniach!

— Zgoda. Przyznaje, ze jest zapewne rzecza roztropna bac sie Urras. Ale dlaczego zaraz nienawidzic? Nienawisc jest niepraktyczna; po co sie nas tego uczy? Czyz nie jest wykluczone, ze gdybysmy dowiedzieli sie, jaka naprawde jest Urras, spodobalaby sie nam… w jakims stopniu… niektorym sposrod nas? Ze KPR chce zapobiec nie temu, zeby niektorzy z nich nie zjawili sie tutaj, ale temu, by niektorzy z nas nie zapragneli pojechac tam?

— Pojechac na Urras? — powtorzyl ze zgroza Szevek.

Spierali sie, bo lubili spory, lubili szybki galop rozkielznanych mysli po sciezkach mozliwosci, lubili podwazac to, co niepodwazalne. Byli inteligentni, ich umysly zostaly juz wdrozone do naukowej jasnosci — i mieli po szesnascie lat. W tym jednak punkcie ustala dla Szeveka — podobnie jak wczesniej dla Kvetura — cala plynaca ze sporu przyjemnosc. Byl wzburzony.

— Kto moglby pragnac pojechac na Urras? — zapytal. — Po co?

— Zeby sie przekonac, jak wyglada inny swiat. Zeby sie przekonac, co to takiego „kon”!

Вы читаете Wydziedziczeni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×