Cur-ry'ego, przy ktorym czuwal doktor Gibson.

Pojazd ruszyl w strone Malloren House.

– Mam nadzieje, ze nie zatrul swojej szpady – westchnal Bryght, sadowiac sie na swoim miejscu.

Na ustach brata pojawil sie ironiczny usmieszek.

– Nie dramatyzuj!

– Taki lotr jak Curry bylby do tego zdolny. Po prostu uwazam, ze… – urwal, widzac, ze markiz zamknal oczy i oparl glowe o sciane powozu.

Pojedynek go znuzyl i teraz potrzebuje odpoczynku, pomyslal. Ciekawe, czy podobnie jak on, Rothgar stracil ochote na wszelkiego rodzaju pojedynki?

Kiedy w koncu znalezli sie w Malloren House, Bryght po chwili wahania podazyl za bratem do jego apartamentu. Wiedzial, oczywiscie, ze sluzacy dobrze sie nim zajmie, ale nie mogl sie powstrzymac.

Rothgar tylko spojrzal na niego koso, nie wyrzucil go jednak ze swojego pokoju. Powoli rozebral sie, zdejmujac na koncu pocieta koszule. Bryght odetchnal z ulga, widzac, ze rany rzeczywiscie nie sa powazne. Najgorsze bylo chyba ciecie przez ramie, z ktorego wciaz plynela krew.

Bryght powoli odzyskiwal zdolnosc logicznego myslenia.

– Wiec uwazasz, ze ktos wynajal Curry'ego? – nawiazal do ich wczesniejszej rozmowy.

Sluzacy, ktory cicho niczym duch pojawil sie w komnacie, napelnil stojaca na stoliku miske ciepla woda.

– Jezeli tak, to ten ktos powinien znowu uderzyc – stwierdzil Rothgar, zabierajac sie do mycia. – I wtedy, mam nadzieje, wszystko stanie sie jasne.

– Jeszcze raz! Na mily Bog, nie bedziesz przeciez na to bezczeynnie czekal!

Markiz tylko wzruszyl ramionami i ochlapal woda skrwawiona piers.

– A jak mam temu zapobiec? – Zamyslil sie na chwile. -Zreszta wole, kiedy wrog atakuje. Wtedy nie musze sie zastanawiac, gdzie jest i co robi. Interesujesz sie matematyka,

prawda? Jeden punkt nic nam nie mowi, ale dwa pozwalaja wyznaczyc linie, ktora dokads prowadzi…

Markiz dokonczyl ablucji i stanal tak, zeby jego balwierz mogl opatrzyc rany.

Nastepnym razem to moze byc trucizna albo strzal w ciemnosci.

– Robie, co moge, zeby sie tego strzec – mruknal, podnoszac ramie do gory.

– A jednak…

– Boze, co za natret! – Rothgar stracil nagle cierpliwosc. – To chyba dlatego, ze niedawno sie ozeniles. Przeciez nic sie tak naprawde nie zmienilo! Nie rozumiem, o co robisz tyle halasu.

Przy gwaltownym ruchu bandaz zsunal sie z jego ramienia, ale balwierz szybko zabral sie do poprawiania opatrunku. Bryght pomyslal, ze spotkalo go to, na co zasluzyl.

– Owszem, moja sytuacja sie zmienila – potwierdzil, skinawszy glowa dla podkreslenia wagi tych slow. – Teraz, kiedy znalazlem spokoj w domowym zaciszu, boje sie, ze l»vde musial zajmowac sie ta sprawa.

Zrobie wszystko, zebys nie musial – odparowal zgryzliwie Rothgar. – Na razie potrafie sie jeszcze bronic, a potem bedziesz zbyt stary, zeby sie tym przejmowac.

– A Francis? – Bryght pytal o swego syna.

Balwierz skinal glowa, ze opatrunek skonczony i markiz usiadl na krzesle, zeby mogji go ogolic. Wiedzial, o co chodzi bratu. O malzenstwo. Jego malzenstwo, z ktorego urodzilby sie spadkobierca dobr i tytulu. Jednak Rothgar nie chcial sie ?cnic. Wciaz pamietal swoja chora psychicznie matke i dlatego wolal, zeby to Bryght i Cyn dali zycie nowym Mallorenom.

Ten temat nalezal w rodzinie do zakazanych, ale Bryght najwyrazniej mial ochote zlamac tabu.

– No wiec? – podjal.

Rothgar przez chwile nie mogl odpowiedziec, poniewaz balwierz golil jego namydlona twarz. W koncu jednak skinal glowa.

– Prawdopodobnie twoj syn bedzie mogl sie cieszyc tytulem i wysoka pozycja. – Spojrzal bratu wprost w oczy. – Przeciez wiesz.

To bylo ostrzezenie. Markiz uwazal temat za wyczerpany. Jednak jego brat, ktory czul, ze prowadzi cos w rodzaju pojedynku, nie dawal za wygrana.

– A jesli nie?

Rothgar wstal, zeby sluzacy mogli go ubrac.

– Tak czy tak, powinien sie do tego przygotowywac -oznajmil ponuro. – I nie zaniedbywac w przyszlosci lekcji fechtunku.

Chwile pozniej mial juz na sobie nowa, wy krochmalona koszule oraz wyszywany srebrna nicia, jedwabny surdut.

Bryght milczal. Juz dawno pogodzil sie z tym, ze tytul markiza moze przejsc na niego. Znal obowiazki, ktore sie z tym wiazaly. Pozniej, planujac malzenstwo, zalozyl, ze to jego syn bedzie dziedzicem.

Teraz jednak, kiedy Francis mial juz dziewiec miesiecy, zaczal sie bac o jego przyszlosc. Obawiala sie tez jego zona, Portia. Sama prowadzila zywot spokojny i nie chciala, zeby syn angazowal sie w dworskie uklady, co nieodmiennie oznaczalo intrygi i balansowanie miedzy zyciem a smiercia.

Rothgar i tym razem postawil na swoim. Przypomnial, ze nie ma zamiaru sie zenic, chociaz ani razu nie padlo to bezposrednio z jego ust.

Nie wiedziec czemu Bryght pomyslal nagle o Currym. Czy Francis by sobie z nim poradzil? A jesli tak, to kiedy? Za pietnascie lat? Moze za dwadziescia?

Balwierz wyszedl, za to w pokoju pojawil sie cyrulik.

Niosl wielka peruke, z wlosami zwiazanymi czarna aksamitka i przykrytymi szarym materialem.

Do Bryghta dopiero teraz dotarlo, ze nie jest to zwykla poranna toaleta.

– Gdzie sie, do licha, wybierasz?

– Zapomniales, ze dzis piatek?

Rzeczywiscie, czesto nie pamietal o srodowych i piatkowych spotkaniach u krola. Jednak Rothgar nie mogl sobie na to pozwolic. Obecnosc nie byla co prawda obowiazkowa, ale wszystkie liczace sie osoby ze dworu i z rzadu staraly sie tych audiencji nie opuszczac. Absencja byla poczytywana za af ront. Znaczylo to, ze nieobecny przylaczyl sie do ktorejs z opozycyjnych partii.

– Przeciez do krola na pewno dotarly wiesci o twoim pojedynku – zauwazyl Bryght.

– Tym bardziej powinienem pojsc, zeby Jego Krolewska Mosc mogl stwierdzic, ze jestem w dobrym zdrowiu – nie ustepowal Rothgar.

– Ale na pewno ktos powie krolowi…

Markiz podniosl reke, na ktorej zalsnily rodzinne pierscienie i Bryght natychmiast zamilkl.

– Zycie na wsi uspilo w tobie podstawowe instynkty, moj drogi. Jego Krolewska Mosc z pewnoscia bedzie chcial mnie widziec, a poza tym, musze pokazac wszystkim, ze nic mi sie nie stalo i ze nie przejalem sie pojedynkiem.

Rothgar stanal przed lustrem i poprawil troche swoj stroj.

– Poza tym, obiecalem Uftonom, ze przedstawie ich na dworze – dodal.

– Jakim Uftonom? Nie znam zadnych Uftonow!

– Mieszkaja w malym zamku kolo Crowthorne – odrzekl, patrzac z politowaniem na brata. – To pewni ludzie. Sir George chce, zeby jego syn i spadkobierca poznal uciechy Londynu. Pewnie wczesniej pokazal mu, jak zarzadzac ziemia i ludzmi. Na razie zajmuje sie nimi Carruthers.

Bryght poniechal protestow. Markiz mogl z jakichs powodow rozczarowac krola, ale na pewno nie zawiodlby Uftonow.

Zreszta dzisiaj nie zawiedzie nikogo. Pokaze sie pieknie wystrojony i upudrowany i bedzie udawal, ze nic sie nie stalo. Bryght przypomnial sobie slowa Szekspira: „Caly swiat jest scena…' Najpierw pojedynek, potem spotkanie u krola, nastepnie jakis bal i zonglowanie dowcipami, a na koniec uciechy loza albo zielonego stolu do gry. Bryght znal to wszystko, niemal wszystko, i w swoim czasie nawet to lubil. Jednak teraz mial wrazenie, ze dopiero w rodzinie jego zycie stalo sie prawdziwe.

– Czy nie myslales o tym, ze krol moze nie byc zadowolony z zabicia Curry'ego? – spytal jeszcze.

– Jesli zechce mnie upomniec, powinienem dac mu ku temu okazje – odrzekl Rothgar z niezmaconym spokojem.

– A jesli zechce cie wtracic do Tower? – Bryght nie dawal spokoju.

– Podporzadkuje sie jego woli, chociaz to byl uczciwy pojedynek.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×