straci.

– Niech pan mowi.

– W porzadku – odparl spokojnie Reilly. – Bedziemy rozmawiac o pewnych wydarzeniach, ktore mialy miejsce w przeszlosci. Nie sa to wydarzenia historyczne, ale tez nie calkiem wspolczesne. Utrzymywane sa w tajemnicy, czy tez po prostu zostaly zakopane, bo tak to sie chyba nazywa, prawda? Wie pan, co mam na mysli, panie podsekretarzu?

– Pracuje w Departamencie Stanu. Zakopujemy przeszlosc zawsze, gdy jej ujawnienie nie jest celowe. Okolicznosci wciaz sie zmieniaja i decyzje podejmowane wczoraj w dobrej wierze juz jutro moga stac sie przyczyna powaznych problemow. Nie jestesmy w stanie tego zmienic, podobnie jak Rosjanie czy Chinczycy.

– Dobrze powiedziane! – zauwazyl Havilland.

– Niezupelnie – zaprotestowal Reilly, unoszac dlon. – Pan podsekretarz jest bez watpienia bardzo doswiadczonym dyplomata, nie powiedzial bowiem ani tak, ani nie. – Spojrzenie, ktorym czlowiek z Rady Bezpieczenstwa Narodowego obrzucil teraz McAllistera, znowu bylo nie tylko uwazne, ale takze-ostre i zimne. – A wiec jak to bedzie? Decyduje sie pan na to, czy woli pan zrezygnowac?

– Czesc mnie chcialaby jak najpredzej wstac i stad wyjsc – odparl McAllister, spogladajac to na jednego, to na drugiego z mezczyzn. – Druga czesc krzyczy, zeby zostac.

Umilkl, zatrzymawszy wzrok na twarzy Reilly'ego, a po chwili dodal: – Niezaleznie od panskich intencji udalo sie panu zaostrzyc moj apetyt.

– Ostrzegam, ze jego zaspokojenie moze pana wiele kosztowac – powiedzial Irlandczyk.

– Jestem zawodowcem – odparl cicho podsekretarz w Departamencie Stanu. – Jesli nie popelniliscie bledu i rzeczywiscie potrzebujecie wlasnie mnie, to nie mam wyboru.

– Obawiam sie, ze jednak musze uslyszec przewidziana na takie okolicznosci formulke – powiedzial Reilly. – Mam ja panu powtorzyc?

– Nie trzeba. – McAllister zamilkl na chwile, po czym zmarszczyl brwi i wyrecytowal donosnym, wyraznym glosem: – Ja, Edward Newington McAllister, przyjmuje do wiadomosci, ze wszystko, co zostanie powiedziane podczas tego spotkania… – Przerwal i spojrzal na Reilly'ego. – Mam nadzieje, ze uzupelni pan wszystkie szczegoly dotyczace czasu, miejsca i obecnych osob?

– Data, czas i tozsamosc wszystkich uczestnikow zostaly juz zarejestrowane i wprowadzone do zapisu.

– Znakomicie. Zanim stad wyjde, chcialbym otrzymac kopie tego dokumentu.

– Oczywiscie. – Nie podnoszac §losu Reilly popatrzyl prosto przed siebie i wydal polecenie: – Prosze przygotowac kopie zapisu, a takze zapewnic mozliwosc skontrolowania, czy zawiera ona ten sam material co oryginal… Prosze kontynuowac, panie McAllister.

– Dziekuje… Wszystko, co zostanie powiedziane podczas tego spotkania, musi zostac zachowane w scislej tajemnicy. Nie bede na ten temat rozmawial z nikim, z wyjatkiem osob wskazanych mi osobiscie przez ambasadora Havillanda. Przyjmuje takze do wiadomosci, ze w razie naruszenia przeze mnie tej przysiegi bede odpowiadal przed sadem specjalnym. Jednak gdyby kiedykolwiek mialo do tego dojsc, zastrzegam sobie prawo do tego, by stanac twarza w twarz z moimi sedziami. Zastrzezenie to czynie dlatego, ze nie potrafie sobie wyobrazic sytuacji, w ktorej moglbym lub chcialbym postapic wbrew tej przysiedze.

– Zapewniam pana, iz takie sytuacje sie zdarzaja – powiedzial cicho Reilly.

– W takim razie, ja nic o nich nie wiem.

– Wielkie cierpienie fizyczne, srodki chemiczne, podstepne dzialania kobiet i mezczyzn dysponujacych jeszcze wiekszym doswiadczeniem niz pan. Jest wiele sposobow, panie podsekretarzu.

– Powtarzam jeszcze raz: Gdybym kiedykolwiek znalazl sie przed takim trybunalem, zastrzegam sobie prawo do tego, by stanac twarza w twarz z moimi sedziami.

– To nam w zupelnosci wystarczy – stwierdzil Reilly i dodal nieco donosniejszym glosem: – Prosze zakonczyc nagranie, odlaczyc sprzet i potwierdzic wykonanie polecenia.

– Potwierdzam – rozlegl sie glos z umieszczonego gdzies pod sufitem glosnika.

– Moze pan mowic dalej, panie ambasadorze – powiedzial rudowlosy, otyly mezczyzna. – Bede przerywal tylko wtedy, jesli uznam to za absolutnie konieczne.

– Jestem tego pewien, Jack. – Havilland zwrocil sie do McAllis-tera. – Cofam swoja poprzednia uwage. On naprawde jest straszny. Po ponad czterdziestu latach sluzby jakis gruby rudzielec, ktory od dawna powinien byc na diecie, bedzie mi dyktowal, kiedy mam sie zamknac.

Na twarzach trzech mezczyzn pojawily sie usmiechy; weteran dyplomacji wiedzial doskonale, kiedy i w jaki sposob wprowadzic odrobine odprezenia. Reilly potrzasnal glowa i dobrodusznie rozlozyl rece.

– Nigdy nie osmielilbym sie tego tak ujac, sir. W kazdym razie, nie tak doslownie.

– I co ja mam z nim zrobic, McAllister? Proponuje, bysmy przeszli na strone Moskwy i powiedzieli im, ze to on nas zwerbowal. Ruscy prawdopodobnie kazdemu z nas daliby po daczy, a on skonczylby w Leavenworth.

– P a n by dostal dacze, panie ambasadorze. Ja natomiast pewnie wyladowalbym w jednym mieszkaniu z dwunastoma Czukczami. Serdecznie dziekuje za taka perspektywe. On nie mnie ma przerywac, lecz panu.

– Bardzo slusznie. Dziwie sie tylko, ze zaden z kolejnych lokatorow Owalnego Gabinetu nie wzial pana do swojej ekipy, a przynajmniej nie wyslal do ONZ.

– Po prostu nie wiedzieli, ze istnieje.

– To sie teraz zmieni – powiedzial powaznie Havilland. Milczal przez chwile, przypatrujac sie uwaznie podsekretarzowi, a potem zapytal: – Slyszal pan kiedys nazwisko Jason Bourne?

– A czy mogl o nim nie slyszec ktokolwiek, kto chocby przez krotki czas przebywal w Azji? – odparl ze zdumieniem McAllister. – To nieuchwytny morderca do wynajecia, majacy na sumieniu trzydziesci piec do czterdziestu zamachow. Patologiczny zabojca, dla ktorego jedynym miernikiem moralnosci jest zaplata za zbrodnie. Podobno byl, czy tez jest Amerykaninem – nie wiem dokladnie, bo jakis czas temu wszelki sluch o nim zaginal – nalezal kiedys do zakonu, zarobil miliony na nieuczciwych operacjach handlowych, dezerterowal z Legii Cudzoziemskiej i popelnil Bog wie ile innych tego typu czynow. Jedyne, co j a wiem, to ze nigdy nie udalo sie go schwytac i ze stanowi to powazne niedociagniecie naszej dalekowschodniej dyplomacji.

– Czy mozna dostrzec jakis schemat, wedlug ktorego dobieral swoje ofiary?

– Zadnego. Tutaj dwaj bankierzy, tam trzej attache – najwyrazniej powiazani z CIA – minister stanu z Delhi, przemyslowiec z Singapuru, a oprocz tego wielu, zbyt wielu, politykow, zwykle porzadnych ludzi. Najczesciej ich samochody eksplodowaly na ulicy albo ich mieszkania wylatywaly w powietrze. Poza tym byli jeszcze niewierni mezowie, zony i kochankowie; Bourne proponowal urazonej dumie ktorejs ze stron ostateczne rozwiazanie. Nie bylo nikogo, kogo nie moglby zabic, nie istniala dla niego metoda zbyt brutalna lub ponizajaca… Nie bylo zadnego schematu, jedynie pieniadze. On oferowal za nie najwiecej. Byl prawdziwym potworem. I jest nim nadal, jesli jeszcze zyje.

Havilland ponownie oparl sie lokciami na biurku i nachylil do przodu, nie spuszczajac wzroku z twarzy podsekretarza stanu.

– Powiedzial pan, ze wszelki sluch o nim zaginal. Tak po prostu? Nigdy nie dotarly do was jakies plotki lub pogloski z naszych ambasad i konsulatow na Dalekim Wschodzie?

– Oczywiscie, ze docieraly, ale zadne nie zostaly potwierdzone. Najczesciej powtarzajaca sie historia pochodzila od policji z Makau, gdzie Bourne'a widziano po raz ostatni. Wedlug niej wcale nie zginal ani nie wycofal sie z interesu, lecz przeniosl sie do Europy w poszukiwaniu zamozniejszych klientow. Ale nawet jesli tak bylo w istocie, to jest to zaledwie polowa prawdy, jednoczesnie bowiem policja przyznala, iz wedlug jej informatorow kilku bylych zleceniodawcow postanowilo rozprawic sie z Bourne'em, gdyz w jednym wypadku zdarzylo mu sie zlikwidowac nie te osobe, o ktora chodzilo, a w innym zgwalcic zone swego klienta. Moze czul petle zaciskajaca mu sie na szyi, a moze nie.

– Co pan przez to rozumie?

– Wiekszosc z nas uwierzyla w pierwsza czesc tej historyjki, ale nie w druga. Boume nie mogl zabic niewlasciwego czlowieka, poniewaz nie popelnia takich bledow, a nawet jesli faktycznie zgwalcil zone klienta, w co raczej nalezy powaznie watpic, to mogl to uczynic wylacznie z zemsty lub nienawisci. Obezwladnilby wowczas meza i kazal mu na wszystko patrzec, a potem zabilby obydwoje. Nie, bardziej prawdopodobna byla pierwsza czesc historii. Przeniosl sie do Europy, gdzie zyja znacznie grubsze ryby.

– Wlasnie w to mieliscie uwierzyc – powiedzial Havilland, opierajac sie wygodnie w fotelu.

– Prosze?

– Jedynym czlowiekiem, ktorego Jason Bourne zabil w Azji po zakonczeniu wojny wietnamskiej, byl pewien

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×