krzeslem, na ktorym spoczal monarcha.

Rothgar odslonil dobosza.

– Na Boga, lordzie! Piekna rzecz! – wykrzyknal Jerzy III.

Ciekawe, co powie krol, kiedy zobaczy wszystkie mozliwosci automatu? pomyslala Diana. Bey zrobil efektowna przerwe, wszyscy sie uciszyli, a on puscil maszyne w ruch. Po chwili rozlegly sie spiewy ptaka.

Po pierwszym pokazie nastapil nastepny, a potem jeszcze jeden. Zebrani domagali sie tez czwartego, ale krol kazal zabrac automat, zapowiadajac jednoczesnie kolejna prezentacje w Buckingham Palace.

Diana z przyjemnoscia patrzyla, jak sluzba wynosi zakrytego chlopca. Wraz z nim odchodzila od niej gorsza czesc jej zycia. Sama przez ostatnie dni czula sie jak automat, ktory moze wykonywac okreslone czynnosci i teraz miala wrazenie, ze odzyskala wolnosc. Towarzyszylo temu jednak ogromne zmeczenie.

Goscie powoli zaczeli sie rozchodzic. Na szczescie nie musiala jeszcze grac roli gospodyni i zegnac sie ze wszystkimi. Rothgar wyszedl, zeby odprowadzic krola. Zegnal sie tez z innymi wychodzacymi. Ona natomiast mogla stac w katku, do niczego sie nie mieszajac.

Jednak jedna osoba podeszla do niej, zeby sie z nia pozegnac. Na milej buzi znajdowala sie tylko waziutka maska, a rozowa bufiasta suknia odslaniala kragle ramiona.

Zanim Diana zdazyla sie przedstawic i spytac nieznajoma o nazwisko, pojawil sie Rothgar.

– Monsieur D'Eon? Przykro mi, panie, jesli nie bawiles sie zbyt dobrze!

34

Diana az otworzyla usta ze zdziwienia, zafascynowana iluzja kobiecosci, ktora wytworzyl D'Eon. To prawda, ze wiele mozna osiagnac za pomoca zrecznego makijazu, ale Francuz zachowywal sie tak, jak prawdziwa dama. Poza tym jego suknia odslaniala gore, a tam widac bylo prawdziwy, pelny biust!

Byc moze D'Eon nalezal do tlusciochow, ktorzy mogli dowolnie modelowac swoje cialo. Diana nie chciala sie w tej chwili nad tym zastanawiac. Miala przed soba czlowieka odpowiedzialnego za wszystkie napady na Beya.

D'Eon puscil w ruch swoj koronkowy wachlarz.

– Bylbym niepocieszony, panie, gdyby ten wariat osiagnal to, o co mu chodzilo. – Nawet glos mial teraz cienki i kobiecy.

– Wiec go potepiasz? – zdziwil sie Rothgar.

– Alez oczywiscie! Za kogo mnie masz, panie?! D'Eon wygladal na naprawde oburzonego. Ciekawe,

czy gral, czy tez rzeczywiscie nie mial nic wspolnego z napadem de Couriaca?

– Myslisz, panie, ze uwierze, iz nie inspirowales atakow na moje zycie – mruknal Rothgar.

Rzesy D'Eona zatrzepotaly niczym motyle w siatce. Stanowil teraz doskonaly obraz urazonej niewinnosci. Jakby maz posadzal go nieslusznie o zdrade.

– Nigdy nie nastawalem na twoje zycie, panie.

– A Curry?

– Chodzilo tylko o to, by cie zranic.

Diana patrzyla ze zdziwieniem na obu mezczyzn. Odniosla wrazenie, ze Francuz zaleca sie do Rothgara. Nie, to chyba niemozliwe. Jednoczesnie na nia prawie wcale nie zwracal uwagi.

– Zreszta de Couriac mial te same rozkazy, panie – ciagnal D'Eon. – Sam nie wiem, co mu przyszlo do glowy. Nie mialem pojecia, ze jest tak niezrownowazony.

– Albo, ze mial inne rozkazy – rzucil Bey. Francuz zacisnal swoje pomalowane usta.

– Byc moze.

– Czy mowisz to po to, panie, by sie usprawiedliwic? -Rothgar spojrzal ciekawie na D'Eona.

– Raczej, by wyjasnic sytuacje – padla odpowiedz.

– I tak, twoj czas juz sie skonczyl, kawalerze. D'Eon cofnal sie, a na jego twarzy pojawil sie strach.

– Nie mozesz, panie, tknac ambasadora.

– Pelnisz jedynie jego obowiazki, kawalerze – zauwazyl Rothgar.

– Staram sie sluzyc mojemu krolowi najlepiej, jak potrafie. Podobnie, jak ty, panie.

– Jednak bedziesz musial zaplacic za to, ze wciagnales lady Arradale w te diabelska intryge! – rzekl stanowczo markiz.

D'Eon spojrzal na nia tak, jakby dopiero teraz ja zauwazyl. Nie myslal o niej wczesniej. Byla jedynie uzytecznym narzedziem, niczym wiecej.

– Przyznasz, panie, ze czesciowo dzieki mnie staniesz na slubnym kobiercu. To ja podsunalem krolowi pomysl, zeby wydac za ciebie lady Arradale. Mialo cie to utrzymac z daleka od spraw panstwowych.

Rothgar pokiwal glowa.

– Domyslilem sie tego. A co z porwaniem? Czy to byl twoj pomysl?

Francuz wygladal na zdziwionego. Jakby slyszal o calej sprawie po raz pierwszy.

– Porwano cie, pani? – dopiero teraz zwrocil sie do Diany.

Skinela glowa.

– Zrobil to lord Randolph z pomoca de Couriaca – odparla.

– Lord Randolph, lord Randolph – powtarzal D'Eon. -Chodzi o tego karciarza Somertona? Balbym sie korzystac z jego uslug, bo zanadto sie lubi przechwalac, a brakuje mu odwagi.

Diana ze zdziwieniem wysluchala tej jakze trafnej charakterystyki. Znaczylo to, ze Francuzi bacznie obserwuja osoby zwiazane z dworem i staraja sie poznac ich wszystkie slabostki.

– I co sie w koncu stalo, pani? – spytal D'Eon, ktory rzeczywiscie chyba nic nie wiedzial o porwaniu.

– Markiz mnie uwolnil – odparla, nie chcac wdawac sie w szczegoly.

– Nie mialem z tym nic wspolnego – zadeklarowal Francuz. – Przyznaje sie jednak do bledu. Powinienem byl zabic de Couriaca po tym, jak nie wykonal pierwszego zadania. Przypominal wscieklego psa, a przeciez usuwa sie chore zwierzeta. Bez przerwy powtarzal, ze to markiz odpowiada za smierc jego towarzyszki.

– Znaleziono ja martwa, ale to nie ja ja udusilem – stwierdzil markiz.

– Och, nie! De Couriac sam to zrobil. Byl wscieklym psem, ale jednoczesnie Francuzem, a ja dalem mu schronienie. – D'Eon zamyslil sie na chwile. – Dobrze, monsieur le marauis, jestem do panskiej dyspozycji.

Nie, pomyslala Diana. Nie teraz, kiedy znalazla w koncu szczescie i spokoj. Jednak Rothgar byl zdecydowany.

– Bron?

– Szpady – rzucil Francuz. Hrabina chciala zaprotestowac, ale sam D'Eon podniosl do gory reke z wachlarzem. – Proponuje walke do pierwszej krwi. Za duzo padlo juz trupow, panie.

– Gdzie i kiedy?

– Tu i teraz – rzekl zdecydowanie D'Eon.

Diana zaczela sie rozgladac dookola. Gdzie Elf i Bryght, ktorzy mogliby zapobiec temu szalenstwu? Co na to reszta gosci?

Zmartwiala zerknela na Beya i dostrzegla, ze jest wyraznie rozbawiony.

– Wybacz panie, ale… z calym szacunkiem, nie bedzie ci zbyt wygodnie w tej sukni.

– Moge sie przebrac. No juz. Jestem gotow bronic honoru Francji.

Hrabina zalamala rece.

– Tylko prosze, do pierwszych ran.

D'Eon sklonil jej sie dwornie, co byloby smieszne, zwazywszy jego kobiece przebranie, gdyby sytuacja nie byla tak powazna.

– Nie boj sie, pani. Zranie markiza lekko, tak by nawet nie zepsuc ci przyjemnosci miodowego miesiaca.

Sama nie wiedziala, czy D'Eon mowi w dobrej wierze, czy tez klamie. Nauczyla sie juz nie ufac Francuzom. I uwazac na ich diabelskie sztuczki. Ale Bey wiedzial o tym lepiej niz ona. Jesli teraz decydowal sie na pojedynek, mial zapewne swoje powody.

Nastepnie D'Eon sklonil sie Rothgarowi.

– Musze ci wyznac, panie, ze do tej pory nikt mnie nie pokonal.

Вы читаете Diabelska intryga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×