– Nie, sire – odrzekl Rothgar.

Poniewaz nie mialbym z nia zadnych szans, dodal w duchu.

Monarcha wyszedl z sali w licznej asyscie. Po jakims czasie Rothgar i Diana zostali sami. Czesc ze zgromadzonych osob zlozyla im gratulacje, ale czesc udawala, ze ich nie zauwaza, bojac sie, ze markiz popadl w nielaske z powodu swego ekscentrycznego gustu. Takie juz bylo dworskie zycie.

Stali przez chwile obok siebie, a potem jednoczesnie spojrzeli na ksiezyc.

– Zostaniesz moja zona? – spytal, sciskajac ja za reke.

– A nie boisz sie? – Zerknela w jego strone.

– Musze nauczyc sie podejmowac ryzyko – odparl i wzial ja w ramiona.

Dlugo patrzyli sobie w oczy, a potem polaczyli sie w namietnym pocalunku.

– Och, Diano, kocham cie. Kocham i boje sie tego, co moze nastapic – dodal z westchnieniem.

– Szalenstwa dzieci?

– Wlasnego tez. Pewnie ci nie mowilem, ale moja matka nie mogla zniesc placzu dziecka… Stad, byc moze moje dziwne zachowanie wtedy, w ogrodzie… Chce jednak sprobowac. Przeciez nie moge nie poddac sie Dianie w czasie pelni.

Przytulila go znowu, czujac, ze ich problemy jeszcze sie nie skonczyly. Przed nimi dluga droga, zanim uda im sie doswiadczyc pelni szczescia. Moze „uleczenie' Rothgara zajmie mniej czasu, niz jej sie zdaje? A moze bedzie musiala poswiecic na to cale zycie.

Ona tez chciala sprobowac!

Podjac ryzyko!

Wprost trudno jej bylo uwierzyc, ze Rothgar bedzie teraz nalezal do niej!

Znowu przytulila sie do niego. Ich usta ponownie sie spotkaly. Czula sie tak, jakby byli ze soba od zawsze. I pomyslec, ze Bey jeszcze niedawno nie chcial slyszec o malzenstwie!

– Chce byc z toba sama – szepnela. – Poznac cie najlepiej, jak tylko mozna.

Rothgar zasmial sie na te slowa.

– Ja tez nie pragne niczego innego, ale obawiam sie, ze bedziemy teraz bardzo zajeci. Jednak przede wszystkim, mam dla ciebie gwiazdke z nieba. – Zdjal jeden z pierscieni i podal go Dianie.

Drzaca dlonia zalozyla go na swoj palec. Wielki diament wygladal na nim naprawde wspaniale. Pewnie nalezal do najpiekniejszych klejnotow w kolekcji. Diana czula sie tak, jakby mogla latac.

– Wiesz, co w tobie uwielbiam? – Zrobila tajemnicza mine. -Mm?

– Ze nie przeszkadza ci to, jaka jestem. Nie bedziesz chcial mnie zmienic, prawda?

Przez chwile udawal, ze sie zastanawia, a potem zrobil do niej oko.

– Mysle, ze chociaz troche. Przydaloby ci sie pare lekcji fechtunku, co?

Ucalowala go w policzek.

– Nie, Diano, nie musisz sie zmieniac – dokonczyl powaznie. – Kocham cie taka, jaka jestes.

– I tak bardzo sie zmienilam – stwierdzila po namysle. Do niedawna w ogole nie chcialam slyszec o malzenstwie.

Dotknela pierscienia, ktory dostala od Beya. Byl troche za luzny, ale wygladal przepieknie na jej palcu i stanowil cudowna obietnice prawdziwej milosci. Zwlaszcza, ze musiala na niego tak dlugo czekac.

Teraz najchetniej zamknelaby sie z Rothgarem w sypialni. Moglaby go przynajmniej calowac i piescic. Jednak ona tez wiedziala, ze czekaja na nich obowiazki.

– Czy myslisz o tym, co ja? – Podal jej reke i oboje odwrocili sie od ksiezyca.

– Tak, musimy zejsc na dol – westchnela. – Co z krolem?

– Jesli zechce sie obrazic, to nic na to nie poradze. Zawsze bede po twojej stronie. Najwyzej wyjedziemy. Mam nadzieje, ze Anglia na tym nie ucierpi.

Weszli do labiryntu. Cienie na scianach wydawaly sie jeszcze bardziej zlowrogie niz przedtem. Zwlaszcza, ze w sali balowej zostawili martwego de Couriaca. Diana zatrzymala sie nagle, uderzona pewna mysla.

– A moze moglbys dac krolowi swojego dobosza? – wyrzucila z siebie. – To mogloby go udobruchac. A ja nie przepadam za ta zabawka.

– Pewnie wolalabys wlasna. – Rothgar po raz pierwszy zazartowal na temat dziecka.

– Tak, ale pomysl, ile przed nami problemow. Czy odziedziczylby tytul Rothgar, czy tytul Arradale? – Mowila to lekkim tonem, ale sytuacja rzeczywiscie byla dosyc skomplikowana. Zwlaszcza, ze Diana zamierzala zachowac swoj tytul, ktorego Bey i tak nie potrzebowal.

Doszli do schodow i zaczeli schodzic w dol. Po chwili znalezli sie w jasniej oswietlonym korytarzu. Cztery duze sale byly wypelnione goscmi, a sluzba podawala przekaski. Niektorzy siedzieli, ale wiekszosc przechadzala sie i wymieniala uwagi na temat wydarzen wieczoru. Rothgar oglosil wiec oficjalnie ich zareczyny w pierwszej sali i chcial przejsc do drugiej.

– Hej, Rothgar, masz narzeczona po zlej stronie! – zauwazyl ktos z tlumu.

Diana natychmiast sie zreflektowala i przeszla na jego prawa strone. Musi pamietac, w jakim swiecie zyje. I tak powinna sie cieszyc, ze Bey ja akceptuje. Niewielu mezow pozwoliloby zonom na strzelanie z pistoletu czy szermierke.

W nastepnej sali Rothgar powtorzyl swoj komunikat i ruszyli dalej. Do trzeciej, w ktorej znajdowal sie krol. Diana poczula uklucie strachu na widok monarchy. Wiedziala, ze nie moze juz zabronic im slubu, ale bala sie, ze Bey owi bardzo bedzie brakowac dworu, jesli popadnie w nielaske.

Zerknela w bok. Zaden muskul nie drgnal na twarzy markiza. Sklonila sie gleboko krolowi, ktory nie wygladal na uszczesliwionego jej widokiem.

– Aa, lady Arradale. Jestes, pani, bardzo niezwykla kobieta, co?

– Obawiam sie, ze tak, najjasniejszy panie.

– Pamietasz, pani, rozmawialismy kiedys o niebezpieczenstwach czyhajacych na kobiety, ktore robia to, co mezczyzni.

– Pamietam, sire.

Krol zmarszczyl brwi, a Diana pomyslala, ze powinna spodziewac sie najgorszego. Jerzy III mogl ja nawet wtracic do Tower za uzycie broni w jego obecnosci. Kazdy powod byl dobry.

– Wspomnialas wowczas, pani, ze kobieta potrafi bronic swoich dzieci, co? A ja sie zgodzilem.

– Istotnie, Wasza Krolewska Mosc.

– To samo dotyczy chyba meza, co?

Na sali rozlegl sie szmer aprobaty, a Diana odetchnela z ulga. To oznaczalo pokoj. Krolowi zapewne nie bylo latwo zdobyc sie na taki gest.

– Tak, sire. – Ponownie sklonila sie gleboko, wciaz trzymajac Beya za reke.

Monarcha wskazal gestem, ze moze sie wyprostowac.

– Mam nadzieje, pani, ze bedziesz miala dwoch synow -rzekl, kladac nacisk na przedostatnim slowie.

– A jesli tylko jednego, najjasniejszy panie? – wtracil Roth-gar. – Czy drugi tytul bedzie mogl pozostac w rodzinie?

Scisnela dlon markiza. To jednak zbyt wiele, zadac od Jerzego III, by uznal kolejna hrabine Arradale. Bey posunal sie chyba za daleko.

Krol zastanawial sie przez chwile nad odpowiedzia.

– Jesli Bog tak zdecyduje, wypadnie nam zgodzic sie z Jego wola – odparl w koncu chlodno.

Diana nie mogla uwierzyc wlasnym uszom. Czyzby udalo im sie odniesc nastepne zwyciestwo? Tym razem to Rothgar pochylil sie w uklonie.

– Stokrotne dzieki, Wasza Krolewska Mosc. Pozwol, najjasniejszy panie, ze odplace ci malym prezentem.

– Prezentem? – Mloda twarz krola natychmiast sie rozjasnila.

– Lady Arradale podarowala mi automat, przedstawiajacy ja w dziecinstwie. Byl zepsuty, ale go naprawilem. Przyjmij go, najjasniejszy panie, jako znak mojego oddania i dozgonnej lojalnosci. Moze przejdziemy do holu, zeby wszyscy go mogli zobaczyc? – zaproponowal na koniec Rothgar, wiedzac, ze krol uwielbia takie pokazy.

Monarsze nie trzeba bylo tego dwa razy powtarzac. Ruszyl pierwszy, wraz ze swoja obstawa, a za nim pozostali goscie. Markiz natychmiast wydal polecenia sluzbie, nie chcac, by krol czekal zbyt dlugo. Po chwili wszyscy znalezli sie znow tam, gdzie zaczal sie bal maskowy, pod ksiezycem w pelni. Dla wiekszego efektu Rothgar kazal ustawic wiecej swiatel tylko kolo miejsca, gdzie mial stanac automat.

Sluzba wniosla zakryta jasnym plotnem maszyne i ustawila ja na podwyzszeniu, tuz przed wyscielanym

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×