z grupy zarzadzania kryzysowego sa dobrzy. W zeszlym roku glowny negocjator, Al Hanson, na oczach Bobby’ego naklonil trzech zbieglych wiezniow, by oddali sie w rece policji, choc grozilo im dozywocie i nie mieli nic do stracenia. Po wszystkim dowodca Bobby’ego podszedl do nich, klepnal wszystkich po kolei w ramie i szczerze podziekowal im za to, ze sie poddali.

W takich sytuacjach na poczatku wszyscy sa nabuzowani adrenalina, testosteronem i mowia wiele glupot. Zadaniem Bobby’ego i jego partnerow jest zmniejszenie napiecia. Nie ma powodow, by dzialac pochopnie. Nie ma potrzeby stosowac przemocy. Robmy swoje, krok po kroku, a wszystko bedzie dobrze.

Jakis ruch. Podejrzany odwrocil sie i zdecydowanym krokiem przeszedl na prawa strone. W jego dloni mignal pistolet.

– Bialy mezczyzna, przechodzacy za drzwiami balkonowymi, A-cztery-trzy. W prawej dloni ma przedmiot wygladajacy na pistolet kaliber 9 milimetrow. Biala kobieta – oznajmil Bobby nagle, lekko triumfujaco – dlugie czarne wlosy, ciemnoczerwona bluzka, kleczaca albo siedzaca za lozkiem, piec metrow od drzwi balkonowych, A- cztery-trzy. Biale dziecko, ciemne wlosy, przytulone do kobiety. Male, wyglada na dwa, trzy lata.

W sluchawce rozlegl sie glos porucznika Jachrima:

– Kobieta sie rusza? A dziecko? Sa ranni?

Bobby zmarszczyl brwi. Trudno powiedziec. Mezczyzna znow zaslonil mu widok, chodzil w te i we w te, wymachujac prawa reka, w ktorej trzymal bron. Bobby probowal zidentyfikowac pistolet. Nic z tego, skupil sie wiec na podejrzanym, na tym, jak trzyma pistolet, jak chodzi po pokoju. Obyty z bronia? Podniecony amator? Trudno powiedziec.

Mezczyzna przesunal sie w prawo i Bobby zauwazyl, ze kobieta gwaltownie krzyczy. Mocno tuli dziecko, chyba chlopca, do piersi i zaslania mu uszy.

Cos zaczelo sie dziac. Nagle, blyskawicznie. Bobby nie wiedzial, co jest powodem calego zamieszania, ale mezczyzna tez zaczal krzyczec. Przez celownik widac bylo sline tryskajaca z jego ust, naprezajace sie miesnie szyi. Bobby czul sie dziwnie, ogladajac tak zazarta klotnie i nie slyszac ani slowa. Czysty surrealizm.

Kobieta wstala, wciaz tulac dziecko do piersi. Przestala krzyczec. Jakby cos postanowila. Mezczyzna wrzeszczal na nia, ona tylko na niego patrzyla.

Nagle mezczyzna wymierzyl z pistolem w jej glowe. Wyciagnal lewa reke, jakby przywolywal do siebie dziecko.

– Mezczyzna celuje do kobiety. – Bobby uslyszal swoj glos. – Mierzy z pistoletu do…

Mezczyzna okrazyl lozko wielkimi susami. Kobieta nie odezwala sie ani slowem, nie cofnela sie nawet o krok. Mezczyzna krzyczal jej w twarz i lewa reka ciagnal dziecko do siebie.

Chlopiec oderwal sie od piersi matki. Bobby’emu mignela mala blada twarz o ciemnych, dzikich oczach. Dzieciak byl przerazony.

– Mezczyzna wzial dziecko. Mezczyzna popycha dziecko na drugi koniec pokoju.

Jak najdalej od matki. Jak najdalej od tego, co zaraz sie stanie.

Bobby meldowal o wszystkim, co widzial, ale caly czas zachowywal dystans. Liczyla sie dla niego tylko chwila obecna, byl czescia wydarzen, a zarazem poza nimi. Wyregulowal celownik, bezwiednie, z wycwiczona latwoscia. Lekko przesunal karabin w lewo, biorac poprawke na ruchy mezczyzny, ktory pchnal dziecko na lozko i ruszyl w strone zony.

Dziecko zniknelo w zwiewnych bialych draperiach. Zostali tylko mezczyzna i kobieta, maz i zona. Jimmy Gagnon nie krzyczal juz, ale jego piers falowala gwaltownie. Oddychal ciezko.

Kobieta wreszcie sie odezwala. Bobby odczytal jej slowa z ruchu warg, powiekszonych w celowniku.

– Co teraz, Jimmy? Co nam zostalo?

Jimmy usmiechnal sie i z jego usmiechu Bobby wyczytal, co sie zaraz stanie, i Jimmy Gagnon zacisnal palec na spuscie. I Bobby Dodge zastrzelil go z ciemnej sypialni po drugiej stronie ulicy.

Dyszenie. Potezny ciezar spadajacy z piersi. Bobby zabral palec z cyngla i cofnal dlon tak, jakby dotknal grzechotnika. Nie oderwal oka od celownika. Zobaczyl, jak kobieta podbiega do lozka i bierze dziecko na rece, odwracajac jego glowe od zakrwawionego ciala ojca.

Stali spleceni w uscisku, matka wtulila policzek w czubek glowy syna. Nagle podniosla wzrok. Spojrzala na druga strone ulicy. Na dom sasiada. Prosto na Bobby’ego Dodge’a, ktorego az ciarki przeszly na ten widok.

– Dziekuje – powiedziala bezglosnie.

Bobby wstal. Dopiero teraz zauwazyl, ze nie moze zlapac tchu, a po jego twarzy plyna struzki potu.

– O w morde – sapnal Harlow stojacy w drzwiach.

Wtedy powoli wrocila rzeczywistosc. Tupot nog. Wycie syren. Przyszli po nia i po niego.

Bobby zalozyl rece za plecy i czekal, tak jak go uczono. Zrobil swoje. Odebral zycie, by zycie ocalic.

A teraz sie zacznie.

Rozdzial 4

Antyterrorysci wdarli sie do budynku i potwierdzili, ze jest w nim jeden mezczyzna z odstrzelona polowa glowy. Potem pospiesznie sie wycofali. Nie mieli juz tam czego szukac. Mieszkanie stalo sie miejscem zbrodni.

Zadzwoniono do prokuratury okregu Suffolk. Wyrwany z lozka zastepca prokuratora zebral grupe sledczych i przybyl na miejsce. Sig sauer Bobby’ego zostal wlaczony do dowodow. Jego kumpli rozdzielono i przesluchano.

Bobby siedzial na tylnym siedzeniu wozu policyjnego. Teoretycznie nic mu nie grozilo, ale i tak czul sie jak wagarowicz.

Dziennikarze gromadzili sie za zolta tasma ogradzajaca miejsce zbrodni. Swiecily reflektory, eleganccy reporterzy walczyli o najlepsze miejsca. Jak dotad, prokuratura miala wszystko pod kontrola. Cialo zostalo zabrane do kostnicy, Bobby siedzial w radiowozie.

Najwazniejsze, by dziennikarze nie mieli czego fotografowac. Zaraz jednak wezwana pomoc helikoptery.

Przyjechal dowodca Bobby’ego, porucznik John Brani. Podszedl i klepnal go w ramie.

– Jak sie czujesz?

– Dobrze.

– Parszywa sprawa, wiem.

– No.

– Niedlugo beda tu ludzie z grupy wsparcia. Powiedza ci, jakie masz prawa, udziela pomocy. Nie jestes pierwszym, ktorego to spotkalo, Bobby.

– Wiem.

– Odpowiadaj na te pytania, na ktore chcesz. Jesli poczujesz, ze cos jest nie tak, przerwij przesluchanie. Zwiazek zawodowy zapewnia pomoc prawna, mozesz smialo prosic o adwokata.

– Dobra.

– Jestesmy z toba, Bobby. Czlonkiem STOP-u jest sie na zawsze. Brani musial leciec. Pewnie wzywali go z dzialu public relations, ktory wkrotce wyda oficjalny komunikat dla prasy: „Dzis wieczorem policjant zastrzelil podejrzanego. Prokuratura przejela sledztwo. Nie mamy nic wiecej do powiedzenia”.

I sie zacznie. Bobby wiedzial, jak to sie odbywa. Niedawno pewien policjant stanowy wpadl w zasadzke podczas patrolu. Dwaj Latynosi w zdezelowanej hondzie zaczeli do niego strzelac. Nie pozostal im dluzny; jednego zranil, drugiego zabil. Potem poszedl na platny urlop, zniknal z komisariatu, nie mial co ze soba robic, podczas gdy prasa opisala go jako kozla ofiarnego, a wspolnota latynoska uznala za rasiste. Po miesiacu zostal oczyszczony z zarzutow – moze zawdzieczal to kuli, ktora utkwila w jego ramieniu? Prasa jednak jakos tego nie zauwazyla. Brat zastrzelonego napastnika wytoczyl mu sprawe w sadzie cywilnym i zazadal milionowego odszkodowania.

Policjant nie wrocil na sluzbe. A wiekszosc bostonczykow chyba naprawde uwazala go za rasiste.

Czy zle jest zabic czlowieka, a potem siedziec i martwic sie, jak wplynie to na kariere? Czy to przejaw egoizmu? Czy tak nie wypada? A moze tak to po prostu jest?

Bobby pomyslal o kobiecie. Szczupla. Blada. Mocno tulila dziecko. Dziekuje, powiedziala bezglosnie. Na jej

Вы читаете Samotna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×