pojedynku.

– Otoz chodzi o to, panie Giller… – zaczal Bryght.

– Nazywam sie Parkwood Giller – przerwal mu zagadniety.

– Przepraszam, panie Parkwood. Wiec chodzi o to, ze jako sekundanci powinnismy starac sie doprowadzic do ugody. Prosze porozmawiac z sir Andrewem i jesli zmieni zdanie, skontaktowac sie ze mna. Mieszkam w Malloren House przy Marlborough Square.

Giller tylko rozlozyl rece w bufiastych rekawach.

– Zmienic zdanie?! Curry?! To raczej niech pan przekona markiza, zeby nie popelnial samobojstwa.

Podejrzenia Bryght a znalazly potwierdzenie. Curry prawdopodobnie byl zawodowcem. Lord wsiadl do powozu i konie od razu ruszyly. Za nimi z nowa sila wybuchla pijacka piosenka.

Bryght zaklal pod nosem.

– Rozprawie sie z nim jutro, bracie, zgodnie ze wszystkimi zasadami – uspokoil go Rothgar.

– Zgodnie z zasadami?! Mogles na niego uzyc bata, a nikt nie poczytalby ci tego za dyshonor.

– Tak myslisz? Pamietaj, ze to nie Francja. – Markiz zamyslil sie na chwile. – Poza tym, odnioslem wrazenie, ze ten Curry celowo dazyl do pojedynku.

– Zwykle sie tym tak bardzo nie przejmujesz – odparowal Bryght, ktorego pojawienie sie w Londynie mialo zwiazek wlasnie ze sprawami honoru. Jednak, jesli jego brat przegra, sprawa stanie sie nieaktualna.

Rothgar usmiechnal sie wpatrzony w nikle swiatlo dochodzace zza szyby powozu.

– I tak trudno by mi bylo uniknac pojedynku – stwierdzil. – A poza tym, chce sie dowiedziec, kto pragnie mojej smierci.

– Wiec wiesz, ze ten Curry to zawodowiec?

– Domyslam siey ze to zabijaka i oszust – odparl markiz. – Pewnie duzo uchodzi mu na sucho, bo ma szybka reke. Trzeba w koncu dac mu nauczke.

– Tylko dlaczego ty masz to robic?! – Rothgar nalezal do najlepszych szermierzy, ale przeciez zawsze mogl znalezc sie ktos lepszy. Sam wpajal te zasade swoim mlodszym przyrodnim braciom, dajac im lekcje fechtunku.

Markiz milczal, a Bryght przypomnial sobie jego wczesniejsze slowa.

– Myslisz, ze ktos go wynajal? – zadal kolejne pytanie. -Kto, na mily Bog, moglby chciec cie zabic?!

– Ktos, kto mnie nienawidzi i sie mnie boi – padla odpowiedz.

Bryght tylko sie skrzywil na te slowa.

– Tak wielu ludzi sie nawzajem nienawidzi, ale jakos sie nie pojedynkuja – zauwazyl, a nastepnie pokrecil glowa. -

Poza tym, nie sadze, zeby ten Curry chcial cie zabic. Przeciez mozna za to pojsc do wiezienia.

– Inaczej caly ten pojedynek nie mialby sensu. – Glos markiza brzmial cieplo i pogodnie. – Zreszta Curry bedzie mogl od razu uciec do Francji, skoro dostanie za ten pojedynek caly worek pieniedzy.

– Czyich pieniedzy?

Rothgar pochylil sie w strone brata. Bryght mogl teraz dojrzec jego spokojna, zamyslona twarz.

– To ciekawe pytanie – rzekl. – Wydaje mi sie, ze zaden z moich nieprzyjaciol nie powinien korzystac z takich srodkow, ale… – zawiesil glos.

– Pewnie masz takich wrogow, o ktorych nawet nie wiesz! – zniecierpliwil sie Bryght. – Wlasnie dlatego lepiej nie byc Mrocznym Markizem i eminence noire Anglii. Inaczej, kazdy moze zrzucic na ciebie wine za swoje niepowodzenia.

Rothgar zasmial sie serdecznie.

– Tak, jak na wiejskiego glupka, ktorego wszyscy winia za to, ze mleko jest gorzkie, albo ze mra owce?

Bryght rowniez wybuchnal smiechem, poniewaz porownanie bylo zupelnie chybione. Jego brat nalezal do najlepiej wyksztalconych i najsprytniejszych ludzi w kraju. Jednak, kiedy powoz zatrzymal sie przed palacem, Bryght natychmiast spowaznial, gdyz znowu przypomnial sobie o pojedynku. Na smierc i zycie? Czy to mozliwe? Spal kiepsko, za to Rothgar wygladal rano na wypoczetego i odswiezonego. Wkrotce wezwali powoz i pojechali nad ponury staw w St. James's Park.

– Do diabla! Skad sie tutaj wzielo tylu ludzi?! – zdziwil sie Bryght. – Przeciez to pojedynek, a nie przedstawienie!

– A co za roznica? – mruknal Rothgar, wychodzac z powozu.

Bryght poszedl w jego slady, po czym rozejrzal sie dokola. Byla tu chyba cala londynska smietanka towarzyska, a przynajmniej jej meska czesc. Arystokracja ustawila sie w pierwszym rzedzie, a osoby gorzej urodzone cisnely sie gdzies dalej. Niektorzy nawet wzieli ze soba dzieci! Czesc z nich powlazila na drzewa, podobnie jak kobiety z ludu. Natomiast ci, ktorzy nie chcieli byc widziani na miejscu pojedynku, obserwowali wszystko z oddali przez lunety.

To prawda, ze lord Rothgar zaliczal sie do najbardziej znanych osob w Londynie, ale w takiej chwili nalezalo dac mu spokoj. Swiat schodzil powoli na psy. Jeszcze dziesiec lat temu usunieto by gapiow z miejsca pojedynku.

Wsrod zebranych Bryght dostrzegl lorda Selwyna. Nalezal on do najwiekszych entuzjastow publicznych egzekucji. Na wiesc o powieszeniu lub scieciu, gotow byl jechac na koniec swiata i z pewnoscia nie wstawalby tak wczesnie, gdyby nie liczyl na ciekawe widowisko.

Najwyrazniej spodziewal sie, ze ktos tu dzisiaj umrze.

Bryght szybko przeniosl wzrok na brata, bowiem zorientowal sie, ze przyglada sie zebranym zbyt ostentacyjnie. Co prawda po slubie przeprowadzil sie na wies, ale wciaz znal zasady rzadzace londynskim swiatkiem. Wiedzial, ze nie moze okazywac strachu. Nie moze tez zdradzic najmniejszym gestem, ze niepokoi sie o Rothgara.

W tlumie rozlegl sie szmer i po chwili na pole przy stawie wyszedl sam Curry ubrany tylko w biala koszule i spodnie. Na oko byl zbudowany podobnie jak lord Rothgar, chociaz mial w sobie jakas lisia zrecznosc, ktora od razu wskazywala, ze jest niebezpieczny.

Bryght zaczal zalowac, ze Cyn zostal w domu. Mimo niskiego wzrostu, mial on to „cos', co odroznialo prawdziwego fechtmistrza od amatora. Byl prawdopodobnie lepszy od Rothgara, a poza tym, to on powinien stanac w obronie honoru swojej zony.

Curry wyciagnal szpade i dla rozgrzewki zaczal cwiczyc ciecia i sztychy.

– Do diabla, jest leworeczny – wymamrotal pod nosem Bryght.

Jednak Rothgar, ktory rozbieral sie wlasnie z pomoca sluzacego, uslyszal te slowa.

– Masz racje, to prawdziwie diabelska cecha – skomentowal. – Wiedzialem o tym.

Bryght jedynie skinal glowa. Jego brat nigdy nie stawal do walki bez wczesniejszego przygotowania. Mimo swie-zego wygladu, nie spal pewnie zbyt dlugo tej nocy.

– I czego jeszcze sie dowiedziales? – spytal.

– Tak jak przypuszczalem, jest bardzo dobry – stwierdzil Rothgar. – W Anglii wygral trzy pojedynki, raniac, ale nie zabijajac swoich przeciwnikow. Ale podobno we Francji zabil dwie osoby.

Bryght pomyslal, ze bedzie mu bardzo trudno zachowac obojetnosc w czasie walki. Teraz jeszcze bardziej bal sie o brata. Co prawda Rothgar cwiczyl regularnie i uchodzil za mistrza, ale mial niewielkie doswiadczenie.

Czy jest wystarczajaco dobry, zeby pokonac profesjonaliste? To pytanie nie dawalo mu spokoju.

Fettler, sluzacy markiza, pomogl mu zdjac wyszywany aurdut, odlozyl ubrania i z niezmaconym spokojem podal mu jego szpade. Zapewne juz uznal swego pana za zwyciezce. Bryght zalowal, ze brakuje mu tej pewnosci.

– Idz juz. – Rothgar cial powietrze szpada. – Masz obowiazki jako sekundant.

– Co mam robic? Czy chcesz ugody?

Markiz tylko potrzasnal glowa i zdjal pierscien z rubinem, ktory mu widocznie przeszkadzal.

– Nie sadze, zeby do niej doszlo. W razie czego zajmij sie wszystkimi sprawami. Czy masz ochote na moj tytul?

– Przeciez wiesz, ze nie! – oburzyl sie Bryght. – Powiedz, jestes gotow walczyc za wszelka cene?

Usmiech ponownie pojawil sie na twarzy Rothgara.

– Za kogo mnie uwazasz? Przeciez nie jestem zwierzeciem! Wystarczy, ze Curry bedzie prosil o wybaczenie przy wszystkich tych ludziach. Na kolanach – dorzucil markiz, widzac sposepniale oblicze brata.

Bryght chcial jeszcze cos powiedziec, ale tylko machnal reka. Z przeciwnej strony zmierzal ku niemu Parkwood Giller, wystrojony jeszcze bardziej niz w nocy. Widocznie pozbyl sie juz strachu o swoje zdrowie i zycie, bo wyraznie sprawiala mu przyjemnosc' rola sekundanta. Spotkali sie w polowie drogi.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×