Rikard odczul wielka ulge.

Potem otrzymal od niej tylko mala widokowke ze slowami: „Prosze cie, Rikard, wroc do domu”. Kiedy nie odpowiedzial, przyszla nastepna: „Czy moge do ciebie przyjechac?” Pozostal jednak nieugiety. Wreszcie kiedys musza sie nia zajac rodzice. Odpisal krotko, ze te odwiedziny bardzo mu nie pasuja.

Potem zapadlo milczenie, nigdy juz sie do niego nie odezwala.

Przez nastepne lata zastanawial sie wielokrotnie nad tym, co sie z nia dzialo, i moze wlasnie wowczas odczuwal wyrzuty sumienia Nie dowiedzial sie niczego na jej temat. A teraz pojawila sie znowu, i to w calkiem nieodpowiednim momencie!

Samochod zatrzymal sie tak gwaltownie, ze odruchowo chwycili sie oparc foteli.

ROZDZIAL II

Zagrodzila im droge ogromna, zwarta zaspa sniezna.

– Sprobujemy – postanowil Ivar, jakby chcac zachecic pasazerow, autobus i samego siebie.

Pod kolami zaskrzypialo, kiedy po wycofaniu ostro ruszyli, chcac sforsowac przeszkode. W pewnym momencie sytuacja przedstawiala sie naprawde krytycznie, kola buksowaly, a pod blotniki nabilo sie mnostwo sniegu.

Nagle caly ten balast sie odczepil i mozna bylo ruszac dalej.

– No, prosze – odezwal sie triumfalnie kierowca – poczciwy woz Ivara dal sobie rade!

Rikard zadygotal od podmuchu wiatru, nanoszacego grudki sniegu przez szczeline w przednim oknie. Pomimo goracych grzejnikow biegnacych wzdluz podlogi czulo sie zimny powiew. Jakies dziecko zrobilo kiedys dziure w obitym brazowym pluszem oparciu fotela. „Poczciwy woz Ivara” byl bardzo zdezelowany.

– Zobaczycie, ze najgorsze mamy juz za soba – stwierdzil Ivar.

Ale nie bylo to prawda.

Zmagania ze sniegiem stawaly sie coraz bardziej uciazliwe, kola obracaly sie z coraz wieksza trudnoscia, stalowoszary zmierzch przybral ciemniejszy odcien. Z zewnatrz dobiegalo wycie i zawodzenie wichury, samochodem miotala prawdziwa burza sniezna. Ivar zupelnie stracil orientacje w terenie.

– W kazdym razie jestesmy na drodze – uspokajal pomocnik kierowcy.

– Tak, ale na jakiej drodze? Wydaje sie taka waska…

– Co znowu? – wtracil sie mezczyzna o byczym karku. – Nawet nie wiesz, dokad jedziesz?

– Oczywiscie, ze wiem! – zaprzeczyl troche urazony Ivar. – Ale to nie takie proste. Okolica wyglada jak jedno wielkie biale pole. Poza tym wjechalismy do brzozowego lasku, ktorego nie powinno tutaj byc.

– Nie powinno tutaj byc? Co to za gadanie? – groznym tonem zapytal ten sam mezczyzna. – Jesli dzis wieczorem nie dojedziesz do Vindeid, bedziesz mial ze mna do czynienia! Nie po to pokonalem taki szmat drogi z Drammen, zeby opuscic mecz tylko dlatego, ze kierowca autobusu nie zna sie na swojej robocie!

– Chyba jestesmy na dobrej drodze – bronil sie Ivar. – W sniegu wszystko wydaje sie takie obce. Aha, masz na mysli mecz miedzy Vindeid a Bjorn? On sie zacznie nie wczesniej niz jutro przed trzecia po poludniu. Do tej pory juz dawno tam bedziemy! A poza tym wcale nie wiadomo, czy nie zostanie przelozony z powodu sniegu.

– Raczej nie – odezwal sie jego pomocnik. – Nie sadze, zeby w Vindeid padalo, jest przeciez polozone nad fiordem.

– Nie mozemy dojechac za pozno. Ta kobieta… – zagorzaly kibic wskazal na swoja lagodna zone – chciala za wszelka cene jechac ze mna, zeby zrobic niespodzianke corce i wnukom, a nie mozemy ich przeciez zaskoczyc odwiedzinami w srodku nocy! Ale baby maja teraz takie pomysly!

Zona skulila sie, slyszac pogarde w glosie meza. Przypominala malego, szarego wrobelka, przystrojonego w jaskrawe piorka. Drogie ubranie o krzykliwych barwach wcale nie zapewnialo jej bardziej eleganckiego wygladu.

– A wiec pochodzisz z Vindeid? – zapytal Ivar.

– Jasne! Musze zobaczyc, jak Vindeid daje lupnia druzynie z Bjorn. Musze kibicowac staremu Vindeid!

– Trzeba przyznac, ze to niewielka frajda!

– Dla ciebie bedzie jeszcze mniejsza, jesli nie zdazysz! Gliniarz kazal nam zostawic samochod w Boren i jechac z toba, gdyby nie to, juz dawno bylbym na miejscu.

– Bardzo watpie – mruknal ledwie slyszalnie Ivar.

W autokarze zapadla cisza.

Niepokoj widoczny w ruchach kierowcy zaczal sie udzielac innym.

Pojazd brnal powoli przez grzaski snieg. Ivar rozgladal sie na boki, na bialy krajobraz ciemniejacy w zapadajacym zmierzchu.

– Nie rozumiem… – mamrotal.

Tymczasem znowu musieli sie zatrzymac. Kierowca z pomocnikiem pospieszyli na zewnatrz z szuflami, zeby odgarnac snieg spod kol. Kiedy wrocili, odezwala sie zona niesympatycznego kibica:

– Czy jednak nie byloby lepiej zawrocic?

Maz skarcil ja za to ostrymi slowami.

– Teraz juz za pozno – stwierdzil Ivar. – Jestesmy blizej Vindeid niz Boren, a poza tym nie chcialbym wracac ta droga!

Nagle rozleglo sie wolanie jego pomocnika:

– Tam jest jakas tablica! Jest na niej jakis napis!

– No, Bogu dzieki – mruknal Ivar. – Chociaz nie powinno tu byc niczego takiego… Svein, wyjdz i przeczytaj to!

Chlopak posluchal natychmiast Wycieraczki zgrzytaly. Za chwile wrocil i otrzepujac zasniezone ubranie, rzucil oschle:

– Trollstolen.

Rikard zauwazyl, ze Jennifer sie wzdrygnela, a jej twarz wyrazala jeszcze wieksze napiecie niz przedtem.

– Trollstolen? – wybuchnal Ivar. – Co do…

– Czy zabladzilismy? – padlo krotkie pytanie.

– Tak, przy trzesawisku musielismy skrecic w prawo. Chyba ktos zniszczyl drogowskaz. Ale przynajmniej wiemy, gdzie jestesmy. Wlasnie tutaj chciala panienka dojechac, prawda? Podwiezlismy cie wiec prawie do celu, co nie jest takie zle. W takim razie podjedziemy jeszcze tylko troche do przodu i zawrocimy. Mozecie mi wierzyc, wkrotce bedziemy w Vindeid!

Pozostali nie wygladali na takich optymistow. Zaczynali nienawidzic sniegu i calej Kvitefjell. Opadly ich przerazajace mysli, ze do konca swiata beda bladzic tym starym autobusem po nieznanych, mrocznych drogach.

– Ale Trollstolen stoi teraz chyba pusty? – ciagnal dalej Ivar, zerkajac we wsteczne lusterko na Jennifer. – Czy moze ktos tam na ciebie czeka?

– Nie – odparla niepewnie dziewczyna. – Nie moglam sie przeciez spodziewac takiej pogody w pazdzierniku!

– Jesli chodzi o Kvitefjell, to trzeba byc przygotowanym na wszystko. Ale musze przyznac, ze w tym roku snieg spadl wyjatkowo wczesnie. Co bedziesz robic zupelnie sama w tej starej ruderze?

Rikard przysluchiwal sie rozmowie w napieciu.

– Moge ja przejac, jesli bede chciala. W pewnym sensie ja odziedziczylam – wyjasnila Jennifer odrobine drzacym glosem. – Pomyslalam wiec, ze rzuce na nia okiem. Czy jest w strasznej… ruinie?

– No, nie – uspokoil ja pelen skruchy Ivar, wiercac sie na siedzeniu. – Przez jakis czas latem hotel byl czynny… Ale nie moglbym cie wypuscic teraz samej, w zadnym wypadku!

– Nie, tez tak myslalam – przyznala Jennifer.

Ach, jak dobrze Rikard znal to niezdecydowanie brzmiace w jej glosie!

– Jesli mozna, pojechalabym z wami do Vindeid.

– Tak bedzie najlepiej – zapewnil Ivar. – Zaraz zawracamy.

W ten sposob Rikard dowiedzial sie, dlaczego sie tu znalazla. To bylo podobne do niej – pod wplywem impulsu wyruszyc w droge. Przypuszczalnie nie pomyslala nawet o tym, ze bedzie tam musiala sama

Вы читаете W Snieznej Pulapce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×