Pod Bobbym ugiely sie nogi. Bruni w pore zlapal go za reke. Usiedli na krawezniku miedzy dwoma samochodami i przez dluzszy czas milczeli.

– Jezu – powiedzial wreszcie Bobby.

– Przykro mi, Bobby. Slowo honoru, w zyciu o czyms takim nie slyszalem. Masz adwokata?

– Myslalem, ze zwiazek go zapewnia.

– Zwiazek ci nie pomoze. To sprawa wytoczona tobie osobiscie, nie stanowi Massachusetts czy policji. Jestes zdany tylko na siebie.

Bobby ukryl twarz w dloniach. Byl zmeczony, bardzo pijany. Czul sie, jakby listopad wyciagnal z niego cala wole walki, zostawiajac zupelna pustke.

– Strzelalem, bo musialem.

– I nikt nie twierdzi, ze bylo inaczej.

– Facet chcial zabic zone.

– Przesluchalem tasme z nagraniem rozmow ze stanowiska dowodzenia. Postapiles zgodnie z przepisami, Bobby. Dokladnie opisales wszystko, co sie dzieje, i zrobiles to, czego cie nauczono. Moze od nikogo poza mna tego nie uslyszysz, ale jestem z ciebie dumny. Miales zadanie do wykonania i nie pekles.

Bobby nie byl w stanie mowic. Musial scisnac grzbiet nosa, by powstrzymac pot sciekajacy mu do oczu. Boze, jak byl zmeczony. I co gorsza, pijany.

– A to cos da? – spytal wreszcie. – Facet jest sedzia. Ma forse i znajomosci. Nie stac mnie na proces. Czy to znaczy, ze nie mam szans?

– Nie wiem. – Bruni westchnal ciezko, co znaczylo, ze wie doskonale.

– Nic nie rozumiem. Jimmy mial bron. Grozil nia zonie i dziecku. Czy to dla nikogo nic nie znaczy? Nawet dla jego rodzicow?

– To nie takie proste.

– Dlaczego? Bo jest bogaty i ma dom w Back Bay? Znecal sie nad rodzina, i to jest najwazniejsze! To, czy mial duzo pieniedzy, czy nie, nie ma znaczenia!

Porucznik nie odpowiedzial.

– Co? – rzucil Bobby. – Na litosc boska, co znowu?

Bruni westchnal ciezko.

– Gagnonowie nie zaprzeczaja, ze Jimmy mial bron. I nie zaprzeczaja, ze grozil nia zonie. Ale twierdza, ze… Twierdza, ze to byla jej wina, Bobby. W swoim wniosku napisali, ze Catherine Gagnon znecala sie nad synem. A jesli Jimmy jej grozil, to tylko dlatego, ze chcial ocalic zycie dziecka.

Rozdzial 7

Nathan przez caly dzien wymiotowal. Teraz wreszcie zasnal, blady i wyczerpany. Wygladal tak krucho, kiedy lezal na stosie miekkich niebieskich kocow. Jego powieki odcinaly sie ciemnymi plamami na tle policzkow. Zapadnieta twarz wydawala sie za mala i za stara jak na czteroletnie dziecko.

Kiedy Maryanne i James przyjechali tego ranka – podobno zaraz po tym, jak uslyszeli, co sie stalo, choc wygladali zaskakujaco schludnie jak na ludzi wyrwanych ze snu wiescia o smierci syna – uwaznie obejrzeli Nathana.

Oczywiscie Maryanne odstawiala zrozpaczona dame. Wielkie niebieskie oczy, blade lico i drzace dlonie.

– Ja nie moge, po prostu nie moge – powtarzala raz po raz, zaciagajac jak rodowita mieszkanka Poludnia. Czterdziesci lat siedzi w Bostonie, a nadal gada jak bohaterka sztuki Tennessee Williamsa.

Catherine zauwazyla jednak, ze w przerwach miedzy teatralnymi gestami Maryanne i James notowali sobie w pamieci: chlopiec jest chudy, ospaly i wyraznie spiety. Nie podchodzi do matki, trzyma sie niani. Ma swiezego sinca na czole.

Maryanne dwa razy probowala wziac Catherine na bok. Ona jednak sie nie dala. Prudence, niania z Anglii, miala dobre kwalifikacje i zostala zatrudniona, bo byla sumienna i dyskretna. Mimo to byla tu od niedawna, wiec choc Catherine surowo zabronila jej zostawiac Nathana samego z dziadkami, nie wiedziala, jak dziewczyna zachowa sie pod presja. James potrafi byc bardzo charyzmatyczny. Namowilby ja, zeby zrobila mu herbate, i w mgnieniu oka wojna bylaby przegrana.

Catherine nie mogla sobie pozwolic na takie ryzyko. Nie teraz.

Oczywiscie Maryanne i James zaproponowali, by przeniosla sie z Nathanem do nich. Po „strasznym wypadku” z zeszlej nocy na pewno chcieli trzymac sie z dala od „miejsca, gdzie rozegrala sie cala ta tragedia”. „Na litosc boska, Catherine, pomysl o dziecku. Zobacz, jak wyglada”.

Wreszcie James stracil cierpliwosc. Kiedy tylko Prudence wyprowadzila Nathana z pokoju – pewnie znow zrobilo mu sie niedobrze – naskoczyl na Catherine.

– Nie mysl, ze ujdzie ci to na sucho. Jimmy mowil nam, co tu sie dzialo. Myslisz, ze wygralas? Ze zabijajac Jimmy’ego, rozwiazalas swoje problemy? To wiedz, ze twoje problemy dopiero sie zaczynaja.

Catherine wpadla w poploch. Pomyslala goraczkowo o nowym systemie alarmowym zainstalowanym przez Jimmy’ego pol roku temu. Poprzedniego wieczoru byl wylaczony. Swiatelko na pewno sie nie palilo. Zaraz jednak zorientowala sie, ze za dlugo milczy, ze James nadal patrzy na nia zimnym, oskarzycielskim wzrokiem, wiec wyprostowala sie i powiedziala mozliwie najbardziej wyniosle:

– Nie wiem, o czym mowisz, James. A teraz wybacz, ale musze przygotowac pogrzeb meza.

Wyszla z pokoju z walacym sercem i drzacymi rekami. Po kilku minutach uslyszala, jak tesciowie trzaskaja drzwiami. Potem w domu zapadla cisza, macona tylko przez Nathana, targanego torsjami w lazience w glebi korytarza.

Nathan nie plakal. Ani wczoraj, ani dzisiaj. I pewnie plakac nie bedzie. Ma to po Catherine. Stawia czolo wszystkiemu – wizytom u lekarza, nieustajacym zastrzykom, nieprzyjemnym badaniom – z suchymi oczami i nachmurzonym czolem. Pielegniarki uwielbiaja go, choc uchyla sie przed ich dotykiem.

Dzis przysnia mu sie koszmary. Bedzie miotal sie po lozku, potem obudzi sie, krzyczac cos o bolu, iglach i zadajac, by lekarze zostawili go w spokoju. Czasem, rzadziej, zali sie, ze jest za ciemno, ze sie dusi, i wtedy trzeba zapalac wszystkie swiatla. Catherine byla zafascynowana, a zarazem przerazona tym, ze jej koszmary udzielily sie synowi.

Prudence sie nim zajmie. Tak jak jej poprzedniczki: Beatrice, Margaret, Sonya, Chloe i Abigail. Tyle ich bylo, ze Catherine je pozapominala. Oczywiscie pamieta Abby, ktora byla pierwsza. Jimmy wynajal ja, kiedy Nathan mial ledwie tydzien. Catherine nie chciala niani. Myslala, ze sama bedzie opiekowala sie synem i karmila go piersia. Ale juz po tygodniu blakala sie po domu jak w letargu, a dziecko ciagle wymiotowalo na jej zachlapana mlekiem piers. Nie mogla spac, nie mogla jesc. Odruchowo zapalala swiatla.

Trzymala w ramionach te istotke, tak mala i bezradna, kwilaca raczej niz placzaca, i z przerazeniem myslala o wszystkich niebezpieczenstwach, jakie na nia czyhaja. Dzieci umieraja. Z glodu, na grype, w wyniku pobicia. Wypadaja z okien, umieraja na zespol naglej smierci niemowlat. Wywleka sie je z samochodow, uprowadza z placow zabaw, bywaja molestowane przez ksiezy. Dzieja sie tez gorsze rzeczy. O nich tez wiedziala. Niektorych ludzi podniecal placz malych dzieci. Nawet slabe, bezradne niemowle moze wpasc w niewlasciwe rece i stac sie erotyczna zabawka.

Ile dzieci w tej chwili placze z glodu i jest bitych? Ile patrzy z nadzieja w oczy opiekunow i dostaje w twarz? Ile niewinnych, slodkich istot rodzi sie co dzien tylko po to, by zniszczyli je ci sami ludzie, ktorzy dali im zycie?

Nie mogla sobie z tym poradzic. Swiat jest zbyt okrutny, a Nathan zbyt maly. Bedzie jej potrzebowal, ona go zawiedzie, a to ja zniszczy.

Nie mogla trzymac go w ramionach, ale i nie mogla zdobyc sie na to, by go puscic. Nie mogla go kochac, ale i nie mogla sie z nim rozstac. Rozpadala sie na milion malych kawalkow, niezdolna do snu, snula sie po korytarzach z nowo narodzonym synem i popadala w obled.

Siodmego dnia Jimmy przyprowadzil mloda dziewczyne. Delikatnie wyjasnil wszystko Catherine, mowiac powoli i uzywajac prostych slow, bo innych by nie zrozumiala. Abby wezmie od ciebie Nathana. Abby bedzie go karmila. Abby bedzie sie nim opiekowala. Ty idz do lozka. Przyniosl jej szklanke soku. I dwie tabletki. Polknij, a wszystko bedzie dobrze.

I tak to sie zaczelo. Catherine oddala dziecko za dawke valium. A potem juz poszlo latwo: kilka dni w

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×