– Przyjdz, Naomi.

– Przyjde. Ale tylko dlatego, ze nie chce, zebys byl sam.

– Bede czekal.

Odlozyl sluchawke i zaczal sie rozbierac. Sam nie wiedzial, dlaczego to robi. Nie zamierzal jej tego mowic, ale kochanie sie z Naomi niewiele sie roznilo od samotnosci.

A jednak potrzebowal kogos, kogokolwiek i czegokolwiek, tylko na teraz, na to krotkie teraz, zanim sie zblizy do Slowa w calej jego krasie i mocy. Zanim pozna jego odkrywce w Rzymie.

ROZDZIAL 5

Termin spotkania Randalla z profesorem Montim udalo sie ustalic na poniedzialkowe przedpoludnie, tyle ze nie w Rzymie, lecz w Mediolanie.

Trzy dni wczesniej w Amsterdamie obudzily Randalla odglosy krzataniny Naomi, ktora dosc wczesnie ubrala sie i wyszla z apartamentu. Pamietajac, ile ma do zrobienia, on takze sie nie wylegiwal. Po lekkim sniadaniu najpierw udal sie do Darlene. Poniewaz drzwi do jej pokoju byly zamkniete na glucho, z aktowka w rece zszedl do holu hotelowego, zeby zarezerwowac dla niej bilet na lot z Amsterdamu do Kansas City. Zostawil tez w recepcji pozegnalny liscik i pieniadze na dodatkowe wydatki.

Nastepnie, chociaz roznica czasu oznaczala, ze zbudzi swego prawnika w srodku nocy, zamowil rozmowe z Thadem Crawfordem. Rozmawiali dlugo. Randall powtorzyl mu rozmowe z zona. Crawford z wyrazna ulga przyjal wiadomosc, ze jego szef nie zamierza sie sprzeciwiac rozwodowi. Omowili warunki rozsadnej ugody, a potem przeszli do sprawy kontraktu z Cosmos Enterprises. Po uzgodnieniu z Ogdenem Towerym roznych kompromisowych rozwiazan, wkrotce mial powstac ostateczny ksztalt umowy. Co do niezrecznej sytuacji z odrzuceniem zlecenia Raker Institute, to z Jimem McLoughlinem nie bylo kontaktu i nikt nie wiedzial, gdzie on przebywa.

O dziesiatej rano Randall wszedl do swego biura w Krasnapolskym, z cenna aktowka pod pacha. Tym razem nie probowal spacerow po Amsterdamie, lecz kazal kierowcy wiezc sie pod samo wejscie do Krasa. Wczorajsza napasc nie dawala mu spokoju, wezwal nawet sekretarke, zeby podyktowac jej raport dla ochrony. Lori Cook opisywala szczegoly zdarzenia z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Polecil jej dostarczyc raport Helderingowi, a kopie pieciu wydawcom.

Zgodnie z obietnica mial zamiar udac sie do profesora Deichhardta, aby zwrocic korektorskie wydruki Miedzynarodowego Nowego Testamentu. Gdy wychodzil z gabinetu, zadzwonila Naomi. Chciala sie z nim natychmiast zobaczyc w sprawie spotkan z Montim, Aubertem i Hennigiem.

Randall wezwal wiec znowu Lori i wreczyl jej odbitki szczotkowe.

– Wloz to do szarej koperty – polecil – i przekaz profesorowi Deichhardtowi do rak wlasnych, nie zostawiaj u sekretarki. I uwazaj, zeby cie ktos nie porwal.

Lori wyszla, kulejac, z pokoju, a po chwili zjawila sie Naomi z notatkami w rece.

Spotkania Randalla z Aubertem w Paryzu i z Hennigiem w Moguncji udalo sie zaaranzowac bez klopotow.

– Ale ci Monti to dziwni ludzie – powiedziala Naomi. – Rozmawialam z Angela, corka profesora, jest chyba takze jego sekretarka. Przyznala, ze wrocil juz do Wloch, ale jest teraz tak zajety, ze nie bedzie mogl sie spotkac z nikim z zespolu Drugiego Zmartwychwstania. Nie pozwolilam sie splawic. Powiedzialam jej o tobie, Steve, i o tym, ze uwazasz profesora Montiego za najwazniejsza osobe w kampanii reklamowej, lansujacej nowa Biblie. Nawet sklamalam, ze wydajemy ja juz wkrotce, wiec czas jest coraz bardziej cenny. Poniewaz dalej probowala przesunac spotkanie na jakis nieokreslony termin, zagrozilam jej, ze przyjedziesz do Rzymu i bedziesz obozowal pod jego domem, dopoki z toba nie porozmawia. To zadzialalo. Skapitulowala i obiecala, ze jej ojciec spotka sie z toba, tyle ze nie w Rzymie. Pojechal wlasnie samochodem do Mediolanu w jakiejs prywatnej sprawie, ale znajdzie dla ciebie czas w poniedzialek rano. Powiedzialam jej, ze zatrzymasz sie w hotelu Principe di Savoia, i umowilysmy sie, ze profesor Monti zjawi sie tam u ciebie w poniedzialek o jedenastej.

I tak Steve Randall znalazl sie w niewielkim saloniku apartamentu siedemset piecdziesiat siedem w eleganckim hotelu w Mediolanie. Byla za piec jedenasta.

Wyjal z walizki miniaturowy dyktafon, sprawdzil, czy dziala, polozyl go na telewizorze i podszedl do okna. Spogladal na Piazza della Repubblica, z trawnikami i drzewami, niemal wyludniony w porannym skwarze. Myslal o tym, jakie pytania zada profesorowi Montiemu. Mial nadzieje, ze archeolog okaze sie ciekawym rozmowca, a jego angielski bedzie zrozumialy.

Szybkie i ostre pukanie wyrwalo go z zadumy. Profesor Monti przybyl punktualnie. To dobry znak, pomyslal Randall. Podszedl do drzwi, otworzyl je, zdecydowany powitac archeologa cieplo i serdecznie, i natychmiast opadla mu szczeka.

W progu stala mloda kobieta.

– Czy pan Steven Randall z zespolu Drugiego Zmartwychwstania? – zapytala z niemal brytyjskim akcentem.

– Tak, to ja – odparl zdezorientowany.

– Jestem Angela Monti, corka profesora Montiego.

– Ale ja mialem sie spotkac…

– Wiem. Mial sie pan spotkac z moim ojcem. Jest pan zaskoczony i rozczarowany. – Usmiechnela sie. – Prosze sie nie zniechecac, zaraz wszystko panu wyjasnie, jesli pan pozwoli. Pomoge tez panu w zastepstwie ojca, jesli sie pan zgodzi. – Spojrzala w glab pokoju. – Czy moge wejsc?

– Oczywiscie, prosze mi wybaczyc – odrzekl zmieszany. – Prosze, niech pani wejdzie. Obawiam sie, ze na chwile stracilem rezon.

– To zrozumiale – stwierdzila, wchodzac do salonu. – Ojciec prosi o wybaczenie, ze nie mogl sie zjawic osobiscie. Jednakze nie mial wplywu na okolicznosci, jak zaraz to panu wyjasnie.

Randall zamknal drzwi i przeszedl za nia na srodek pokoju. Odwrocila sie z wdziekiem, przygladajac sie otoczeniu i mierzac go szczerze rozbawionym spojrzeniem.

– Przynajmniej ma pan tu klimatyzacje-powiedziala. – Nie bedzie sie pan tak goraczkowal. Ale powaznie mowiac, to wielka ulga, bo na dworze jest prawie trzydziesci stopni. Wprawdzie jeszcze sie czlowiek nie rozpuszcza, ale duchota jest okropna.

Zaskoczenie i rozczarowanie, a takze zlosc na profesora Montiego za niedotrzymanie obietnicy topnialy w szybkim tempie, gdy Randall przygladal sie swemu gosciowi.

Angela Monti byla kobieta, ktorej widok doslownie zapieral dech w piersiach.

Mogla miec metr siedemdziesiat piec wzrostu. Byla w slomkowym kapeluszu z szerokim rondem, a oczy skryla pod wielkimi okularami przeciwslonecznymi. Miala na sobie gleboko wycieta, zolta jedwabna bluzke, spod ktorej wylanial sie biustonosz, nie calkiem mieszczacy jej prowokacyjnie wyprezone piersi. Szeroki skorzany pasek okalal waska talie, a rdzawa letnia spodniczka podkreslala zmyslowa kraglosc bioder.

Gdy odkladala na krzeslo brazowa torebke, z pewnoscia od Gucciego, i zdejmowala kapelusz i okulary, nie mogl oderwac od niej wzroku. Ostrzyzone na pazia wlosy byly miekkie i kruczoczarne, migdalowe oczy w kolorze nefrytu, szeroki u nasady nos mial delikatne nozdrza, wydatne karminowe usta byly wilgotne, a pod jedna z wysokich kosci policzkowych miala pieprzyk. Na zlotym lancuszku wisial na jej szyi krzyzyk, spoczywajacy w zaglebieniu miedzy piersiami.

– Jest pan zly, ze to ja przyszlam zamiast ojca? – zapytala, swiadoma jego spojrzenia.

– Nie, oczywiscie, ze nie. Szczerze mowiac, podziwialem pania. Czy jest pani modelka albo aktorka?

– Dziekuje za mile slowa – odparla bez skrepowania. – Jestem na to zbyt powazna. – Zmierzyla go spojrzeniem. – Inaczej sobie pana wyobrazalam.

– A czego sie pani spodziewala?

– Powiedziano mi tylko, ze jest pan slynnym specem od reklamy z Ameryki i bedzie pan kierowal kampania promocyjna nowej Biblii. Chyba wszyscy za bardzo holdujemy stereotypom. Mnie slowo reklama zawsze sie kojarzylo z wielka traba… chcialam powiedziec tuba… ktora robi mnostwo halasu. Nie spodziewalam sie zobaczyc kogos tak powsciagliwego, o takim… jakby to ujac… amerykanskim wygladzie… brazowe wlosy i oczy, barczysty… a jednoczesnie tak wyrafinowanego.

Probuje mnie urabiac, pomyslal Randall, albo jest taka prostolinijna. Wszystko jedno, podoba mi sie to.

– Moze usiadziemy – zaproponowal i oboje usadowili sie na kanapie. – Prosze mi wierzyc, ze pani obecnosc jest dla mnie mila, panno Monti…

– Angela – poprawila go.

– Dobrze, w takim razie prosze mi mowic Steve.

– Dobrze, Steve – odparla z usmiechem.

– Moim problemem jest presja czasu – powiedzial Randall. – Zatrudniono mnie bardzo pozno. To niesamowite przedsiewziecie i zasluguje na wyjatkowa kampanie reklamowa, byc moze na najlepsza i najwieksza w historii. Nie uda sie ona bez scislej wspolpracy wszystkich zainteresowanych. W moim przekonaniu wlasnie rola profesora Montiego w calej tej historii jest najbardziej dramatyczna i ekscytujaca, dlatego zasluguje na szczegolne uwypuklenie. Moi pracownicy probowali sie skontaktowac z pani ojcem, lecz bez powodzenia. Teraz z kolei mnie spotkalo to samo. Czy moze mi pani wytlumaczyc, o co wlasciwie chodzi?

– Oczywiscie – odparla. – Wyjasnie to panu, niczego nie ukrywajac. Przyczynajest polityka, zazdrosc i rywalizacja w rzymskim srodowisku archeologicznym. Kiedy moj ojciec postanowil rozpoczac wykopaliska w Ostii, musial uzyskac pozwolenie regionalnego inspektora archeologicznego. Byl nim wowczas, przed siedmioma laty, doktor Fernando Tura, ktory ostatnio awansowal. Ten czlowiek zawsze rywalizowal z moim ojcem, uwazal, ze poglady ojca na temat archeologii biblijnej sa zbyt radykalne. A procedura byla taka, ze to on musial wyrazic zgode na wyslanie wniosku ojca do Komisji Zabytkow i Sztuk Pieknych w Rzymie, ktora, jesli uzna wniosek za zasadny, przekazuje go Generalnemu Konserwatorowi Zabytkow. To wlasnie on wydaje formalne zezwolenie. Tura jednak robil trudnosci…

– To znaczy, ze odrzucil wniosek pani ojca przed siedmiu laty?

– Przede wszystkim wysmial teorie ojca, ze mozna tutaj, we Wloszech, odnalezc jakikolwiek wartosciowy rekopis sprzed czasow Marka czy Mateusza. Nie tylko wysmial, lecz opoznial sprawe i szerzyl klamliwa opinie o ojcu w kregach urzedowych. Takie drobiazgi nie mogly jednak powstrzymac ojca. Zwrocil sie nieoficjalna droga do swego przyjaciela w Komisji Zabytkow, a ten mimo wscieklosci Tury doprowadzil do przekazania wniosku wyzej, gdzie zostal zaaprobowany. Potem, kiedy ojciec odkryl znalezisko i okazalo sie autentyczne, Tura wprost wychodzil ze skory z zazdrosci i gniewu. Usilowal usunac ojca w cien, aby nie dopuscic do wiazania z jego osoba jakichkolwiek zaslug. Zaczal je wrecz przypisywac sobie, rozglaszajac, ze to on, Tura, byl geniuszem, ktory kazal profesorowi Montiemu kopac w Ostii. Moj ojciec byl w jego opinii tylko kims, kto trzymal lopate. Tura spowodowal, ze Ministerstwo Nauki wyslalo ojca za granice, zeby nadzorowal wykopaliska w roznych odleglych miejscach.

– Czy ministerstwo w ogole mialo prawo cokolwiek mu nakazywac?- zapytal Randall.

– Wlasciwie nie – odparla Angela – ale wie pan, jak to jest w zyciu. Tylko ci, ktorzy stanowia prawo, moga bezpiecznie je lamac. To przywilej kazdej wladzy. Tura przekonal swoich znajomych w ministerstwie, ze najlepiej bedzie wyslac jego kolege, profesora Montiego, za granice. Oczywiscie nikt nie moze poslac gdzies archeologa wbrew jego woli. Archeolodzy sami sobie wybieraja wykopaliska. Memu ojcu dano do zrozumienia, ze jesli sie nie podporzadkuje, moze stracic katedre na Uniwersytecie Rzymskim. Mamy wprawdzie skromny spadek po matce, lecz ojciec zawsze sie upieral, ze nalezy on do Claretty, mojej starszej siostry, i do mnie, a jego wlasne dochody sa niewielkie. Musial wiec zrobic, co mu kazano, zeby utrzymac posade i pensje profesora.

– Sadzilem, ze profesor zarobil jakies pieniadze na swoim odkryciu? – zdziwil sie Randall.

– Wszystkie odkrycia archeologiczne sa wlasnoscia rzadu wloskiego – odparla Angela. – Ojciec otrzymal pewien procent z sumy wplaconej przez wydawcow rzadowi za prawa do wykorzystania odnalezionych tekstow. Ale od razu wydal te pieniadze, poniewaz zadluzyl sie bardzo, i to na lichwiarski procent, by moc prowadzic tak dlugotrwale wykopaliska. Nie mial wyjscia. Kiedy panna Taylor, a potem pan Edlund z panskiego zespolu chcieli sie z nim zobaczyc, penetrowal okolice Pelli… to tam uciekli starozytni ebionici po pierwszej rebelii Zydow w Jerozolimie… pod katem przyszlych wykopalisk. Gdy ojciec wraca do Rzymu po kazdym takim wyjezdzie, ostrzega sie go, zeby sie nie wypowiadal na potrzeby reklamowe czy komercyjne, pod grozba utraty pracy.

Randalla nie zadowolilo to wytlumaczenie.

– A co sie stalo dzisiaj? – zapytal. – Profesor byl juz w drodze do Mediolanu, przeciez zgodzil sie ze mna spotkac.

– Zgodzil sie, bo udalo mi sie go przekonac, ze kiedy zyska nalezny mu rozglos, ludzie z ministerstwa juz nie beda mogli mu zaszkodzic. Jakims sposobem jednak, nie wiem jakim, doktor Tura

Вы читаете Zaginiona Ewangelia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату