Popatrzyla na witrazowe okno.

– Wy, chlopcy z Newton, macie przynajmniej do czynienia ze zbrodniami w najlepszym towarzystwie.

– Powinna sie nimi zajac policja z Bostonu.

W tej okolicy rzadko zdarzaja sie przestepstwa. Zwlaszcza tak wyrafinowane morderstwa jak to tutaj. Poprowadzil ja przez hol do salonu. Od razu zachwycila sie iloscia swiatla slonecznego. Wpadalo do wnetrza przez wysoka na dwa pietra sciane, ktora tworzyly siegajace od podlogi do sufitu okna.

Mimo krzatajacej sie licznej ekipy kryminalistycznej pomieszczenie o bialych scianach i lsniacej, drewnianej podlodze wydawalo sie surowe i przestronne. Byla jeszcze krew. Widziala w zyciu wiele miejsc zbrodni, ale za kazdym razem na widok krwi doznawala wstrzasu. Na bialej scianie widniala plama przypominajaca ogon komety; struzki krwi splywaly kretymi liniami na podloge.

Doktor Richard Veager siedzial na podlodze, oparty o sciane. Przeguby rak mial zwiazane za plecami tasma klejaca. Byl ubrany tylko w bokserki.

Jego nogi, wyciagniete do przodu, byly zwiazane w kostkach ta sama tasma. Opuszczona na piers glowa zaslaniala rane, ktora byla przyczyna smiertelnego krwotoku, ale Rizzoli nie musiala jej ogladac, zeby sie domyslic, ze siegala gleboko, az do tetnicy szyjnej i tchawicy.

Wiedziala z doswiadczenia, jakie sa skutki takiej rany, jak wygladaja ostatnie momenty zycia ofiary: krew tryska z arterii, przedostaje sie do tchawicy, pluca zasysaja ja z powietrzem i czlowiek dusi sie wlasna krwia.

Sadzac po szerokich ramionach i muskulaturze, doktor byl fizycznie sprawny, z pewnoscia potrafilby skutecznie obronic sie przed napastnikiem. Mimo to umarl w pozycji poddanczej, ze zwieszona glowa.

Dwaj pracownicy kostnicy stali nad ofiara, zastanawiajac sie, jak ulokowac na noszach zastygle w posmiertnym stezeniu cialo.

– Lekarz sadowy, ktory przybyl o dziesiatej rano, stwierdzil obecnosc plam opadowych, a zwloki byly juz zesztywniale.

Orzekl, ze zgon nastapil gdzies miedzy polnoca a trzecia nad ranem.

– Kto go znalazl?

– Pielegniarka z jego gabinetu.

Kiedy nie przybyl rano do kliniki i nie odpowiadal na telefony, przyjechala do niego do domu. Znalazla go kolo dziewiatej rano.

Nie wiadomo, co sie stalo z jego zona.

Rizzoli spojrzala pytajaco na Korsaka.

– Mial zone?

– Gail Veager, trzydziesci jeden lat.

Zniknela.

Dreszcz, ktory poczula, kiedy stanela przed drzwiami rezydencji Veagerow, znow ja przeniknal.

– Zostala uprowadzona?

– W tej chwili wiadomo tylko, ze jej nie ma.

Rizzoli popatrzyla na Richarda Veagera.

Atletyczne cialo doktora klocilo sie z widokiem smierci.

– Opowiedz mi o nich.

Jakie bylo ich malzenstwo?

– Szczesliwe.

Tak ludzie mowia.

– Ludzie zawsze tak mowia.

– W tym wypadku moze to byc prawda.

Byli malzenstwem od dwoch lat. Rok temu kupili ten dom.

Ona jest pielegniarka w sali operacyjnej szpitala, w ktorym pracowal, wiec mieli ten sam krag przyjaciol i ten sam rozklad zajec.

– Z tego wynika, ze prawie sie nie rozstawali.

– Tak.

Ja bym chyba oszalal, gdybym bezustannie musial przebywac z moja zona, ale oni wydawali sie znosic to dobrze. W zeszlym miesiacu wzial dwa tygodnie urlopu, zeby poswiecic caly czas zonie po smierci jej matki.

– Jak myslisz, ile moze zarobic chirurg ortopeda przez dwa tygodnie?

– Pietnascie, dwadziescia tysiecy dolcow?

Bardzo kosztowna opieka.

– Musiala jej bardzo potrzebowac.

Korsak wzruszyl ramionami.

– To nie zmienia faktu.

– Wiec uwazasz, ze nie mozna podejrzewac, iz go porzucila?

– Jeszcze mniej, niz ze go zabila.

Rizzoli rzucila okiem na okna pokoju.

Drzewa i krzaki calkowicie przeslanialy sasiednie domy.

– Powiedziales, ze smierc nastapila miedzy polnoca a trzecia nad ranem.

– Tak.

– Sasiedzi niczego nie slyszeli?

– Malzenstwo z domu po lewej stronie przebywa w Paryzu.

Sasiedzi z prawej twardo spali przez cala noc.

– Wlamanie?

– Przez okno kuchenne. Zostalo wyciete diamentem.

Na kwietniku znalezlismy odciski butow numer jedenascie i krwawe odciski tych samych butow w tym pokoju.

– Wyjal chusteczke i wytarl pot z czola.

Nalezal do nieszczesnikow, dla ktorych zaden srodek przeciwpotny nie byl wystarczajaco silny. W ciagu zaledwie paru minut ich rozmowy plamy potu na jego koszuli znacznie sie powiekszyly.

– Okej, odciagnijmy go od sciany – powiedzial jeden z pracownikow kostnicy.

– Poloz go na plachcie.

– Uwazaj na jego glowe!

Osuwa sie!

– Chryste!

Rizzoli i Korsak przygladali sie w milczeniu czynnosciom mezczyzn, ktorzy ulozyli doktora Veagera bokiem na jednorazowej plachcie.

Stezenie posmiertne usztywnilo tulow w pozycji siedzacej, pod katem dziewiecdziesieciu stopni w stosunku do nog.

Pracownicy kostnicy zastanawiali sie, jak umiescic go w tej pozycji na noszach, biorac pod uwage jego potezna posture.

Wzrok Rizzoli padl na maly, bialy przedmiot, lezacy na podlodze w miejscu, z ktorego zabrano zwloki. Podnioslszy go, stwierdzila, ze to okruch porcelany.

– Rozbita filizanka – powiedzial Korsak.

– Co takiego?

– Obok zwlok znalezlismy filizanke i talerzyk.

Wygladalo na to, ze spadly mu z kolan.

Zabralismy je, zeby zdjac odciski palcow.

– Zauwazyl jej zagadkowy wzrok i wzruszyl ramionami.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×