– Czesc, kochanie – powiedzial, calkiem niezle udajac opanowanie, i lekko ja pocalowal, a zeby dodac jej otuchy, wyszeptal: – Mysle, ze to sie jej przywidzialo.

O nie, nie tej starej sowie, pomyslala Shirley. Skoro mowi, ze znalazla trupa, to znaczy, ze go znalazla.

Harry Sedgemoor byl tego mniej pewien. Wiozac pania Trenchard-Smith kilometr nad brzeg jeziora, myslal calkiem powaznie, ze pewnie zrobila to, by ozywic spokojna rutyne zycia bezplatna rozrywka. Wiadomo, samotne stare kobiety czesto zawracaja glowe policji niewiarygodnymi historiami. Jesli to ten przypadek, bedzie zly. Mial cholerna pewnosc, ze Shirley nie bedzie sie teraz chciala kochac. Czy cos bylo w jeziorze, czy nie, wspomnienie trupa pobudzilo jej wyobraznie tak bardzo, ze nic, co by powiedzial albo zrobil, jej nie uspokoi.

Zmusil sie, zeby zachowac sie jak policjant i zapytal pania Trenchard-Smith, gdzie ma zatrzymac samochod.

– Gdzie pan chce – odparla ze zlowroga nonszalancja. – Nie mam zielonego pojecia, gdzie jestesmy.

Zatrzymal sie przy koncu drogi. Wysiedli i swiecac latarka, zaczeli isc po murawie. Wode otaczal niski plotek, za nim na wietrze poruszaly sie kepy trzcin. W przerwach miedzy trzcinami rozposcieraly sie plaskie odcinki brzegu.

– Jak pani dostala sie nad wode? – zapytal.

– Przez jedna z furtek.

– To furtki dla wedkarzy.

– Ja im nie przeszkadzam. – Rozesmiala sie. – Nikomu nie powiem, ze zlamal pan prawo.

Otworzyl furtke i poszli w strone brzegu.

– Czy to tutaj?

– Az dziw, jak to teraz inaczej wyglada – powiedziala. Powsciagajac irytacje, zatoczyl szeroki luk promieniem swiatla z latarki.

– Jakos musi sie pani orientowac. Jak pani zauwazyla cialo?

– Wtedy bylo troche jasniej.

Piecdziesiat metrow dalej, przy brzegu, znajdowalo sie miejsce, w ktorym rosly szczegolnie wysokie trzciny.

– To tam?

– Nie zawadzi sprawdzic – powiedziala.

– Po to tu jestesmy, prosze pani.

Zrobil krok i poczul, jak stopa zapada sie w miekkim mule.

– Lepiej niech pani zostanie tam, gdzie jest – rzucil do kobiety. Przebrnal na druga strone. Nie bylo tam nic poza rodzinka kaczek, ktore podniosly halasliwy protest.

Wrocil.

– Niech pan popatrzy, w jakim stanie sa pana tenisowki! – powiedziala pani Trenchard-Smith.

– Szukamy ciala, prosze pani – przypomnial posterunkowy Sedgemoor. – Podchodze wlasciwie do swoich obowiazkow.

– Jesli bedzie pan brodzil po wszystkich kepach trzcin, spedzimy tu cala noc – odparla beztrosko.

Dwudziestominutowe poszukiwania daly tylko tyle, ze pani Trenchard-Smith zrobila sie bardziej impertynencka, a posterunkowy Sedgemoor zaczal tracic cierpliwosc. Szli wzdluz brzegu. Oswietlil latarka zegarek, myslac z zalem o Shirley, samotnej w domku, z tymi antypatycznymi kotami, kiedy on musi nadskakiwac roztrzepanej starej pannie. Jest prawie wpol do dwunastej. Swietny sobotni wieczor! Niecierpliwym gestem przejechal promieniem latarki po powierzchni wody, jakby chcial pokazac bezsens ich wysilkow.

– Tam! – powiedziala nagle pani Trenchard-Smith.

– Gdzie?

– Prosze mi dac latarke.

Patrzyl, jak trzyma latarke w wyciagnietej rece. Promien oswietlil cos bialego w wodzie.

Posterunkowy Sedgemoor zrobil szybki, krotki wdech.

– Cos podobnego – powiedzial. – Miala pani racje.

Cialo utkwilo miedzy trzcinami, niecale cztery metry od miejsca, gdzie stali. Rosly tu gesto moczarki, jaskrawozielone w sztucznym swietle. Byla to bez watpienia kobieta, twarza do gory, z wlosami rozpostartymi na wodzie i jednym kosmykiem w poprzek gardla. Blade cialo bylo upstrzone nasionkami. Nie bylo widac ran. Sedgemoorowi przypomnial sie obraz, ktory widzial kiedys podczas szkolnej wycieczki do Londynu: martwa kobieta miedzy trzcinami, najwyrazniej topielica. Zrobil na nim wrazenie, bo nauczyciel powiedzial, ze modelka musiala godzinami lezec w kapieli w studiu artysty. Pewnego dnia malarz zapomnial napelnic lampy, ktore podgrzewaly wode. W rezultacie dziewczyna nabawila sie choroby; wprawdzie nie zabila jej natychmiast, ale z pewnoscia skrocila jej zycie.

Te historie opowiedziano mlodziezy jako przyklad obsesyjnej wiernosci tematowi. Sedgemoor stal przed obrazem, poki nauczyciel nie zawolal go po nazwisku, z nastepnej sali; byl to jedyny obraz przedstawiajacy trupa, jaki widzial, a smierc fascynuje dzieci. Teraz, kiedy mial do czynienia z autentycznym trupem topielicy, z cala jasnoscia uswiadomil sobie, jak wyidealizowany byl prerafaelicki wizerunek. I nie chodzilo tylko o to, ze dziewczyna na obrazie byla ubrana. Jej rece i twarz ukladaly sie elegancko na wodzie. Twarz prawdziwej topielicy ciezar glowy sciagnal pod wode. Najbardziej wystawal napuchniety brzuch. Skora na piersiach byla pomarszczona. Rece zwisaly za nisko, zeby w ogole mozna je bylo zobaczyc.

– Wiatr sie wzmaga – powiedziala pani Trenchard-Smith.

– Tak – odparl zdawkowo.

– Jesli pan czegos nie zrobi, znowu odplynie.

***

Inspektor dyzurny wydzialu F w Yeovil wychwycil znaczace slowo z meldunku posterunkowego Sedgemoora. „Naga” oznaczalo pelny alarm. Z reguly mozna wykluczyc wypadek albo samobojstwo, jesli odkryje sie nagiego trupa w jeziorze.

– Mowisz, ze dotykales ich? Czy to bylo konieczne? W porzadku, chlopcze. Zostan na miejscu. Doslownie. Stoj, gdzie jestes. Nie zadepcz ziemi. Nie dotykaj juz trupa. Nie pal, nie czesz sie, nie drap po jajach, w ogole nic.

Sedgemoor musial zignorowac polecenie. Zapomnial powiedziec, ze dzwoni z samochodu, gdzie bezmyslnie zostawil nadajnik. Truchtem ruszyl nad brzeg jeziora.

Pani Trenchard-Smith stala w ciemnosci przy zwlokach, calkowicie obojetna.

– Wylaczylam panska latarke, zeby oszczedzic baterie. Powiedzial jej, ze pomoc jest w drodze, a on zadba o to, zeby zaraz zawieziono ja do domu.

– Mam nadzieje, ze nie – powiedziala. – Chcialabym pomoc.

– To bardzo szlachetne z pani strony – odparl Sedgemoor. – Z calym szacunkiem jednak, wydzial kryminalny chyba nie bedzie potrzebowal pomocy.

– Pan byl z niej zadowolony, mlody czlowieku.

– Tak.

Nie bylo na nia rady. Kobiety o takiej sile charakteru wspinaly sie w dlugich spodnicach na Matterhorn i przykuwaly do ogrodzen.

– Beda chcieli ja zidentyfikowac – powiedziala z nuta przyjemnosci w glosie. – Nie jestem Sherlockiem Holmesem, ale juz teraz moglabym im powiedziec pare rzeczy. Byla zamezna, szczycila sie uroda i uwieraly ja buty. Wydaje mi sie, ze miala rude wlosy. Wygladaly na ciemnobrazowe, kiedy ja pan wyciagnal, ale przyjrzalam sie dokladniej i powiedzialabym, ze to raczej ladny odcien rudokasztanowy. Co pan sadzi? – Wlaczyla latarke i nachylila sie nad twarza z takim zachwytem, jakby nie nosila ona sladow znieksztalcen, spowodowanych dlugim przebywaniem w wodzie. – Nic dziwnego, ze nosila dlugie wlosy.

– Niech pani niczego nie dotyka! – przestrzegl ja Sedgemoor.

Ale pani Trenchard-Smith juz trzymala lok miedzy palcem wskazujacym a kciukiem.

– Niech pan zobaczy, jakie delikatne. I niech pan nie bedzie taki przeczulony.

– Taka jest procedura. Nie wolno niczego dotykac. Spojrzala na niego z usmiechem.

– Dopiero co wyciagnal ja pan z wody. Dotkniecie wlosow niczego nie zmieni.

– Dostalem rozkazy – odparl twardo – i musze prosic pania o wspolprace.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×