dzieci. Zbyt wielu uczniow miotalo sie bezladnie w poszukiwaniu rodzicow. Jakis chlopiec ze sladami krwi na spodniach chwiejnym krokiem przedarl sie przez sklebiony tlum i upadl na chodniku. Najwyrazniej nikt tego nie zauwazyl.

Rainie wyskoczyla z samochodu i pognala w strone budynku. Cunningham ruszyl za nia. Kiedy przepychali sie do szklanych drzwi wejsciowych, zauwazyla woz patrolowy Shepa blokujacy zachodni wjazd na parking. Samego szeryfa jednak nigdzie nie bylo widac.

Drzwi szkoly staly otworem. Na koncu szerokiego korytarza dwaj sanitariusze z Bakersville, Walt i Emery, pochylali sie nad kims, kto lezal na podlodze.

– Cholera – zaklela Rainie raz jeszcze. Nie powinni znalezc sie w budynku przed zabezpieczeniem go przez policje.

Jakis mezczyzna skierowal sie prosto do otwartych drzwi. Policjantka chwycila go za reke, gdy probowal wedrzec sie do srodka, i odepchnela z calej sily.

– Moje dziecko… – zaczal protestowac.

– Na parking! – ryknela. – Tutaj wstep wzbroniony! Hej, panie! Chwileczke!

Zatrzymala mlodego czlowieka w dobrze skrojonym oliwkowym garniturze i czarnych wyglansowanych butach. Mial w sobie cos z nauczyciela. Patrzyl na Rainie, gniewnie marszczac brwi. Najwyrazniej byl zdenerwowany i spieszylo mu sie.

– Pracuje pan w szkole? Jak sie pan nazywa?

– Richard. Richard Mann. Jestem szkolnym psychologiem i musze dostac sie do moich uczniow. Sa ranni…

– Co sie tutaj stalo?

– Uslyszalem strzaly. Potem wlaczono syrene i wszyscy rzucili sie do ucieczki. Siedzialem u siebie w gabinecie, kiedy rozpetalo sie to pieklo.

– Wie pan, kto strzelal?

– Nie, ale slyszalem, ze jakis mezczyzna uciekl wyjsciem od zachodniej strony. Nie wiem.

– A co z uczniami? Wszyscy sa na zewnatrz?

– Zastosowalismy podstawowa procedure ewakuacyjna wyrecytowal automatycznie Richard Mann. Po czym znizyl glos, zeby uslyszala go tylko Rainie: – Dwie nauczycielki mowily, ze ktos lezal na korytarzu. Ale musialy zajac sie swoimi klasami i nie mogly sie zatrzymac… Poza tym baly sie, ze dzieci cos zauwaza. Sam widzialem tutaj kilkoro rannych uczniow. Chcialem wezwac pogotowie, ale sanitariusze sa juz w budynku.

– Przeszedl pan jakies szkolenie medyczne?

– Mam pojecie o reanimacji, jeszcze z YMCA, – Dobrze. A teraz niech pan slucha: zorganizuje pan na boisku punkt pierwszej pomocy. Zbierze pan wszystkie ranne dzieci. Widzialam, jak jakis chlopiec upadl na chodniku. Trzeba kogos po niego poslac. Prosze popytac wsrod rodzicow. Niektorzy musieli kiedys przejsc jakies przeszkolenie – reanimacja, podstawy weterynarii, pierwsza pomoc, wszystko jedno. Niech zajma sie dzieciakami. Walt ma pelne rece roboty w szkole, a karetka z okregu Cabot nie przyjedzie wczesniej, niz za jakies dziesiec, pietnascie minut.

– Postaram sie. Tylko jak przekrzyczec ten halas?

Rainie wskazala woz patrolowy Shepa.

– Na tylnym siedzeniu lezy przenosny glosnik. Do roboty. Kiedy ruszy juz punkt pierwszej pomocy, bede miala dla pana nastepne zadanie. Slucha mnie pan?

Mlody psycholog gorliwie pokiwal glowa. Byl blady, gorna warga blyszczala mu od potu, ale najwyrazniej potrafil wziac sie w garsc.

– Widzi pan ten kotlujacy sie tlum na parkingu? Wszyscy musza sie cofnac na druga strone ulicy. Niech pan powie nauczycielom, zeby zebrali i przeliczyli swoje klasy. Latwiej bedzie rodzicom odnalezc dzieci. Ale wszyscy oprocz rannych, maja opuscic parking. Ze wzgledow bezpieczenstwa. Rozumiemy sie? I nikt nie wraca do domu bez zgody policji.

– Sprobuje.

– Widzial pan szeryfa O’Grady’ego?

– Wpadl jak burza do szkoly. Chyba szukal Becky i Danny’ego. Richard Mann biegiem ruszyl w strone wozu Shepa. Rainie uwaznym wzrokiem objela rozlegly budynek. Nadal nie byl odpowiednio zabezpieczony. Zerknela na swego partnera, ktory nerwowo pocieral bron, i wziela gleboki wdech. Jej kontakt ze zbrodnia ograniczal sie jak dotad do teoretycznego szkolenia, i to cale lata temu. Teraz nie miala jednak wyboru. Walt i Emery byli juz w budynku. Shep tez. Nic wiec nie stalo na przeszkodzie, zeby razem z Chuckiem do nich dolaczyla.

– Trzymaj sie blisko mnie, Chuckie. Miej oczy otwarte, rece zdejmij z broni. Walt dziala wprawdzie bez upowaznienia, ale nie zasluguje na kulke w leb.

Chuckie poslusznie pokiwal glowa.

– Na miejscu przestepstwa trzeba pamietac o trzech rzeczach: niczego nie dotykac. Niczego, cholera, nie dotykac. I niczego, kurwa, nie dotykac. Zrozumiano?

Chuckie znowu przytaknal. Rainie zerknela na zegarek. Za trzy druga. Na parkingu wciaz wrzalo. Trudno bylo zebrac mysli przy zgielku syren, krzykach i placzu. Teraz dopiero zauwazyla czerwone plamy na chodniku – krwawy szlak ze szkoly na podworze, slady uciekajacych przed zabojca rannych dzieci. A co z reszta? Co z tymi, ktorych wedlug Richarda Manna widzialy na korytarzu nauczycielki?

O tym Rainie wolala jeszcze nie myslec.

W prawym reku sciskala glocka, dyskretnie ukrywajac kabure z dwudziestka dwojka. Miala nadzieje, ze to jej wystarczy. Skinela na Cunninghama i z krotkofalowka w reku wkroczyla do budynku.

W srodku halas byl jeszcze wiekszy. Niemilosierne wycie syren nioslo sie przez dlugie korytarze i bolesnie atakowalo bebenki.

– Centrala – Rainie ryknela do mikrofonu. – Jeden piec wzywa centrale. Linda, odezwij sie.

– Centrala do jeden piec.

– Daj mi Hanka. Chce wiedziec, jak wylaczyc te cholerne syreny.

– Mhm, dobra. Chwileczke.

Rainie i Chuckie zatrzymali sie tuz przy wejsciu.

W hallu panowal zaskakujacy porzadek. Nigdzie porozrzucanych plecakow ani ksiazek na jasnej podlodze. Po prawej stronie miescil sie sekretariat, ktorego szklane okna zdobily papierowe wycinanki w kwiatuszki i kolorowy napis „Zapraszamy!” Zadnych sladow przemocy.

Zatrzeszczala krotkofalowka. Rainie podniosla ja do ucha, zeby wysluchac instrukcji Lindy. W sekretariacie. Glowna tablica rozdzielcza. Rainie przyjrzala sie zamknietym drzwiom. Nie wiadomo, co kryje sie po drugiej stronie. I nic nie slychac. W tym caly problem.

Ruchem reki kazala sie Chuckiemu odsunac. Nie ma na co czekac.

Pochylila nisko glowe, wyciagnela bron i kopniakiem otworzyla drzwi. Skoczyla do srodka… Nic. Nic. Nic. Pusto.

Chwile zajelo jej, zanim znalazla tablice rozdzielcza. Syrena raptownie zamilkla.

Chuckie nerwowo zamrugal. Po takim zgielku cisza byla oszalamiajaca. Oszalamiajaca i niepokojaca.

– Teraz… teraz lepiej – wydusil wreszcie, usilujac zapanowac nad glosem, choc twarz mial nadal koloru pergaminu.

– Nauczka po masakrze w liceum Columbine – rzucila Rainie. – Syreny wszystko zagluszyly. Jednostka antyterrorystyczna nie mogla ustalic, gdzie ukryli sie bandyci.

– Uczyli cie o szkolnych strzelaninach? – zapytal z nadzieja w glosie Chuckie.

– Nie. Czytalam w gazecie. – Rainie potrzasnela glowa. – Dobra. Odwagi. Nadstawiaj uszu. Damy sobie rade.

Wrocili do glownego hallu. Z bronia w reku ostroznie posuwali sie przed siebie. Za sekretariatem ciagnely sie rzedy niebieskich szafek. Wszystkie pozamykane. Strzelanina musiala sie zaczac, kiedy uczniowie wrocili do klas po przerwie obiadowej. Rainie zastanawiala sie, czy to wazne. Wzdrygnela sie na mysl, co zastanie w klasach.

Na podlodze dostrzegla kilka odksztalconych lusek. Pewnie od zablakanych pociskow. A moze kopnal je tu ktos z uciekajacych. Ostroznie omijala wszelkie przedmioty, ale nie miala zludzen. Wiedziala, co ja czeka.

Policjant, wezwany na miejsce przestepstwa, przede wszystkim ma chronic ludzkie zycie. Po drugie zatrzymac sprawce, jesli ten wciaz znajduje sie w poblizu. Po trzecie, przesluchac swiadkow i zabezpieczyc slady zbrodni. W

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×