– Bil ja?

Donny wzruszyl ramionami.

– Niczego nie widzielismy, ona sie nie skarzyla. Zreszta nie oni nas wzywali, tylko sasiedzi.

– Nie mogli zniesc krzykow?

– Jimmy lubil rzucac roznymi rzeczami – wyjasnil Walt. – Kiedys wyrzucil przez balkon krzeslo, prosto na samochod sasiada. Trudno sie dziwic, ze nie byli zachwyceni.

– I co robiliscie, kiedy was tam wzywano?

– Niewiele. Przychodzilo paru mundurowych, rozmawiali ze szczesliwa rodzinka. Kiedys padlo na mnie. Jimmy przeprosil i byl tak wielkoduszny, ze poczestowal mnie piwem. Zona rzadko sie odzywala. Zimna ryba, jak dla mnie, ale moze jak sie ma takiego meza jak Jimmy, to nie otwiera sie za czesto ust.

– Byl agresywny?

– Gdy u nich bylem, widzialem dziure w scianie. Wielkosci meskiej piesci. Zona tego nie komentowala.

– A co z dzieckiem?

– Ani razu go nie widzialem. Chyba zatrudniali nianie. Dla malego pewnie to i lepiej.

Bobby konczyl drugie piwo. Donny zamowil mu nastepne, a on nie zaprotestowal.

– Wydawaloby sie, ze syn sedziego powinien miec wiecej oleju w glowie – stwierdzil po chwili.

Walt wzruszyl ramionami.

– Z tego, co slyszalem, gdy tylko Jimmy ma jakies klopoty, tatus dzwoni, gdzie trzeba i sprawa zalatwiona. Szkoda, ze my tak nie mozemy.

– Tym razem sprawy nie zalatwil – powiedzial Bobby ostro.

– Fakt. Swietny strzal, Bobby. Serio, gdyby nie ty, kobieta i dzieciak pewnie by juz nie zyli. Paskudna sprawa.

Schodzili sie nastepni znajomi. Ktos klepnal go w plecy. Ktos postawil mu nastepne piwo. Bobby juz nie czul, jak podnosi szklanke do ust. Mial wrazenie, ze zaczyna spadac w otchlan, ze wciaga go wir w samym srodku glosnego, goracego baru. Jednoczesnie byl az zanadto czujny – zauwazal chlopakow, ktorzy trzymali sie z dala od niego, oczy obserwujace go z drugiego konca sali, ludzi, ktorzy spogladali na niego i krecili glowami.

I dopiero teraz zobaczyl cos, co wczesniej mu umknelo: to, jak Walt i Donny na niego patrza. Z szacunkiem, owszem, moze nawet podziwem, ale i autentycznym wspolczuciem. Bo jest glina, ktory zabil czlowieka. A w ostatecznym rozrachunku pewnie nie ma znaczenia, co ustali prokuratura ani jakie beda wyniki wewnetrznego sledztwa. Zyja w erze mediow, a w erze mediow glinom nie wolno strzelac. Dostaja ordery, gdy gina na sluzbie, ale nie maja prawa siegac po bron, nawet w obronie wlasnej.

Pojawilo sie nastepne piwo. Bobby wzial szklanke. Juz sie mial zalac w trupa, kiedy znalazl go jego dowodca i przekazal najnowsze wiesci.

– Chryste Panie, Bobby, odbilo ci? Pol miasta na ciebie patrzy, a ty chlasz?

Porucznik Bruni ciagnal go za rog za knajpa. Trzymal go za kolnierz i doslownie wlokl po ulicy.

– Mam… urlop – wybelkotal Bobby. O rany, ale ziab. Zimne, listopadowe powietrze uderzylo go w twarz. Zamrugal energicznie i zaczal sie jeszcze bardziej zataczac.

– Kamery juz sa w drodze. Ktos wygadal cholernym pismakom, ze siedzisz w pubie. Ale, na litosc boska, twoj aniol stroz musi nad toba czuwac, bo ktos podsluchal rozmowe na skanerze i wyslano mnie, zebym cie stad zabral. Bobby, posluchaj…

Porucznik Bruni nagle sie zatrzymal. Dyszal ciezko, a para z jego oddechu unosila sie przed oczami Bobby’ego. Teraz trzymal go za kolnierz obiema rekami i potrzasal nim.

– Bobby, masz klopoty.

– A to… dopiero.

– Sluchaj mnie, Bobby. Dzis na komendzie duzo sie dzialo. Sedzia Gagnon nie jest zadowolony, ze stracil syna, i nic do niego nie trafia. Chce sie zemscic, Bobby, i wzial cie na cel.

Bobby nie wiedzial, co powiedziec. Swiat rozplywal mu sie przed oczami. Zimne powietrze kasalo policzki. Wciaz czul zapach piwa. Musi wziac prysznic. Chryste, musi sie przespac.

Dziekuje, powiedziala ta kobieta. Dziekuje.

Zasrana suka! Dziekowac mu? Nie powinna mu dziekowac. Powinna byla zostawic tego pijaka dawno temu. Albo jakos go uspokoic godzine przed tym, jak sie wszystko zaczelo. Albo nie puscic syna. Albo nie prowokowac meza tak, by na jego twarzy pojawil sie ten zimny, nienawistny usmiech. Byla w pokoju, rozmawiala z Jimmym. Mogla zrobic milion rzeczy inaczej i Bobby nie musialby pociagac za spust. Nie musialby zabijac jej meza i rujnowac sobie zycia. I nie stalby teraz tutaj, pijany, zmeczony i zawstydzony. Co z niego za czlowiek, ze zabija faceta na oczach jego wlasnego dziecka? O Boze, co on zrobil.

Suka, suka, suka.

Wyrwal sie porucznikowi. Zaczal chodzic w kolko, oszalaly z wscieklosci. Mial ochote wziac kij i rozpieprzyc wszystkie szyby we wszystkich samochodach na tej zasranej ulicy. A potem poobijac wszystkie drzwi i przedziurawic wszystkie opony. Niczego innego nie pragnal.

Chryste, nie mogl zlapac tchu. Zatkalo go. Mial otwarte usta, rzezil, nie mogl oddychac. Dostal ataku serca. Umieral w poludniowym Bostonie, bo byl listopad, a on zawsze wiedzial, ze tak to sie skonczy. Lato jest bezpieczne, jesien nie najgorsza, ale listopad… listopad to katastrofa. Cholera, cholera, cholera.

– Glowa miedzy kolana, glowa miedzy kolana. No, Bobby. Pochyl sie, odetchnij gleboko. Poradzisz sobie. Skoncentruj sie na moim glosie.

Poczul na ramionach dlonie zginajace mu kark. Przed oczami mial gwiazdy, biale punkciki rozkwitajace w morzu czerni. Zaraz znikna i zostanie sama ciemnosc, ktora porwie go ze soba.

I nagle odetkalo go, skurczone pluca zaczely pracowac i wciagnely gleboki haust tlenu. Chwiejnym krokiem wyszedl na srodek ulicy, o malo nie wpadajac pod przejezdzajacy samochod, i odetchnal zimnym nocnym powietrzem.

Bruni wciaz byl przy nim, ciagnal go na druga strone ulicy i mowil cicho i szybko:

– Sluchaj mnie, Bobby. Wez sie w garsc i sluchaj mnie uwaznie. Bobby przytrzymal sie latarni. Rekami i nogami objal zimny metal.

Zwiesil glowe i probowal sie jakos pozbierac.

– No dobra – powiedzial po chwili. – Wszystko gra.

Bruni nadal patrzyl na niego z niedowierzaniem, ale w koncu burknal potakujaco.

– Wiesz, co to jest przesluchanie przed sedzia pokoju? – spytal.

– Sedzia czego?

– Pokoju. Podlega sadowi okregowemu hrabstwa Suffolk. Funkcjonuje w ramach sadu cywilnego. Pewnie o tym nie wiedziales, w koncu nawet ja dopiero teraz o tym uslyszalem, ale kazdy moze zazadac przesluchania przed sedzia pokoju w celu stwierdzenia, ze zachodzi uzasadnione podejrzenie, iz A – popelniono przestepstwo i B – ze popelnil je pozwany. Jesli sedzia wyda decyzje na korzysc powoda, pozwany moze zostac postawiony w stan oskarzenia, mimo ze to sad cywilny. Innymi slowy, kazdy cywil moze z pominieciem prokuratury okregowej, wykorzystujac sedziego pokoju, wytoczyc za wlasne pieniadze sprawe karna. Pewnie ciekawi cie, Bobby, co to ma wspolnego z toba.

– Go to ma wspolnego ze mna? – spytal Bobby zmeczonym glosem.

– Dzis o szesnastej czterdziesci piec Maryanne Gagnon, zona sedziego sadu apelacyjnego hrabstwa Suffolk, Jamesa Gagnona, i matka Jimmy’ego Gagnona, zlozyla wniosek o przesluchanie przed sedzia pokoju. Twierdzi, ze istnieje uzasadnione podejrzenie, ze popelniono zabojstwo i ze morderca jestes ty.

Bobby zamknal oczy. Blad. Natychmiast zaczelo mu sie krecic w glowie.

– Sedzia Gagnon nie czeka na ustalenia prokuratury, Bobby. Nie obchodzi go, co znajda sledczy, ma gdzies wyniki naszego wewnetrznego dochodzenia. Poluje na ciebie.

– Myslalem… myslalem, ze pracownicy budzetowki stanu Massachusetts sa przed tym chronieni. Na mocy ustawy o limitach roszczen. Za czyny popelnione przy wykonywaniu przez nas obowiazkow odpowiadaja wladze stanu, nie my.

– Zgadza sie. Nikt nie moze wytoczyc ci sprawy z powodztwa cywilnego. Ale to nie proces cywilny, Bobby. To przesluchanie, ktorego nastepstwem moze byc postawienie cie w stan oskarzenia. W gre wchodzi ciezkie przestepstwo. Innymi slowy, jesli uznaja cie za winnego, pojdziesz siedziec. Ten czlowiek nie chce wysokiego odszkodowania, by ukoic zal po stracie syna, Bobby. On chce cie zniszczyc.

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×