Ojciec Polly byl w wojsku, zanim przejal gospode Pod Ksiezna od dziadka Polly. Niewiele o tym opowiadal. Wracajac, przyniosl swoj miecz, ale zamiast powiesic go nad kominkiem, uzywal do grzebania w ogniu. Czasami zjawiali sie starzy przyjaciele, a po zamknieciu gospody na noc, siadali przy ogniu, pili i spiewali. Mala Polly szukala jakichs pretekstow, zeby zostac i posluchac ich piosenek, ale to sie skonczylo, kiedy jednego z bardziej interesujacych slow uzyla przy mamie. Teraz byla juz starsza i podawala piwo, wiec uznawano zapewne, ze zna te slowa albo i tak wkrotce sie dowie, co znacza. Poza tym mama odeszla tam, gdzie brzydkie slowa nie moga juz jej urazic i w teorii nigdy nie sa wypowiadane.

Te piosenki byly czescia jej dziecinstwa. Znala na pamiec „Swiat stanal na glowie”, „Diabel bedzie mi sierzantem” i „Johnny poszedl w wojaki” oraz „Dziewcze, ktore zostawilem”. A kiedy alkohol plynal przez dluzszy czas, mogla sie nauczyc „Pulkownika Pierdoly” i „Szkoda, ze ja pocalowalem”.

Oczywiscie, byla tez „Slodka Polly Oliver”. Ojciec spiewal ja, kiedy Polly byla mala i smucila sie albo przestraszala, a ona smiala sie wtedy po prostu dlatego, ze w piosence pojawialo sie jej imie. Slowa znala na pamiec, zanim jeszcze wiedziala, co znaczy wiekszosc z nich. A teraz…

…Pchnela drzwi. Sierzant z kapralem spojrzeli nad nia znad poplamionego blatu stolu. Kufle znieruchomialy w polowie drogi do ust. Odetchnela gleboko, podeszla do nich i sprobowala zasalutowac.

— Czego chcesz, maly? — burknal kapral.

— Chce sie zaciagnac, sir!

Sierzant usmiechnal sie szeroko, od czego jego blizny poruszyly sie dziwnie, a wstrzasy objely wszystkie podbrodki. Slowo „tegi” nie stosowalo sie do niego, gdyz slowo „gruby” przeciskalo sie do przodu, by zwrocic powszechna uwage. Sierzant nie mial talii. Mial rownik. Mial grawitacje. Gdyby upadl w dowolnym kierunku, toby sie zakolysal. Slonce i alkohol spalily mu twarz do barwy czerwieni, w ktorej male ciemne oczka polyskiwaly jak odblyski swiatla na klindze. Obok, na stole, lezaly dwa staromodne kordy — bron majaca wiecej wspolnego z tasakiem niz z mieczem.

— Tak po prostu? — zapytal.

— Tajest!

— Naprawde?

— Tajest!

— I nie chcesz, zebysmy najpierw upili cie do nieprzytomnosci? Wiesz, to taka tradycja.

— Nie, sir!

— Nie mowilem ci o wspanialych mozliwosciach awansu i kariery, co?

— Nie, sir!

— A wspomnialem, ze ten swietny czerwony mundur sprawi, ze bedziesz musial odganiac dziewczyny kijem?

— Raczej nie, sir!

— A wyzywienie? Kazdy posilek to prawdziwy bankiet, kiedy z nami maszerujesz! — Sierzant klepnal sie po brzuchu, wzbudzajac kolysania w regionach zewnetrznych. — Jestem tego zywym dowodem!

— Tak, sir! Nie, sir! Chce tylko wstapic do wojska, zeby walczyc o moj kraj i o honor ksieznej, sir!

— Naprawde? — zdumial sie kapral.

Ale sierzant jakby nie slyszal. Zmierzyl Polly wzrokiem od stop do glow, a Polly nabrala przekonania, ze nie jest ani tak pijany, ani tak glupi, jak sie wydaje.

— Slowo honoru, kapralu Strappi, mam wrazenie, ze stoi przed nami prawdziwy, staroswiecki patriota! — Male oczka wpatrywaly sie w twarz Polly. — No to trafiles we wlasciwe miejsce, moj chlopcze! — Z powazna mina przysunal sobie jakies papiery. — Wiesz, kim jestesmy?

— Dziesiaty Pieszy, sir. Lekka piechota, sir. Znani jako Piersi i Tylki, sir — odpowiedziala Polly, niemal oslabla z ulgi. Najwyrazniej przeszla jakis test.

— Slusznie, chlopcze. Dobrzy, weseli Serozercy. Najznakomitszy regiment ze wszystkich w najznakomitszej armii swiata! I ostro chcesz do nas wstapic, co?

— Ostro jak musztarda, sir!

Polly czula na sobie podejrzliwy wzrok kaprala.

— Zuch chlopak.

Sierzant odkorkowal butelke atramentu i zanurzyl w niej czubek piora. Dlon zawisla nad papierami.

— Nazywasz sie?

— Oliver, sir. Oliver Perks.

— Wiek?

— Siedemnascie skoncze w niedziele, sir.

— Tak, akurat… — mruknal sierzant. — Jesli ty masz siedemnascie lat, to ja jestem wielka ksiezna Annagovia. Przed czym uciekasz, maly, co? Jakas mloda panna chce zalozyc rodzine?

— Ktos by mu musial pomoc… — wyszczerzyl zeby kapral. — Przeciez piszczy jak maly chlopak.

Polly wyczula, ze zaczyna sie rumienic. Ale przeciez mlody Oliver tez by sie zarumienil, prawda? Latwo sprawic, by chlopcy sie rumienili. Polly potrafila do tego doprowadzic samym spojrzeniem.

— Zreszta to niewazne — uznal sierzant. — Postaw znaczek na tym dokumencie, pocaluj ksiezna i jestes moim chlopakiem, rozumiesz? Nazywam sie sierzant Jackrum. Bede twoja matka i ojcem, a ten tutaj kapral Strappi bedzie dla ciebie jak starszy brat. Codziennie zjesz u nas stek i bekon, a gdyby ktos cie probowal wyciagnac, to bedzie musial ciagnac i mnie, bo zlapie cie za kolnierz. I slusznie mozesz pomyslec, ze nikt nie da rady uciagnac tak wiele, panie Perks. — Gruby kciuk stuknal w kartke papieru. — Tutaj.

Polly siegnela po pioro i zlozyla podpis.

— Co to jest?! — zawolal kapral.

— Moj podpis — wyjasnila Polly.

Uslyszala otwierajace sie za nia drzwi i odwrocila sie niespokojnie. Kilku mlodych ludzi… to znaczy, poprawila sie, kilku innych mlodych ludzi wcisnelo sie do wnetrza. Rozgladali sie nerwowo.

— Umiesz czytac i pisac? — zdziwil sie sierzant. Zerknal na nowo przybylych, a potem znow na Polly. — No tak, widze. Ladne, okragle litery… Material na oficera, jak nic. Dajcie mu szylinga, kapralu. I obrazek, naturalnie.

— Robi sie, sierzancie. — Kapral Strappi podniosl obrazek z uchwytem, podobny do lusterka. — Zrobcie dziobek, szeregowy Nerds.

— Perks, sir — poprawila go Polly.

— Niech bedzie. Pocalujcie ksiezne.

Nie byla to dobra kopia slynnego portretu. Obraz za szklem wyblakl, a cos dziwnego, jakby mech albo co, roslo wewnatrz pekniec w szkle. Polly musnela je wargami, wstrzymujac przy tym oddech.

— Aha — mruknal Strappi.

Wcisnal jej cos do reki.

— Co to jest? — Polly spojrzala na niewielki prostokat papieru.

— To weksel. Ostatnio nie stoimy najlepiej z szylingami — wyjasnil sierzant, a Strappi skrzywil sie niechetnie. — Ale oberzysta postawi ci kufel piwa, z laski jej wysokosci.

Przyjrzal sie mlodym ludziom.

— Jak juz pada, to leje — stwierdzil. — Wy, chlopcy, tez chcecie sie zaciagnac? Cos podobnego, nawet nie musielismy uderzyc w beben. To pewnie niezwykla charyzma kaprala Strappiego. Podejdzcie blizej, nie ma sie czego wstydzic. Ktory bedzie nastepny?

Polly spojrzala na kolejnego rekruta — ze zgroza, choc miala nadzieje, ze dobrze ja ukrywa. W polmroku nie widziala go zbyt dobrze, gdyz ubrany byl na czarno, ale nie w elegancka, stylowa czern, ale w czern zakurzona, w jakiej czlowieka klada do trumny. I sadzac z wygladu, chlopak byl wlasnie tym czlowiekiem. Cale ubranie mial w pajeczynach, a czolo przecinal mu rzad szwow.

— Jak ci na imie, chlopcze? — zapytal Jackrum.

— Igor, fir.

Jackrum przeliczyl szwy.

— Wiesz, cos mi mowilo, ze wlasnie tak — stwierdzil. — I widze, ze masz juz osiemnascie.

— „Przebudzcie sie!”.

— Bogowie… — Komendant Samuel Vimes zaslonil oczy dlonmi.

— Przepraszam, wasza laskawosc? — zaniepokoil sie konsul Ankh-Morpork w Zlobenii. — Czy wasza

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×