– …nad rzeke – dokonczyla szeptem. Patrzyli na siebie, a potem razem odwrocili glowy i spojrzeli na
Cam.
Stan wody byl wysoki, przez ostatni tydzien padaly rzesiste deszcze. Adelia zatrzasnela okiennice izby na wiezy, zeby nie wlewalo sie do srodka. Teraz rzeka, niewinna, wygladzona blaskiem slonca, siegala gornej krawedzi brzegow i wygladala jak ozdobna, wijaca sie intarsja.
Czy ktos jeszcze zauwazyl te ceche laczaca smierc dzieci? Na pewno, pomyslala medyczka, nawet koroner szeryfa nie byl az tak glupi. Jednak spokojnie mogl to zlekcewazyc. Przeciez Cam stanowila dla miasta spichlerz, droge i sciek. Jej brzegi dostarczaly paliwa, materialu na dachy oraz meble. Wszyscy z niej korzystali, to, ze dzieci zniknely akurat w poblizu Cam, stanowilo fakt nieco mniej zaskakujacy, niz gdyby stalo sie to gdzie indziej.
Jednak Adelia i Ulf wiedzieli cos jeszcze. Szymon zostal utopiony w tej samej wodzie – trudno juz tu bylo mowic o przypadkowej zbieznosci.
– Tak – powiedziala. – To rzeka. Wraz z zapadajacym wieczorem na Cam robilo sie tloczno, lodzie i ludzie przesuwali sie na tle zachodzacego slonca, nie sposob bylo rozroznic szczegolow ich sylwetek. Jedni plyneli do domu po calym dniu pracy w miescie, inni wracali z pol, kierujac sie na poludnie, albo przeklinali, kiedy ich lodz powodowala zator. Rozpierzchaly sie kaczki, labedzie halasowaly, zrywajac sie do lotu. Lodz wioslowa wiozla cielaczka, aby nakarmiono go z reki przy domowym palenisku.
– Masz juz moze pomysl, w jaki sposob zabral Harolda i innych na Wandlebury? – zapytal Ulf.
– Nie. Nie mam pojecia.
Coraz mniej brala pod uwage wzgorze jako miejsce, gdzie mordowano dzieci. To byla zbyt otwarta przestrzen. Zabojca, aby dopuscic sie wobec ofiar tego wyrafinowanego okrucienstwa, musial miec wiecej spokoju, niz mogl mu zapewnic szczyt wzgorza, jakas izbe, piwnice, cos, co ukryloby i stlumilo krzyki. Wandlebury moze znajdowalo sie na odludziu, ale agonia jest halasliwa. Rakszasa balby sie, ze cos by uslyszano, nie moglby zabawiac sie dlugo.
– Nie – powtorzyla. – On mogl tam pozniej zabierac ciala, ale musial gdzie indziej… – juz miala powiedziec „gdzie indziej je pozabijal', jednak powstrzymala sie. Ulf byl w koncu tylko malym chlopcem. – Masz racje – stwierdzila. – Nad rzeka albo gdzies w poblizu.
Oboje przypatrywali sie ruchliwego pasmu ludzkich figurek i lodzi.
Zjawilo sie trzech lowcow ptactwa, ich lodz zapadala sie gleboko pod ciezarem stosow gesi i kaczek przeznaczonych na stol szeryfa. Plynal tez aptekarz na swoim kajaku – Ulf powiedzial, ze ma on przyjaciolke nieopodal Siedmiu Akrow. Tresowany niedzwiedz siedzial na rufie, a jego pan wioslowal do rudery, gdzie mieszkali, w okolicy Hauxton. Plynely tez przekupki, wiozly puste skrzynki, dlatego bez trudu odpychaly sie dragami. Osmiowioslowa barka ciagnela druga lodz z kreda i marglem, kierujac sie w strone zamku.
– Hal, dlaczego umarles? – wymamrotal Ulf. – Kto ci to zrobil? Adelia myslala o tym samym. Dlaczego kazde z tych dzieci umarlo?
Kto na tej rzecze zdolal je zwiesc i skusic? Kto powiedzial: „chodz ze mna', i z kim one poszly? To nie mogla byc tylko jujuba, musialy ja wspierac autorytet, ufnosc, zyczliwosc.
Medyczka uniosla sie, kiedy na plaskodennej lodce przeplynela jakas zakapturzona postac.
– Kto to byl? Ulf spojrzal przy slabnacym swietle.
– On? To stary braciszek Gil. Brat Gilbert?
– Dokad on plynie?
– Wiezie hostie dla pustelnikow. Barnwell ma pustelnikow tak samo jak mniszki. Niemal wszyscy mieszkaja przy brzegu, w gorze rzeki, w lesie. – Ulf splunal. – Babka ich nie cierpi. Brudne stare straszydla, tak o nich mowi, odcinaja sie od wszystkich, a babka uwaza, ze to nie po chrzescijansku.
Czyli mnisi z Barnwell tez plywaja rzeka, aby zaopatrywac swoich pustelnikow oraz zakonnice.
– Przeciez jest wieczor – stwierdzila Adelia. – Dlaczego plyna tak pozno? Brat Gilbert nie zdazy wrocic na komplete.
Ludzie religijni zyli, trzymajac sie scisle godzin kanonicznych. Calemu Cambridge koscielne dzwony sluzyly jako zegar; wedle nich sie umawiano, przy nich przekrecano klepsydry, wedlug nich zaczynano i konczono rozne sprawy. Bijac na laude, wzywaly chlopow na pola, na nieszpory posylaly ich do domow. A w nocy ich glos dostarczal mieszczanom zlosliwej satysfakcji, ze moga zostac w lozkach, podczas gdy zakonnice oraz mnisi musza opuszczac swoje cele i klasztorne sypialnie, aby spiewac na jutrzni.
Na brzydkiej twarzy Ulfa nagle pojawilo sie olsnienie.
– Wiem dlaczego – powiedzial. – Dzieki temu moga sie zatrzymywac na noc na polu. Moga sie porzadnie wyspac pod gwiazdami, nazajutrz polowac albo lowic ryby, moga odwiedzic kolege, oni wszyscy tak robia, oczywiscie mniszki maja przewage, mowi babka, bo nikt nie wie, co tam wyprawiaja w lesie. Ale…
Nagle spojrzal na nia przymruzonymi oczyma.
– Brat Gilbert? Odwzajemnila spojrzenie.
– To mogl byc on.
Jak bardzo dzieci narazone sa na ciosy, pomyslala. Skoro Ulf, przy calym sprycie swojej matki i wiedzy na temat morderstw, dopiero teraz zaczal podejrzewac kogos, kogo znal, to pozostali musieli byc latwym lupem.
– Braciszek Gil jest bardzo nerwowy – niechetnie powiedzial dzieciak – ale jest sympatyczny, milo rozmawia z mlodszymi. I jest krzy… – Ulf z klapnieciem zaslonil sobie usta dlonia, Adelia po raz pierwszy ujrzala go zmieszanego. – On przeciez byl na krucjacie!
Slonce juz zaszlo i coraz mniej lodzi plywalo po Cam, zostaly tylko te, ktore mialy latarnie na dziobie, rzeka zaczela wiec przypominac bezladny naszyjnik ze swiatel.
Oboje wciaz siedzieli bez ruchu, nie chcieli stamtad odchodzic, rzeka ich przyciagala i odpychala zarazem, byli tak blisko dusz dzieci, ktore zabrala, ze wydawalo sie, iz szum trzcin niesie teraz ich szepty.
Ulf sie skrzywil.
– Dlaczego, do licha, tego wszystkiego nie da sie cofnac? Adelia objela go ramieniem, moglaby nad nim zaplakac. O tak, zawrocic nature i czas. Sprowadzic ich do domu
Matylda W. piskliwym glosem wezwala na wieczerze.
– No to co z jutrem? – zapytal Ulf, kiedy szli juz do domu. – Mozemy zabrac starego Czarnuszka. On niezle radzi sobie z tym dragiem do lodzi.
– Nawet mi sie nie sni isc bez Mansura – oznajmila – ale jesli ty nie okazesz mu szacunku, to zostajesz.
Adelia wiedziala, podobnie jak Ulf, ze musza zbadac rzeke. Gdzies przy brzegu stal dom, a moze zaczynala sie jakas wiodaca do niego sciezka, bylo miejsce, gdzie wydarzyly sie straszne rzeczy, tak okropne, iz na pewno od razu pozna, ze tam sie dzialy.
Moze na zewnatrz nie bedzie zadnego wyraznego znaku, ale ona na pewno sie zorientuje.
Tamtej nocy na drugim brzegu Cam stala samotna postac. Adelia dostrzegla ja przez otwarte okno swojej izby na pietrze, kiedy czesala wlosy. Wystraszyla sie tak bardzo, ze az nie mogla drgnac ze zgrozy. Przez chwile ona i cien pod drzewami wpatrywali sie w siebie tak intensywnie, jak kochankowie rozdzieleni przepascia.
Wycofala sie, zdmuchnela swieczke i macajac w poszukiwaniu sztyletu, ktory noca trzymala na stoliku obok lozka, nie wazyla sie oderwac oczu od postaci po drugiej stronie rzeki, tak na wypadek gdyby postac ta skoczyla przez wode i wtargnela oknem.
Kiedy juz miala stal w dloni, poczula sie lepiej. Smieszne. Przeciez by dostac sie do okna, to cos musialoby miec skrzydla lub drabine obleznicza. Teraz jej nie moglo widziec, dom skrywaly ciemnosci.
Ale kiedy zamykala okiennice, wiedziala, ze postac caly czas ja obserwuje. Czula oczy przewiercajace ja na wylot, kiedy boso czlapala na dol, by upewnic sie, czy wszystkie wejscia sa zaryglowane. Stroz szedl za nia niechetnie.
Kiedy dotarla do glownej sali, dwa ramiona gwaltownie uniosly bron nad glowe.
– O, do licha – powiedziala Matylda B. – Niemal przez ciebie nie umarlam ze strachu.
– Ja tak samo – odparla Adelia. – Ktos jest po drugiej stronie rzeki. Dziewczyna opuscila pogrzebacz.
– Jest tam co noc, od kiedy poszlas na zamek. Patrzy, zawsze patrzy. A jedyny mezczyzna tutaj to maly Ulf.
– Gdzie jest Ulf? Matylda wskazala schody na poddasze.
– Spi bezpiecznie.
– Jestes pewna?
– Oczywiscie. Obie kobiety popatrzyly przez rozetowe okno.
– Poszedl. To, ze owa postac zniknela, bylo jeszcze gorsze, niz gdyby stala tam dalej.
– Dlaczego mi nie powiedzialas? – Adelia domagala sie wyjasnien.
– Uznalam, ze i tak masz juz duzo na barkach. Ale powiedzialam straznikom. Gowno sie przejeli. Nikogo ani niczego nie widzieli, co zreszta nie dziwi przy tym halasie, jakiego narobili, gdy szli tu po moscie… Uznali, ze to pewnie jakis podgladacz.
Matylda B. przeszla na srodek izby i odlozyla pogrzebacz na miejsce. Przez chwilke drzal na kracie paleniska, jakby reka, ktora go trzymala, trzesla sie za bardzo, by go od razu wypuscic.
– To nie byl jakis podgladacz, prawda?
– Nie.
Nazajutrz Adelia przeniosla Ulfa na zamkowa wieze, zeby mieszkal tam z Gyltha i Mansurem.
Rozdzial 13
Nie pojdziecie beze mnie – oznajmil sir Rowley, z trudem wydostajac sie z lozka. Upadl na podloge. – Au, au, niechaj Bog sprawi, aby zgnil ten Roger z Acton. Dajcie mi noz, a odetne mu jaja, zrobie z nich przynete na ryby, ja…
Adelia i Mansur, starajac sie nie smiac, uniesli chorego z podlogi i polozyli z powrotem na poslaniu. Ulf podniosl jego szlafmyce i zalozyl mu z powrotem na glowe.
– Z Mansurem i Ulfem bedzie bezpiecznie – oznajmila – i pojdziemy za dnia. Z drugiej strony, tobie przyda sie nieco cwiczen. Jakis spokojny spacer dookola izby, zeby wzmocnic miesnie, to jak widzisz wszystko, do czego jestes teraz zdolny.
Poborca podatkow warknal wsciekle i walnal piescia w poslanie, co wywolalo kolejny okrzyk, tym razem bolu.
– Daj spokoj z tymi bzdurami – powiedziala Adelia. – W kazdym razie, to nie Acton trzymal noz. Nie jestem pewna, kto to byl, takie bylo zamieszanie.
– Niewazne. Chce, zeby on zawisl, zanim podczas sadow zauwaza jego tonsure i puszcza go wolno.
– Powinien zostac ukarany – zgodzila sie. Acton bez watpienia odpowiadal za podburzenie tych ludzi, ktorzy wtargneli na zamek, by zbezczescic grob Szymona.
– Ale mam nadzieje, ze go nie powiesza – dodala.
– Kobieto, on zaatakowal krolewski zamek, do licha, prawie mnie wypatroszyl, jego trzeba przypiekac na wolnym ogniu z roznem w dupie! – Sir Rowley zmienil pozycje i spojrzal na nia z boku. – Pomyslalas w ogole o tym, ze tylko ty i ja ucierpielismy w tej bijatyce? To znaczy, wyjawszy tych, ktorych sam zalatwilem.