– Czy Sir Andrew jest gotow odwolac swoje oszczerstwo? – spytal Bryght.

Koronkowa chusteczka Gillera zawirowala w powietrzu.

– Oszczerstwo?! Raczysz, panie, zartowac! To raczej markiz powinien go przeprosic za nieuzasadniona napasc.

Na te slowa Bryght az zgrzytnal zebami.

– To bezczelnosc!

– Przeciez wszyscy wiedza, ze…

Bryght zblizyl sie do Gillera, a w jego oczach pojawily sie niebezpieczne blyski.

– Posluchaj, draniu. To prawda, ze sekundanci nie walcza. Ale uwazaj, bo wyzwe cie zaraz po tym pojedynku.

Na lotrowskiej twarzy Parkwooda pojawil sie strach.

– Alez zapewniam wasza lordowska mosc… – niemal dlawil sie w obawie, ze Bryght dotrzyma slowa. – Zapewniam, ze ja… ja tak wcale nie mysle.

– W porzadku. Spelnilismy swoja misje. Pora zaczac pojedynek.

Bryght nie mial zadnych watpliwosci, ze nic nie zdolaloby przekonac Curry'ego. Dlatego sklonil sie lekko i szybko wrocil do Rothgara.

– Walka – oznajmil krotko.

Rothgar milczal, starajac sie rozluznic miesnie. Odebral te wiadomosc jak cos oczywistego i dalej cwiczyl, usilujac jednoczesnie skupic sie na przeciwniku. Pewnie wlasnie dzieki temu zwykle wygrywal z Bryghtem, ktory byl zbyt niecierpliwy, zeby przed walka zastanawiac sie nad strategia i mozliwosciami oponenta. Z kolei Cyn mial te umiejetnosc we krwi. Nie musial nic robic. Wystarczylo, ze wzial szpade do reki, a juz byl rozluzniony i skupiony. Bryght raz jeszcze pozalowal, ze to drugi brat nie moze stanac w obronie zony. Z pewnoscia posiekalby Curry'ego na kawalki. Szescioletnia wojaczka uczynila go nieczulym na smierc, wiec pewnie nawet by sie tym nie przejal.

Curry przechadzal sie niecierpliwie po polu walki. Zebrani czekali teraz na znak Rothgara. Bryght nie chcial go ponaglac, ale pragnal jak najszybciej miec pojedynek z glowy. Tymczasem markiz wcale sie nie spieszyl. Skonczyl co prawda rozgrzewke, ale teraz po prostu spokojnie czekal. Byc moze chodzilo mu o to, zeby wyprowadzic Curry'ego z rownowagi.

W koncu usmiechnal sie do brata i wreszcie przeszedl na wydeptany placyk. Publicznosc wstrzymala dech. Nikt nie poruszal sie z rowna gracja jak lord Rothgar. Nikt tez nie wygladal okazalej i godniej od niego. Nawet teraz, W samej koszuli i spodniach, pozostal w kazdym calu dworzaninem. Jednoczesnie ujawnila sie jego natura drapiezcy. To, co na co dzien oslanialy peruki i piekne stroje.

Wszyscy wiedzieli o wielkich wplywach Rothgara. Jednak glownie ceniono jego spryt i cywilna odwage. Niewielu wiedzialo, ze jest on tez doskonalym szermierzem. Bryght pomyslal, ze brat byc moze celowo unikal do tej pory pojedynkow. Jakby nie chcial ujawniac wszystkich swoich atutow.

Widzowie az zamarli na te demonstracje sily i gracji. A Curry? Jesli nawet sie bal, to nie dal tego po sobie poznac.

Wkrotce tez stalo sie jasne, dlaczego. Poniewaz juz od pierwszego skrzyzowania szpad, Curry dal sie poznac jako doskonaly fechtmistrz. Mial w sobie owa lisia zrecznosc, czy tez instynkt, ktory pozwalal mu wykorzystac kazda slabosc przeciwnika. A poza tym, byl leworeczny.

Bryght zagryzl wargi, widzac, ze brat broni sie niezrecznie. Co prawda udawalo mu sie odparowywac wszystkie ciosy Curry'ego, ale jednoczesnie ustepowal mu placu. Po chwili Curry splywal potem. Na czole Rothgara rowniez pojawilo sie pare kropel. Mimo niezbyt wyszukanej techniki, jego obrona byla skuteczna, chociaz przeciwnik napieral jak burza.

Publicznosc uznala juz chyba Rothgara za pokonanego i tylko jego brat zywil nadzieje, pamietajac te wszystkie sztuczki, ktorych nauczyl sie wlasnie od niego. To niemozliwe, zeby Rothgar wszystkiego zapomnial!

Nikt nawet nie smial westchnac. W powietrzu slychac bylo tylko szczek stali. Koszule walczacych zabarwily sie krwia, choc byly to zaledwie zadrapania. Mimo przewagi, Curry'emu nie udalo sie ciezej zranic lorda.

Nastapilo kolejne zwarcie. Obaj mezczyzni byli juz mocno zmeczeni, ale Curry, ktory wciaz atakowal, chyba bardziej. I wlasnie w chwili, kiedy napieral z ostateczna determinacja na markiza, Rothgar jakby urosl. Wyprezywszy sie, strzasnal z siebie ostrze Curry'ego, jakby to byla zabawka, a nie bron, a nastepnie wykonal prosty sztych wprost w jego piers. Przerazony przeciwnik usilowal sie oslonic i wlasnie wtedy, jakims nadludzkim sposobem, Rothgar smignal ostrzem tuz przed nosem Curry'ego i wbil je wprost w jego lewe ramie. Curry krzyknal i wypuscil szpade z dloni. Dla wszystkich, ktorzy choc troche sie na tym znali, stalo sie jasne, ze najprawdopodobniej nie bedzie juz mogl walczyc lewa reka.

Widzowie dopiero po chwili zorientowali sie w sytuacji. Rozlegly sie brawa i radosne okrzyki, co znaczylo, ze oprocz wrogow, markiz mial tu rowniez przyjaciol.

Curry spojrzal na swoje ramie, nie bardzo wiedzac, co sie stalo.

Przeciez byl lepszy.

Przeciez juz uznal siebie za zwyciezce.

Schylil sie i chwycil szpade w prawa dlon. Jednak Rothgar przystawil mu wczesniej swoje ostrze do piersi.

– Musisz teraz obiecac, ze… nie bedziesz spiewal niemodnych piosenek – powiedzial, dyszac. Obrona pochlonela sporo jego sil.

W oczach Curry'ego pojawila sie bezrozumna wscieklosc. Patrzyl, nie bardzo pojmujac, co sie stalo. Przeciez nikt go do tej pory nie pokonal.

– Jak nie moge spiewac, to powiem, ze lady Chastity Ware to kurwiszon, jakiego swiat nie widzial!

Z dzikim wrzaskiem rzucil sie na Rothgara. Ten tylko uchylil sie i jednym sztychem przeszyl mu piers na wysokosci serca, zalujac, ze pozwolil mu wypowiedziec ostatnie slowa.

Curry padl na ziemie tuz przed nim. Chwile potem stalo sie jasne, ze juz zadne bluznierstwo nie wyjdzie z jego ust.

2

Rothgar oczyscil szpade i schowal ja do pochwy. Do Cur-ry'ego niespiesznie podszedl doktor, zeby potwierdzic to, co i tak bylo oczywiste. Zaden z przyjaciol nieszczesnika nie mial jakos ochoty sie nim zajac. Publicznosc, ktora do tej pory milczala w oslupieniu, wybuchla teraz gwarem wielu osob.

Rothgar spojrzal przez ramie na stojacych za nim ludzi. Glosy natychmiast ucichly.

– Szanowni panstwo – zaczal – slyszeliscie, ze sir An-drew Curry obrazil nie tylko dame i jej rodzine, ale takze krola i krolowa. To oni bowiem przyjeli lady Raymore do swego dworu, dajac w ten sposob swiadectwo jej cnocie. I nikt nie ma prawa tego kwestionowac!

W tlumie rozlegly sie glosy poparcia:

– Tak! Dobrze mowi!

– Boze chron krola!

– Smierc oszczercom!

Kumple Curry'ego spojrzeli po sobie ze strachem i nie czekajac na dalszy rozwoj wypadkow ruszyli w swoja strone. Mezczyzni zaczeli gratulowac Rothgarowi. Kiedy tlum sie rozproszyl, Bryght zauwazyl, ze nie ma nikogo, kto moglby zajac sie cialem. Dlatego poprosil swojego lokaja, zeby zalatwil cala sprawe z doktorem Gibsonem. W tym czasie Fettler pomagal Rothgarowi sie ubrac.

– Czy rzeczywiscie mial nad toba przewage? – Bryght nie mogl powstrzymac ciekawosci.

Rothgar wypil potezny lyk z flaszy podanej mu przez lokaja. Byla to z cala pewnoscia zrodlana woda, a nie alkohol.

– Musze przyznac, ze byl zupelnie niezly – odparl wymijajaco. – Najpierw musialem poznac jego technike, co kosztowalo mnie pare pomniejszych ran.

– Cos powaznego? – zaniepokoil sie Bryght.

– Tylko drasniecia – powiedzial Rothgar i skinal na stojacy nieopodal powoz. Wsiadajac, spojrzal jeszcze na

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×