Johnny sie rozesmial.

– Powinienes ja slyszec, kiedy nasz wychowawca zaprosil do siebie cala klase. Byli tam tez dorosli Ktos akurat podawal szklaneczke sherry przed nosem Jennifer, a ona zawolala: „Ojej! Pachnie dokladnie tak, jak glowny ksiegowy, pan Nilsen, kiedy za wszelka cene probuje mnie uscisnac!”. Ksiegowy, ktory akurat to uslyszal, stwierdzil z kwasna mina, ze nie znosi dzieci. „Aha, wiec nie jest pan zonaty?” zapytala uprzejmie Jennifer. „Nie, po co tracic czas na jedna, skoro mozna ich miec wiele”, odpowiedzial. „Naprawde?” zdziwila sie naiwnie. „Sadzilam, ze z kazdym rokiem staje sie to trudniejsze. Ale czytalam o przypadku pana ksiegowego”, dodala zyczliwie. „O trudnym wieku mezczyzny, ktory widzi, ze czas mija nieublaganie, i ktory z desperacja probuje lgnac do mlodych”. Wyobraz sobie, jaki wsciekly byl ksiegowy!

Rikard usmiechnal sie z roztargnieniem.

– Johnny, mozesz sie podjac dla mnie pewnego zadania? Prawdziwej misji godnej detektywa?

Oczy mlodszego brata zablysly.

Rikard natychmiast sie domyslil, ze zblizaja sie do Kvitefjell. Wiatr szarpnal autobusem, potrzasajac nim tak, ze stare okna skrzypialy i pobrzekiwaly.

– Rany boskie! – zawolal pomocnik kierowcy. – Moze lepiej zawrocic?

– Nie wiem – zawahal sie Ivar. – Droga nie jest specjalnie zasniezona…

– Nie ma mowy o zadnym zawracaniu – wtracil nalany, elegancko ubrany mezczyzna. – Zaplace kazda sume, zeby tylko znalezc sie wieczorem w Vindeid.

– Tak, ja tez musze sie bezzwlocznie dostac do Vindeid – poparla go elegancka dama, a pozostali tylko skineli twierdzaco glowami. Jedynie Jennifer wydawala sie zatroskana. Rikard zastanawial sie, czym sie martwila.

Poprosil Johnny’ego, zeby czuwal nad Jennifer, poniewaz niepokoil sie o jej bezpieczenstwo. Brat, wychowany na kryminalach, nosil w kaburze pod pacha szesciostrzalowy rewolwer straszak, ktorym probowal bez powodzenia krecic na palcu. Zapisywal wszystko, co sie dzialo danego dnia na ulicy, przy ktorej mieszkala Jennifer. Zatrzymuje sie samochod z rybami. Dwoje dzieci nadchodzi ze wschodu. Maly bialy piesek goni wiekszego psa… „Malo konkretow” – podsumowal po przeczytaniu Rikard, czym smiertelnie zranil mlodszego brata. Pozniej chlopak wspinal sie na drzewo, do domku Jennifer, zeby miec stamtad lepszy widok. Inne dziewczyny chodzily na dyskoteki, a ona budowala domki na drzewach! W koncu nadszedl dzien powrotu jej rodzicow, a wkrotce po nich zjawil sie Rikard. Nie bylo to zbyt udane spotkanie…

Kiedy wszedl, rodzice dziewczynki biegali w pospiechu po domu, szukajac rzeczy potrzebnych na nastepna podroz. Zamierzali wyjechac jeszcze tego samego dnia, a Jennifer stala bezradna, probujac przyciagnac ich uwage. Probowala opowiedziec o tym, co sie wydarzylo, ale uslyszala tylko: „Zadnych zmyslonych historii, droga Jennifer, nam sie spieszy, czy jest do nas jakas korespondencja?”

Rodzice byli architektami, o czym Rikard dowiedzial sie pozniej, razem pracowali i lubili napiecie, ostra rywalizacje i szalone tempo pracy. Corka wyszukiwala sobie zawsze mnostwo chorob, zeby nie wyjezdzali, ale oni nie dawali wiary jej slowom. Odczuwali ulge, ze jest taka duza i ze moga ja bez obawy zostawiac sama. Kiedy byla dzieckiem, musieli przez wzglad na nia rezygnowac z wielu wspanialych projektow. Dlatego wysylali ja do dziadka tak czesto, jak pozwalala przyzwoitosc. Nie zaniedbywali swojej corki swiadomie. Dostawala to, czego pragnela, a oni mysleli, ze wszystko robia wlasnie dla niej…

Rikard byl wsciekly, ale sie opanowal. Obiecal rodzicom Jennifer, ze bedzie czuwal nad bezpieczenstwem ich corki. Kiedy o tym mowil, czul, ze dziewczynka sciska jego reke tak mocno, ze az dretwieja mu palce.

– To straszna historia – przyznala pani Lid. – Ale od tego obiadu zalezy cala nasza przyszlosc, a nie mozemy przeciez zabrac ze soba Jennifer… Rozumie to pan, prawda? Dobrze by bylo, gdyby nie przychodzil pan tutaj w mundurze. Wie pan, sasiedzi mogliby to opacznie interpretowac.

– Najwazniejsze, zeby Jennifer nic sie nie stalo – szorstko zauwazyl policjant. – Jest naprawde zagrozona i nie powinna zostawac sama.

Nie pojeli powagi sytuacji. Sadzili po prostu, ze dal sie nabrac na jedno z klamstewek corki.

W koncu wyszli, ogromnie przepraszajac i ubolewajac, ze musza to zrobic.

– Czy bede dla ciebie duzym klopotem? – zapytala cicho dziewczynka.

– Nie, wcale nie – odparl krotko. – A poza tym bez ciebie nie zlapiemy zlodziei.

Od tego dnia Jennifer weszla na dobre w zycie Rikarda. Nigdy wczesniej nie byl obiektem podobnego uwielbienia. Wszedzie czul jej obecnosc, nawet jesli pozostawala dla niego niewidoczna. Drobne upominki, bezinteresownie wyswiadczane przyslugi, proby ulatwiania mu zycia. Darzyla go bezgranicznym zaufaniem. Czasami przesiadywala z psem na schodach komisariatu, czekajac, az skonczy prace, zeby przedyskutowac z nim jakis problem albo po prostu opowiedziec cos wesolego.

Pierwsza milosc Jennifer… Zarosniety mlodzieniec o suchotniczym wygladzie, chodzacy w workowatych ubraniach. Dlugo adorowala go na odleglosc, az w koncu podeszla do niego, mowiac, ze jest najprzystojniejszym mezczyzna, jakiego kiedykolwiek widziala, i ze rozumie, ze ma ciezkie zycie, wiec gdyby kiedys glodowal, to moze do niej przyjsc i sie najesc. Chlopak nie pojal jej intencji i zaczal ryczec ze smiechu, jak zreszta wszyscy inni stojacy w poblizu. Rikard natychmiast zabral stamtad Jennifer, ktorej usmiech zamarl na ustach. Jej oczy przypominaly wtedy oczy przeznaczonej na ofiare lamy, ktora przedstawiala ogladana przez niego kiedys rzezba nalezaca do staroindianskiej kultury Chimu. Takie samo zdumienie, strach i rozpacz. „A ja tak bezgranicznie go kochalam”, szepnela. „Nie kochalas go”, zapewnil. „To bylo tylko zywiolowe zainteresowanie, nic poza tym”. „Jestes dla mnie taki mily”, odezwala sie cicho. „Prawie jak dziadek albo Tufsen, moj pies”. „Dzieki”, usmiechnal sie. „Pamietaj, ze zawsze bede twoim przyjacielem. Bede przy tobie, nawet jesli czasami nie bedziesz mnie widziala”. Wtedy usmiechnela sie, zapominajac zupelnie o poniesionej przed chwila druzgocacej klesce. „Nie musze cie widziec. Wystarczy mi swiadomosc, ze jestes”.

Wykazywal wiele cierpliwosci w stosunku do tego samotnego dziecka. Niewielu ludzi ja rozumialo. Na ogol uwazali, ze udaje, ale on wiedzial, ze jej naiwne, czasami obrazliwe wypowiedzi byly szczere i ze nie chciala nimi nikogo zranic. Mnostwo razy musial pomagac w rozwiazywaniu pozornie zawiklanych afer, na ktorych trop wpadli Jennifer z Johnnym, probujacy swoich sil jako detektywi i sledzacy niewinnych obywateli w przekonaniu, ze maja do czynienia z groznymi przestepcami.

Niewatpliwie byla dzieckiem. Skonczyla pietnascie lat, a zyla w nieswiadomosci tych wszystkich spraw, ktore zazwyczaj zaprzataja mysli mlodych dziewczat. Rikard stanowil dla niej podpore, ktorej potrzebuje kazde dziecko. Czasami ta odpowiedzialnosc bardzo mu ciazyla.

Bywala tez dosc klopotliwa, czesto wprost nie do wytrzymania. Na przyklad wtedy, gdy przyszla do komendanta policji i w dobrej wierze wychwalala Rikarda pod niebiosa, chcac mu zalatwic awans. Albo kiedy z dobrego serca ingerowala w jego romanse. Najgorsze, ze intuicyjnie wyczuwala, czy dana dziewczyna byla dla niego odpowiednia, czy nie. Jesli uznala, ze dziewczyna sie nie nadaje, „ratowala” Rikarda z opresji. W swoim mniemaniu, oczywiscie. Trudno opisac klopoty, ktore w ten sposob sciagnela na jego glowe. Ale jeszcze bardziej sie zloscil, kiedy dochodzila do wniosku, ze jakas dziewczyna idealnie do niego pasuje. Wowczas knula niezwykle misterne intrygi, probujac poznac Rikarda z wybrana przez siebie panna. Wtedy zwykle konczyla sie wielka cierpliwosc Rikarda i mowil jej po prostu, zeby sie odczepila.

Wowczas przez wiele dni trzymala sie od niego z daleka, skradala sie chylkiem jak pies obawiajacy sie bury. Byl wstrzasniety tym, ze rodzice tak ja zaniedbywali, chociaz nie robili tego swiadomie. „Jennifer jest taka samodzielna, ze najchetniej radzi sobie sama”. Czy rzeczywiscie? Na pozor tak to wygladalo, ale przeciez dziewczynka ogromnie potrzebowala obecnosci innych ludzi. Pies jej nie wystarczal, wiec znalazla sobie Rikarda. On nigdy sie od niej nie odwrocil tak naprawde. Szybko wyciagal reke na zgode, a wtedy ona przybiegala do niego, promieniejac radoscia.

Ale oczywiscie w dalszym ciagu wywolywala nowe skandale i sprowadzala kolejne klopoty. Potem, calkiem niespodziewanie, doszlo do tego brzemiennego w skutki wydarzenia, ktore zmusilo go do wyjazdu do Oslo. Obiecal sobie wowczas, ze juz nigdy wiecej jej nie zobaczy.

Byl jednak na tyle nieostrozny, ze nie zakazal Johnny’emu podac dziewczynie swojego nowego adresu. Doslownie zarzucala go widokowkami, drobnymi prezentami i bardzo dlugimi listami. Pisywal do niej sporadycznie i krotko, ale najwyrazniej nie chciala zrozumiec, ze zdecydowal sie zakonczyc te znajomosc. Po jakims czasie, wciaz chyba jeszcze miala pietnascie lat, zostal zwolniony ze stanowiska opiekuna. Jennifer napisala, ze do miasteczka przyjechal mezczyzna ludzaco podobny do Rikarda, chociaz nie jest ani tak mily, ani tak kulturalny jak on. Najwyrazniej jednak przelala caly swoj podziw na jego sobowtora, bo raptownie zerwala korespondencje.

Вы читаете W Snieznej Pulapce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×