trzymano tak, poki nie dotarly do miejsca swojej smierci.
Powiedziala o tym, po arabsku i po angielsku.
– Wiec moze on w ogole nie uzywal lodzi – stwierdzil Mansur. – Ten diabel przerzucil je przez siodlo. Ruszyl niepostrzezenie suchym ladem.
To bylo mozliwe. Wiekszosc ludzi w tej czesci Cambridgheshire mieszkala nad woda, dalej lezaly tereny niemal puste, wyjawszy pasace sie bydlo. Jednak Adelia nie zgadzala sie z Arabem. Przeczyla temu obecnosc rzeki przy kazdym zniknieciu dziecka.
– On uzyl
– Opium? – To juz bardziej prawdopodobne. Medyczka cieszyla sie, ze w tej czesci Anglii roslo niespodziewanie duzo makow, kojarzonych raczej z Orientem, i ze latwo bylo wykorzystac ich wlasciwosci. Ale zarazem wzbudzalo to rowniez jej niepokoj. Aptekarz, ktory nocami odwiedzal kochanke, destylowal z maku alkohol, nazywal go kordialem swietego Jerzego i sprzedawal wszystkim, choc skrywal pod kontuarem przed klerykami. Ci potepiali owa miksture jako bezbozna z powodu jej wlasciwosci usmierzania bolu, co wszak powinno nalezec tylko do Pana.
– To jest to – oznajmil Ulf. – On dal im kropelke kordialu. – Zmruzyl oczy i wyszczerzyl zeby. – „Lyknij sobie, kochaniutki, i chodz ze mna do raju'.
Ta parodia zlowrogiego kuszenia sprawila, ze mimo wiosennego ciepla powialo chlodem.
Adelie zmrozilo raz jeszcze, kiedy nastepnego ranka usiadla w izbie kantoru na wzgorzu zamkowym. Pokoj zagracony byl dokumentami i skrzyniami, zamknietymi lancuchami z klodkami. To byla prosta, meska izba, zbudowana, by straszyc dluznikow, a juz z pewnoscia nie zeby przyjmowac w niej kobiety. Mistrz de Barque, jeden z braci de Barque, wpuscil lekarke niechetnie i teraz odmawial spelnienia jej zadan.
– Ale list kredytowy wystawiono i na Szymona z Neapolu, i na mnie – zaprotestowala, czujac, jak sciany tlumia jej glos.
De Barque wyprostowal palec i po stole przepchnal ku niej zwoj z pieczecia.
– Przeczytaj to sama, pani, jesli tylko potrafisz zrozumiec lacine.
A zatem przeczytala. Posrod gaszczu „uprzednio', „przez to' i „zgodnie z tym' wystawcy dokumentu, lukkanscy bankierzy z Salerno, zareczali, ze w imieniu aplikanta, krola Sycylii, wplaca braciom de Barque z Cambridge takie sumy, jakich potrzebowac bedzie beneficjent, Szymon z Neapolu. Nie wymieniono jednak zadnego innego imienia.
Uniosla wzrok, spogladajac na tlusta, zniecierpliwiona i znudzona twarz. Jak latwo przychodzi kogos obrazic, jesli brakuje mu pieniedzy.
– Ale to bylo przeciez zrozumiale samo przez sie – mowila. – Zajmowalam w tym przedsiewzieciu pozycje rowna mistrzowi Szymonowi. Zostalam do tego wybrana.
– Jestem pewien, ze tak bylo, pani – stwierdzil mistrz de Barque.
On mysli, ze ja przyjechalam jako kochanka Szymona. Adelia wyprostowala sie, napiela ramiona.
– Wystarczy zwrocic sie do banku w Salerno albo do krola Sycylii, zeby potwierdzic moje slowa.
– A zatem zrob to, pani. Tymczasem… – Mistrz de Barque uniosl ze stolu dzwonek i zabrzeczal nim, wzywajac skrybe. Byl wszak czlowiekiem zajetym.
Medyczka nie ruszyla sie z miejsca.
– To zajmie cale miesiace.
Nie miala nawet tyle pieniedzy, aby oplacic wyslanie listu, niezaleznie, ile by kosztowal. Kiedy przeszukala izbe Szymona, znalazla w niej tylko kilka oberznietych miedziakow. Czyli albo zamierzal udac sie do bankiera, albo wszystko, co mial, trzymal w trzosie, ktory zabral mu morderca.
– Moge od was pozyczyc, az…
– Nie udzielamy pozyczek kobietom. Odepchnela klerka, ktory szarpal ja za ramie, chcac wyprowadzic na zewnatrz.
– To co ja mam zrobic? Musiala splacic rachunki u aptekarza, zaplacic kamieniarzowi, by wykul inskrypcje na nagrobku Szymona, Mansur potrzebowal nowych butow, ona tez…
– Pani, jestesmy organizacja chrzescijanska. Proponuje ci udac sie do Zydow. To wybrani przez krola lichwiarze i jak rozumiem, jestes z nimi w bliskich kontaktach.
Widziala to w jego oczach. Byla niewiasta i zydowska kochanka.
– Znasz sytuacje, w jakiej sa Zydzi – powiedziala z rozpacza. – Obecnie nie maja dostepu do pieniedzy.
Przez chwile mistrz de Barque zmarszczyl twarz tak, ze niemal zagoscilo na niej cieplo.
– Czyzby? – zapytal.
Adelie i Stroza, kiedy szli na wzgorze, minal wiezienny woz pelen zebrakow. Zamkowy pedel zebral ich w ramach porzadkow przed zblizajacymi sie sadami. Jakas kobieta szarpala kraty rekoma chudymi jak u kosciotrupa.
Medyczka wpatrywala sie w nia. Jakze jestesmy slabi, gdy nie mamy grosza.
Jeszcze nigdy nie brakowalo jej pieniedzy. Musze wracac do domu. Ale nie moge, poki zabojca nie zostanie odnaleziony, a nawet wtedy jak zdolam opuscic… Nie pozwolila sobie wymowic jego imienia, bo i tak bedzie musiala opuscic go predzej czy pozniej… Tak czy owak, nie moge podrozowac. Nie mam pieniedzy.
Co robic? Byla jak Rut wsrod obcych zboz. Rut znalazla rozwiazanie, wychodzac za maz. Teraz jednak nie wchodzilo to w rachube.
Czy w ogole bedzie miala za co zyc? Pacjentow kierowano na zamek, bo tam mieszkala, i w przerwach w opiece na Rowleyem przyjmowala ich razem z Mansurem. Ale niemal wszyscy byli zbyt biedni, by placic gotowka.
Nie uspokoila sie, kiedy po wejsciu do pokoju na wiezy, w towarzystwie Stroza, zastala sir Rowleya siedzacego na skraju lozka i rozmawiajacego z sir Joscelinem z Grantchester oraz sir Gerwazym z Coton. Wmaszerowala do izby, ruszyla prosto ku Picotowi.
– On ma wypoczywac – ze zloscia rzucila Gylcie, ktora niczym straznik stala w kacie izby.
Adelia zignorowala obu rycerzy, ktorzy powstali z miejsc na powitanie. Gerwazy zrobil to niechetnie i dopiero na sygnal swojego towarzysza. Sprawdzila pacjentowi puls. Byl spokojniejszy od jej wlasnego.
– Nie zlosc sie na nas, pani – odezwal sie sir Joscelin. – Przybylismy zapytac sir Rowleya o zdrowie. To prawdziwa laska boza, ze ty i medyk znalezliscie sie w poblizu. Ten nikczemnik Acton… Mozemy zywic tylko nadzieje, ze sady nie dadza mu uniknac stryczka. Wszyscy sie zgadzamy, ze powieszenie to jak dla niego zbyt lagodna kara.
– Zaiste? – rzucila.
– Lady Adelia nie popiera uwiezienia, ona uzywa okrutniejszych metod – powiedzial sir Rowley. – Wszystkim zbrodniarzom podalaby solidna dawke hyzopu.
Sir Joscelin sie usmiechnal.
– To naprawde okrutne.
– A wasze metody dzialaja, nieprawdaz? – zapytala Adelia. – Oslepianie, wieszanie i obcinanie dloni sprawiaja, ze macie spokojniejszy sen? Jak sie juz zabije Rogera z Acton, to nie bedzie juz wiecej zbrodni?
– A ten zabojca dzieci? – spokojnie zapytal Joscelin. – Co bys z nim zrobila?
Adelia zwlekala z odpowiedzia.
– I ona sie jeszcze waha – stwierdzil sir Gerwazy z odraza. – Co to za kobieta?
Byla kobieta, ktora uznawala zabijanie w imieniu prawa za czyn najokropniejszy ze wszystkich, dokonywany tak latwo i czasem z tak blahych powodow. Dla niej, ratujacej zycie ludzkie, stanowilo ono jedyny, prawdziwy cud. Byla kobieta, ktora nigdy nie zasiadala obok sedziego ani nie stawala obok kata, zawsze trwala przy oskarzonym. Czy ja moglabym przybyc tutaj w jego lub jej roli? Gdybym urodzila sie do tego, do czego on lub ona zostali urodzeni, czy zachowywalabym sie inaczej? Gdyby kto inny niz dwoje lekarzy znalazl dziecko na zboczu Wezuwiusza, czy dotarlo by ono tam, gdzie ow mezczyzna albo kobieta?
Dla niej prawo powinno stanowic granice, na ktorej zatrzymuje sie barbarzynstwo, albowiem cywilizacja staje mu na drodze. Nie zabijamy przeciez dlatego, aby cos ulepszyc. Zakladala, ze zabojca bedzie musial umrzec i najprawdopodobniej umrze, poniewaz wsciekle zwierze nalezalo zabic, jednak ta jej czesc, ktora pozostawala lekarzem, ciagle zastanawiala sie, dlaczego on stal sie taki wsciekly, i zalowala, ze tego nie wie.
Odeszla od rycerzy, ruszyla do stolika z lekami i po raz pierwszy zauwazyla, ze Gyltha stoi dziwnie sztywno.
– O co chodzi?
Gospodyni wygladala na znuzona, jakby nagle sie postarzala. Dlonie miala rozlozone, podtrzymywala niewielkie pudelko z sitowia w taki sposob, w jaki wierni dzierza hostie, odebrawszy ja od biskupa, przed wlozeniem jej do ust.
Rowley zawolal z lozka:
– Sir Joscelin podarowal mi troche lakoci, Adelio, ale Gyltha nie chce mi ich dac.
– To nie ja – wtracil sie Joscelin. – Ja tylko je przynioslem. Lady Baldwin poprosila mnie, abym zabral je na gore.
Oczy Gylthy to wpatrywaly sie w Adelie, to spogladaly na pudelko. Przytrzymujac je jedna reka, druga lekko odsunela pokrywke.
Wewnatrz, na ladnych lisciach, niczym jajka w gniezdzie, lezaly barwne, wonne cukierki z jujuby.
Obie kobiety popatrzyly na siebie. Medyczce zrobilo sie slabo. Odwrocona plecami do mezczyzn, cichutko wyszeptala:
– Trucizna? Gyltha wzruszyla ramionami.
– Gdzie jest Ulf?
– Z Mansurem – odszeptala Gyltha. – Bezpieczny. Adelia odezwala sie teraz glosniej, mowila powoli.
– Lekarz zabronil sir Rowley owi jedzenia slodyczy.
– W takim razie rozdaj je naszym gosciom – zawolal Rowley z lozka.
Nie zdolamy ukryc sie przed Rakszasa, pomyslala. Jestesmy jego celem, gdziekolwiek sie znajdziemy, jestesmy wystawieni na strzal niczym slomiane figury.
Skinela glowa ku drzwiom i odwrocila sie do mezczyzn, a za jej plecami Gyltha wyszla z izby, unoszac ze soba pudelko.
Lekarstwa. Adelia pospiesznie je przejrzala. Wszystkie zatyczki byly na swoich miejscach, pudelka lezaly poukladane starannie, jak pozostawily je ona i Gyltha.
Popadasz w obled, pomyslala. Morderca jest gdzies na zewnatrz, nie moze majstrowac przy wszystkim. Ale ostatniej nocy czula straszny lek przed skrzydlatym Rakszasa i wiedziala, ze musi wymienic kazde ziolo, kazdy syrop na tym stole, zanim komukolwiek je poda.
Czy on jest na zewnatrz? Czy zjawil sie tutaj? Czy jest tutaj teraz?
Za jej plecami rozmowa zeszla na konie, jak to bywa miedzy rycerzami.
Byla swiadoma obecnosci Gerwazego, rozwalonego na krzesle. W y -powiadal sie mrukliwie, z rzadka. Kiedy spojrzala na niego, w oczach mezczyzny pojawilo sie zamierzone szyderstwo.
Zabojca czy nie, pomyslala, jestes bydlakiem, a twoje istnienie to obelga. Pomaszerowala do drzwi, byly otwarte.
– Pacjent jest zmeczony, panowie. Sir Joscelin wstal.
– Szkoda, ze nie spotkalismy medyka Mansura, prawda, Gerwazy? Prosze przekazac mu nasze pozdrowienia.